-Zapraszamy na pokład! – krzyczy Dorothea. – Czas na podróż waszego życia, a wy się obijacie? – chyba tylko ona cieszy się z tego, że może zaraz zginąć. Nikt inny nie jest aż tak optymistyczny.
-Masz pewność, że ten twój statek ruszy? – mówi Nico wchodząc na okręt. – Po za tym syn Hadesa i córka Zeusa na morzu? Jesteś tego pewna? – nie wiem o co mu chodzi, ale ostatnio nie rozumiem dużej ilości rzeczy także nawet się tym nie przejmuje.
-Jeśli nie chcesz płynąć to nie. Nikt cię tu nie potrzebuje. – odpowiada Dori.
-Oczywiście, że płynę Dorotheo. – Nico uśmiecha się drwiąco do córki Zeusa. – Jakbym mógł cię tu zostawić? Nie przeżyłabyś beze mnie.
-Nie przeżyję z tobą. – dziewczyna kieruję się do koła sterowego i wkłada zawieszkę od bransoletki w sam środek tej dziwnej kierownicy (ciekawe czy ona wie jak się nią posługiwać). – No szybko, bo nie załapiecie się na rejs. – uśmiecha się promiennie.
-Ja nie wchodzę. – mówię kiedy Max stara się mnie wepchnąć na pokład. Podziwiam go, gdyż w ogóle nie reaguje na moje piski, wrzaski, przekleństwa wysłane pod jego adresem, nawet na moje kopanie i prośby (szkoda, że to nie jeden z tych idiotów, którzy mogą zrobić wszystko gdy tylko się do nich uśmiechnę).
-Słuchaj. – spogląda prosto w moje oczy. – Nic ci nie będzie, ok? Obiecuję ci to. – jadę na misję, na której najprawdopodobniej zginę, a on mi mówi, że nic mi nie będzie. Odwracam oczy i zaczynam płakać. – Uspokój się. – jego głos jest łagodny. – Nico może wskrzesić trzy osoby, pamiętasz? Jak coś się tobie stanie to on przywróci tobie życie. A teraz chodź, zwiedzimy nasz nowy dom.- pozwalam mu zaprowadzić mnie na okręt.
***
Muszę przyznać, że statek z XVIII wieku robi wrażenie. Szczególnie w środku. Razem z Maxem oglądamy właściwie wszystko, jednak największe wrażenie robi przeszklona podłoga pod pokładem. Widać dokładnie wszystko co jest pod nami (co mnie trochę przeraża, no prawię tracę przytomność, ale to można pominąć). Obserwuję małe i duże ławice ścigające się z delfinami i innymi, dziwnymi stworami wywodzącymi się chyba z mitologii.
-Hipokampy. – mówi Max. – Z orszaku Posejdona. – pokazuje na słodkie potworki, które przepływają obok. – Te chyba zwiały.
-To takie nierealne. – uśmiecham się po raz pierwszy od lat szczerze. – Szczególnie dla realistki.
-Jesteś realistką? -pyta. Kiwam głową. – Nie wyglądasz na taką.
-A na jaką wyglądam?
-Trudno powiedzieć. Chyba ukrywasz to kim jesteś. Nie mówisz nam całej prawdy. – nie no jest zdecydowanie za blisko całej prawdy. – Możesz mi zaufać. Powiesz co takiego ukrywasz?
-Max ja… – nie kończę, bo jakiś hałas przerywa tą całą szczerą rozmowę.
Po raz pierwszy czuję, że mam szczęście. To jest do momentu jak Max pada na posadzkę, a z jego głowy leje się krew. Dużo, bardzo dużo krwi. Chcę krzyknąć, lecz na szczęście udaje mi się zauważyć jedną rzecz. Zakrwawiony kawałek szkła wielkości rany chłopaka jest w mojej ręce. Potrzebuję dłuższej chwili, aby zorientować się, że ja właśnie chyba zabiłam jednego z moich towarzyszy.
Jednak tym razem się nie uśmiecham. Tym razem łzy rzewnie spływają po moich policzkach. Zastanawiam się czemu to zrobiłam.
Kiedy tak siedzę i płaczę przed oczami zaczyna migać mi sylwetka mężczyzny. Wystarczy mi tylko chwila aby się zorientować, że jest to duch mojego przyjaciela Luka Castellana z jego ulubioną bronią w dłoni Szerszeniem. Kolejny przerażający fakt – syn Hermesa ma zakrwawiony miecz.
-Ty to zrobiłeś czy ja? – mój głos się łamie, ale i tak udaje mi się zadać to pytanie.
-Można tak powiedzieć, że ja tylko prowadziłem twoją rękę.
-Ale czemu? Co on ci zrobił? – mam ochotę udusić ducha. Czy to możliwe? Chyba nie. No w każdym razie mam taką ochotę.
-Był za blisko prawdy. A ja jako twój nowy strażnik mam obowiązek strzec twojej tajemnicy. – dobra ja się chyba przesłyszałam. Moja matka mi jakiś bodyguardów szuka? – Teraz będę na każde twoje wezwanie. Cieszysz się? – kręcę głową. No Luke to mój przyjaciel, ale nie powinien zabijać innych przyjaciół. To wydaje mi się trochę nie ok. – No to szkoda. – zaczyna się rozmywać, ale po chwili znów się pojawia się za mną. – Jeszcze jedno. – rzuca mi zawieszkę w kształcie sierpa. – Nie dostałaś tam broni, a na 100% ci się jakaś przyda. Nazywa się Szerszeń, ale to już chyba wiesz. Wciśnij tylko guzik na zawieszce a pojawi tam się broń, której potrzebujesz. Tylko jej nie zgub, bo nie najlepiej z tobą będzie, ok? – kiwam głową. – Jeszcze jedno. On żyje, tylko jest nieprzytomny. Zapomni o tej rozmowie także chyba dobrze, nie?
-Może chciałam mu powiedzieć? – mówię przyciszonym głosem. – Może w końcu chciałam zaufać komuś innemu? – krzyczę. – A nie tylko tobie. Ty nie żyjesz Luke! Rozumiesz to?! Nie żyjesz! Nie nawiedzaj mnie już. Proszę. – zaczynam płakać.
Pod pokład wchodzą Aqua i Nico wyraźnie zszokowani. Od jak długiego czasu słyszą jak krzyczę? Czy oni widzą Luka, który wciąż stoi za mną? Czy oni myślą, że ja zaatakowałam Maxa? Chyba tak. Następnym ruchem jaki wykonują to w dość szybki sposób obezwładniają mnie i wstrzykują coś w przedramię.
Ostatnie co pamiętam to sen. Piękny sen, o tym co nigdy się nie spełni. O szczęściu. Czemu nigdy go nie zdobędę? Nie wiem.
[ERROR: doskonałość nie do opisania słowami]
Hmmm… Interesujące opko. Czekam na CD.
mimo, że nie lubię jak ktoś dodaj nowe dzieci z wielkiej trójki to opowiadanie jest świetne 😀
…
…
…
(nie wymyślę nic. Wstaw tu jakikolwiek POZYTYWNY przymiotnik)
Ej, no, to nie fair! Piszesz coś takiego i chcesz, żebyśmy to komentowali?! To jest za dobre! Przecież nie ma słów na wyrażenie zachwytu, który ogarnia czytelnika. TO NIE FAIR!!!!!!!!!!!!!!!!
SUPER!!!!
Opowiadanie całkiem, całkiem.
Znalazłem trochę literówek, kilka przecinków zjadło i parę zdań niezbyt gramatyczne – warto nad tym popracować, żeby było jeszcze lepiej.