Z dedykacją dla wszystkich tych ludzi, którzy jeszcze o mnie pamiętali. Dziękuję.
Wiem, wiem, że sentymentalne, ale…
Pałac Cienia wyrósł przed nimi nagle, jakby wyłonił się z pod ziemi. Wysoki budynek, wykonany z niezwykłą precyzją wyglądał jakby był wykonany tylko i wyłącznie z drewna, jednak Selene wiedziała, że miał być dla nich najlepszym schronieniem. Żadne nie wiedziało o przepowiedni, którą Rachel wypowiedziała przed bogami na olimpie. Nikt też nie zdawał sobie sprawy, z zajść które miały miejsce na szczycie świętej góry w nowo zaprojektowanej przez Annabeth Sali Tronowej.
Selene miała jednak nie jasne przeczucia, że bogowie chcą ją zabić. Zaśmiała się w myślach. Przecież oni zawsze chcieli. Dzień i noc próbowali ją zgładzić. Ale czuła, że teraz sięgną po bardziej radykalne środki. Nie miała jednak pomysłu co to będzie, bo próbowali już chyba wszystkiego.
Chyba…
Poczuła dwóch potężnych strażników, którzy znajdowali się już u bramy jej pałacu.
„A więc Zeusie, potraktowałeś mnie jak prawdziwe zagrożenie?!” Zadrwiła sobie w myślach dziewczyna. Ale to wcale nie było takie zabawne.
Bo oto u wrót jej krainy stoi już dwóch skrzydlatych gwardzistów, których szkolono do mordowania. Spojrzała na swoją zabandażowaną rękę a następnie na przyjaciół. Jej wzrok chwilę dłużej zatrzymał się na Dannielu. Westchnęła. To była jej kolej. Bohaterowie oddawali życie za to co kochali, więc oto nadszedł jej czas.
Udowodni, ze pomimo, że jest potworem to jest nadal człowiekiem. Bo jeśli by nie była, to czy byłaby zdolna do miłości. I to tak wariackiej. Mogła przecież z nim być. Ale na tym właśnie polega ta prawdziwa miłość, czyż nie? Na oddaniu swojego szczęścia, dla szczęścia tej drugiej osoby. I nie ważne, że oboje chcieli to zrobić. Ona chciała go od siebie dlatego odepchnąć, on chciał być z nią do końca, nawet jeśli oznaczało by to jego przedwczesny koniec.
Pani Cienia otworzyła przed nimi drzwi swojego pałacu i ze spuszczoną głową czekała, aż wszyscy przejdą obok niej, aby mogła ich tam zamknąć, a sama pójść walczyć.
Przepuszczając herosów przez drzwi dotarło do niej, że nie ma z nimi łowczyni.
-Widzieliście Thalię? – zapytała.
Wszyscy spojrzeli po sobie zdumieni jakby czekając, aż to obok powie, że przecież stoi obok niego.
Ale nikt nie odpowiedział.
Danniel spojrzał przerażony na przyjaciół. Jakby nie patrzeć dziewczyna była jego siostrą. Chciał wybiec z powrotem na dziedziniec Pałacu, jednak zatrzymała go ręka Selene, która wyraźnie torowała mu drogę.
Przez to, ze chciała go zatrzymać, efekt był taki, że stali opierając się o siebie nawzajem klatkami piersiowymi. Córka Persefony doskonale wiedziała, że powinna była go odepchnąć, ale zamiast tego wstrzymała oddech i patrzyła na niego, chłonąc jego widok. Tak właśnie chciała go zapamiętać.
Stał w progu, oświetlony lekko ciepłym światłem płonących wewnątrz pochodni. Burzowe oczy błyszczały lekko, roznieconą w nich iskierką buntu. Usta zdobił delikatny uśmiech, wywołany bliskością ciała Selene. Oddychał miarowo. Jedną ręką opierał się o framugę drzwi, która znajdowała się za dziewczyną, a drugą podniósł na wysokość jej twarzy, i trzymał blisko. Nie dotknął jej jednak. Stali tak i patrzyli sobie w oczy, nie oddychając nawet jakby bali się, że wydmuchując powietrze z płuc zdmuchną siebie nawzajem jak i również tą chwilę.
Ona napawała się jego lekkim uśmiechem, on srebrem jej oczu. Oczu, które świeciły tak jak księżyc wysoko tam nad powierzchnią. Nad powierzchnią, nad którą część z nich miała nie wrócić. Ale o tym Danniel usiłował zapomnieć tonąc w jej srebrzystych oczach. Przysunął się do niej. Niby tylko trochę, nie widoczną właściwie odległość. Ale ona wiedziała, co ten ruch znaczy . Wisząca dotychczas w powietrzu dłoń, dotknęła jej ciepłego policzka. Przesunął kciukiem po jej gładkiej skórze rysując serduszko. Następnie pochylił się i wyciągnął do jej ust. Ucałował je delikatnie, bojąc się że dziewczyna znów zrobi to, co zrobiła po balu. Ale ona odwzajemniał pocałunek, i wtuliła się w niego.
Wszystko to trawiło dla nich bardzo długo. Wręcz w nieskończoność. Ale tak naprawdę cała ta scena rozgrywała się w czasie krótszym niż dwie minuty.
– Żegnaj – powiedziała Selene gdy odsunęła się od niego. Wspięła się na palce, po czym złożyła na jego policzku krótki pocałunek, a następnie, odwróciła się i odbiegła, a za nią zatrzasnęły się drzwi, w niemym rozkazie „Nie ruszajcie się stąd”.
Syn Zeusa stał wciąż w tym samym miejscu i patrzył w ślad za dziewczyną.
Nico, kopał wszystko, co nawinęło mu się pod nogi. Jessica próbowała go uspokoić, nie do końca rozumiejąc co się stało.
Annabeth wtuliła się w ramie Percy’ ego chowając twarz, po której spływały łzy.
Percy głaskał córkę Ateny po złotych włosach, rozumiejąc w pełni przekaz znaków, które im wysłała czarnowłosa dziewczyna. Było dla niego jasne, że zrobi wszystko, aby uratować córkę Zeusa, ale sama nie zamierza nigdy więcej wrócić na powierzchnię. Nigdy już nie miała zamiaru zobaczyć słońca, ani księżyca, który tak szczególnie kochała gdy wisiał srebrną tarczą, nad taflą słonej wody oceanu w Obozie. Nie miała usłyszeć śpiewu ptaków. Nie miała poczuć zapachu morskiej wody.
Chłopak spuścił głowę i oparł podbródek o czubek głowy ukochanej. Otoczył ją ramionami.
-Tak krótko ja znaliśmy – powiedział. – A tak bardzo się do niej przywiązaliśmy…
Cztery pary smutnych oczu wpatrywały się w niego wykrzykując nieme potwierdzenie dla tego co powiedział. Cztery pary oczu szklistych od łez, którym nie chciano pozwolić wypłynąć, aby udowodnić swoją odwagę. To, że jest się coś wartym…
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Selene szła przed siebie. Walczyła z silną wolą odwrócenia się do tyłu, rzucenia biegiem i ukrycia w silnych ramionach ciemnookiego bruneta. Spojrzała na prowizoryczny bandaż. Opatrunek, który On zawiązał jej na ręce. Zapewne wciąż pachniał Nim. Wyjęła nóż zza cholewy buta i przecięła bandaż. Rana pod spotem była wciąż zaogniona, ale zasklepił się już na tyle, że nie krwawiła. Starannie ukryła nóż. Nikt nie mógł go dostać, bo to oznaczało by jej koniec. Właśnie dlatego sama go nosiła, a nie skryła go gdzieś w bezpiecznym miejscu.
Kto bowiem wpadnie na pomysł, że jedyną broń, która jest w stanie ją zabić dziewczyna zawsze ma przy sobie? Mało na świecie tak wybitnych strategów jak Selene. Upewniła się jeszcze, że sztylet osunął się wystarczająco nisko, a następnie ruszyła biegiem na poszukiwanie Łowczyni.
Zobaczyła ją siedzącą pod drzewem. Dziewczyna trzęsła się, a z jej ust wydobywały się ciche pojękiwania. Na jej twarzy gościł jednak błogi wyraz, więc Córa Nocy była pewna, że dziewczyna nie zdaje sobie sprawy z tego co dzieje z jej ciałem. Tak podziemie działa na ludzi. Pani Krainy Cienia stanęła nad córką Zeusa i za pomocą swoich mocy przeniosła ją do Pałacu.
„ Właściwie czemu to robię?” zastanawiało ją. „Przecież Zeus odebrał mi ojca. Nie powinnam litować się nad jego dzieckiem.” Przemknął jej jednak przez myśl obraz smutnej twarzy Danniela. „Dla niego to zrobiłam” powiedziała sobie stanowczo. „Nie dla Zeusa, bo wobec niego nie powinnam mieć litości dla żadnego z jego potomków.”
Nie musiała długo czekać na pojawienie się gwardzistów, z którymi miała stoczyć ostateczną walkę. Ich było dwóch – ona jedna. Nie widziała w tym jednak większego problemu.
Stanęła naprzeciw nich w lekkim rozkroku. W ręku trzymała Maledicte, a srebrzyste tęczówki jej oczu były tak jasne, że niemal białe. Wiedziała, że jeśli tyko zechce może powiększyć swoje szanse w tym pojedynku ujawniając swoją prawdziwą postać. Postanowiła jednak jeszcze na to poczekać. Uniosła dumnie głowę i spojrzała na morderców wyzywająco.
Byli dużo wyżsi od niej. Każdy miał koło trzech metrów. Obaj dzierżyli w dłoniach ogromne zakrzywione szable, dwa razy dłuższe od normalnych mieczy. Były one bezpośrednim powodem dla którego nie dało się wygrać z nimi walki. Ofiarę trzymali na długość swojego miecza od siebie. Nie istniała więc nawet szansa na zbliżenie się do nich ostatecznie blisko, aby zadać im ranę.
Nie czekali, aż powie, że jest gotowa.
Nie czekali, aż podniesie broń.
Pierwszy z nich po prostu rzucił się na Panią Cieni mierząc ostrzem prosto w jej czaszkę…
&&&&&&&&&&&&&&&&&
– Ja tego tak nie zostawię!- Krzyczała Thalia rzucając się po komnacie Pałacu Cienia w której wszyscy się znajdowali.
Drgawki już jej przeszły, a sama dziewczyna nawet ich nie pamiętała.
-A myślisz, że my chcemy ją tak zostawić? – odpowiedział jej syn Pan Mórz.
Łowczyni wzruszyła ramionami.
-Nie obchodzi mnie co chcecie. Ważne jest to co zrobicie!
Nico coraz bardziej denerwowała cała ta kłótnia. Wiedział, że nie ma ona sensu. Chciał zachować spokój, bo pozostali przeprawiali sobie tylko niepotrzebnych nerwów.
-A może zamiast się denerwować po prostu wyjdziecie i jej pomożecie? – zapytał jakiś głos.
Cała piątka rozglądała się wokoło szukając właściciela tego głosu. Wszystkim wydawała się znajomy. Jednak ostatecznie rozpoznała go dopiero Thalia.
-Artermido! – krzyknęła. –Pani, pomóż nam uratować Selene.
Wiedziała, że bogini stoi po stronie córki Persefony. Wszyscy wiedzieli.
-Nic prostszego – stwierdziła bogini śmiejąc się melodyjnie. – Przecież drzwi nie są nawet zamknięte na klucz. Po prostu pchnijcie wrota – poradziła im.
Danny rzucił się do przodu przywarł do drzwi i mocno je pchnął. Przesunęły się bez problemu.
Przed nimi roztaczało się pobojowisko…
&&&&&&&&&&&&&&
Anioły rzuciły się na Selene, i cięły ją we wszystkie słabe miejsca. Każdy cios trafiał tam gdzie miał nie czyniąc jednak dziewczynie żadnej szkody. Nie uciekała przed ciosami. Nie marnowała cennej energii. Wiedziała, że rana, którą ma na dłoni utrudni jej walkę, gdy dojdzie do ostatecznego starcia. Spojrzała na swoje ubranie. Zwykłe ubranie nie było w stanie specjalnie jej chronić. Miała długie spodnie. Jej czuły punkt był trochę bardziej osłonięty. Ale mimo wszystko wciąż był bardzo łatwym celem.
Jedyne co dawało jej nadzieję było to, że być może Gwardziści nie wiedzieli o tym gdzie jest jej słaby punkt.
Żołnierze Zeusa spojrzeli po sobie i równo ruszyli do ataku. Jeden ciął z jednej, drugi z drugiej. Selene nie miała właściwie żadnej opcji ucieczki. Podskoczyła w górę. Nie miała czasu aby liczyć od stu do jednego. Musiała pozwolić swoim skrzydłom po prostu pojawić się z znikąd.
A wraz ze skrzydłami pojawiła się narastająca wściekłość.
Skutek uboczny.
Nie czekała, aż zaatakują. Sama rzuciła się w ich kierunku w diabolicznej szarży. Zbiło ich to z tropu. Nie chciała uciekać. Miecz dziewczyny prawie dosięgnął pierwszego ze Strażników Niebieskich, ale wówczas do uszu dziewczyny dotarł jakiś niesprecyzowany dźwięk. Pół sekundy dekoncentracji wystarczyło aby jej przeciwnik wykorzystał jej ostrze przeciw niej samej.
Pchnął mieczem i ciął ją w żebra. Z rany popłynęła złoto-srebrzysta krew. Syknęła. To nie powinno się było stać. Przyjrzała się ostrzu w dłoni Gwardzisty. Czarny, chropowaty metal- stygijski spiż.
Ostrze pobłyskiwało delikatnym granatowym poblaskiem.
Już wiedziała. Gwardziści zabrali drugie Ostrze. Przypomniała sobie co powiedział jej brat. „Tantos (..) leży martwy gdzieś w okolicy więzienia”.
Wiec Nico niechcący ułatwił jej przeciwnikom życie.
Westchnęła i rzuciła się z powrotem do ataku. Miała nadzieję, że uda jej się zabić chociaż jednego przeciwnika. Że uwolni świat od zła jakie Zeus na niego zesłał tworząc tą bezduszną armię Zastępów Niebieskich. Całe życie byli szkoleni do walki . Do walki i do zabijania.
Tym razem jej miecz dosięgnął wroga. Zraniła olbrzyma w brzuch.
&&&&&&&&&&&&&&&&
Jessica nie wiele myśląc rzuciła się do przodu. W swoim życiu nie widziała sensu, a teraz nadążyła się okazja, aby to poprawić. Chciała walczyć. Chciała pokazać światu, że nie jest tylko kolejną córeczką spłodzoną przez kochliwego boga słońca. Zacisnęła dłoń na rękojeści miecza i wydobyła ją z pokrowca. Rzuciła się do szaleńczej szarży.
Nie myślała o konsekwencjach jakie wynikną z tego heroicznego czynu.
Nie myślała o Nico, który biegł za nią usiłując zatrzymać.
Zapomniała, że była słaba.
Zbyt słaba…
Córa Nocy dyszała coraz ciężej. Rana na jej boku stawała się nieznośnie bolesna. Słaniała się z bólu. Nie powinno tak być.
Na ból było tylko jedno lekarstwo.
Dokonywała się przemiana. Jednak bardzo powolnie, gdyż Selene nadal nie chciała jeszcze na nią pozwolić. Chciała jak najdłużej utrzymać ludzką postać.
Mimo to rysy jej twarzy były już ostrzejsze, nadając jej twarzy wyrazistszy i bardziej wojowniczy wyraz. Źrenice były większe, a oczy jaśniały światłem.
W ustach wyrastały jej kły.
Nieświadomie oblizała wargi, gdy do jej nozdrzy dotarł wyrazisty zapach świeżej krwi. Czuła zapach krwi herosa. Czerwona i wyrazista krew o latynoskich korzeniach pomieszana z złotą krwią bogów.
Wyczuła jeszcze jeden silny zapach. Srebrzystą krew aniołów. Spojrzała na dłoń, którą przyciskała do raby na żebrach. Jej dłoń pokrywała srebrna maź.
Więc jej krew była już tylko Anielską krwią.
Zapach czyjej krwi wobec tego poczuła?
Znała odpowiedź na to pytanie jeszcze za nim się odwróciła.
Jessica Gerrochi.
Umierała…
„wykonany”! „wiedziała”! „próbowali”! SEL, WYWAL POWTÓRZENIA!!!
Do tego głupie literówki typu „olimp”, plus „stygijski spiż” (to było żelazo, no nie? Chyba, żeś co innego na myśli miała- coś nowego, czego my nie znamy).
Ale NARESZCIE powróciłaś!!! CHCĘ WIĘCEJ!!!
pisz , pisz , pisz , pisz CD !!!!!!
Boskie!Moja droga Selene! Nareszcie wróciłaś! Jak ja kocham twoje opka i wcale nie zwracam uwagi na powtórzenia czytając je.Czekam na cd!
TAAAAAAAAAAAAAAAAAK!!!!!! W końcu!!! Nie zwracam nawet uwagi na błedy, bo w końcu się pojawiło! 😀 Czekam na szybki CD! 😀
JA CHCIEĆ CD!!!
I TO SZYBKO!!!
oprócz kilku literówek, ktore Arachne podała to:
– nie lubię narracji trzecioosobowej
– nareszcie coś co mogę spokojnie czytać bez obawy o schematyczność i nudę*
– teraz to czekam tylko na kolejne części i wiersze, które piszesz chyba najlepiej w swojej kategorii wiekowej na blogu** 😀
*w sensie, że nie ma nudy i schematyczności
** jeszcze jest Arachne, więc raczej ‚najlepsza na blogu’ to byłaby przesada, ale najlepsza w swojej kategorii wiekowej to tak w sam raz 😛
Nie wiem co powiedzieć. A właściwie wiem. Dwa słowa: SEL! WRÓCIŁAŚ! Z całym swym zapałem, talentem i niezwykłym stylem!
Bardzo dramatyczny rozdział. Ubóstwiam!