Od autorki: dedykuję tę część Arachne, za miłe porady ;D i admince jako podziękowania 😉
Wiecie co dzisiaj jest? Walentynki, jestem z tego powodu po prostu wniebowzięta. Autobusy szkole po bokach są oblepione sercami, jest to tak żenujące, że brak mi słów, zaczynam bać się wejść do szkoły, zwykle niebiesko-biała, teraz pewnie będzie różowo-czerwona. Weszłam do autobusu i zajęłam miejsce koło okna, kilka przystanków dalej wsiadła Amanda i Natalie. Panna piękności jak zwykle czesała włosy i poprawiała szminką usta. Jej bluzka cała w serca, ubrała też czarne rurki i szpilki koloru czerwonego, jakby nie patrzyć wygląda całkiem nieźle. Sowa ubrała się też bardzo interesująco- na szczęście bez żadnych serc.- Ma błękitną bluzę, czarne rurki i pięknie buty koloru różowego i jej fioletowo czarną kurtkę. Natalie weszła pierwsza i od razu dostała dwa tuziny róż i miliony walentynek, nawet jakieś pudełko czekoladek. Nie raz miałam ochotę strzelić jej w twarz wodą, bo to jej malowanie i te jej zniszczone włosy to masakra. Może kiedyś to zrobię, ponieważ brzmi kusząco. Usiadły przede mną. Wymieniłyśmy cześć i zaczęła się rozmowa.
– Dostałyście już coś? No bo ja mam urwanie głowy z tym, nie wiem gdzie co dać by nic się nie zepsuło.
– Na śmietnik?- zasugerowałam
– Nie. Debby czemu nie lubisz tego święta to najlepszy dzień w roku!
– Tak, a twoje urodziny?- do rozmowy dołączyła Amanda
– To jest drugi najważniejszy dzień, ale i tak kocham walentynki, to dzień miłości, dzień w którym możesz poznać tego jedynego…
– Ble, ble fuj! I co miałabym się jeszcze z nim gdzieś lizać, fuj! Dla Ciebie to walentynki, a ja zrobię anty-walentynkową imprezę. Sowo dołączysz do mnie?
– Spytajmy jeszcze Rachel, właśnie ją widzę.
No i rzeczywiście do autobusu wchodziła ubrana w czarny długi płaszcz i brązową czapkę, której prawie nie widać na tle włosów. Po jej minie wnioskowałam, że albo zjadła nie dobre śniadanie lub nie dobrze jej się robi na myśl o tym fantastycznym dniu. Nikt nie spojrzał w jej stronę, wszyscy byli zajęci rozmową miedzy sobą. Doszła i usiadła koło mnie. Od razu zapytałam ją co myśli o imprezie i krótko opisałam jej naszą rozmowę. Jako, że jesteśmy paczką powinna wiedzieć co się dzieje.
– A właśnie, sowa. Jak tam twój Max?- spytałam
– Maxwell- poprawiła mnie od razu- a nic, mam jego numer i to tyle, nawet nie wiem gdzie mieszka, bo jeździ innym autobusem niż my.
– Jaki on jest słodki i zacny. Nie mogę się doczekać dojazdu do szkoły- powiedziała nasza droga Natalie na tyle poważnie, że wszystkie popatrzyłyśmy na nią licząc, że zaraz powie coś w stylu „żart” ale nic takiego się nie stało- no co się tak patrzycie, czuję się jak jakaś idiotka, przecież nie jestem głupia.
– Mi ciągle w uszach dzwoni jej stwierdzenie, wypowiedziane właśnie z jej ust. Masakra i powiedziała to właśnie Natalie, gdyby to zrobił ktokolwiek inny to bym się nie zdziwiła.- podsumowała Rachel- boję się co będzie w szkole, skoro już teraz coś się z nią stało, może będzie uważać na lekcji lub ćwiczyć na wf, a nie chować się w szatni z jakimś chłopakiem.
– Nie. To jest nie możliwe- powiedziałam równocześnie z sową.
Droga nie trwała tak długo jak myślałam, że będzie. Kiedy wysiadłam z autobusu moje najgorsze koszmary (jako w połowie normalnej osobie) się spełniły. Na drzewach, ławkach, oknach na drzwiach, wszędzie po prostu wszędzie były serca, duże, małe i kolorowe. Masakra czy tylko ja nie lubię tego dnia? Poszłyśmy paczką do budynku szkoły i tam było już tylko gorzej (jeśli to możliwe). Dziewczyny i chłopaki chodzili po szkole jako serca, nie wszyscy oczywiście. Każda szafka ozdobiona miliardami serc czy tam róż, nawet balonów i lizaków. Tego już za wiele, może zaraz zrobią jakąś imprezę, albo jedzenie ze stołówki będzie w kształcie serc? To jakaś katastrofa. Jedyną nadzieją będzie to, że w stajni nikt nie będzie mówił mi o tym dennym dniu. Żeby nie było nie lubię tego dnia, bo nie mam chłopaka czy coś ale wkurza mnie jak ktoś leci w ślinkę koło mnie, mam wtedy deprechę. Dzień zakochanych jasne życzę szczęścia parą lecz jako heroska, nie mogę myśleć za bardzo o miłościach, ponieważ muszę walczyć z potworami, być gotowa do oddania życia w walce albo jeśli ktoś porwałby tego kogoś mógłby mnie szantażować. Moja mama już zalicza się do tego kręgu ale Posejdon obiecał mi, że nie dopuści by coś jej się stało oraz mi też ale u mnie jest z tym gorzej, ponieważ często pakuję się w jakieś bagno. Moje rozmyślania przerwał dzwonek, znając życie i tak będę o tym myślała przez następnie lekcje. Zerwałam serca z mojej szafki i wyciągnęłam potrzebne mi książki oraz udałam się do sali, czyżbym znowu się spóźniła? Nikogo nie widać, weszłam do sali i nauczycielki jeszcze nie było, będzie zdziwiona widząc mnie w ławce od początku lekcji. Rachel rozmawiała z Rebekah, Amanda patrzyła na Maxa jak na jakiegoś cukierka czy tam lizaka, Natalie zaś czesała włosy i dziękowała za walentynki rzeszą chłopców. Jeden dał jej nawet róże z wazonem, czyżby wiedział, że ona ma takie wzięcie, czasami mam wrażenie, że Afrodyta ją niesamowicie obdarowała, co prawda z samą boginią się nie spotkałam i nie wiem jak wygląda.
– Debby, cieszę się, że jesteś w samą porę ale mogłabyś jeszcze słuchać na lekcji.
– Dobrze proszę pani.
Oczywiście nie słuchałam, bo po co i tak nigdy nie nauczę się hiszpańskiego. Nawet nie dziwi mnie to jak Amanda odpowiada na pytania i jak mówi, jest niesamowita. Jest jak dla mnie mózgiem całej naszej paczki ale ona uważa inaczej. No przecież nie będę się z nią kłócić, kiedyś próbowałam, ale to była najgorsza pomyłka jaką kiedykolwiek zrobiłam, ponieważ jej argumentów nie da się podważyć nawet nauczycielom. Spojrzałam na pierwszego lepszego chłopaka, był nim Max i z zaciekawieniem patrzył na Amandę, pewnie po wczorajszym jest bardzo zdziwiony jej zachowaniem, ponieważ tak nagle zadziałała. Niby taka grzeczna ale ma swoje akcje. Sama czasami zadaje sobie pytanie czy to nie był sen, co więcej pyta się nas o potwierdzenie tego dnia.
Wreszcie dzwonek na lunch, poszłam wrzucić książki do szafki i odnalazłam moją paczkę na stołówce, Natalie jak zawsze miała grono wielbicieli, którzy zabiegali o jej względy, naprawdę to już zaczyna być żenujące, nawet bardzo. Co ona jest jakąś gwiazdą czy co? Może i jest całkiem ładna no ale bez przesady. Minęłam kolejkę chłopaków i usiadłam obok Rachel i Amandy. Starałam się zjeść sałatkę, która mama mi zrobiła ale zaraz przyszło do mnie serce i dostałam jakąś walentynkę, tak jak sowa. Przeczytałam na głos wierszyk.
– Na wielkim jachcie zerwała się lina, powiadają żeś piękna dziewczyna. Podpisano Ian i obok numer telefonu. Pff, boi się podejść i dać mi to prosto w twarz co za dzieciuch.
– Ja dostałam od tajemniczego wielbiciela.
– Pokaż okładkę.- podała mi walentynkę i obejrzałam. Moje przypuszczenia się sprawdziły dostała to od Maxa.- To jest od Maxa, taką właśnie miał na lekcji i cały czas się na Ciebie patrzył.- na twarzy Mandy pojawiły się rumieńce- Ty się zakochałaś!
– Jasne dwa lata temu, ale teraz zrobiło mi się słodko ale jeśli to nie jest od Maxwella? Jeśli jakiś kolega kazał mu to dać?
– Nie panikuj- dołączyła się Rachel- skoro Debby mówi, że to od niego to, to jest od niego. Możesz też się zapytać Natalie, ponieważ dostała pewnie od każdego ze szkoły poza Maxem.
– Spoko, wierze wam. Miło jest coś dostać ale lepiej byłoby gdyby dał mi to osobiście.
– Nigdy nic nie wiadomo- pokazałam na kierującemu się ku nam Maxa- Reachel musimy iść do łazienki.
– Ale ja nie muszę.
– Owszem, musisz. Idziemy zostawmy ich samych.
Wstałam i od razu poszła za mną Rachel. Zatrzymałyśmy się po drugiej stronie tak, że mogliśmy ich widzieć ale nic więcej. Na początku nic takiego się nie działo, sowa słodko się rumieniła co nie uszło jego uwadze, jej piękny uśmiech rozświetlony rumieńcami jest tak wspaniały. Ach pewnie teraz myśli, że nas udusi lub nas za to kocha. Ślepa miłość.
(bierze łopatę i zaczyna kopać grób) CZŁOWIEKU! PRZECINKI NIE GRYZĄ! Za to ja wkurzona przez nie tak! Tekst znowu nie trzyma się kupy, choć to pewnie wrażenie przez migracje masowe znaków interpunkcyjnych. Sam pomysł podoba mi się bardzo, choć pomysł z Walentynkami był mój (nie czepiam się, bo jest to zupełnie inaczej zrobione) 😀 Tylko nadal nie mogę powiązać treści z tytułem 😀
Dobre. Też to CZUJE ludzie?
mam pewne podejrzenia co do CD , ale mnie tym hiszpańskoim zmyliłeś a tak wogóle , to czekam na następną cz :PPPPP
Nie tylko Ty nienawidzisz WALĘ-tynek: przecinki brzydzą się nimi tak bardzo, ze uciekają z opka gdzie pieprz rośnie…
Szczerze: niezbyt lubię bohaterki (nie miej o to do mnie pretensji), a to, co się dzieje, uważam za banalne, ale stylowi wiele do zarzucenia nie mam.
Żywię nadzieję, iż następna część będzie ciekawsza i ukaże sie niedługo 😀
Fajne, trochę za mało przecinków, ale tak to jest spoks.
Pozdro i wenki
Annabeth1999
PS Możesz skomencić mój wierszyk plis??
Bardzo fajne. Miło się czyta :O ;).
Mam podobny stosunek do Walentynek co glowna bohaterka. Genialne! Natal;ie jest wkurzająca.