Całe opowiadanie dedykuje tym, co pragną aby sekcja Opowiadania była już otwarta. PS: Kolejne części opowiadania – wkrótce.
GRA
1.
Spokój.
Cięciwa była mocno naciągnięta. Janny stała w tej samej pozycji od dobrej godziny. Ręka trzymająca łuk już dawno jej zdrętwiała. Palce siniały od trzymania strzały na cięciwie.
Spokój.
Pięść Zeusa lśniła w blasku światła przebijającego się przez drzewa. Na jej szczycie, włożony między kamienie stał sztandar, na którym powiewał niebieski transparent z wyhaftowanym trójzębem. Janny celowała dokładnie w niego i czekała. Wypatrywała jakiegokolwiek ruchu.
Wiatr lekko poruszał jej włosami upiętymi w kucyk. Miała na sobie lekką skórzaną zbroję zasłaniającą jej pomarańczową koszulkę pod spodem. Kołczan przypięła do pasa, a nie jak to robią inni łucznicy z obozu, do pleców. Uważała, że w ten sposób szybciej wyciąga się strzały i już wiele razy okazało się to prawdą.
Siedziała na gałęzi drzewa, które najbliżej znajdowało się kupki głazów zwanej Pięścią Zeusa. Zbroja i spodnie miała w wojskowe łaty utrudniające z pewnością wykrycie jej obecności.
Nagle coś usłyszała. Przypominało to trochę łamanie gałęzi. Było regularne więc musiały być to kroki. Dźwięk dobiegał miej więcej za pleców Janny. Nie odwróciła się. Nadal czekała. Wiedział, że jedno poruszenie może zdradzić jej położenie.
Dźwięk powoli zbliżał się do Pięści Zeusa. Janny nie widziała jeszcze wroga, ale wiedziała, że musi to być człowiek. Małe zwierzątka roztaczają mniej hałasu od tego, natomiast potwory przewracałyby całe drzewa. Tak, to na pewno musi być człowiek.
W końcu odgłos zbliżył się na tyle, że był dokładnie pod gałęzią, na której siedziała Janny. Nie mogła zmarnować takiej okazji. Zastanowiło ją jedynie to dlaczego wróg wcale się nie kryje, ale w sumie jakie to ma znaczenie?
Janny zwinnie przekręciła się na gałęzi, głową w dół. Wystrzeliła z łuku w miejsce skąd jeszcze przed chwilą dobiegał dźwięk. Potem puściła się drzewa i lecąc ku ziemi nałożyła na cięciwę kolejną strzałę. Wylądowała na poszyciu lasu z niesamowitą gracją. Uderzenie jej stóp było praktycznie bezgłośne. Znów wycelowała z łuku.
Zobaczyła niskiego chłopaka przyszpilonego do drzewa jej strzałą. Uśmiechnęła się pod nosem i opuściła broń, która magicznie skróciła się zmieniając w procę. Schowała ją między strzały w kołczanie.
– Michael, nie mów, że ciebie wysłali po sztandar – zażartowała sobie Janny. Dobrze znała tego chłopaka, ale szczerze sądziła, że grupa Czerwonych nie będzie, aż tak głupia, żeby go wysyłać. – Nie powinni wysłać kogoś z domku Aresa? Więcej miałby ze mną szans.
– Skąd wiesz, że jestem sam? – spytał Michael próbując wyrwać strzałę ze swojego rękawa.
To akurat miało sens. Sam Michael nie był groźny, ale w grupie to co innego. Nagle Janny usłyszała masę odgłosów dochodzących ze wszystkich stron. Za krzaków i drzew wyszło wielu wojowników ubranych w greckie zbroje. Pióropusze na ich hełmach były krwisto czerwone. Było wśród nich paru łuczników, ale większość to byli zwykli żołnierze z mieczami i tarczami. Okrążyli Janny. Było ich około szesnastu.
– Przegraliście Niebiescy – zwrócił się do Janny największy łucznik.
– Z pewnością – odparła. Powoli podniosła ręce patrząc jak trzech wojowników wspina się po Pięści Zeusa powoli zbliżając się do sztandaru. Janny była szczerze przekonana, że to już koniec, kiedy stało się coś dziwnego.
Wszystkie drzewa dookoła ożyły. Zaczęły wyciągać gałęzie jakby to były ręce, a ich korzenie wyskakiwały z ziemi wijąc się jak macki meduz. Przybliżyły się do Pięści Zeusa. Po lesie rozszedł się krzyk, a drzewa zaczęły łapać wojowników z czerwonymi pióropuszami na hełmach. Tłukli ich o ziemię lub rzucali nimi jakby byli piłkami do baseball’a. Wojownicy próbowali odciąć gałęzie, które ich złapały, ale nic to nie dawało. Może jedynie trochę bardziej wkurzało to drzewa.
Kiedy rośliny wreszcie się uspokoiły na nogach stała tylko dwójka ludzi. Janny i Michael.
– Co to było? – Janny spojrzał na Michaela. – To twoja sprawka?
Pokręcił głową.
Janny wiedziała, że jest synem Demeter, ale nawet to, trochę przekraczało jego umiejętności. Może to jakiś potwór, albo co? Na odpowiedź nie musiała długo czekać.
Nad Pięścią Zeusa rozbłysło jasne światło, przed którym oboje zasłonili sobie oczy. Kiedy opuścili ręce przed nimi stała kobieta. Była ubrana w poszarpane dżinsy i koszulkę o cztery numery za dużą jak na nią. Z jej ust wystawał krótki kłos zboża, który kobieta co jakiś czas żuła. Zdaniem Janny wyglądała jak połączenie hipisa i rolnika, co ją szczerze bawiło. Uklękła przed kobietą na jedno kolano po czym wstała. Michael chciał zrobić to samo co Janny, ale zapomniał, że nadal jest przybity do drzewa. Zawiesił się, a jego rękaw puści sprawiając, że upadł na ziemię. Kiedy się podniósł starał pokazać swoją postawą, że nic się nie stało.
– Witaj, pani Demeter – powiedziała Janny ignorując wpadkę Michaela.
– Cześć, mamo – dodał chłopak.
Trudno było nie rozpoznać Władczyni Przyrody pod tym co się przed chwilą stało, ale Janny nadal zastanawiało co ją tu sprowadziło. Bogowie nie wpadają często do własnych dzieci w odwiedziny, a zwłaszcza odkąd zniknął ten chłopak, Percy Jackson.
– Musicie coś dla mnie zrobić – powiedziała Demeter. Jej głos był dziwnie miły jak na boga. – Zbliża się ważne wydarzenie, a bogowie potrzebują…
– Pomocy? – odezwała się Janny. Dobrze wiedziała, że żaden nieśmiertelny nie przyzna się do tego. – Jakiej pomocy?
– Wyznaczam nową misję – Demeter zignorował to co powiedziała Janny. – Musicie odzyskać Róg Obfitości i przynieść go na Olimp w ciągu tygodnia, albo… wszyscy zginiecie.
Ostatnie słowa bogini mocno uderzyły Janny i Michaela.
– Dlaczego? – spytał Michael.
– To wszystko co mogę wam powiedzieć – znów rozbłysło jasne światło, a kiedy znikło Demeter już tam nie było. Zostało tylko samotne gruzowisko i dwójka herosów cały czas wpatrująca się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą stała bogini.
– Musimy porozmawiać z Chejronem – w końcu odezwała się Janny.
2.
Jack szedł przez rzymski obóz.
Dookoła niego wzdłuż Via Praetoria ciągnęły się sklepy i różnorakie baraki. Gdzie nie sięgnął wzrokiem widział ćwiczących rzymian lub fioletowe Lary. Szczerze powiedziawszy nic co go w tej chwili otaczało nie miło dla niego większego znaczenia. Strasznie bolał go kark. Nie od tego, że przez ostatni tydzień biegł bez przerwy z San Francisco do Seattle, lecz to, że już od dobrych paru dni taszczy jelenia na plecach. Wstrętna łania cyrenajska, nie dała mu ani razu odpocząć odkąd zobaczył ją na wysypisku śmieci niedaleko Portland. Biegnąc za nią tak często zataczał kręgi wzdłuż wschodniego wybrzeża, że most Golden Gate mijał chyba osiem razy. Nienawiść, aż od niego biła.
Kiedy szedł brukowaną ulicą legioniści i inni przestawali wykonywać swoje czynności i odwracali się w stronę Jack’a aby podziwiać jego zdobycz. Łania cyrenajska była chyba najpiękniejszym zwierzęciem jakie dotąd widzieli. Kopyta z brązu, jasno-białe futro lśniące od praktycznie wszystkiego, no i oczywiście piękne złote poroże. Łania nie była martwa. Zadanie, które musiał wykonać Jack zabraniało mu zabijania tego zwierzęcia. Nawet gdyby chciał to by nie mógł. Magia Artemidy skrupulatnie ochraniało to zwierzę.
Jack potknął się o kamień i stracił równowagę. Upadł na jedno kolano, a zwierzę zaryczało melancholijnie. Jakaś dziewczyna ubrana w fioletową koszulkę podbiegła do Jack’a próbując mu pomóc wstać.
– Nie – odezwał się do niej. – Sam muszę wykonać to zadanie.
Dziewczyna z ociąganiem powoli się od niego odsunęła. Jack wyczerpując swoje ostatnie siły podniósł się na równe nogi. Trzęsły mu się od zmęczenia, ale szedł dalej. W końcu dotarł do Principii.
Straże przed budynkiem otworzyły mu drzwi, a on wszedł do środka. Przez parę szerokich korytarzy dotarł do sali pretorów. Pomieszczenie było duże z wielkim stołem na środku i skórami powieszonymi na ścianach. Chorągwie i popiersia stały w głębi sali niedaleko samotnego sztandaru legionu bez złotego orła wieńczącego jego szczyt. Przy stole stały dwa krzesła. Tylko jedno było zajęte przez dziewczynę w zbroi pretora. Po jej obu stronach stały dwa automaty w kształcie psów. Jeden był ze srebra, drugi ze złota. Oba stwory były zwinięte w kłębek przy nogach swojej pani. Z ich nozdrzy unosiły się strużki pary.
Jack położył związaną łanię na posadzce. Pretor wstał z krzesła.
– Złapałem ją – odezwał się zdyszany Jack – Szybkie bydle. Powinnaś o tym wiedzieć, Reyna.
– Jak ci się to udało?! – na jej twarzy malowało się prawdziwe niedowierzanie, tak jakby to zwierzę nie leżało związane przed jej nogami. – Tylko Herkules je złapał…
– Każdy lubi marchewki…
– Co?
– Zaczynam majaczyć ze zmęczenia – skłamał Jack.
Reyna nie odpowiedziała tylko podeszła do zwierzęcia i zaczęła je oglądać. Potem wstała i powiedziała oficjalnym tonem:
– Trzecie zadanie zostało wykonane, masz prawo odpocząć jeden dzień. Nowe wyzwanie zostanie ci przekazane jutro rano – wróciła na swoje miejsce przy stole. – A teraz możesz odejść.
Jack podniósł łanie i znów zawiesił ją sobie na karku. Zwierzę było dwukrotnie większe od niego, a o ciężarze nawet lepiej nie wspominać. Jack wyszedł z łanią na zewnątrz.
Przed gmachem Principii zebrała się grupka gapiów podziwiająca zwierzę, które złapał Jack. On udawał, że wcale ich nie widzi. Położył łanię cyrenajską na ziemi i przykucnął przy niej wyciągając gladiusa z pochwy przypiętej przy pasie. Lewą ręką dotknął głowy zwierzęcia i wypowiedział błogosławieństwo po łacinie. Przeciął więzy mieczem. Zwierzę natychmiast podniosło się na równe nogi wystraszając gapiów. Łania zarżała i galopem pobiegła w stronę głównej bramy obozu. Była niewiarygodnie szybka i już po paru sekundach nie został po niej żaden ślad. Ani w obozie, ani na horyzoncie.
Jack podniósł się na nogi i od razu upadł na bruk.
– Na pewno nie chcesz pomocy? – usłyszał nad sobą kobiecy głos. Jack podniósł głowę. Stała nad nim ta sama dziewczyna, która próbowała mu pomóc z łanią. Teraz mógł lepiej się jej przyjrzeć. Miała długie brązowe włosy i piękne zielone oczy. Wyciągnęła w jego stronę rękę. Jack chwycił ją, a ona podciągnęła go do góry. Oparł się o nią aby znów nie upaść.
– Dzięki – powiedział Jack.
– Jestem Lily – przedstawiła się dziewczyna. – Córka Minerwy.
– Jack – odparł chłopak.
– O co chodziło z tą łanią? – spytała go Lily.
– To było moje trzecie zadanie – odparł Jack jakby ta odpowiedź miała wystarczyć.
– Zadanie?
– Jesteś tu nowa prawda? – kiedy przytaknęła dodał. – Miesiąc temu stało się… coś złego, o co posądzono mnie. Stawili mnie przed sądem wojskowym i uznano winnym. Karą ma być wykonanie dwunastu niemiłosiernie trudnych zadań. Dopiero kiedy je wykonam odzyskam honor i przynależność do legionu.
Lily dobrze to rozumiała, jak każdy inny mieszkaniec obozu. Dla nich, dla rzymian honor był czymś więcej niż dla śmiertelników żyjących poza doliną. Sine honore est non homo – bez honoru nie ma człowieka.
– Dwanaście prac… tak jak Herkules? – w końcu powiedziała.
– Tak – odparł Jack. – Z grubsza, tak.
Lily spojrzała na zegarek na nadgarstku.
– Niedługo się ściemni. Pomóc ci dojść do twojego baraku?
Jack miał już jej odpowiedzieć, kiedy nagle ziemia zaczęła drżeć. Trzęsienie było coraz mocniejsze, aż w końcu stanie na chodniku przypominało utrzymanie się na wierzgającym byku. Większość na ulicach poprzewracała się. Inni krzyczeli, a jeszcze inni szukali jakiegoś schronienia lub czegoś na czym mogli się wesprzeć.
– Co się dzieje? – Jack usłyszał głos za sobą. Kiedy się odwrócił zorientował się, że powiedziała to Reyna, która musiała wyjść z Principii.
– Nie mam pojęcia – odparł Jack.
Nagle ziemia rozstąpiła się uwalniając snop jasnego światła. Powoli z dziury wyłoniła się smukła, koścista postać. Miała matową twarz i szatę, która wyglądała jak uszyta z ludzkich dusz. Głowę postaci wieńczył czarny hełm z kozimi rogami wychodzącymi po bokach.
– Jack! – bóg przemówił, a wszyscy dookoła popadli na kolana z wyjątkiem jednej osoby.
– Witaj Plutonie – odpowiedział Jack stojąc nadal na równych nogach. – Co sprowadza największego pana podziemi w nasze skromne progi?
Jack potrafił walczyć, ale jednak przemowy wychodziły mu jeszcze lepiej. Był wszechstronny niczym Juliusz Cezar. Potrafił się przypodobać każdej osobie. Niezależnie czy to był wojownik, czy potężny bóg. Kiedyś chciano go wybrać pretorem, ale po tym co się stało miesiąc temu, wszyscy zrezygnowali z tego pomysłu. Niestety.
– Masz zdobyć Róg Obfitości! – odezwał się Pluton. – Masz na to tydzień!
– Oczywiście, panie – odparł Jack. – A mogę przynajmniej wiedzieć gdzie go znajdę?
– Nie mogę ci nic więcej powiedzieć, chłopcze – odparł bóg. – Przynieś Róg Obfitości na Olimp, a będziesz wynagrodzony.
Kiedy bóg skończył swoje ostatnie zdanie zaczął zanurzać się w ziemi. W końcu Via Praetoria zamknęła się nad jego głową, a trzęsienia ziemi ustały. Ludzie zaczęli podnosić się z ziemi. Jack pomógł powstać Reynie i Lily. Po czym zwrócił się do pretora:
– Chyba właśnie dostałem swoje czwarte zadanie.
Pierwsza. Czy to twoje pierwsze opowiadanie? jak tak to super. Bardzo dobry pomysł tylko: akcja pędzi trochę za szybko i nie wszystko jest wyjaśnione. Poza tym super.
Akcja rzeczywiście pędzi pędzi, ale poza tym to fajne. Czekam
na więcej.
DRUGA!!!!!
Opko doskonałe, powalające i po prostu GE-NIA-LNE! Chcę CDN!!!! Pisz szybko, bo będzie z tobą źle! A poza tym wyłapałam 2 błędy: łania nie rży. Koń rży. I Michael Yew zginął podczas wojny z Kronosem. Ale nie przejmuj, bo ja już taka dociekliwa jestem :).
To opko ogłaszam jednym z moich najulubieńszych na tym blogu!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
😀 😉
michael yew faktycznie ZAGINĄŁ, ale nie było podane nazwisko TEGO michaela, więc to pewnie inny michaszek opowiadanie faktycznie jest świetne
Ups. Przepraszam byłam trzecia! Nie zauważyłam komenta Clarisse XD, która wstawiła go parę sekund przed moim.
Eris. Istnieje jedno ale. Chodzi o to, że Perses- napisał lub napisała nie wiem czy to chłopak czy dziewczyna, że Michael w tym opku był bardzo niskiego wzrostu. A cytując słowa Percy’ego z Ostatniego Olimpijczyka „Michael Yew był najniższym dowódzcą jakiego w życiu widziałem” wynika z tego, że to jednak Michael. Tylko, że Michael był o ile się nie mylę, synem Apolla, a nie Demeter. Więc jeśli chodziło o tego Micheala z Ostatniego Olimpijczyka, to Perses- pomylił/ła się dwukrotnie.
Wow. Ale tyradę napisałam :).
Świetne. Według mnie akcja rozgrywa się w idealnym tempie. Nie odkryważ wszystkich kart naraz i powodujesz w czytelniku niedosyt, dzięki któremu wciąga się w akcję. Wiele osób ma z tym problemy, ale tu jest to idealne. Bardzo, ale to BARDZO niecierpliwie czekam na następną część. 😀
Akcja zapiernicza na łeb na szyję, przecinki się gubią, ale… OPOWIADANIE JEST WCIĄGAJĄCE!!!
*akcja W DRUGIEJ CZĘŚCI