To opko dedykuję Carmen Knight i Olishi, za jej ostatni naprawdę cudny rysunek, Annabeth. Oby to opko wam się spodobało. Obiecuję, że już w żadnym opowiadaniu, nie polecę tak po schemacie, jak w Córce Ateny (1). Ta część wyszła mi trochę przynudnawa, ale cóż….takie życie. Są wzloty i upadki. Tak samo jest z weną twórczą. Miłego czytania i dobrych wrażeń
Chione
Chłopak patrzył na mnie jakby zobaczył anioła. Było to dosyć dziwne, bo dotąd wszyscy rzucali mi ukradkowe, przestraszone spojrzenia, jakbym miała się na nich rzucić, gdyby spojrzeli mi w oczy.
– Jestem Will Solace – wyciągnął do mnie rękę.
Z lekkim wahaniem, sięgnęłam po nią. Uścisnęłam rękę Willa.
Skrzywił się lekko, pod dotykiem moich lodowych palców.
– A ja jestem Chione.
– Ta bogini śniegu? Ta niesprzyjająca herosom?
Popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
– Ty? Niemożliwe.
Zaczął mnie denerwować. Powiedziałam mu kim jestem. On śmiał twierdzić, że nie jestem Chione, boginią śniegu! Jeszcze popamięta!
Wokół mnie zaczęła wirować miniaturowa śnieżyca. Miniaturowa, ale jednak mogąca, zmieść kogoś z powierzchni ziemi.
Zapałałam żądzą mordu. Już miałam w niego uderzyć, ale coś mnie powstrzymało. Przed chwilą uratowałam mu życie. Przecież go teraz nie zabiję. To wbrew wszelkiemu prawu. Tak nie postępują nawet bogowie i najwięksi okrutnicy, tego świata. Tak się po prostu nie robi. Uratować komuś życie, a chwilę później go zamordować. O nie. Tak haniebnie nie postąpię.
Szybko zlikwidowałam śnieżycę.
No świetnie. Przestraszyłam jedyną osobę, która mnie (prawie) zaakceptowała.
Spojrzałam na Willa. Wyglądał tak, jakbym wylała na niego kubeł zimnej wody.
– Ty……Ty naprawdę jesteś Chione. Ty nie udawałaś. Jesteś boginią….boginią śniegu. Dlaczego mnie nie wrzuciłaś do tej dziury?
Wskazał głową na krawędź urwiska.
– A może powinnam?! Wszyscy uważają, że muszę być zła. Że muszę zabijać herosów! Że mam serce z lodu?! A kto tak powiedział! No chyba nie ja sama! – Wybuchłam.
– No jasne, że taka nie jesteś…..Chione – moje imię wymówił po chwili wahania.
Nie ma co. Po prostu go wystraszyłam. Żeby chociaż odrobinę przestał bać się, że zamienię go w lodowy posąg, opowiedziałam mu wszystko. O tym jak ojciec wyrzucił mnie z domu i zesłał tu: do obozu herosów. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że mówię jak rozżalona pięciolatka, zwierzająca się swojej mamie. Jeszcze tylko brakowało, żebym zaczęła się tak zachowywać.
– Czas wracać. Będą się o ciebie martwić w obozie. O mnie też. Chodź. Do skraju lasu, jeszcze daleko. Trzeba duży kawał przejść zanim się tam dotrze…..
– Znam lepszy sposób dostania się tam niż na nogach. – Przerwałam mu.
Wyrzuciłam rękę w górę.
Otoczyła nas śnieżna kolumnada. Porwała w niebo. Moment później leżeliśmy na trawie, tuż obok pawilonu jadalnego.
Chejron, który właśnie galopował na obiad, wytrzeszczył na mnie oczy. Wyszczerzyłam moje porażająco białe, zęby w uśmiechu. Zaraz! Ja się uśmiechnęłam! To niemożliwe! Ja nie umiem tego robić.
Ale się do niego uśmiechnęłam. Jak to możliwe? Sama tego nie wiem.
Will pomógł mi wstać.
– Chione…. – Chejronowi, najwyraźniej zabrakło słów.
– Boreasz tu był. Chciał z tobą rozmawiać, ale nie mogliśmy cię znaleźć. Zostawił ci wiadomość.
Centaur podał mi kartkę.
Szybko przebiegłam wzrokiem po czterech linijkach tekstu.
„Chione, jestem z ciebie dumny. Widać poprawę już po jednym dniu, w obozie. To miejsce, dobrze na ciebie działa. Oby tak dalej.”
Jeszcze niedawno, zamieniłabym tą kartkę w drobny pył, ze złości. Teraz się zmieniłam. Byłam zadowolona, że zostanę tu na dłużej.
Zasiedliśmy do obiadu. Panowała tu taka….rodzinna atmosfera. Czułam się jak w domu. Byłam szczęśliwa. Jedynym herosem, który chciał ze mną rozmawiać był Will, dlatego Chejron pozwolił mi usiąść przy stoliku domku Apolla.
Na początkowo jego rodzeństwo bało się mnie, ale po chwili zorientowali się, że nie gryzę i zaczęli za mną rozmawiać jak z normalnym człowiekiem. O, przepraszam. Herosem.
Tylko cztery razy przez przypadek, machnęłam ręką i sprawiłam, że w całym pawilonie zaczął sypać śnieg. Tylko siedem razy, zamieniłam sok, w szklankach, w lód. Można się przyzwyczaić.
Zaczynało mi się tutaj coraz bardziej podobać. Ludzie się do mnie przekonali. Polubili mnie. Przynajmniej ci z domku, boga sztuki. Dopiero się przekonam, jak będzie z resztą.
No i pozostaje ten stary winiarz. Dionizos. Nienawidzi mnie, a zarazem się mnie boi. Zresztą ze wzajemnością. Po posiłku, podeszła do mnie blondynka. Zdaje się dziecko Ateny. One mają takie słodkie buzie. Blond włosy, czerwone jak róża, usta, przebiegłe szare oczy i
gigantyczna mądrość, połączona z pewnością siebie. Atena jest jedyną z grona jakichkolwiek olimpijczyków, którzy mnie rozumieją.
Dziewczyna bez choćby odrobiny stresu, podała mi rękę.
– Jestem Annabeth Chase. – Przedstawiła się.
– Miło mi. A ja Chione. – Odparłam.
Annabeth obdarzyła mnie ślicznym uśmiechem. Jeju. Jakie te dzieci Ateny, są słodkie. Od razu zapałałam sympatią do niej.
Jednak, gdzieś w głębi oczu, dziewczyny krył się głęboko skrywany smutek. Jakby kogoś straciła. Kogoś bliskiego. Ale, nie miałam czasu się nad tym zastanawiać
Nagle, zobaczyłam wychodzącą z pawilonu jadalnego, trójkę szesnastolatków. Dwóch chłopaków i dziewczynę. Zamarłam. Ja ich już kiedyś widziałam. W zamku mojego ojca, Boreasza. Przyszli prosić o ….. Tego już nie pamiętałam. Ta dziewczyna. Córka Afrodyty. Zaraz. Jak ona się nazywała? Pina? Paula? Nie. Piper. Piper o indiańskiej urodzie.
Był jeszcze ten chłopak. Miał czarne, potargane włosy, był dobrze zbudowany i jego oczy pełne były szaleństwa. Jednym słowem, wypił o sto kubków kawy, za dużo. Miał na imię Leo. Leo Valdez.
Pozostał Jason Grace. O tak. Tego pamiętałam najlepiej. Chciałam go jak najszybciej, dołączyć do mojej kolekcji lodowych posągów. Bo był niebezpieczny. Tak samo jak ja.
Nagle, ten Leo spojrzał w moją stronę.
Rozpoznał mnie. Nie wiem jak to zrobił. Przecież wyglądałam inaczej.
– Chione? – Spytał.
Mam nadzieję, że wam się podobało.
Pozdrawiam
Chione (autorka, a nie bogini śniegu )
Bardzo mi się podobało! Nie musisz pisać już ,,Mam nadzieję, że wam się podobało” – to oczywiste, że tak.
Rzadko czytam jakiekolwiek opowiadania na blogu, ale to już od kilku pierwszych linijek mnie zaintrygowało! Sam tytuł przyciągnął moją uwagę. Trochę szybko rozgrywa się akcja, jest za mało opisów i dajesz bardzo dużo niepotrzebnych przecinków, ale pomimo tego bardzo mi się podoba. Czekam niecierpliwie na ciąg dalszy!
Dzięki, Thalio 😀 ;).
Poza tym, że tekst opanowała plaga skaczących gdzie chcą przecinków, to opowiadanie, jak zwykle, było wspaniałe. 😀 Pisz szybko CD. 😀
Dzięki, magiap. Takie komenty bardzo podbudowują mnie pisarsko. I ile razy mam powtarzać, że przecinkowa plaga, nie jest moją winą, tylko mojego totalnie zepsutego zmysłu interpunkcyjnego?! No, ileż można powtarzać to samo, ja się pytam!?
nie pytasz się tylko kogoś. Pani od polaka byłaby ze mnie dumna 😀
Uwielbiam cb i twoje opka, zawsze są genialne. Chciałabym pisać tak jak ty.
Nie przesadzaj, Annabeth 1999. Ty także świetnie piszesz 😀 ;).
Mam do ciebie pytanie Annabeth1999. Czy jesteś dawną Annabeth19999 , po kolejnym zmianie nicku czy kimś innym?
Tak , zgadza się . 😀
Świetne! Fajnie, ze włączyłaś Leo
Dzięki, arwen :).
Holy f**k! GENIUS!
Padam do stóp, całuję skraj szaty i wielbię pod niebiosa! Mówiłam Ci już kiedyś, że uwielbiam Twoje opowiadania!?! Bo mogę się powtarzać 😉 BOSKIE I kropka. A nawet trzy… XD
I dziękuję serdecznie za dedykację (czymże na nią zasłużyłam?) 😛
Oj zasłużyłaś, zasłuzyłaś, Carmen 😀 ;).
Jak zwykle genialnie. Tylko, czy po tym sprzymierzeniu się z Gają bogowie nie powinni chione coś zrobić?
No powinni, ale kompletnie o tym zapmniałam. Trudno. A poza tym dzięki :).
Nie sądzę. Przecież inni bogowie (Eol) też jej pomagali, może i w mniejszym stopniu, ale jednak. Chodzi oto, że Gaja jest jakby początkiem wszystkiego, MATKĄ wszystkiego. Jak tu karać kogoś za pomaganie mamie? Co więcej, ośmielę się stwierdzić: Jak tu samemu jej nie pomóc? Gaja może i jest świrnięta i okrutna, ale mści się za klęskę swoich dzieci, za to, że je pozabijano, a takie instynkty ma każda matka, i one nie zmieniają faktu, że ciągle pozostaje MATKĄ. Więc nie sądzę, żeby któregokolwiek z bogów, przynajmniej do czasu ponownego zaśnięcia Gai, karano za sprzymierzenie się z nią. Poza tym, nawet bogowie boją się gniewu Matki Ziemi, nie sądzicie?
Dzięki, za poparcie, magiap :).
czepiasz się szczegółów Celahir! 😛
Opko:
Chione + mój Will + Twój styl pisania = 😀 😀 😀
Kocham twój styl! Potrafisz zainteresować czytelnika od pierwszego zdania!
Dzięki, Boginko ;).
Super to napisałaś:) Fajnie sie rozgrywa akcja 😉
Nie ma sie czego czepic co do opowiadania . super 😉
Dzięki, Swierszczu :D.
Przecinki chyba się czegoś ochlały (czystej wody, rzecz jasna), bo wariują i pojawiają się w najdziwniejszych miejscach…
Wiem. Przecinki to moi zacięci wrogowie :(.
Jejkuś, świetne!!!! Z niecierpliwością czekam na C.D !!!! 😀
Dzięki, .Atheno. :).