Annabella wpakowała do buzi Solange kolejną łyżeczkę musu jabłkowo-gruszkowego i otarła dziewczynce brodę. Zakręciła mechanicznie słoiczek, wstawiła go do lodówki i umyła buzie dziecka letnią wodą. Po czym zaklęła – w sposób zupełnie nieodpowiedni w pobliżu małej- ponieważ zegarek wskazywał dziewiątą. Była grubo, grubo spóźniona. Wzięła Solange na kolana, założyła jej buciki i kapelusz na jasne włosy, chwyciła torebkę, wsunęła na stopy buty na płaskim obcasie i łapiąc po drodze torebkę, wypadła z mieszkania. W połowie klatki schodowej zawróciła i zamknęła drzwi na klucz. Rzucając przez ramię pośpieszne ,, Dzień dobry’’ do innych zaspanych mieszkańców bloku, zapięła małą w foteliku i ruszyła w stronę żłobka.
Po drodze zerkała w lusterku na córeczkę i nie mogła się powstrzymać od uśmiechu. Solange radośnie gulgotała coś w swoim niezrozumiałym języku i mamlała w ustach małe, szeleszczące słoneczko, które uszyła jej babcia. Zdawała się całkowicie beztroska i zadowolona z życia. Chcąc czy nie chcąc, Bella przejmowała jej postawę. Niemal wcisnęła dziecko w ręce opiekunki z trwałą i łamiąc przepisy drogowe wpadła do księgarni. Przez pięć gorących minut tłumaczyła się szefowej, póki ta nie machnęła na nią ręką i wreszcie zajęła się spokojną pracą wypakowywania i umieszczania na półkach książek ze wczorajszej dostawy. Lubiła zawód księgarza. A raczej zdawała sobie sprawę, jak wielkie błogosławieństwo dla niej stanowiła. Kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży, było to dla niej równoznaczne z końcem kariery w balecie. Po prostu jej perfekcyjne ciało… cóż, nie miało być już wcale perfekcyjne. Jakimś cudem udało jej się korespondencyjnie podjąć przerwane wcześniej studia bibliotekoznawstwa i wrócić do Los Angeles. Nie bez wielkiego wsparcia babci Arii… i Amy, która – przy całym współczuciu wobec siostry- była całkiem zadowolona, że ma mieszkanie dla siebie. Zwłaszcza, że wychodziła za maż za ,, tylko- kolegę- Toma’’.
Bella właściwie nie wiedziała, czemu wyjechała. Może miała to trochę wspólnego z ucieczką, a może po prostu NYC był dla niej miastem zawiedzionych nadziei i niespełnionych marzeń. Trudno powiedzieć. W Kalifornii mogła zacząć od nowa- razem z Sol, pracą w księgarni . Jakoś sobie radziła. Musiała. Już dawno odkryła, że żeby nie myśleć musiała zająć czymś ręce- dzięki Bogu, jako samotna matka nie narzekała na nudę.
Kiedy wspinała się na palce i stawiała a najwyższej półce opasły komplet ,, Władcy pierścienia’’ w twardej oprawce, zadzwoniła jej komórka. Nagła wibracja w kieszeni na prawym biodrze sprawiła, że straciła równowagę i gruchnęła na ziemię, przysypana stosem książek, które pociągnęła za sobą. Przeklinając pod nosem, odebrała telefon.
– Czego?
– Cześć, Beauty.- zamarła. Czuła, jak wali jej serce i krew szumi w uszach. I wcisnęła czerwoną słuchawkę, kończąc połączenie. Nie musiała patrzyć na ekran, żeby wiedzieć kto dzwonił. Przez ostatni rok, słyszała ten głos we własnej głowie.
Po pracy odebrała Sol ze żłobka i pojechała z nią na plażę. Santa Monica była taka jak zwykle- gorąca, piękna, piaszczysta i zatłoczona. Annabella posadziła córkę na kocu, nasmarowała oliwką i kremem z filtrem dobrym na Sacharę. Dziewczynka zaczęła bawić się piaskiem, przesypując go z rączki do rączki, a Bella zadzwoniła do babci Arii i próbowała ja przekonać, żeby wzięła do siebie Solange na parę godzin ( Bogiem, a prawdą- nie było to trudne. Bezwarunkowy zachwyt, jakim Sol darzyli wszyscy w jej otoczeniu, dawno przestał dziwić jej mamę). Annabella wrzuciła komórkę do torby , posadziła sobie dziecko na biodrze i weszła do wody. Mała szalała z radości. Na plaży zawsze była najgrzeczniejszym i najszczęśliwszym dzieckiem na świecie.
,,Ta mała, rozwodniona tysiące razy, złota kropla krwi boga mórz, zdaje się utrzymywać nawet w tym pokoleniu. Jak tak dalej pójdzie, kupię łuk i książki.’’- pomyślała Annabella.
Kiedy odstawiła córkę do prababci i cioci ( bogowie, dzięki za kochaną Alice, dzięki, że wyrzucili ją z akademika, a Annabella ma darmową babysitterkę) , wspięła się po schodach i otworzyła drzwi, wiedziała, kto będzie na nią czekać. Nie pomyliła się.
Siedział na kanapie i poderwała się przed nią na nogi.
– Beauty.
– Nie mów tak do mnie.
Komentarze
Zostaw komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
PIERWSZA! Po prostu piękne, cudowne, olśniewające.
naprawde niezłe…:)
pisz dalej:):)
No wreszcie się doczekałam!! A wczoraj myśłałam o tym opowiadaniu Super, jak zawsze cudo 😉 Jedno zastrzeżenie: PISZ SZYBCIEJ!!!!!!! 😀
Yup. Boski geniusz 😉 Arcydzielo. Z niecierpliwoscia czekam na cd.
ZLITUJ SIĘ!!! PISZ WIĘCEJ I CZĘŚCIEJ, BO BRAK TWOICH OPOWIADAŃ ZABIJA TWOICH FANÓW!!!
Super! Wydaje mi się, że sawno nie było już tego opka (proszę mnie wyprowadzić z błędu, jakby co). 😉 Ale i tak jest zajefajne. 😀
Świetne!!!