Obóz Herosów. Prawdopodobnie jeszcze miesiąc temu na wzmiankę o obozie stwierdziłabym, że ktoś tu ma bujną wyobraźnie i zaleciła zmianę dilera. Teraz niestety lub i stety wiem, że takowy obóz istnieje i cały „nowy” świat jest teraz częścią mojego życia. Jak pewnie wiecie jestem dyslektyczką, widząca potwory. Czasem naprawdę wydaje mi się, że to wszystko nie jest prawdziwe, jakaś ukryta kamera. Tak czy siak nie poddaję się, a przynajmniej bardzo staram. Wypadałoby się przedstawić tak więc nazywam się Handrea. Kto skrzywdził mnie takim imieniem? Otóż moja matka Miranda Hampfrey- porucznik marynarki wojennej. Zaginęła 2 lata temu na misji. Powtarzam Zaginęła! Cóż. Wywiad z Hadesem to to czego mi trzeba. tak więc od tego czasu jestem bezdomna, znaczy mieszkałam w domu dziecka, ale dosyć często zdarzało mi się uciec. Na moich stopach zazwyczaj widnieją glany, a do tego oczywiście skórzana kamizelka. Mam długie czarne włosy i bladą cerę. Można to ująć w 2 słowach – mało atrakcyjna. Jeśli chodzi o mój charakter to trudno określić. Lubię postawić na swoim i łatwo się denerwuję, no i nie potrafię się podporządkować. Jak na razie mieszkam w domku nr 11. Nieokreslona..
Mój pierwszy dzień w Obozie Herosów można uznać.. mało co wtedy kontaktowałam więc go nie uznajemy..
Tamtej nocy niewiele spałam, w domu dziecka nie byłam już od 4 dni. Zazwyczaj byłam znajdowana po 2, więc byłam w sumie zadowolona z tego „sukcesu”. Naprawdę trudno zasnąć na mrozie zwłaszcza kiedy musisz uważać na policje. Około godziny 13 przysnęłam. Ze snu wyrwało mnie gwałtowne szarpniecie. Otworzyłam oczy i z trudem odczytałam napis na kurtce, który tak dobrze znałam – POLICJA. Zerwałam się i ruszyłam biegiem. Zareagował od razu. Ruszył za mną. Nie sądziłam, że tak dobrze ich szkolą. Wybiegłam na główną ulicę Brooklynu i w pośpiechu wsiadłam w ruszającą ze świateł taksówkę. Nie zwróciłam uwagi na siedzącego w niej już pasażera. Wrzasnęłam tylko
-Szybciej !! Ruszaj !
Kierowca ruszył i dzięki za to bogom. Udało się. Kierowca obrócił się i spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.
-Ona jest ze mną, proszę jechać pod wskazany adres – powiedział pasażer, którym okazał sie być chłopak w wieku 20 lat? Sama nie wiem, jego bródka była bardzo myląca. A do tego wpatrywał się we mnie, i ciągle brał duże wdechy nosem, jakby nigdy nie czuł bezdomnego..
Wysiedliśmy na jakimś zadupiu jeśli mogę to tak nazwać. Całą drogę przespałam więc nie dałabym rady wrócić z powrotem na Brooklyn. Człowiek zaczął iśc na wzgórze, nie pozostało mi nic innego jak tylko iść za nim. Pamiętam, że szliśmy koło wielkiej sosny, aż doszliśmy do białego domu i nie chodzi tu o biały dom z prezydentem. Cała posiadłość była ogromna i stwierdziłam, że on musi być jakimś bogatym bizmesmenem-mordercą wywożącym swoje ofiary do posiadłości w nieznane miejsce. Dopiero wtedy zorientowałam sie, że na terenie posiadłosci nie pada śnieg, w porównaniu ze śnieżycą panująca na drodze. Ogarnęła mnie wściekłość, że ten typek dał mi jakieś halucylogenne grzybki w czasie jazdy i wbiegłam do tego domu by wydrzeć się na niego. Stał tam rozmawiał z jakimś człowiekiem na wózku, ale nie miał czapki, a z pomiędzy włosów wystawały mu rogi! Spodni też nie miał tylko futro, nie z jakiś tam zajęcy, jego nogi były owym futrem obrośnięte!
-bez jaj – powiedziałam – i wtedy na mnie spojrzeli. Ten na wózku skinał głową, i się zaczeło. Zaczeli mi wszystko tłumaczyć. Jakiś gościu z kartami w ręku i dietetyczną colą (pozdrawiamy Dioniego) narzekał, że przerywam im tą zacną grę, więc Demetrii bo tak nazywał sie SATYR! zaczął oprowadzanie po obozie. Nie bardzo myślałam o tym całym obozie, jeśli w ogóle istniał. Byłam głodna i śpiąca, więc kiedy dostałam miejsce w domku nr 11. Od razu ułożyłam sie do snu..
Dzień drugi. Podobało mi się w obozie. Nikt nie traktował mnie z góry. Chociaż nie powiem, że wykazywałam jakiekolwiek chęci do nauki łaciny. Nie mogłam się też jak na razie pochwalić żadnym dodatkowymi umiejetnościami, co powiem szczerze wcale mnie nie dziwiło. Domek 11 był zatłoczony, ciągle coś „znikało” w niewyjaśnionych okolicznościach (kradzieje jedne). Byłam do tego przyzwyczajona, a poza tym nie miałam nic co było by rozchwytywanym łupem. Tak więc po kolejnym zwiedzeniu obozu Chejron, który okazał się być centaurem (patrz człowiek na wózku) stwierdził, że należy mi wybrać odpowiednią broń. Dał mi miecz, który nie okazał być się specjalnie wyważonym. To wszystko było zdecydowanie dziwne. Oczywiście wszyscy zastanawiali się jak u każdego nowego, kto jest moim ojcem. Że pięknością nie grzeszyłam, intelektem też stawiali na Aresa (nie badźmy złośliwi). Bronią umiałam się posługiwać zważywszy na przeszłość mojej matki i reszty rodziny, która jakoś nie była w stannie się mną zająć po całej akcji z matką więc co to za rodzina? Poznałam w obozie kilka osób: Schell z domku afrodyty, Renee i Will’a od apolla i steve od Hefajstosa. Zastanawiało mnie: kim ja jestem? kto jest moim boskim rodzicem. Jednak tego dnia nie zostałam uznana. Zawiodłam się. Pierwszy raz od bardzo dawna. Bo kiedy człowiek przywyknie już, że nic nie ma pojawia się nadzieja, która i tak okazuje się kolejnym błędem..
Dzień trzeci. Tego dnia kompletnie olałam obóz i zajęcia. Może nie przywykłam do tylu dni spędzonych wśród ludzi, którzy są w miarę normalni- chociaż tak naprawdę nie są no bo czy normalne jest być dzieckiem boga? W każdym razie wykradłam zgrzewkę pepsi, wzięłam łódkę i wypłynełam kawałek. Nie był to może najlepszy pomysł, ale potrzebowałam samotności a po lesie uganiali się satyrowie. Cały ranek spędzilam na łodzi popijając pepsi. Stwierdziłam, że zostane tu do końca życia. Moje niecne plany poopsuła tajemnicza postać płynąca w moją stronę. Nie był to potwór- znaczy jak kto uważa. Był to Charles. Miałam włąśnie zatopić łódź kiedy zaczął mi się na nią ładować, oczywiście ochlapując mnie całą.
-Chejron mnie wysłał żeby sprawdzić czy wszystko ok.
-ok..
-nie przyszedłbym tu to oczywiste, ale z racji, że nie znalazłem w moich rzeczach zapłaty za pepsi, nie miałem wyboru. Więc wypadałoby po 5 drachm za puszkę. Przysługiwałaby ci zniżka dla nowych, ale wzięłaś bez uzgodnienia, więc mogę ci jedynie zaoferować ofertę dla nieokreślonych- 2 puszki gratis. To świetna oferta zważywszy, że jestem synem Hermesa i targi mam we krwi.
-taa. Jedyną zapłata jaką mogę ci zaoferować jest podziwianie mojego zacnego środkowego palca.
Zapewne się zdenerwował, ale nic nie powiedział. Wyłożył się w łodzi i wyciągnął swoje niezbyt pociągające stopy w moją stronę
-masuj!
– że co!
-widzę, że nie przeczytałaś regulaminu naszego domku. Jeśli nie płacisz stajesz się niewolnikiem, chyba wiesz co to niewolnik ?
– jestem nim przez całe życie. I jakoś niespecjalnie mi się uśmiecha dotknięcie tego (tu wskazałam jego stopy) choćby kijem.
Zamilkł i myślałam, że pojął intencje palca, ale on patrzył w górę. Unosiło się tam moje babcia tyle, że łysa czyli właściwie dziadek przynajmniej tak to wyglądało, ale wy wiecie, że mówię tu Eryni. Przyznam, że lekko spanikowałam, dobra były dzikie wrzaski i próba samobójcza, ale Charles po kilku kopniakach poniżej brzucha zrozumiał, że należy to zachować przedświatem. Erynia leciała w naszą stronę, nie miałam przy sobie miecza. Swoje nadzieje mogłam pokładać jedynie w Charles’ie co było samobójstwem. Dobył miecza, zamachnął się i ciął, ale Erynia (skubana) odepchnęła go na koniec łodzi wytrącając miecz do wody. Nachylała się nad nim. Musiałam coś zrobić. Rzuciłam sie na nią i z całej siły ugryzłam w jej łysą głowę, czego nie polecam nikomu. Podziałało. Wrzasnęła i zaczęła się miotać. Charles wyciągnął sztylet i został z niej tylko pył.
– ble
– wypadałoby podziękować, i ostrzegam to był pierwszy i ostatni !
Wróciliśmy do obozu. Poszliśmy do Chejrona, było mi trochę wstyd, że ugryzłam erynie. Na szczęście Chejron powiedział, że nie rozpowie tego, i prowadził jakąś poważną konwersacje z Charles’em, ale ja poszłam do domku. Miałam zamiar wypić wiadro domestosa, ale powstrzymały mnie podejżane oczka mieszkańców domku. Stwierdziłam więc jeszcze, że pójdę do obozowego sklepiku i zakupie te iście epicką pomarańczową koszulkę. Wszystko byłoby w sumie doskonałe gdyby nie gorzki posmak kurczaka po ugryzieniu eryni. Ble ble i jeszcze raz blee !
To moje pierwsze opowiadanie, liczę na wyrozumiałość. Nie, nie brałam, żadnych prochów !!!
czekam niecierpliwie na cd 😀 masz fajny styl pisania, ale wątpie by ktoś tu to docenił, bo większość chyba woli jakieś smęty itd. ale mi się podoba bardzzo i mam pytanie: jesteś nowa? bo niespecjalnie kojarze twój nick
Eris co masz na myśli pisząc ,,smęty”?
W opku brak mi EMOCJI! Emocje to podstawa… Poza tym ok. akcja w miare nie pędzi (tylko troche, w niektorych momentach). Ale zaskoczenia i nowosci nie ma
jest to pierwsze opowiadanie, więc nikt nie oczekuje geniuszu. Mi sie opko podoba, mimo paru bykow. Ale jak się szybko czyta to nie ma to takiego znaczenia 😀 a pisząc „smęty” mam na myśli opowiadania bez humoru. czytając większość opowiadań nie potrafie się uśmiechnąć, chociaż są wyjątki: Serigala z opowiadaniem o tym jak szła po lesie i spotkała Leo 😀 moje opowiadania (:D :D)
oczywiście są opowiadania, w których gdybym się śmiała byłoby dziwne np. opowiadanie arachne o tym jak jakaś arachne byla na arenie i miała walczyć, by przeżyć, opo Adiego jak tam kumpel głównego bohatera umiera (prawie się przy tym rozbeczałam). I ja dalej czekam na cd bo wolę opowiadanie zwykłe od jakiś potentegowanych gdzie musze sie domyslać o co chodzi
tyle mam do powiedzenia
tak jestem tu nowa 😉
to serdecznie witam 😀
* tak właściwie to nie chciałam przy pierwszym opowiadaniu wykorzystać moich wszelkich pomysłów, dlatego właśnie jest bez emocji
a masz jkaies inne opka, obrazki itp.? to wyslij mi irencia.97@op.pl a ja ci je ocenie i powiem co do po[rawy „D
fajne opko. Ciekawe i kilka razy się uśmiechnęłam. Jest na pewno lepsze od mojego pierwszego, które i tak na razie zawieszam. Życzę szczęścia i chęci na przyszłość!
No tak, rozumiem, że to pierwsze opko. Ale na serio musisz zwracać uwagę na literówki i wielkość liter. Gdyby były emocje to byłoby gites 😉 Liczę na poprawę. Opko no w sumie ciekawe i nie bd już Cię ochrzaniać, że lecisz po schemacie, bo masz do tego prawo. Cóż, czekam na cd! 😀
W wielu miejscach brakuje ogonków (np. zaczeło = zaczęło, skinał = skinął) i nie zaczynasz zdań wielką literą (nazwy własne, na początku wypowiedzeń). Znaki przystankowe wszędzie gdzie trzeba, raczej są i błędów ortograficznych nie popełniasz.
Oprócz w/w uwag, opowiadanie dobre, na pewno będę czytać kolejne części
Dziewczyno:
-Nie kastruj polskich znaków!
-Shift nie gryzie! (napisałaś „afrodyty” zamiast „Afrodyty”, „apolla” zamiast „Apolla” i „steve” zamiast „Steve”)
Nie zrażaj się, moje opinie to zwykle sama krytyka. Taka już jestem.
Ale na plus muszę przyznać, że styl całkiem całkiem.
Opko jest spoko jak na pierwsze. Wiem, bo moje bylo podobne. DUŻO błędów. Opisy spoko. Miło się czyta. W każdym razie witaj na blogu
WIELKiE LITErY i interpunkcja dziewczyno.Brak emocji (tak jak w tym komentarzu). Akcja pędzi.
Ale za to duży plus za humor. Niezbyt mnie zachęciłaś do przeczytania następnej części, al ei tak to zrobię.
Nie genialne, ale jak na pierwsze może być, pytanie brzmi: jak to rozwiniesz? Początki często nie są genialne, a rozwijają się świetnie. Na razie jest dobrze.
PS Eris, a moja Clarisse- Barbie? To nie było śmieszne?
możliwe, że nie czytałam albo nie pamiętam