Z dedykacją dla Megan, która zawsze wierzy w moje beznadziejne opowiadania^^
Można pomyśleć, że to co piszę to sen. Można. Nikomu nie zabraniam. Wystarczy, że ja znam prawdę.
**************************************************************************************************************
Mama znowu zaczęła narzekać, jaki to ja mam bałagan w pokoju. Kwestia przyzwyczajenia, tylko, że tym razem tak się wkurzyła, że kazała mi zostać w domu i sprzątać, kiedy ona, tata i Ulka pojechali na tydzień do mojej kuzynki. Byłam wściekła! Oni się bawili, a ja zostałam ze stertą ważnych dla mnie rzeczy, które według moich rodziców są „niepotrzebnym marnowaniem miejsca w pokoju”.
W każdym razie nie udało mi się przekonać mamy, że posprzątam jak wrócimy i po kilku godzinach siedziałam sama w mieszkaniu, obrażona na cały świat. Nie spieszyło mi się ze sprzątaniem. Założyłam słuchawki na uszy i otworzyłam paczkę żelków. Chodząc po pokoju zamknęłam się na wszystko i wsłuchałam się w słowa piosenki.
Nie miałam zamiaru się wysilać. To, jak wyglądał mój pokój, to moja sprawa. Kopnęłam z furią w półkę. To był błąd. Wszystko moje ulubione książki Riordana pospadały z hukiem na ziemię. Rzuciłam się, żeby je ratować od poniszczenia. Wszystkie były zamknięte, tylko jedna, jedyna otworzyła się na ostatniej stronie – „Zagubiony heros”. Zaczęłam je zbierać, kiedy moja papuga zaskrzeczała głośno.
-Co ci jest? – zapytałam.
Vick w odpowiedzi podniósł pióra na głowie, co robił, gdy był czymś zainteresowany lub wystraszony. Zastanowiło mnie to: Co mogło go tak wystraszyć? Rozejrzałam się po pokoju. Wszystko było tak, jak dawniej. Wróciłam do zbierania nieszczęsnych książek i wtedy zauważyłam, co zainteresowało moją papugę. Kartki książki, która się otworzyła zaczeły same się przekręcać, jak podczas wiatru. Odwróciłam głowę w stronę okien – były zamknięte. Drzwi? Tak samo. Kartki „Zagubionego herosa” zaczęły świecić bardzo jasnym blaskiem, wyrwały się z książki i wirowały w powietrzu po całym moim pokoju. Siedziałam jak wryta z żelkową dżdżownicą w ustach, bojąc się dotknąć książki, z której nadal uciekały strony. Vick zaczął wrzeszczeć jak oszalały, ja pewnie przyłączyłabym się do niego, gdybym nie zamieniła się w słup soli.
Kartki świeciły coraz bardziej, w końcu rozbłysły tak, że zrobiło mi się biało przed oczyma.
**************************************************************************************************************
Kiedy odzyskałam wzrok nie byłam sama. Na przeciwko mnie, na podłodze siedziało dwóch chłopaków i dziewczyna. Wszyscy byli nieco skołowani, co wskazywało na to, że przeszli podobną przygodę do mojej.
-Co wy tu robicie? – zapytałam oszołomiona.
Byli mniej-więcej w moim wieku, czyli 15 lat. Jeden z chłopców otrząsnął się z szoku i odpowiedział.
-Sam chciałbym to wiedzieć. Pierwszy raz od kilku dni miałem szansę się wyspać. Nie zdążyłam się nawet przebrać i nagle… – rozłożył bezradnie ręce, aż zrobiło mi się go żal.
Był przystojny. Naprawdę. Miał coś z urody latynosa. Jego karnacja nie była całkiem ciemna, ale nie była też jasna, a oczy miał w kolorze gorącej czekolady. Czarne, kędzierzawe włosy opadały lekko na czoło. Na sobie miał pomarańczowy t-shirt, jeansy i trampki.
-Leo, to, czy się wyśpisz, czy nie to nasz najmniejszy problem. – zganiła go dziewczyna.
Stanęłam jak wryta i przyjrzałam się pozostałej dwójce.
Drugi chłopak był zupełnym przeciwieństwem Leona. Miał jasne, krótkie, proste włosy i niebieskie oczy oraz jasną karnację. Ubrany był w fioletową koszulkę, krótkie spodenki i sandały.
Dziewczyna skojarzyła mi się z Pocahontas: miała ten sam odcień skóry, a jej krzywo przystrzyżone, brązowe włosy były splecione w warkoczyki. Oczy burzyły jednak ten obraz – cały czas zmieniały kolor, raz były niebieskie, raz brązowe,a innym razem zielone. Nosiła ten sam t-shirt co Leo, spłowiałe jeansy i sandałki.
Powoli domyślałam się, kim jest „trójka z książki” i nie napawało mnie to zbytnim optymizmem. Raczej – przerażało.
-L-Leo? – wyjąkałam – Leo Valdez, syn Hefajstosa?
Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni.
-Leo, znasz ją? – spytała wystraszona dziewczyna.
-Obawiam się, że nie. – odpowiedział przyglądając mi się.
-Skoro on jest Leonem Valdezem… – zamyśliłam się – … to znaczy, że wy jesteście Jason Grace i Piper McLean. Syn Zeu… – ugryzłam się w język – to znaczy Jupitera i córka Afrodyty.
Spoglądali po sobie z mieszanką zdziwienia, szoku i lekkiego strachu. Chyba niecodziennie lądują w nieznanym miejscu, z obcą dziewczyną, która ich zna.
Nawet nie zorientowałam się, kiedy Piper podbiegła do mnie i przystawiła mi sztylet do gardła. I ja, i chłopcy byliśmy zdziwieni jej reakcją.
-Jesteś… – syknęła – … potworem!
To przypuszczenie zszokowało nas jeszcze bardziej niż atak.
-Ja?! Żartujesz sobie?!
Oczywiście wiedziałam, że nie żartuje (po co trzymałaby mi nóż przy szyi?). Musiałam szybko się z tego wywinąć, bo albo by mnie zasztyletowała albo udusiłabym się pod wpływem nacisku na szyję.
-Piper, nie przesadzasz? – zapytał milczący do tej pory Jason – Nie wydaje mi się żeby…
-A skąd mam mieć pewność?! – warknęła – Jesteś potworem czy nie?!
Nie chciałam się już odzywać. Gardło bolało mnie niemiłosiernie.
-Nie. – wyrzęziłam – Możesz mnie już puścić?
Pokręciła przecząco głową.
-Najpierw mi powiesz, skąd nas znasz.
Tym razem się nie odezwałam, wskazałam tylko na „Zagubionego herosa” i rozrzucone po całym pokoju kartki.
-„Jason ma problem.” – wziął książkę Jason i zaczął czytać – „Kiedy budzi się w autobusie pełnym nastolatków jadących na szkolną wycieczkę, nie pamięta niczego.”
Piper w końcu oderwała mi sztylet od gardła i odebrała otępiałemu chłopakowi tom.
-„Piper ma swoją tajemnicę. Jej ojciec, słynny aktor filmowy, przed trzema dniami gdzieś zaginął, a ona miała sen, w którym tata ma jakieś poważne kłopoty. Piper nie potrafi odkryć znaczenia tego snu, nie rozumie też, dlaczego jej chłopak, Jason, nagle jej nie poznaje.” – zaczerwiniła się – Ale…
Leo wyrwał jej książkę i również przeczytał na głos swoją część.
-„Leo ma niezwykłe zdolności techniczne.” Już mi się podoba! – ropromienił się – Kiedy w Obozie Herosów przydzielają mu domek pełen narzędzi i części maszyn, czuje się jak w domu. Ale dzieją się tam również dziwne rzeczy. Wszyscy mówią o ciążącej na domku klątwie(…)” Hej! To jest o mnie! A ta klątwa była wywołana śmiercią Beckendorfa!
-Kto to jest Beckendorf? – spytali jednocześnie Jason i Piper.
Popatrzyliśmy się z Leo na nich jak na wariatów. Jak oni mogli nie wiedzieć, kim jest Charles?! O ile wiem, przy każdym z nich ktoś o nim wspominał.
-No wiecie co?! – odezwał się Leo – Beckendorf był…
-…przywódcą domku numer IX. – dokończyłam – On i Percy mieli wysadzić statek Kronosa pełen potworów, ale… cóż… Beckendorf poświęcił się i wysadził go razem z sobą. A Percy oskarżał się o jego śmierć.
-To o Percym też coś wiesz?! – zapytała piskliwym głosem Piper.
Wskazałam na resztę książek.
-Mogłaś nie pytać! – zaśmiał się Leo.
-ZAMKNIJ SIĘ! – krzyknęła – TO NIE JEST ŚMIESZNE!!!
Widać było, że dziewczyna przejmuje się losem Obozu, jednak w tym momencie głównie mnie irytowała. Było już dobrze po 22.00 (tak, do tej pory nie chciało mi się nic robić z pokojem), a sąsiedzi mogliby się denerwować przez jej wrzaski.
-Piper, wyluzuj. – mruknęłam – Obudzisz moich sąsiaów. Co takiego się stało?
-Właśnie, Królowo Piękności. – powiedział do niej Leo.
-Piper, myślę, że oni mają trochę racji. – odezwał się Jason.
Spiorunowała go wzrokiem.
-I ty BRUTUSIE przeciw mnie?! – warknęła.
-O co ci chodzi? – zapytał ostro.
Zaczęli się kłócić. Super. Jeszcze tego mi było trzeba.
„Teraz to na 100% obudzą sąsiadów.” – pomyślałam i przekręciłam oczyma.
Leo chyba jako jedyny mnie zauważał.
-Jak masz na imię? – zapytał.
-Weronika. – odparłam – I niestety jestem człowiekiem.
-Czemu niestety? – zdziwił się.
-Herosi mają ciekawe moce, żyją w Obozie Herosów, przeżywają przygody. A ja? – prychnęłam – Ja jestem tylko i wyłącznie nudną, niedowartościowaną, ludzką nastolatką.
-Jesteś niedowartościowana?
-Tak. W ogóle, uważam się za gorszą niż inne dziewczyny. Nie potrafię tego zmienić.
-A powinnaś, Ronnie. – uśmiechnął się promiennie.
Zarumieniłam się. „Ronnie”…
-Możemy tu zostać na jakiś czas? – zapytał.
Najchętniej powiedziałabym: „Oni niech sobie idą! Ty zostań!”. Zamiast tego odparłam:
-Jasne. Nie ma problemu.
-A co z rodzicami?
-Spokojnie. Tydzień ich nie będzie. Zostawili mnie i pojechali odwiedzić rodzinę.
Pokiwał głową ze zrozumieniem, chociaż pewnie nie wiedział, jak to jest, skoro jego mama nie żyje.
Kłótnia Jasona i Piper coraz bardziej działała mi na nerwy. Zagłuszali muzykę i rozmowę z Leo. Miałam ich dość i byłam bliska wyrzuceniu ich z domu.
-PRZESTAŃCIE!!! – wrzasnęłam.
Wszyscy umilkli i popatrzyli na mnie.
-Teraz – powiedziałam – pójdziemy spać. Nad tym, co robić zastanowimy się jutro.
Poszłam pościelić im łóżka, a kiedy wróciłam Piper i Jason rozeszli się bez słowa i poszli spać.
Zostałam sama z Leo.
Przełknęłam ślinę.
-Więc… – rozpoczęłm inteligentnie – wolisz spać w tym pokoju, czy u mojej siostry? Myślę, że tu, bo Ulka ma piętrowe łóżko.
-Mogę w pokoju twojej siostry. Jeszce nigdy nie spałem tak wysoko. – mrugnął do mnie.
Uśmiechnęłam się do niego. Byłam z siebie dumna – rozmawiałam z przystojnym chłopakiem i nie zrobiłam z siebie kompletnej idiotki.
-To dobranoc. – powiedział wychodząc.
Pomachałam mu. Już miałam się przygotować do snu, kiedy Leo zatrzymał się w drzwiach.
-Eee… Ronnie? – powiedział
-Tak?
-Dziękuję. – uśmiechnął się i wyszedł.
Siedziałam tak wpatrzona tępo przed siebie i wyszeptałam do drzwi:
-Nie ma za co, Leo…
**************************************************************************************************************
Wstałam dziwnie wcześnie jak na siebie i w nadzwyczaj dobrym humorze. Wszysy jeszcze spali, więc poszłam przygotować sobie i moim nietypowym gościom śniadanie. Wzięłam swoje mp4, włączyłam jakąś wesołą piosenkę i zabrałam się za kakao, tupiąc nogą do rytmu i nucąc melodię. Oczywiście rozlałam mleko. Roześmiałam się. Aż sama się zdziwiłam – zazwyczaj mnie to denerwowało, a teraz rozbawiło. Tanecznym krokiem zabrałam się za resztę jedzenia i już po chwili na stole stało pyszne, pełnowartościowe śniadanie. Uśmiechnęłam się.
-Całkiem nieźle. – usłyszałam za sobą głos.
Odwróciłam się. W drzwiach stał Leo. Włosy miał zmierzwione po śnie, co tylko dodawało mu uroku.
-Dzień dobry Ronnie. – powiedział z uśmiechem.
Odwzajemniłam uśmiech.
-Hej, Leo.
Jeśli mogę wyrazić opinię: Leo jest przystojniejszy od Jasona. Nie wiem, czemu dziewczyny zawsze zwracają uwagę tylko na niego. Owszem, Jason nie był brzydki, ale nie porównywałabym go z Leonem.
-Myślałem, żeby ci pomóc, ale widzę, że dobrze sobie poradziłaś.
Roześmiałam się.
-Mam taką nadzieję.
-A wracając do ciebie, czy ty zawsze tak tańczysz gdy robisz śniadanie? – zaśmiał się.
Zaczerwieniłam się.
-Zazwyczaj nie. Najczęściej wstaję późno, spieszę się i przez to jestem wściekła.
Leo uśmiechnął się. Wydawał się zamyślony. Nigdy nie kojarzyłam go z taką miną, w każdym razie nie wtedy, gdy czytałam „Zagubionego Herosa”.
-Słuchaj… – zaczął – Przepraszam cię za wczoraj. A szczególnie za Piper. Ona chciała tylko chronić innych półbogów.
-Rozumiem. – odparłam – Mam nadzieję, że zazwyczaj tak się nie zachowuje. Ona i Jason, bo on też dał popis.
Szczerze mówiąc, w głębi serca bałam się dzisiajszego spotkania. Nie chciałam kolejny raz słuchać ich wrzasków, nie mówiąc już o kolejnym wybryku ze sztyletem.
Kiedy tylko to pomyślałam, do pokoju weszła Piper. Miała rozpuszczone, potargane włosy. Wyglądała na szczęśliwszą niż wczoraj, jednak w jej oczach nadal czaił się niepokój. Nadal też nie wiedziałam, jak reaguje na mnie.
-Cześć Leo! – powiedziała z uśmiechem – Cześć eee… a jak ty właściwie masz na imię?
Szukałam w jej minie kpiny, jednak dostrzegałam tylko całkowicie szczery uśmiech. Odpowiedziałam jej tym samym.
-Weronika. Wyspałaś się?
-Jeszcze się pytasz! – roześmiała się – Co to jest za łóżko? Pierwszy raz jestem wyspana i nie miałam snów!
Piper miała się z czego cieszyć. Dostało jej się łóżko moich rodziców, a ono jest najwygodniejsze w całym mieszkaniu. Jednak nie wydaje mi się, żeby jego wygoda mogła wpłynąć na jej herosowe sny.
Zaczynałam ją lubić. Chyba ten jej wczorajszy występ był tylko jednorazowym wyskokiem.
-Chcecie już jeść, czy czekamy na Jasona? – zapytałam.
Piper chyba dopiero wtedy zauważyła jedzenie.
-Zrobiłaś śniadanie? – spytała mnie – Dzięki! Leo? Czekamy?
-Myślę, że nie ma sensu. Jason jest niewyspany po misji i będzie pewnie spał do wieczora! – wskazał na mnie palcem – Zobaczysz! Jeszcze pożałujesz, że pozwoliłaś nam tu zostać!
-Wcale nie będziesz żałowała! – do naszej rozmowy wtrącił się ktoś jeszcze.
Jason stał za Piper ubrany i umyty.
-Kto jak kto, ale to wy jesteście jeszcze w piżamach! – roześmiał się.
Dziewczyna pokazała mu język.
Faktycznie, żadne z nas nie było jeszcze przebrane. Ja miałam na sobie moją najlepszą piżamę, żeby jakoś wyglądać przed gośćmi, Piper miała moją piżamę, też jedną z lepszych, a Leo jako jedyny miał swoją. Dlaczego? Doszłam do tego dzień wcześniej: Najwyraźniej moja książka przeniosła go, gdy chciał się przebrać do spania.
-Może usiądziemy do stołu? – zapytałam ni w pięć ni w dziewięć.
-Dobry pomysł. – odparł Leo i wyszczerzył zęby w uśmiechu – Umieram z głodu!
Usiedliśmy z Leo po jednej stronie stołu, a Piper z Jasonem po drugiej. Śniadanie minęło bardzo wesoło. Czułam się jak wśród bliskich przyjaciół. W końcu i Jason poznał moje imię, jednak Ronnie mówił do mnie tylko Leo. Pozostał dwójka nazywała mnie Vera, tak, jak inni moi znajomi.
Tematy mieliśmy różniste. Oni opowiedzieli mi, jak to jest być herosem, ja – jak to jest być zwykłym człowiekiem. Zachowywaliśmy się jak starzy znajomi i pasował mi taki układ. Wiedziałam, że zostaniemy dobrymi przyjaciółmi.
**************************************************************************************************************
-Zastanówmy się, co robimy. – powiedział Jason, gdy wszyscy się już ogarneliśmy.
Dobra zabawa – dobrą zabawą, ale nadal mieliśmy pewne problemy.
-Podsumujmy. – zaczęłam – Jesteście herosami. Moja książka z nieznanych nam powodów przeniosła was z Obozu Półkrwi do mojego mieszkania. Leo ma pół roku na zbudowanie ogromnej machiny wojennej, a Jason musi ogarnąć sprawy związane ze swoją pamięcią. Jeszcze coś?
Wszyscy pokręcili głowami.
-W życiu herosa nie ma przypadków. Musimy się dowiedzieć, dlaczego się tu znaleźliśmy. Tylko jak? – dodał Jason.
Zastanowiłam się.
-Musimy skontaktować się z Chejronem.
-Masz na to jakiś pomysł? – spytał Leo.
-Iryfon.
-Co za iryfon? – zapytała Piper.
Spojrzałam z nadzieją na Jasona.
-Nie patrz na mnie. Pewnie potrafię to zrobić, ale nie pamiętam jak.
Przekręciłam oczami. Jak na ironię wśród trójki herosów ja najlepiej znałam się na ich życiu. A na pewno byłam stuprocentowym człowiekiem.
-Dobra, zrobię to sama. Potrzebujemy samoobsługowej myjni samochodowej.
-Po co? – spytał Leo – Będziesz czyścić auto?
-Nie, Leo. Do wykonania iryfonu potrzebujemy tęczy, a nie chce mi się męczyć z domowymi sposobami. Szkoda, że nie mam magicznego źródełka, ale dopiero wczoraj dowiedziałam się, że coś takiego istnieje. Pójdziemy do myjni…
-Spoko. – uśmiechnął się chłopak – Mały spacer jeszcze nikomu nie zaszkodził.
**************************************************************************************************************
Nigdy nie przypuszczałam, że będę spacerować po moim Jastrzębiu Zdroju z trójką półbogów. W każdym razie, nie na prawdę.
Przez jeden dzień całe moje życie stanęło się do góry nogami. Tak nagle dowiedziałam się, że świat z moich książek istnieje. Bałam się, że to tylko sen, z którego zaraz się obudzę.
W myjni, do której się udaliśmy pracowała moja ciocia, a była to ciotka z gatunku „Rób co chcesz! Nie ma problemu!”.
-Wera! – krzyknęła na powitanie – Jak miło cię widzieć! Co cię tu sprowadza?
-Mamy małe hmm… problemy. Czy moglibyśmy skorzystać z myjni?
-Pewnie!
Z ciocią była ułatwiona sprawa, bo nigdy nie pytała się, po co chcę coś zrobić i dlaczego przyprowadzam przyjaciół na spotkanie do myjni.
„W końcu to najlepsze miejsce na spotkania.” – przeleciało mi przez głowę.
Zaprowadziłam moich nowych znajomych do najodleglejszego kąta myjni.
-I co teraz? – zapytała Piper.
Zaczęłam intensywnie myśleć. Starałam się przypomnieć sobie, jak w „Złodzieju pioruna” Annabeth i Grover wykonali iryfon do Chejrona (to znaczy planowali do Chejrona, w końcu jednak hm… dodzwonili się do Luke’a).
-Czekajcie! – zatrzymałam się – Macie może drachmy?
Przetrzepali wszystkie kieszenie. Nie mieli. Wyszłam na zewnątrz, a oni za mną. Zrozpaczona usiadłam na ziemi. Jak mogłam być taka głupia i zapomnieć o tak ważnym elemencie?!
-Wydaje mi się, – zaczęłam – że będziemy musieli… Czekajcie!
Spojrzałam w dół. Na ziemi, obok mnie coś błyszczało. Przyjrzałam się temu i spostrzegłam, że była to najprawdziwsza, złota drachma! Zaczęłam strzepywać z niej piasek, ale gdy go strząsnęłam, moneta zakopywała się na nowo. Spróbowałam jeszcze raz – to samo.
-Co jest?! – zapytałam i zaczęłam energiczniej odkopywać monetę.
-RONNIE NIE! – krzyknął do mnie Leo.
W ostatniej chwili odciągnął mnie od tamtego miejsca. Zobaczyłam ziemię otwierającą się i połykającą wszystko, co na niej rosło czy leżało, w miejscu, w którym przed chwilą siedziałam.
Na początku nie zwróciłam nawet uwagi, że schowałam twarz w koszulkę Leo i na to, że on mnie przytulił. Byłam tak przerażona
-Przeklęta Gaja! – warknął Jason.
-Nie możemy dłużej tu zostać! – krzyknęła Piper.
Nadal stałam oszołomiona. Głosy Jasona i Piper docierały do mnie jakbym była pod wodą.
-Ronnie? Wszystko w porządku? – zapytał Leo. Był jedyną osobą, którą dobrze słyszałam.
Pokręciłam głową. Nie miałam zamiaru udawać.
-Czy… Czy to nadal się otwiera?
Nie odpowiedział. Skierował rękę w stronę miejsca zapadania się ziemi i wystrzęlił z niej kulę ognia. Ziemia połknęła ją i wróciła do dawnego stanu. W miejscu, gdzie była dziura, była teraz czysta ziemia, bez trawy i innych roślin.
-Chodźmy stąd. Proszę, chodźmy!
Piper i Jason byli już daleko przed nami. Leo otoczył mnie ramieniem i odprowadził do wyjścia.
**************************************************************************************************************
W drodze powrotnej rozmawiałam z chłopakiem o wszystkim i o niczym. Okazał się dobrym słuchaczem, mimo, że w książce zachowywał się jak dzieciak. W rzeczywistości nie był aż tak dziecinny. Chyba, że zachowywał się tak tylko przy mnie.
-Opowiedz mi coś o sobie. – powiedział, gdy wyszliśmy z terenu myjni, nadal obejmując mnie ramieniem.
-A co chcesz wiedzieć? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
-Wszystko.
-Czyli?
-Wszystko, to znaczy wszystko. Opowiadaj! – roześmiał się.
-Dziękuję za inteligentne wytłumaczenie!
Uśmiechnął się łobuzersko. Poddałam się.
-Moje życie wcale nie jest ciekawe. Nie potrafię kontrolować ognia, wody, czasu, czy piorunów. Mieszkam z rodziną w tym samym mieszkaniu od urodzenia. Bez żadnych zmian.
-Dobra. Widzę, że coś ci nie idzie. Pytanie pomocnicze – Co lubisz robić?
-Co lubię robić? Hmm… Grać na gitarzę, słuchać muzykę. A czasem lubię posiedzieć i pobyć sama ze sobą.
-Artystyczna dusza?
Roześmiałam się.
-Można i tak powiedzieć. A ty?
-Ja? – zapytał nieco zdziwiony – Jestem półbogiem, synem Hefajstosa. Władam ogniem, walczę, jestem ognioodporny. Nie mam ludzkiej matki. Już nie mam.
-Przykro mi.
Milczeliśmy przez chwilę.
-To było dla mnie okropne. Każda rodzina zastępcza równała się jednej ucieczce. Żadna matka zastępcza nie potrafiła mi zastąpić mamy. Brakowało mi jej. Jej i prawdziwej rodziny.
-Nie chciałabym takiego życia.
-Uwierz Ronnie, nie życzę ci tego. Kiedy wróciłem z misji do domku Hefajstosa obwołali mnie grupowym. Wszyscy byli mili, poczułem się jak w prawdziwej rodzinie.
Leo chował prawdziwego siebie za żartami, tymczasem on był naprawdę fantstycznym chłopakiem. Nigdy jeszcze takiego nie spotkałam.
-Leo jesteś świetny, tyle ci powiem.
-I niedowartościowany zupełnie jak ty – roześmiał się – Dobraliśmy się!
Oparłam o niego głowę.
-Tak… Dobraliśmy się…
**************************************************************************************************************
Przez Leona zupełnie zapomniałam o tym, że mogłam zostać połknięta przez samą Gaję.Temat powrócił, gdy wróciliśmy do domu.
-Dlaczego ona nas zaatakowała? – zastanawiała się Piper – Przecież nie mogła znaleźć nas aż tak daleko!
-Mogła. – odparł Jason – Ona jest ziemią. Wyczuwa nas.
-I nadal nie wyjaśniliśmy, dlaczego tu jesteśmy.
Zamyśliłam się. Zciemniało się. Ciemność służyła mojemu umysłowi.
W pewnym momencie uderzyła we mnie pewna myśl i to z taką siłą, że aż się zachwiałam.
Leo złapał mnie.
-Ronnie co się dzieje?
-To ona. Gaja.
-Niby czemu? – zapytała Piper.
-Jaki bóg odciągałby was od Obozu, kiedy macie tak ważną misję do wykonania? Oni was potrzebują. Przeniosła was aż tak daleko, żebyście nie zdążyli na czas. Miała nadzieję, że zostaniecie tu dłużej. Dużo dłużej.
Milczeli. Cisza stała się nie do zniesienia, jednak nie miałam zamiaru jej przerywać.
-Musimy tam wrócić. – powiedział Jason.
-I to szybko. – dodała Piper – Co o tym myślisz Leo? …Leo?
Spojrzałam na niego. Omijał moje spojrzenie, patrzył w dół, ze smutną miną.
-Leo. – wyszeptałam – Musisz wrócić. Twoi przyjaciele cię potrzebują. Twoja rodzina.
Podniósł wzrok.
-Wiem. I wrócę.
-No to idziemy? Polecimy samolotem. Mieliśmy wystrzegać się tylko ziemi – wtrąciła się Piper.
-Teraz? – powiedziałam cicho – Jesteście zbyt zmęczeni. Zostańcie na noc. Rano pojedziecie na lotnisko.
**************************************************************************************************************
W nocy, gdy siedziałam sama w pokoju, odwiedził mnie Leo.
-Co tu robisz?
-Nie mogłem spać. – odpowiedział.
Usiadł na łóżku obok mnie.
-Posłuchaj… – zaczął – Ja… chciałem…
Pochylił się nade mną i pocałował mnie prosto w usta. To było dla mnie coś nowego. Całował delikatnie, a zarazem tak, jakby bał się, że to tylko sen, z którego się obudzi. Jeszcze żaden chłopak mnie tak nie traktował, a ja nie potrzebowałam nikogo poza nim.
A jutro musiał odejść. Zostawić mnie, by ocalić świat.
Przestaliśmy się całować. Popatrzył mi w oczy.
-Znałem cię zaledwie jeden dzień, a już jesteś dla mnie najważniejsza, Ronnie…
-Znałam cię zaledwie jeden dzień, a już nie wyobrażam sobie dnia bez ciebie, Leo…
**************************************************************************************************************
Wykończyłam całkowicie moje kieszonkowe, żeby opłacić im drogę na lotnisko i choć część ceny biletu. Resztę dopłaciła ciotka „nie ma problemu”. Ona również zarezerwowała bilety lotnicze.
Rano wstałam w paskudnym nastroju. Nie chciało mi się wstać z łóżka, podniosłam się jednak, by zrobić śniadanie Leonowi, Jasonowi i Piper.
Tym razem nie musiałam. Kiedy weszłam do jadalni na stole stał talerz kanapek.
-Radzimy sobie, Vera. – uśmiechnęła się do mnie Piper – Chcesz kanapkę?
Pokręciłam głową. Zupełnie nie chciało mi się jeść.
Spojrzałam na Leo. Uśmiechnął się do mnie smutno, lecz nie odezwał się.
Śniadanie zjadłam słuchając rozmów Jasona i Piper. Ja i Leo nie odzywaliśmy się. Dla tamtych był to szczęśliwy dzień powrotu do domu. Dla nas – niekoniecznie.
Zebraliśmy się i wyszliśmy na dwór, gdzie czekał już na nich samochód.
Piper przytuliła mnie.
-Dziękuję za wszystko! – powiedziała i wsiadła do samochodu.
Jason pomachał mi już z auta.
Na zewnątrz zostaliśmy tylko ja i Leo.
-Nie będą wam robić problemów na lotnisku? Wiecie, że jesteście bez rodziców albo, że Piper ma sztylet? – powiedziałam najbardziej zdawkowym tonem, na jaki było mnie stać.
-Myślę, że nie. Mgła zrobi swoje.
Nie mogłam udawać.
-Leo obiecaj mi coś. – powiedziałam trzęsącym się głosem.
-Tak, Ronnie?
-Nie zostawiaj mnie tu. Kiedy wrócisz wyślij do mnie iryfon. Annabeth ci pomoże. Dzwoń, gdy tylko będziesz mógł. I odwiedź mnie… Jeśli chcesz.
Uśmiechnął się.
-Chcę i obiecuję ci to.
Ujął moją twarz w dłonie i pocałował mnie na pożegnanie. Uścisnął jeszcze moją rękę, wsiadł do samochodu i odjechał.
**************************************************************************************************************
Minął już jakiś czas od tego wydarzenia. Leo dotrzymuje obietnicy. Dzwoni do mnie, opowiada mi, co u niego i jak idzie praca nad okrętem bojowym. Kilka razy mnie odwiedził (nie pytajcie jak, nie chcielibyście wiedzieć). Okręt jest prawie gotowy. Już niedługo mój bohater popłynie. I uratuje świat…
Podrzućcie to GreenPIS’owcom. Może zmienią zdanie na temat Matki Ziemi 😉
Popieram Arachne 😀 Trochę krótkie patrząc na opko Arachne
Ale dzięki temu pracę Stacy czytają ludzie, którzy nie są totalnymi świrami.
dziękuję bardzo;p
chyba wam się nie podobało co? 😛
Gratulacje wszystkim! Wspaniałe prace! Ale twoja, bez wątpliwości Arachne i Stacy.
Nie chciałam z siebie robić jakiejś biednej dziewczynki, czy coś w tym rodzaju;p
Ale dziękuje:)
Świetne! Nie dziwię się, że wygrałaś!
##@&#&$ Myksa! Ty skończona leniwa idiotko I ty jej pop#$8#& weno! Mogłam napisać to opko! Ale nie oczywiscie zapracowanej Myksiuni nie starczyło czasu. Jak czytam takie teksty to aż chce mi się pisać. Bardzo dobry tekst, ale gdyby to nie był konkurs I pierwsze tego typu opko, to bym uznala że to schemat. Jedziesz po najprostrzej lini oporu, I mam wrażenie że opko nic nie wnosi. Ale wykonanie świetne. Lece dalej 😉
Mało dialogów. Banalna fabuła. Uczucie między bohaterką, a Leo? Wymiotuję. A ten fragment: „Ja jestem tylko i wyłącznie nudną, niedowartościowaną, ludzką nastolatką.” jakoś mi nie pasuje. Mam wrażenie, że nie powinno się mówić, takich rzeczy chłopakom, ale chyba nie jestem odpowiednią osobą, do pisania takich rzeczy. Relacje damsko-męskie nie są moją mocną stroną. Co więcej, jakoś niespecjalnie podoba mi się fakt, że Piper, Leo i Jason bez słowa, ot tak, poszli spać, do obcej dziewczyny. Pomachali jej sztyletem przed oczami i tylko tyle? „To był ciężki dzień – pójdziemy się przespać, choć zupełnie nie wiemy, kim jest ta dziewczyna ani gdzie jesteśmy, bo przecież nie mamy dość rozumu, by o to zapytać”? To trochę… głupie, z ich strony. Jeśli chodzi o błędy, to nie znalazłam ich jakoś dużo, ale proszę, proszę, proszę, proszę, oddzielaj myślnik od dialogu, spacją, bo jeśli o mnie chodzi, to trochę mnie to razi. Tak czy siak, gratuluję zwycięstwa w konkursie, choć mogłabym się z tym, troszkę spierać… <3
Przyznaje sie bez bicia ze nielubie Jasona a Piper nienawidze…
Niewazne.
Zasłuźyłaś na nagrode gratuluje xD. 😀
Dzięki za szczerość:)
Luna, ja wiem że to jest banalne, po prostu nie miałam serca do tego opowiadania;]
jak nie miałas serca do tego opka, to ja chcę przeczytać opko, w które włożyłaś go choć trochę 😀 😀 😀
szczerze? od wczoraj łażę i wzdycham, że nie napisałam czegoś takiego
jestem od tego uzależniona i zakochana w tym 😀 😀 😀
i nie dziwię się, że wygrałaś, choć przy sobie mam problemy z uwierzeniem, że moje beznadziejne wypociny wygrały 😉
Dziękuję;*
I nie narzekaj – twoje jest świetne;]
Bardzo dobre opowiadanie. Spodobał mi się wątek miłosny, pewnie dlatego, że jestem romantyczką. 😀 Fajnie by było, gdybyś napisała dalszą część.
Pozdrowienia i gratulacje!
taaa… świetne -.- napisane na odwal, do niczego się nienadające
o swoim oczywiście mówię
schemat i nie wyobrażałam sobie Leo chodzącego z kimś. Ale wykonanie bardzo dobre.
Boginko, skoro wygrałaś to chyba jednak się do czegoś nadaje prawda?
Trochę wiary w siebie!:)
😀 dobre.
Mi się bardzo podoba, tylko wątek gna z prędkością królika wyścigowego. 😉
*Zająca wyścigowego