Poranek był dość burzliwy. I nie chodzi mi tu o pogodę. Obudziłam się o szóstej trzydzieści. Zrobiłam to co trzeba i wyszłam z domku. Miałam na sobie tą fioletową koszulkę (ale tylko dlatego, że wzięli mi moje), czarną bluzę z kapturem, długie, ciemne spodnie i przetarte tenisówki. Moje oczy wyglądały jak podkreślone czarną kredką, ale to było złudzenie. Mam z natury takie zjawisko. Gdy patrzyłam w lustro stwierdziłam, że wyglądam jak śmierć. Oczy zasłonięte czarną grzywką, cała na czarno.
Na placu z bóstewkami było zamieszanie. Chyba zobaczyli moje nocne wypociny. Otóż wszyscy bogowie mieli zniekształcony wizerunek. No co? Nudziło mi się! A oni byli najbliżej. Co z tego, że kilku było pomalowanych farbą (nie pytajcie skąd wzięłam, długa historia)? I że mieli porobione graffiti na sukniach albo torsie? Cały obóz zebrał się wokół tego widowiska. Niektórzy wyglądali, jakby mieli się zaraz poryczeć, niektórzy usmiechali się pod nosem, a jeszcze inni byli wściekli. Między nimi krążyła wilczyca Lupa. Widocznie za dnia wolała postać psa. A wydawałoby się, że powinno być inaczej.
-Schańbiłaś rzymskich bogów! Naszych rodziców! Jak mogłaś?! – zaczęła krzyczeć jakaś dziewczyna zwracając tym samym uwagę innych.
-Okłamałabym was, jakbym powiedziała, że jest mi żal. Bogowie zniszczyli mi życie. – (okej, przyznaję zaczynam wierzyć w tą mitologię, ale nie dam po sobie tego poznać).
-Zniszczyli? Tobie? Zabrali cię tylko z brudnej, zapiziałej dziury. Dzięki nim masz normalny dom.- powiedział Russ. (jak ja tego synka nienawidziłam).
– Byli moją rodziną. Jedyną rodziną. Zaakceptowali mnie. Rozumiałam ich, a oni mnie. Więc nie mów, że bogowie mnie uratowali, jasne? Nigdy nie będę mieć szacunku do nich. – wskazałam ręką na posągi.- Nie zasłużyli na to. Są tylko…. [CENZOR].
–Prosiłabym, aby posprzątały to dzieci Wenus. Przepraszam was za to, ale naszą najdroższą Tamię czeka rozmowa, I chyba nie tylko ze mną. Ale zanim to nadejdzie prosiłabym Marka, aby poćwiczył z nią wszelkie sztuki walki. Od łucznictwa po walki na miecze i naukę.
Nie wiedziałam o co chodzi z tą rozmową, ale miny obozowiczów nie wyglądały zachęcająco. Ale i tak na to zlewam. Może mnie stąd wywalą?
Mark okazał się trzydziestoletnim nauczycielem. Nie wyglądał na szczęśliwego musząc iść ze mną. A ja to miałam gdzieś. Szłam przed siebie słuchając muzyki. Nawet nie wiecie jak bardzo się wkurzyłam gdy mi wyjął słuchawek z uszu.
Staliśmy przy arenie. Walka na miecze. Nie miałam z tego miłych wspomnień. Ani trochę. Ale mi nie podarował. Oczywiście po pół minuty mój miecz wylądował na trawie. Nauczył mnie kilku rzeczy i poszliśmy dalej. Później chciała mnie nauczyć łaciny, ale gdy powiedziałam mu, że znam tylko jedno brzydkie słowo zrezygnował i powiedział, że tego będą mnie uczyć potomkowie Minerwy*. Zaprowadził mnie więc na łucznicwtwo. Tego się najbardziej bałam. Ale mus to mus. Nie chciałam używać łuku w walce. Bałam się go. Nie wiem dlaczego, ale w jakiś sposób mnie przerażał.
Pierwsze wskazówki Marka okazały się bardzo proste do wykonania. To tak jakbyś używał pistoletu. Musisz się skupić, widzieć tylko ten jedyny cel.
Pierwszy strzał okazał się idealny. Trafił w samo serce tarczy. Syn Kwirynusa* był nieco zdziwiony.
-Nikt za pierwszym razem nie trafia w środek. Nawet dzieci Mitry* za pierwszym razem chybiają. Trafiają dziesięć centymetrów dalej. Niesamowite.
Nie żeby mnie to cokolwiek interesowało,ale co z dziećmi Diany* (już nieco pamiętam imiona tych całych bóstewek). Zapytałam o to Marka. Okazało się, że nie mogła mieć dzieci. Tak samo jak Westa* czy Junona*. Oczywiście i im zdarzały się wpadki. Ale to innym razem. Za nudne jak dla mnie.
-Traf w ten bal. Tylko uważaj na drzewa. To zabiję istotę zamieszkującą w niej.
Nie dociekałam o co chodzi z tą istotą. Nie interesowało mnie to. W sumie wszystko to co on mówił mnie nie interesowało. Robiłam po prostu swoje.
Zrobiłam to co powiedział. Oczywiście trafiłam. Tak ćwiczyliśmy z półgodziny. Był zdziwiony moją trafnością. Szczególnie, że ani trochę się nie skupiałam. To było od niechcenia. Wszystko. Od nałożenia na cięciwę strzały, po wypuszczenie jej. Nawet udawało mi się wypuścić kilkanaście naraz. Nie byłam z tego dumna. To było straszne.
-Na dzisiaj wystarczy strzelania. Teraz pobiegaj piętnaście minut na terytoruim obozu i przyjdź do zbrojowni. Wybierzesz łuk i miecz lub sztylet.
Poszedł w stronę domu Lupy. A ja spowrotem włączyłam ipoda. Siadłam na ławce słuchając Nickelbacka Hero. Co za ironia, co nie?
Oglądałam mecz siatkówki Merkurzy* przeciw Mitrasom. Emocjonujący mecz, ponieważ oby dwie drużyny były szybkie i piłka latała w straszliwym tępie. Po drugiej stronie walczyli na miecze. To już było nudne. Pchnięcie, unik, pchnięcie, unik. I tak w kółko aż któryś padnie ze zmęczenia. Ale i tak najnudniejsze było słuchanie jakiejś babki, która mówi do młodych o historii starożytnego Rzymu. Więc moje oczy wróciły do oglądania meczu.
Nie wiem kiedy to przeleciało, ale po chwili przyszedł Mark, a u jego boku szedł wilk. Oby dwoje nie wyglądali na zachwyconych.
-Miałaś biegać! Co to ma być?! Za karę robisz dwieście pompek.
-Taaa…. już robię. – mruknęłam.
–Nieważne, Mark. Chodźmy wybierać łuk.
-A zaaportujesz patyk?
-Tamia! – oburzył się syn Kwirynusa.
–Spokojnie Mark. Chodźmy. I Breen, wiedz że to nie robi na mnie żadnego wrażenia.
–Twoje oczy zdradzają co innego. – i nie czekając na jej reakcję ruszyłam w kierunku zbrojowni.
Chyba nie muszę tego miejsca opisywać? W skrócie – wielka chata z masą broni. Każdy rodzaj ostrzy miał własna alejkę, jeśli można to tak nazwać. Pierwsze były miecze, potem różnego rodzaju i kształtu tarcze, następnie sztylety, w kolejnej alejce łuki, a na końcu inne bajery, takie jak włócznie, maczugi. Zatrzymałam się na … w drzwiach.
To miejsce mnie przerażało. Nie żebym miała coś przeciwko broni. W moim normalnym życiu była codziennością. Ale przerażał mnie nastrój panujący w środku. Był….
-Który wybierasz?
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że Lupa i Mark minęli mnie i stali przy łukach. Lupa była już w postaci kobiety. W sumie dobrze, bo nie wiem czy bym się powstrzymała od kolenej uwagi o aportowaniu.
-Chcę to. – podeszłam do sztyletów i wskazałam na jeden z nich.
Zaczarował mnie. Przyciągał do siebie. Wyglądał jak każdy inny. Tylko różnił się rękojęścią. Był ozdobiony w różnego rodzaju wzorki i w jakieś litery. Powiedzmy sobie szczerze: nie jestem orłem. Nie potrafię wszystkich języków świata. Nie miałam zielonego pojęcia co tam było napisane. Wzięłam go do ręki i przeszedł mnie jakiś dziwny dreszcz.
-Ciekawe, że wybrałaś akurat ten. Nikt nie potrafii odszyfrować tych słów. Nawet te mądrale z domku Minerwy. – powiedział Mark. – A teraz łuk. Widząc twoje umiejętności nie mamy wątpliwości, że potrzebujesz go.
-Ale ja mam. Nie będę używać łuku i strzał. Nie ma mowy.
-Bez dyskusji. Aby przeżyć musisz mieć łuk. Bez niego ani rusz.
-I ktoś mnie zabije? A nawet jeśli to co z tego? Życie jest po to, aby później umierać To nie ma znaczenia kiedy.
-Wybierz łuk. Nie mam zamiaru czekać na księżniczkę Breen, która musi dodać swoje dwa grosze. – powiedziała, już nieźle zdenerwowana wilczyco – człowiek.
Wiedziałam, że nie mam wyjścia. Musiałam coś wybrać. Inaczej musiałabym przebywać w towarzystwie tego dziwactwa do nocy. A tego nie chciałam.
-Okej. Niech ci będzie. Ale wiedz, że i tak go nigdy nie użyję.
Wzięłam do ręki łuk i kołczan pełny strzał. A wzięłam go tylko dlatego, że wydawał mi się najgorszy. Sam łuk był zakurzony, stary, brudny. Prezentował się całkowicie inaczej niż inne. Nikt chyba go nie używał. Strzały nie prezentowały się lepiej. Miały tylko pióra zmasakrowane starością i brakiem dbania o nie.
-Czy z łaski swojej możesz wybrać inny. – bardziej stwierdziła niż zapytała Lupa.
-Nie. Ciesz się, że którykolwiek wybrałam.
Zazgrzytała zębami, marszcząc czoło, jakby nad czymś nie wiadomo jak bardzo myślała. Mark był mniej opanowany.
-Dlaczego akurat ten? Jest najgorszy. Nie używano go od pierwszych kilku wystrzałów. Najgorszy łuk jaki kiedykolwiek widział świat. Najlepszym strzelcom na ziemi, Mitrze i Dianie zdarzało się chybiać. Jesteś świadoma tego, że strzała może ci wystrzelić nie tam gdzie chcesz i zrobić komuś krzywdę?
-Nie zrobi, bo go nie będę używać. – odparłam.
-Ale…
-Mark dość. Jeśli nasza droga Tamia chce ten, to niech go ma. Pokaż jej tylko jak się go składa i rozkłada. Będzie używać taki jaki sobie wybrała.
-Nie będę strzelać! – prawie krzyknęłam.
-Zobaczymy.
I jakby nigdy nic zamieniała się w wilka. Nie chcielibyście tego oglądać. Najpierw pojawiły się włochate uszy na głowie, a zniknęły te ludzkie. Wyrosły jej wąsy. Zobaczyłam także zmianę w jej zębach. Pojawiły się bardzo ostre kły. Upadała na ziemię jako człowieko – piesek, a upadła jako szary wilk. W sumie jak jej się teraz, z bliska przyglądłam to była nieco wyższa niż zwykły wilk. No i ten wzrok bardzo rozumnego człowieka. Wkurzający.
Ale nie żebym się nie przestraszyła tej przemiany. Mimo, że nie dałam tego po sobie poznać, Lupa się domyśliła mojego zaskoczenia. Stwierdziłam tak, gdy zobczyłam w jej oczach iskierki rozbawienia.
Nienawidzę tego dziwoląga!!!
W każdym razie, po chwili już jej nie było. Wybiegła ze zbrojowni zostawiając mnie sam na sam z Markiem.
-Mam ci pokazać jak się go składa. Otóż to bardzo proste. Wiem, że to może się wydać absurdalne, ale musisz pomyśleć na jakąś małą rzecz, którą zawsze będziesz miała przy sobie.
-Powaliło cię? – zapytałam, bo na serio się nad tym zastanawiałam.- A do tego może pojawią się jednorożce.
-Spróbuj. Ale i tak moim zdaniem powinnaś wybrać inny. Twój talent zda się na nic przy tym czymś.
-I dobrze. – mruknęłam.
-Zrób to po prostu. – zniecierpliwił się.
Miałam gdzieś, że to nauczyciel. Był głupi. Z resztą jak każdy w tym miejscu.
Wyszłam ze zbrojowni, nawet się nie żegnając. Jeszcze coś tam mówił do mnie, ale go nie słuchałam. Poszłam prosto do lasu. Tam, gdzie mnie nie znajdzie nikt.
Jedyne bezpieczne miejsce na Obozie.
Nie wiedziałam ile szłam. Cały czas oglądałam strzały, łuk i kołczan. Co jakiś czas spoglądałam na sztylet. Gdy się zatrzymałam ostrze schowałam do pochwy przy pasku, kołczan pełny strzał założyłam na plecy i naciągłam łuk. Zastanawiałam się w co bym to zamieniła, jakby to w ogóle było możliwe. Ale czy mnie może coś jeszcze zaskoczyć? Nie sądzę. Teraz juz nie wiem co jest mitem, a co prawdą. Wiem, że to bardzo, ale to bardzo prawdopodobne, że bogowie istnieją, ale nie chcę w to wierzyć.
Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że jedna strzała utkwila w drzewie. Nawet nie wiedziałam kiedy naciągnęłam cięciwe. Musiałam to zrobić jak w transie. A to mnie nieco przeraziło.
-Świetny strzał. – powiedział ktoś za mną.
Błyskawicznie się odwróciłam, naciągając przy tym na cięciwe kolejną strzałę i wymierzyłam w źródło głosu.
Już miałam wypuszczać pocisk, kiedy uświadomiłam sobie, że to tylko Simon.
-Nie zachodź mnie o tyłu. – warknęłam.
-Gdziekolwiek bym stał tam by poleciała strzała. Chciałem zobaczyć jak szybka jesteś.
-Moja szybkość mogła cię zabić, a nie chciałabym mieć na sumieniu kolejnego palanta.
-Wierzyłem w ciebie. Możesz już opuścić łuk.
Opuściłam, ale wciąż miałam go w gotowości. Miałam spięte wszystkie mieście. Nie żebym się go bała. Co to to nie. Po prostu czekałam na inne niebezpieczeństwa.
-Jak mnie znalazłeś?
-To fakt, byłaś bardzo daleko. Ale jak jest się synem Vitrusa* to się ma sposoby.
-Nie żeby mnie to coś obchodziło, ale kto to Vitrus?
-No weź. Nie znasz Vitrusa? To najodważniejszy i nalepszy bóg na świecie. A raczej we wszechświecie, bo bogowie różnie urzędują.
Nie dało się nie wyczuć ironi w jego głosie.
-Nie lubisz go. – stwierdziłam. Zaskoczyło mnie to, bo myślałam, że tu każdy jest zapatrzony w obraz swojego boskiego rodzica.
-Powiem ci dlaczego, jak ty obiecasz mi powiedzieć coś o sobie.
-Myślisz, że bym się skusiła?
-Tak. – odparł.
-Nie. Nigdy w życiu. Nikt mnie nie zna i nigdy nie pozna.
-Dlaczego nie chcesz mieć przyjaciół?
-Bo ludzie nie dzielą się na przyjaciół, nieprzyjaciół, kolegów. Są tylko wrogowie lub niewrogowie.
-Masz bardzo dziwny tok rozumowania.
Nie skomentowałam tego. I tak wiedziałam, że mam rację. I nikt tego nie zmieni.
-Jak można się stąd wydostać? – zapytałam.
-Kierując się na wschód trafisz do domku Marsa* a z tamtąd już chyba wiesz.
-Dobrze wiesz o co mi chodzi.
-A jeśli chodzi ci o wydostanie się z Obozu to i tak nie masz szans. Pilnuje nas Bachus*.
-Ten od wina?
-Tak, ten od wina.
-To co on mi może zrobić? Zagrozić upiciem się? Nie dzięki próbowałam. I miałam takiego kaca, że przez trzy dni nie mogłam dojść do siebie.
-Ty miałaś w ogóle dzieciństwo?
-Tak. W rodzinach zastępczych, domach dziecka i poprawczaku.
-Ała.- mruknął.
-No weź. Nie bądź takim mazgajem. I nie współczuj mi. Było świetnie. Kradzieże, bójki. Wolność. A teraz mi ją zabrali. I mam zamiar ją odzyskać. I czy mi w tym pomożesz, czy nie, dam radę.
-Nie uciekniesz stąd. Musiałabys dostać misję. A w to wątpie, skoro jesteś jeszcze nie uznana.
-Ale ty wiesz kim może być mój rodzic.
-Właśnie o to chodzi, że nie. Różnisz się praktycznie od każdego boga. Po twoim charakterze mogłabyś być córką Plutona czy Discordii, ale po zdolnościach i umiejętnościach twoim boskim rodzicem może być zarówno Mitra, Kwirynus lub Diana, jeśli by wpadła. A może jesteś moją siostrą? Kto wie. Przeważnie potrafiłem poznać kto jest od kogo i moje przypuszczenia sprawdzały się co do jednego. A teraz? Nie ma zielonego pojęcia. Co jest bardzo irytujące.
-Nie chce żeby mnie uznawał. Nie chcę tracić rodziny, którą już mam. W Norze.
-Mówisz o tych idiotach z teatru, w którym mieszkałaś?
-Oni nie są idiotami. Jestem jedną z nich. I są mądrzejsi niż wy wszyscy razem wzięci.-oburzyłam się.
-Nie jesteś jedną z nich! Kiedy to w końcu zrozumiesz?! Należysz do świata mitologicznego, czy ci się to podoba, czy nie. To jest twoja rodzina i twój dom!
-Obóz nigdy nie będzie moim domem. Nienawidzę tego miejsca, jak i tych wszystkich herosów! Wszystko co tu jest to jest tylko jedno wielkie kłamstwo!
-Przestań strzelać do drzew, bo ranisz istoty w niej znajdujące się.
Faktycznie. Obracałam się w kółko co chwila strzelając do któregoś zielska. Nie panowałam na tym. Przystanęłam i obróciłam się do Simona. Był zszokowany.
-Dopiero teraz sobie to uśwadomiłaś? Że strzelasz z łuku? – zapytał.
Nie odpowiedziałam. Wolałam nie wypowiadać tego na głos. Nie wiedziałam co wtedy myślałam jak puszczałam strzały. Na pewno nie skupiałam się nad tym. Tylko mówiłam. Spojrzałam na łuk. A potem na kołczan. Policzyłam strzały na drzewie. Niemożliwe.
-Spadaj. – powiedziałam.
-Że co?
-Słyszałeś. Wynoś się stąd. Zdala ode mnie!
O dziwo posłuchał. Usiadłam na pniu. Nie, nie płakałam, jeśli o to wam chodzi. Byłam po prostu… zdziwiona… zagubiona? Sama nie wiem. Siedziałam tak z dziesięć minut. Myślałam o tym, co jeszcze potrafię. Ciekawe czy bym umiała skierować gdzieś strzałę? Albo ją w coś innego zamienić. Ta perspektywan przerażała mnie, jednocześnie pobudzając. Nie czułam dzięki temu mocy. Ale wiedziałam, że inni ją poczują. Mając w Obozie dziewczynę co potrafi robić wszystko z łukiem. Dlatego to powinno zostać w tajemnicy. Problem polegał na tym, że widział to Simon. Ale co mogę zrobić? Tylko modlić się, aby tego nie rozpowiedział. I muszę się stąd jak najszybciej wydostać.
Z pozycji siedzącej strzeliłam do drzewa, które było siedemnaście metrów ode mine. Trafiło tam, gdzie chciałam mimo tej odległości. Następnie chciałam trafić w to samo miejsce tylko obrócona tyłem i kierując łuk w inna stronę. Tylko myślałam o tym drzewie. I o utkwionej w niej strzale.
Póściłam cięciwe z pociskiem. Najpierw leciała w kierunku w jakim ją póściłam, potem jednak zmieniła tor. Obróciła się o sto osiemdziesiat stopni i leciała wprost we mnie. Uchyliłam się w ostatniej chwili. Obejrzałam się za siebie i druga strzała przecięła na pół tą pierwszą.
– Tak to działa. – mruknęłam sama do siebie.
Powtórzyłam to kilkanaście razy, a jak się znudziłam zaczęłam coś nowego. Ze zasłoniętymi oczami strzeliłam w inny punkt. Wyobrażając sobie go tylko. Znów skuczetność stuprocentowa. Wymyślałam co nowsze rzeczy tylko po to, aby przekonać się, że czegoś muszę nie umieć. Im więcej strzał wokół mnie tym wieksze przerażenie. Muszę w końcu popełnić jakiś błąd! W końcu nie wytrzymałam i rzyciłam łukiem. Chciałam go podpalić, ale problem polegał na tym, że nie miałam przy sobie zapalniczki ani zapałek. A nie jestem harcerzem żeby sama wytworzyć ogień.
Chciałabym żeby to się nie wydarzyło. Z jednej strony chciałabym mieć przy sobie ten łuk i mieć świadomość, że ona do nikogo nie trafi, a z drugiej strony bałam się, że to obejmnie nade mną kontrolę.
Wybrałam to pierwsze. Zamieniłam moją broń na jedyne bezpieczne miejsce. Które nikt nie może mi zabrać. Zamieniłam wszystko na tatuaż. Poczułam mrowienie i na moim nadgarstku pojawił się trójkąt ostrokątny z wierzchołkiem skierowanym w stonę dłoni. W jego środku był mniejszy romb, a w środku rombu paski. Nie wiem skąd, ale wiedziałam co to wszytko oznacza. Trójkąt łuk, romb kołczan, a paski strzały. I nie wiem też skąd, ale wiedziałam także, że gdy dotknę tatuażu i pomyślę o tym, w moich rękach pojawi się broń.
Każdy powiedziałby: super! ale jazda! odjazd! Ale dla mnie to tylko i wyłączenie przekleństwo.
-Na dziś wystarczy wrażeń. – powiedziałam sama do siebie i poszłam w stronę domku nieokreślonych.
*Diana – mit. grecka Artemida
*Kwirynus – jeden z pięciu najważniejszych bogów, był bogiem kwirytów (Quirites), tzn. zbrojnych Rzymian
*Virtus – bóg będący personifikacją odwagi
*Bachus – mit. grecka Dionizos
*Mitra – mit. grecka Apollo
*Minerwa – mit. grecka Atena
* Merkury- mit. grecka Hermes
*Junona- mit. grecka Hera
*Westa – mit. grecka Hestia
*Mars – mit. grecka Ares
Sama gówna bohaterka jest wkurzająca, ale lubier jej moc ito, że jest pierwszą bohaterką z opek na blogu, która nie lubi obozu.
Po tak interesującym prologu, postanowiłam sobie, że będę bardzo uważnie śledzić twoje opowiadanie. Nie po to żeby wykryć błędy czy coś, ale żeby zrozumieć lepiej bohaterkę.
Obiecałam też sobie, że przeczytam dalszą część historii dopiero gdy ukaże się już 3 część, bo tak szczerze mówiąc to jak się czyta najpierw pierwszą część jakiegoś opowiadania, potem inne opowiadanie, jeszcze inne,…, i wraca się do drugiej części to pamięta się tylko ogólny wątek, a o szczegółach się zapomina.
Dlatego dzisiaj przeczytałam części 1-3 i skomentuję je wszystkie.
1) Masz bardzo fajny styl pisanie, czasami jest poważny, czasami komiczny, ale w opowiadaniu trochę się zmienia, co czytelnik odbiera jak najbardziej pozytywnie.
2) Świetnie opisujesz emocje. Zupełnie proporcjonalnie. Jest na tym blogu spora grupa osób, która w ogóle tego nie robi ( co jest krytykowane dość często w komentarzach ) i jest grupa, która słucha uwag, ale aż przesadza z tekstem i człowiek czytając cały czas się gubi. Ty jesteś w centrum. Nie piszesz długich wywodów, chodź nie brakuje ci też tekstu.
3) No właśnie tekst. Tekst jest na temat. Masz momentami świetne metafory, ale jest też druga strona medalu, a mianowicie literóweczki… Zakładam, że wiesz, że one cię czasami atakują i próbujesz się ich pozbyć. Literówki są jednak widziane w prawie każdym opowiadaniu, a ich występowanie jest często przypadkiem, lub drobną nieuwagą, więc nimi ja bym nie radziła się przejmować.
4) Poczucie humoru. W tej sytuacji blog też by można było podzielić. Grupa I są to opowiadanie, tworzone tylko z intencją rozbawienia czytelników. Są one naprawdę genialne, ale często brakuje im ” ładu”, bo znajdują się tam tylko dowcipy, a brakuje prawdziwej fabuły. Grupa II są to prawdziwe opowiadania ze szczyptą humoru w pakiecie. Twoje się właśnie do tej grupy zalicza, z czego ja się bardzo cieszę, bo w opowiadaniu ważniejsza jest akcja, odczucia, bohaterowie i opisy sytuacji, miejsc i przedmiotów, a nie humor ( chodź jest on niesamowitym plusem i dodatkiem )
5) Z mojego punktu widzenia nie ma się po prostu do czego przyczepić. Piszesz niesamowicie i czy my polubimy bohaterkę czy nie to samo opowiadanie jest dla mnie jednym z najlepszych na blogu.
*) dodatkiem jest też oryginalność twoje opowiadania są inne. jeszcze nie wiem pod jakim względem i czy to się opłaci, ale z pewnością wciągają swoją odmiennością.
Wybacz, że aż tak się rozpisałam, ale teraz na blogu brakuje takich właśnie opowiadań i mam nadzieję, że twój styl pisania się nie zmieni. Powodzenia przy Tworzeniu i dużo weny, bo tego nam brakuje ( pomysłów). Możesz się spodziewać kolejnego wywodu przy 6 części 😀
WOW ! Wybacz. nie wiedziałam, że to zajmie aż tyle :*
Bardzo fajne opowiadanie. Za uwarzyłam tylko jeden rzecz.
*Mitra – mit. grecka Apollo
Tak przyjmuje się, że w mitologi rzymskiej Apollo to Apollo. Chociaż ta wersja jest w pewnym sensie prawidłowa to na olimpiadzie nie ma za nią punktów.
Czekam na więcej.
Oh ah… Cudo! Geniusz! To jest nuesamiwite! Piszesz tak wspaniale… Zatkało mnie. GENIUSZ x 1000000000000000000000000000000000000000000000000000000000 (to I tak mało)
I co ja mam powiedzieć? Świetne, ale to nie wyraża nawet wspaniałości tego opowiadania. 😀
Chyba dwa razy stałe związki wyrazowe wybrały się na spacerek, ale poza tym… Błędów mniej niż zero 😀
Zadziwiasz mnie. I jesteś jedną z nielicznych osób, które piszą opowiadania normalnej długości.
„A nie jestem harcerzem żeby sama wytworzyć ogień.”- Harcerze też tego nie potrafią. Nie z niczego.