OD AUTORKI: Bardzo dziękuję wszystkim blogowiczom za pomoc w zbieraniu nazwisk amerykańskich gwiazdek popu. Jeśli chcecie dodać jeszcze kogoś, proszę bardzo, piszcie w komentarzach!
Nauczycielka rodem z piekła, jej piesek Merseusz i Szalona Żaba
Wracałam ze szkoły z Mej.
– Pamiętasz gdzie idziemy teraz?- spytałam.
– Jak najbardziej- odpowiedziała. W jej głosie zabrzmiał smutek.- Chodzimy tam co miesiąc. Czy to nie za często?
– Może i tak, ale ja nie przestane- odparłam. Prowadziliśmy tą rozmowę od roku. To był nasz jedyny spór. Mej zawsze w końcu odpuszczała, ale co miesiąc i tak ponawiała ten temat.- Będę chodzić na grób jej i jej ojca, chyba, że ją zobaczę- ciągnęłam. Kiedy zobaczyłam jej wyraz twarzy i to, że już otwiera usta, żeby coś powiedzieć, dodałam jeszcze.- Żywą. Nawet gdybym chciała zobaczyć jej ciało, to rozkopanie grobu się nie liczy, bo ona zaginęła, a nie zginęła.
– Przecież wiem. Też byłam jej przyjaciółką- powiedziała urażona.
– Wiem. Przepraszam- powiedziałam przepraszającym tonem. Mej nie odpowiedziała. Kilka minut szłyśmy w milczeniu.
– Kwiaciarnia- powiedziałam i weszłyśmy do sklepu wypełnionego najróżniejszymi rodzajami kwiatów.- Dzień dobry pani Dzięciołowska. Ma pani nasze róże?
– Oczywiście, Meisso- młoda kobieta z czarnymi włosami uśmiechnęła się do mnie szeroko. Podała mi czarne róże.- Piętnaście czterdzieści.
– Mówiłyśmy pani, że nie musi pani spuszczać nam z ceny- powiedziała Mej.
– Nie spuszczam ani grosza!
– Prze panią, pani zamawia je specjalne dla nas, a zwykłe róże w takiej ilości kosztują o dwa złote więcej- powiedziałam. Wskazałam cenę czerwonych róż stojących obok. Kobieta przyjęła zrezygnowany wyraz twarzy.
– Poddaje się. No, dobrze. Spuszczam wam z ceny, ale to dlatego, że Żabka pomagała mi w sklepie- odparła. Tak, nawet pani Dzięciołowska, która zawsze mówiła do niej jej zdrobniałym imieniem, teraz mówiła o niej Żabka. Takie było jej przezwisko. Żabka pomagała wszystkim, zawsze się uśmiechała. Po jej zniknięciu całe miasto posmutniało. Ona zawsze umiała dogadać nauczycielom, wdawała się z nimi w dyskusje, dzięki czemu przepadało nam pół lekcji, a nauczyciele zgłupiali i zamyśleni nie zadawali nam prac domowych. Ona była wspaniała, ale mimo tego, że wszyscy ją lubili, jej ojciec zajmował jej grafik ciągłymi ćwiczeniami, więc nie miała czasu na wizyty koleżanek, ale ja i Mej często wpraszałyśmy się na jej treningi. Jej tata nie miał nic przeciwko. Trenowałyśmy rzut nożem, szermierkę z wykorzystaniem sztyletów, mieczy i włóczni, czasami toporów, ale rzadko dawał nam tarcze. Mówił, że są ułatwieniem, a noszenie ich jest kłopotliwe. Ale najwięcej ćwiczyłyśmy strzelania z łuku. Tak, lepiej znałam jej ojca niż mojego. Mojego nie widziałam na oczy. Tak czy siak byłyśmy, ja i Mej, z Żabką jak siostry. Dlatego upierałam się przy chodzeniu co miesiąc na jej grób. Nie była chrześcijanką, z resztą ja też nie. Dlatego została pochowana na swoim podwórku, nie na cmentarzu.
Razem z Mej weszłyśmy na jej podwórko. Przeszłyśmy przez ogromny ogród. Minęłyśmy plac na którym ćwiczyłyśmy, a potem na strzelnicę. Wróciły wspomnienia. Łzy napłynęły mi do oczu.
– Mes, chodź- Mej pociągnęła mnie za łokieć. Przeszłyśmy z ich ogródka do lasu. Tata Żaby, kiedy przeprowadził się do Polski (tak, byłyśmy wtedy w Polsce), kupił działkę i kawałek lasu przylegający do niego. Działkę zabudował, ale starał się ściąć jak najmniej drzew, które rosły też tam. Zrobił furtkę w murze otaczającym ich dom, która wychodziła do lasu. Żabka lubiła spędzać tam wolne chwile. Często przychodziły do niej dzikie zwierzęta. Żabka była dziwaczna. I właśnie dlatego ona, ja i Mej tak dobrze się dogadywałyśmy. Tak. Bo kto tak naprawdę polubi nieprzyjazną i zazwyczaj wrogo nastawioną do ludzkości, rudowłosą dziewczynę, która posłała do pokojów bez klamek pięć osób? Albo jej przyjaciółkę, może i wesołą i przyjazną, ale przesypiającą większość dnia, ciągle nieobecną, zapominającą o wszystkim i sprawiającą, że inni zasypiają? Kto, jeśli nie osoba jeszcze dziwniejsza i samotniejsza niż one? Bo takie właśnie byłyśmy.
Zatrzymałyśmy się przed dwoma grobami z czarnego marmuru. Wyjęłyśmy uschnięte róże z wazonów i włożyłyśmy nowe. Po raz kolejny przeczytałam napisy na grobach. Nie wytrzymałam. Łzy popłynęły po moich policzkach. Mej mnie przytuliła.
– Brakuje mi jej- powiedziałam przez łzy.
– Mi też- odparła. Głos jej się łamał.- Ale wiesz co ona by powiedziała. „Zostawcie zmarłych w spokoju. Pamiętajcie, ale nie wypominajcie nikomu ich śmierci. Śmierć to śmierć. Nic się już nie da zrobić.”
– Wiem- odparłam. Po chwili uspokoiłam się. Przeczytałam jeszcze raz napisy napisane na nagrobkach. Odwróciłam się.
I wtedy stała się pierwsza dziwna rzecz.
Przede mną stał wielki czarny pies z krwisto czerwonymi oczami. Miał żółte ostre kły. Z jego paszczy zionął fetor zdolny zabić. Spiął się i przycupnął jak tygrys gotujący się do skoku. Naszyjnik od Syriusza stał się lodowaty i zaczął wbijać się mi w pierś, a bransoletka zaczęła palić moją skórę. Jakoś to nie zdawało mi się wtedy ważne .
– Zaraz zginę- pomyślałam. Pies skoczył.
I wtedy stało się coś dziwniejszego.
Pies zamiast odgryźć mi głowę, przyszpilił mnie do ziemi i… zaczął mnie lizać jak nie wychowany szczeniak.
– Ok, ja też cię lubię, ale mógłbyś mnie nie dusić?- wychrypiałam pomiędzy liźnięciami. Piekielny pies posłusznie zszedł z mojej piersi. Podniosłam się chwiejnie. Pies patrzył na mnie wzrokiem kotka ze Shreka.- No dobra, dobra chodź tu- powiedziałam i zaczęłam drapać go za uszami. Naszyjnik i bransoletka wróciły do normalności.
Wtedy od strony lasu nadbiegł, cały spocony i ubrany w czarny dres, Syriusz. Kiedy zobaczył przy czym stoję, stanął osłupiały. Myślałam, że mu gały wyjdą z orbit.
– Meisso, natychmiast odsuń się od tej kreatury!- wrzasnął. Oczywiście nie posłuchałam go. Co więcej: pokazałam mu język.
– Nie będziesz mi rozkazywać, Syriuszu Mes- powiedziałam buntowniczo.- A to nie jest żadna kreatura, tylko duży, straszny pies z oddechem godnym średniowiecznej świni, ale jest miły, słodki i śliczny!- wrzasnęłam. Syriusz skulił się ze strachu. Nie chciałam być taka ostra. No dobra, chciałam.
– Mes- jęknął, pokazując coś palcem. Syriusz patrzył przerażony na to coś co było za moimi plecami. Odwróciłam się. Tak to było przerażające. Koło grobu Żabki stała moja nauczycielka od polskiego w wersji potwornej. Była jeszcze brzydsza niż zwykle. Miała szpony, nietoperze skrzydła i przykładała swoje pazury do szyi Mej.
– Na gacie Lokiego, to jakiś żart?! Nasza baba od polaka jest Erynią?!- jęknęłam.
– Na to wygląda- odparła Mej. To jakiś jeden wielki żart czy co? A może nie? Nic nie wiedziałam. Cały świat stanął do góry nogami. Czy to może być prawda? Czy te wszystkie mity, książki Riordana, czy to może być prawda? Wtedy zniknięcie Żabki nabrałoby sensu, a przyjmując, że ja i Mej też jesteśmy heroskami, wyjaśnia się też to, że tylko nas chciał uczyć jej ojciec. Ale to przecież niemożliwe.
Stałabym pewnie tak do końca życia, a w mojej głowie jak burza szalałyby myśli, ale z osłupienia wyrwała mnie… moja bransoletka! Poparzyła mnie. Wściekłam się na nią, na Erynię i na Syriusza. Byłam wściekła. I wtedy w moich rękach pojawiły się sztylety. Oba były długie i wąskie, a ich rękojeści zdobiły czarne skrzydła, jak bransoletkę. Jeden był zrobiony z czarnego metalu, a drugi ze srebra. Kto robi broń ze srebra?! Jest za miękkie! No, ale nie wybrzydzajmy. Zawszę jakaś broń.
– Puść ją- syknęłam. Erynia tylko się roześmiała.
– Jakie ma szanse niewyszkolona heroska z Megajrą, jedną z trzech Eryń, bogiń zemsty, kary i wyrzutów sumienia, urodzonych z krwi Uranosa, boga nieba, strażniczek więźniów w czeluściach Tartaru?- powiedziała kpiącym tonem.
– Powinnaś zamiast gadać, nie lekceważyć wroga- powiedziałam.- Kto ci powiedział, że jestem niewyszkolona?- mówiąc to porzuciłam czarny sztylet i złapałam za ostrze.- Mej, zagrywka piąta!- wrzasnęła.
Wtedy kilka rzeczy zdarzyło się na raz.
Mej wykonała umówiony manewr w sekundę. Złapała rękę Eryni i ugryzła ją, jednocześnie kopnęła ją w najbardziej bolesny punkt stopy. Megajra puściła Mej z krzykiem wściekłości. Ale zanim zrobiła cokolwiek więcej, miała sztylet pomiędzy oczami. Rzucanie sztyletem było jedyną rzeczą w jakiej byłam lepsza nawet od Żabki. Moja pani od polskiego rozsypała się w złoty pył z wyrazem bezgranicznego zdziwienia na twarzy.
Myślałam, że nic dziwniejszego już nie może się stać. Myliłam się.
– No, na gacie Zeusa, zawszę muszę się spóźnić o sekundę?!- usłyszałam jęk. Ten głos był tak znajomy, ale nie mogłam uwierzyć w to, że go słyszę.
– To nie może być ona- szepnęłam. Odwróciłam się powoli. Zobaczyłam ją. Czarne włosy z czerwonymi pasemkami, blada cera, zawadiacki uśmiech na czerwonych ustach i morsko zielone oczy, w których błyszczały wesołe ogniki. Od naszego ostatniego spotkania przybyło jej tylko szare pasemko we włosach, nic więcej. Byłam wściekła i szczęśliwa na raz.
– Część, Mej! Cześć, Mes!- krzyknęła, cała wesoła.
– Cześć! Cześć! Nie było cię od roku, a ty wyskakujesz z byle cześć! Myśleliśmy, że nie żyjesz!- wrzasnęłam. Jakimś cudem sztylet wrócił do mojej ręki. Rzuciłam się na nią. Rozpierał mnie gniew. Waliłam na oślep, ale właśnie wtedy jestem najgroźniejsza. Gdy jestem wściekła. Raz tylko pokonałam Aretmi, bo jest ode mnie dużo lepsza w szermierce, ale gdy się wścieknę nikt mnie nie pokona. Wygrałam nawet z jej ojcem, kiedy się wściekłam, że nie pozwolił Artemi iść z nami do kina. Tamtego dnia też tak było. Przekładałam w ciosy całą moją złość, żal i smutek zbierający się we mnie od roku. Miałam ochotę ją zabić. Artemi dzielnie odpierała ciosy, ale nie miała szans wygrać z moją furią. W końcu wytrąciłam jej sztylety z rąk i przyłożyłam jej do gardła czarny sztylet. Chwilę stałam tak patrząc na nią gniewnie, a ona odpowiadała mi zdziwionym spojrzeniem. Puściłam sztylety i przytuliłam ja tak mocno jak umiałam. Łzy ściekły po moich policzkach w jej włosy. Odwzajemniła uścisk. Poczułam taką ulgę.
– Ty porąbana, wredna, bezmózga małpo, ty żyjesz!- powiedziałam odsuwając się od niej.
– Naprawdę myślałaś, że będę taką sierotą i dam się zabić?- spytała rozbawiona.
– Halo, a ja?- spytała urażona Mej.
– No, chodź tu- powiedziała Artemi. Przytuliłyśmy się wszystkie trzy. I nareszcie byłyśmy szczęśliwe. I miałam gdzieś to co się stanie jutro. To było po prostu nie ważne. Siostry wreszcie w komplecie.
Z tego błogiego stanu wyrwał nas Syriusz.
– Hej, nie chcę przeszkadzać, ale tu ciągle jest piekielny ogar i myślę, że chce mnie zjeść- powiedział zirytowany.
– Merseusz nikomu nie zrobi krzywdy, co najwyżej cię poliże- odparła łagodnie Artemi.
– To piekielny ogar, nie piesek- odparł chłopak.
– Nie wiem, czemu ludzie porównują piekielne ogar do piesków- odparła urażona dziewczyna.- One są równie inteligentne co my, a czasem mam wrażenie, że nawet bardziej. Ale ten tu to dopiero piekielne ogarządko, więc nie jest do końca wychowany.
– A więc mitologia grecka naprawdę istnieje?- przerwałam im.
– Tak- odpowiedziała Artemi z uśmiechem.- I teraz muszę was wziąć na Obóz Herosów.
– Kim ty w ogóle jesteś?- spytał Syriusz.
– Jestem Artemi Arachne Kalipso Ariadne, moim ojcem był Hypnos Herakles Midas Ariadne, ten, który leży w tym grobie- oznajmiła.
– A kto jest twoją boską matką?
– Jestem córką niczyją, przygarniętą przez panią mocy księżyca, łowów i dziewcząt, Artemidę, oficjalnie uznaną przez nią swą córką- odparła z dumą.
Czemu nikt tego nie skomentował? Nie podoba wam się? Nieeeeeee!
przeczytam jak wróce z kółka (oczywiście żywa).
super super! ale stanowczo za mało SYRIUSZA! ja kooooocham Syriusza. i ma być On albo strajk!
W następnych częściach Syriusza będzie aż po uszy! 😀
Bardzo fajne, ale w co trzecim opowiadaniu nauczycielka jest erynią. Odrobina oryginalności nie zaszkodzi.
i dobrze! i mają być jak najszybciej opowiadania ; ]]] bo ja kooooocham twoje opowiadania. chcę ich szybko, oł je!
Fajne. 😉 Czekam na więcej.
Uwielbiam to opowiadanie!
Kiedy kolejna część?:)
Supcio! Uwielbiam to opko! Jest cudne I wspaniałe. Bardzo ciekawie napisane. To wymiata!
Fajnie że nie byo schematu z wściwekym ogarem, zaskoczyaś mnie!
Mam postanowienie: zamiast pisać geniusz będę chwalia poszczególne fragmenty opka.
Przywitanie MEGA autentyczne, uśmiałam się.
Polak potrafi!
Nie każda nauczycielka to Erynia, ale wszystkie Erynie to nauczycielki 😀