Kill’em all!
Wychodzę wcześnie, nikogo nie budząc. Z resztą… po co miałabym to robić? W zeszłym roku próbowałam i wyszło fatalnie- Wirenne, rycząc, trzymała mnie za nogę i nie chciała puścić, przez co prawie spóźniłam się do pracy…
Teraz też się spóźnię, jeśli nie przyśpieszę.
–Ruchy!– krzyczy Phoenix w mojej głowie.
Żując czerstwy placek, truchtam w kierunku miasta. Nie rozwijam pełnej prędkości- z dwojga złego wolę przybyć po czasie, niż się zmęczyć.
Stary strażnik zna mnie od lat i przepuszcza bez pytania, choć teoretycznie warta ma obowiązek zatrzymać każdego przechodnia przekraczającego bramę… Teoretycznie. Praktycznie sześciu na dziesięciu olewa swoją robotę, a kolejnych trzech puszcza „po znajomości”. Tylko czasem, naprawdę bardzo, bardzo rzadko, zdarza się jakiś nadgorliwy nowicjusz. Albo inspekcja.
Ale nie w niedzielę. Dziś dzień odpoczynku i zabawy, kto żyw, spieszy na widowisko.
Widowisko, którego będę główną atrakcją.
###
Czasem, gdy trafia się nie do końca zezwierzęcona „publiczność”, nie jest źle, bo nie zawsze chcą, by doprowadzać sprawę do końca… ale są też wyjątkowo wredne Spaślaki, zwane Kibicami. Oni często domagają się „Play Offów”. Myślą, że pracujemy w ten sposób, bo to lubimy. A to nieprawda. Pracujemy w ten sposób bo musimy.
W Olimpii dziewczyna taka jak ja ma do wyboru trzy możliwości: albo się podda i umrze z głodu, albo będzie zarabiać pod latarnią…
Albo zostanie tym, kim ja jestem.
Gladiatorką.
Pensja jest niezła, sprawia, że jedna lub nawet dwie osoby nie muszą się bać o jedzenie. Jednak na pewno nie wystarcza na utrzymanie pięciu osób: mnie, trzylatki Wirenne, rok od niej starszej Min oraz dwóch pięciolatek, Bade i Harrany.
Przez sześć dni zarabiam grosze, pracując, gdzie się da: na polu, zbierając warzywa, w lesie, nosząc drewno, raz trafiłam nawet do młyna. No cóż, wykopali, ponieważ mistrz podejrzewał mnie o kradzież mąki. Oczywiście to była nieprawda, bo nikt przy zdrowych zmysłach nie przywłaszczyłby sobie czegoś cudzego, a zwłaszcza jedzenia- na złodziei czekają tępe pale…
No, ale takich jak ja zawsze się o coś oskarża.
Kto był wysoko, ten musi spaść. Wiele pokoleń temu rządziliśmy potężnym krajem. A teraz? Nigdzie nas nie chcą. Zdegradowano nas do poziomu uliczników, gladiatorów i zbójów. Każdego z nas, prędzej czy później, czeka śmierć w błocie, kurzu i krwi.
Tak właśnie kończą Wybrańcy Bogów.
***
Zamykają nas w klatkach. Jak zwierzęta, bo według nich tym właśnie jesteśmy- zwierzętami, tylko z wyglądu podobnymi do nich samych. Uważają nas za nieludzkie monstra, mutanty, pomyłki natury. Nie mają racji.
-Prawdziwe potwory są po drugiej stronie krat.- Phoenix powtarza to jak refren.
Krzyczą, wyją, wrzucają na arenę niezidentyfikowane przedmioty, ale przede wszystkim są żądni naszej krwi, zakładają się, kto zginie, kto zostanie kaleką, skazanym na śmierć głodową w ciągu miesiąca, a kto przeżyje i weźmie udział w następnym makabrycznym widowisku za kilka tygodni.
Jak o tym myślę, to nie mogę się zdecydować, co jest gorsze. Kilka walk pod rząd i ciągły strach, że następna może być jednocześnie ostatnią? Czy przymieranie głodem przy przerwie dłuższej niż dwa tygodnie? Obie możliwości są okropne. I obie równie realne.
###
Nikt nie jest zły od urodzenia. To wychowanie nas takimi czyni (a przynajmniej Phoenix tak twierdzi). Spaślaki (teoretycznie kapłani, mający chwalić bogów, a praktycznie rządni krwi hazardziści) dorastają w przekonaniu, że jesteśmy po to, by walczyć ku ich uciesze.
Nas najczęściej uczy ulica.
Masz kły i widzisz w ciemnościach? Świetnie, zapraszamy na arenę! Szpony i dziób? Arena czeka! Ogłuszanie? Jad? Oddychanie pod wodą? Witamy na arenie!
Chodź do nas, bo nigdzie indziej cię nie zechcą.
Niektórzy się łamią, godzą ze statusem wyrzutka i stają się jeszcze bardziej brutalni.
„Sądzicie, że jesteśmy źli? Nie macie racji- jesteśmy jeszcze gorsi!”- to ich tok myślenia.
Tacy przyłączają się do Watahy- złożonego z gladiatorów gangu, który praktycznie rządzi Dolną Olimpią.
Władcy szamba. Królowie gówna. Panowie slumsów.
Mnie też prawie złamali. Prawie.
***
Zdejmują koce okrywające klatki, by publiczność mogła nas zobaczyć. W moim brzuchu zaciska się niewidzialna pętla, ale z uwagą przyglądam się moim przeciwnikom.
I już w pierwszej chwili doznaję szoku, bo kilku z nich to dzieci. I nie mówię tu o ludziach za młodych do walki- wszyscy jesteśmy za młodzi. Chodzi mi o dzieci w dosłownym tego wyrazu znaczeniu- pięcio i sześciolatki.
Na ich widok wracają wspomnienia…
###
Wywalili mnie z domu, gdy miałam cztery lata, w dniu, gdy wspięłam się po idealnie gładkiej ścianie, by dostać się do piłki, która utknęła na dachu. Nie chcieli tego. Ale się bali. I w ogóle nie próbowali o mnie walczyć- po prostu zastosowali się do prawa…
Przyszłam pod Koloseum dwa dni później, załamana i zdezorientowana. Nie wierzyłam w to. Nie chciałam, nie mogłam uwierzyć.
„To się zdarza innym, nie mnie. Nie ma takiej opcji!”
A jednak zdarzyło się to, co się zdarzyło.
W jednej chwili miałam rodziców i siostrę, a w następnej już nie.
W jednej chwili miałam dom, a w następnej musiałam zacząć spać w śmietnikach.
W jednej chwili miałam co jeść, a w następnej głód stał się moim przyjacielem od serca…
Byłam głodna, obolała, niewyspana… a przede wszystkim samotna i opuszczona.
W takim stanie znalazła mnie Phoenix.
Nawet nie wiem, ile miała lat. Nie wiem o niej praktycznie nic.
Ale jest mi bliższa niż matka i siostra razem wzięte.
Opiekowała się mną. Przy niej mogłam jeść, spać i nie bać się przez cały czas. Uczyła mnie walczyć. Uczyła pracować. Uczyła, jak przetrwać. Trzymała mnie z dala od areny…
Ale jednego nie mogła przewidzieć- że arena sama się o mnie upomni.
Przyszli rano, krótko przed widowiskiem. Wywlekli z ziemianki za włosy. Gryzłam, kopałam, drapałam, wrzeszczałam, zadawałam ciosy otwartymi dłońmi, pięściami, wciskałam im palce do oczu… Byli dobrze wyszkoleni, nie robiło to na nich wrażenia. Założyli mi śmierdzący wór na głowę…
***
Dziewczynka w klatce obok ma wielkie, niebieskie oczy, którymi patrzy na mnie błagalnie. „Ratuj!”- to mówi ten wzrok. Młoda gladiatorka ma około pięciu lat, jest jeszcze dzieckiem… Dzieckiem, z którym będę musiała walczyć.
Zbiera mi się na płacz. Już wiem, jak musiała czuć się Phoenix.
###
Gdy teraz o tym myślę, dochodzę do wniosku, że coś mi dali. Wtedy tego nie wiedziałam. Czułam tylko, że moja głowa jest ciężka jak ołowiana kula, a usta wyschły i spierzchły. Pamiętam, że przez długi czas było ciemno i duszno, a potem nagle zrobiło się jasno i głośno.
I pamiętam wytrzeszczone oczy zszokowanej Phoenix, patrzące na mnie spoza krat sąsiedniej klatki. Jej cichy szept: „Pajączku, Pajączku…”. Jej rozpacz. Ona wiedziała, co się stanie. Ja jeszcze nie.
***
Jakiś nadęty idiota zaczyna przemawiać. Plecie coś o „wspaniałej tradycji sportowej” i „wielkich emocjach”, „specjalnej okazji”, „wyjątkowej ofierze” a także „młodych ochotnikach” i „Boskiej Krwi”. Potem ten sam Spaślak zaczyna nas przedstawiać widowni (oraz naszym przeciwnikom). Jedzie numerami klatek, od pierwszej, do dwunastej.
-Z numerem pierwszym Wotan! Chłopak-wilk, prawdziwy drapieżca! Ma siłę trzech dorosłych mężczyzn! Stawiajcie na niego śmiało, jest poważnym kandydatem!- tłum wyje jeszcze głośniej, a na piasek areny znów spadają śmieci. Nie widzę tego, ale wiem, że trochę złota zmieniło właściciela. Ciekawe, czy bogowie popierają hazard?
-Z numerem drugim Round! Nieśmiertelna, posiada zdolność regeneracji! Pewna inwestycja!- ludzie na trybunach znów ryczą z uciechy, ale mi zbiera się na wymioty. Pomimo wielu lat (tak to nazwijmy) praktyki nie mogę się przyzwyczaić do tego, że komentator zachwala nas, jak przekupień towar.
Kolejno przedstawia trójkę, czwórkę, piątkę, szóstkę, siódemkę i ósemkę, a ja denerwuję się coraz bardziej… O w ***! Ja znam tych ludzi! Czekający trzy klatki dalej Cyjon obnaża zęby w uśmiechu, a Airo, błękitnooki blondyn, który stoi po drugiej stronie areny, nawet do mnie macha…
Co tu się dzieje? Zwykle jest od dwóch do pięciu faworytów, którzy koszą resztę w trymiga (a między sobą, na mocy cichej umowy, raczej się nie tłuką). Na pierwszy rzut oka wiadomo, którzy to- ci najlepiej odżywieni, z najprzydatniejszymi mocami, najlepiej walczący… Tu proporcje są odwrócone, bo praktycznie wszyscy zaliczają się do tej grupy. Wszyscy, z wyjątkiem trójki dzieci i mnie.
Sześciolatek z numerem dziewięć potrafi szybko biegać i widzi w ciemności. Dziesiątka, która siedzi skulona w kącie klatki, dostrzega mysz z odległości tysiąca kroków. Dziewczynka wpatrująca się we mnie wielkimi, przerażonymi oczami…
-Numer jedenaście! Irbis, sprawna niczym dzika kotka! Najmłodsza, lecz nie bez szans! Kto chce zaryzykować?- Spaślaki nie wykazują już takiego entuzjazmu, jak na początku. I dobrze. Teraz moja kolej.
-Z numerem dwanaście, ostatnia, lecz na pewno nie najgorsza… Spider! Nie ma dla niej przeszkód nie do pokonania, jest cierpliwa niczym pająk, a kogo raz złapie w swą sieć, tego już żywego nie wypuści! Warto, naprawdę…
-*** *** ***!- nie wytrzymuję, ale komentator obraca wszystko w żart:
-Jad, którym pluje, to nie tylko słowa! Jej ukąszenie niesie śmierć! Stawiajcie, stawiajcie śmiało!- tłum znów się śmieje. Oni chyba myślą, że to było ukartowane…
Spaślaki wreszcie przestają wyć i zapada martwa cisza. To moment, którego najbardziej nie lubię- oczekiwanie. Żołądek się skręca, próbuje pozbyć się zawartości… Znów łowię przerażone spojrzenie dziewczynki z klatki obok… chce mi się płakać. Nie jestem Phoenix, nie mam jej mocy, nie mam jej samozaparcia… Nie mam niczego, niczego oprócz czworga maluchów na głowie…
###
Pamiętam, jak mnie tuliła, a motłoch wokoło skandował „ZA-BIJ! ZA-BIJ!”. Posadziła mnie na przesiąkniętym krwią piasku i wstała, a tłum momentalnie ucichł.
-Zabić? Zabić?!- zapytała, a widownia ryknęła w odpowiedzi. Pamiętam, że znów podeszła, drżąca, okrwawiona i ucałowała mnie w czubek głowy.
– Trzymaj się! Zawsze będę z tobą!- szepnęła, a potem zrobiła dwa kroki w tył.
-Powiedzieliście, że mam zabić!- krzyknęła łamiącym się głosem, w którym, o dziwo, pobrzmiewała również nuta tryumfu- Ale nie powiedzieliście, kogo!
I stanęła w płomieniach.
Ten zapach… zapach palonego ciała… prześladuje mnie do tej pory.
***
Klatka numer jeden otwiera się cicho, a Wotan szybko wychodzi na środek areny- jako jedynka musi tradycyjnie rozpocząć rozgrywki.
– Bracia, siostry… Do zobaczenia w piekle!- po tych słowach staje na swoim miejscu w kręgu, a na piasek wychodzi Round i powtarza jego kwestię drżącym głosem. To samo robi dwóch kolejnych gladiatorów… A ja zdaję sobie z czegoś sprawę.
My wcale nie chcemy ze sobą walczyć.
Jesteśmy jak drapieżniki, czujące respekt przed sobą nawzajem i niepalące się do konfrontacji, która może przynieść śmierć nam wszystkim…
Niektórzy się znają, nawet bardzo dobrze- zawdzięczamy sobie nawzajem życie…
###
Pamiętam dokładnie, jak Airo śmiał się, grożąc mi wbiciem noża w nerkę. Miałam dziesięć lat, byłam głupia… zapomniałam, że nie czuje bólu i myślałam, że zemdlał po tym, jak rozcięłam mu udo do kości. Odwróciłam się plecami…
Ale, z drugiej strony… przynajmniej trzy osoby na tej arenie żyją tylko dlatego, że nie lubię zabijać… Że udawałam nieudolną. Że nie pozwalałam Kibicom zacząć skandować…
W ciągu tych lat uśmierciłam dwadzieścia trzy osoby, z czego sześć… przypadkiem. Co nie znaczy, że nie śnią mi się po nocach.
***
-Bracia i siostry! Zapraszam na imprezę w piekle! Kto się pisze?- Airo, jak zwykle, dodaje coś od siebie. Tłum wybucha śmiechem, ale mi zbiera się na płacz. Nie chcę z nimi walczyć. Nie chcę!
Wątpię, żeby nam wszystkim pozwolono przeżyć. Jak Kibice mają bardzo dobry humor, zostaje siedmiu. Jeśli będziemy mieli pecha, na ofiarnym stosie spłonie jedenaście głów, a do masowego grobu trafi jedenaście zmasakrowanych ciał. Prawdopodobnie w tej grupie będę też ja…
Dziewczynki zostaną same… Z tego, co odłożyłam, wyżyją jakieś dwa tygodnie i to zakładając, że dostaną coś za moją ostatnią walkę…
-Nie maż się, idiotko! ZABRANIAM ci się poddawać! Zrób coś!– Phoenix, jak zwykle, ma sporo do powiedzenia i to akurat w momencie, gdy mam ochotę spokojnie popłakać…
–Masz tu najlepszych gladiatorów! Macie miecze, macie pałki, macie noże, tarcze, sztylety, maczugi i co kto lubi… macie moce! A oni są bezbronni! To, że nikt wcześniej tego nie próbował, nie znaczy, że nie może się udać!
Moja klatka otwiera się, a ja wchodzę na nagrzany piasek areny. Dziesiątki, setki par oczu wpatrują się we mnie wyczekująco… Airo uśmiecha się znowu, tym razem jednak prawie niedostrzegalnie, samymi kącikami ust. To w jakiś dziwny sposób dodaje mi odwagi.
-Bracia… Siostry… Pójdźmy i do piekła… Razem…- nabieram w płuca sporo powietrza, jak przed biegiem na krótki dystans…Dasz radę!
-I zabierzmy ich ze sobą!- krzycząc te słowa, już biegnę w stronę śmiesznie niskiego, zaledwie trzymetrowego muru, na który wspinam się w mgnieniu oka. Po trzech sekundach jestem już w najniższym rzędzie ławek, gdzie siedzą najbardziej zapaleni Kibice- najbogatsi, najczęściej się zakładający, najokrutniejsi i najczęściej żądający śmierci… Najbardziej znienawidzeni.
Pierwszy nawet nie zdążył krzyknąć, bo już nie miał głowy. Krew z przeciętej tętnicy tryska na moją twarz…
Gdziekolwiek się pojawiam, tam słychać wrzaski padających ludzi, a na arenę staczają się odcięte kończyny. Jestem półprzytomna, jakby odurzona, upojona zemstą za krzywdy dziesięciu lat bycia gladiatorską. Za moje podopieczne. Za nędzę, bród i smród, na jaki skazuje nas bycie Wybrańcami Bogów. Za rzesze bezimiennych gladiatorów, którzy ginęli na tej arenie ku uciesze tłumu, a teraz spoczywają w masowych grobach za miastem… I za Phoenix. Tak, za nią w szczególności.
***
Nawet nie zauważyłam, kiedy i jak dołączyli do mnie pozostali.
Idziemy niczym burza, siejąc śmierć i zniszczenie. Zziajani, umazani nie naszą krwią, przerażeni, też ale zdeterminowani, krok po kroku przebijamy się do wyjścia. Już nawet widzimy je ponad głowami uciekających w popłochu Splaślaków… lecz drogę zagradza oddział strażników. Mają ponure miny i w przeciwieństwie do mężczyzn w Koloseum nie są bezbronnymi, przerażonymi ofiarami.
-ZABIĆ ICH!- ryczę- ZABIĆ ICH WSZYSTKICH!
***
Oczy zalewa mi krew. Nie jestem pewna, do kogo należy- do mnie, do któregoś z moich sojuszników, do jednego z wrogów… Nie wiem. I mam to głęboko gdzieś.
Wpadam na pierwszego wojskowego i dosłownie rozcinam go na pół. Ma w brzuchu dziurę, z której, niczym zmutowane ślimaki, wypełzają wnętrzności, a wraz z nimi okropny smród szamba… Przewraca się wprost pod moje nogi. Dziwne, ale nawet mnie to nie rusza.
***
Szaleństwo. Zupełne szaleństwo. Nawet jeśli uda nam się przeżyć, nie mamy co ze sobą zrobić. Poza Olimpią czeka nas śmierć… Ale…czy tu pisane byłoby nam coś innego?
Nie mam pojęcia, jak przebijemy się przez pełne żołnierzy miasto. Szczerze mówiąc, już nawet mnie to nie obchodzi- i tak nie mamy odwrotu.
***
Zbijam włócznię kolejnego strażnika, tak, że zamiast we mnie, trafia w oko jego kolegę, który wrzeszczy z bólu i klnie, jednak po paru sekundach milknie, uciszony przez Irbis która, jak się okazało, świetnie radzi sobie ze sztyletami…
Nagle napastnicy odsuwają się, jak na komendę, a ja wyczuwam coś szóstym zmysłem i spoglądam w górę.
Kilka metrów nad nami unosi się otoczony srebrzystym światłem czarny anioł.
Nie! Nie anioł!
Phoenix.
^^^
Nie wiem, jak się tu znalazłam. W jednej chwili byłam w Obozie, a w następnej…
Unoszę się w powietrzu, a pode mną… rzeź. Dziesiątki ludzi padają pod ciosami garstki dzieci i nastolatków, która rozpaczliwie wyrąbuje sobie drogę do wyjścia.
I nagle wszyscy napastnicy… cofają się, a jedna z poranionych wojowniczek patrzy na mnie. Jej źrenice się rozszerzają, a usta zamierają w niemym „ooo”.
Zniżam się. Wszystko dzieje się powoli, czas nie biegnie jak oszalały, lecz idzie leniwie, nie spiesząc się nigdzie…
Staję na ziemi, naprzeciwko dziewczyny i patrzę jej w oczy. Nie wyglądają, jakby należały do bezwzględnej, zimnej morderczyni- dostrzegam tam strach, a nawet przerażenie. Jest zdesperowana. Złamała zasady, a teraz ucieka. Nie chciała zabić kilku, więc musi zabić wielu… Tego też nie chce… Ale musi. Martwi się o jakieś dzieci, dzieci, których tu nie ma…
Kiedy nauczyłam się tak dobrze czytać z oczu? Nie wiem. Ale dzięki tej nowej zdolności czuję nagły przypływ sympatii do nieznajomej. Kładę jej dłoń na ramieniu i mówię:
-Odwagi, Pajączku. Dacie radę.- mój głos cichy niczym szmer strumienia, a mimo to doskonale słyszalny, bo wszystkie inne dźwięki jakby się wyłączyły…
Nie wiem jak, ale wyczuwam ją. Odwracam się dostatecznie szybko, by zobaczyć nadlatującą strzałę i pomyśleć „oo, będzie bolało!”, a potem pocisk wbija się dokładnie pomiędzy moje oczy…
I znika w rozbłysku srebrnego światła, nie czyniąc mi krzywdy.
Ostatnią rzeczą, jaką tu słyszę, jest stukot upadającej na ziemię broni, odrzucanej przez strażników podczas panicznej ucieczki.
Wspominałam już, że kocham Metallikę? I Mistifics?
Nie? No to teraz wspominam.
A opowiadanie dedykuję wszystkim pozostałym fanom tychże zespołów.
TO… TO… JEST GENIALNE. BRAK MI SŁÓW. BARDZO TAJEMNICZE, MAŁO CO WIEMY, ALE I TAK JEST GENIALNE. KOCHAM TWOJE OPOWIADANIA. 😀
*******!!! Ja **********! To jest… brak mi słów… -.-„
Wooooooooooooooooooooooow! Jakie dramatyczne, pełne heroicznych uczuć, i troszkę podobne do „Igrzysk Śmierci”, które dziś skończyłam (były genialne!)
dżizas! to jest SUPER. Genialne!
tak, też zauważyłam , że podobne. Arena itepe.
Wspaniałe! przez duże „W”. Kurde chciałabym pisać tak jak Ty. To jest niesamowite, prawdziwe mistrzostwo 😀
P.S. Czytałaś „Gladiatorkę”?
Ge… ge… GENIALNE!!!
Świetne!
Herosowe!
Za***iste!
Genialne!
Jak to opowiadanie może być takie genialne?!
Jak Ty możesz tak genialnie pisać?!
Te uczucia wlane w to – mistrzowskie!
Właśnie, też mi się coś z Gladiatorką skojarzyło 😉
@Arachne
A słuchasz też Power Metalu? Sabaton ma ciekawe utwory – niektóre są „eksperymentalne”, ale „moc w nich silna jest ” 😀 A właściwie to pogranicze Power i Heavy Metalu.
Łał. Takie… inne. Ale i tak genialne. Od kilku miesięcy czytam Twoje opowiadania, lecz wciąż nie mogę się nadziwić, jak Ty przepięknie piszesz. To opko trzeba czytać przy Sabatonie. 😉 Idealnie pasuje.
Gratulacje! Jesteś pierwszą osobą z tego bloga, której prawie udało się zmusić mnie do płaczu. Oczy mi się błyszczą, szczęka spoczywa na podlodze, policzki są czerwone z podekscytowania I rozemocjonowania. To… Największy geniusz jaki kiedykolwiek przeczytalam w internecie! Ba lepsze niż niektóre książki. Emocje… Podziw… TO JEST PRZEBOSKIE! MEGA ZAJEBISTE! PADAM NA KOLANA I PRZECIERAM OCZY! WSPANIAŁE! JESTEŚ GENIALNA! BIJE POKŁONY! A I tym pisałaś pod PŚ II? Wiesz chyba jest na odwrót. Mój żałosny turniej nie umywa się do tego… Cały PŚ w porównaniu z tym to największe gowno na świecie. I za radą Owieca słuchałam Sabatonu czytając. Idealnie pasuje, faktycznie Nie no WIELKI SZACUN! KOCHAM TWOJE OPA!
ok. uparlas sie zeby doprowadzic mnie do bialej goraczki?
jedyne co moglam wydukac czytajac to to: WOW!!!
Ok., chyba muszę odpisać…
Nemo, Owiec- to ja tu jestem od przeklinania 😀
ArwenLivTyler, Amalteja, Cllaris i Owiec- rozczaruję Was, bo nie czytałam żadnej z tych książek (zainspirowała mnie lektura podręcznika od historii 😀 ).
Owiec- nie rozpoznaję gatunków muzyki… Ale Sabatonu słucham i… a z resztą zobaczysz 😀
Myksa- za dentystę nie płacę, to po pierwsze, a po drugie NIE NAZYWAJ SWOJEJ TWÓRCZOŚCI „GÓWNEM”, bo mam ochotę Cię walnąć!
Boginka- Nie, nie uparłam się.
Prawie wszyscy- nie chwalić mnie tak, bo mi odbije!!!
Mi się akurat sekundę po „Moja klatka otwiera się” Banshee (odtwarzacz muzyki) włączył Uprising 😀
Dobra, już nie chwalimy każdego twojego tekstu. Ten ostatni wers Twojego komentarza jest głupi 😉
Tak się skapłam, że „kochany” Wordzik ZNÓW postanowił „popoprawiać”… Ehhh… I co ja mam z gościem zrobić? Niereformowalny jest!
Ostatnia linijka komentarza Owca- lubię to 😀
Rozwiązanie jest tylko jedno – przerzuć się na darmowego Libre Office 😉
Chociaż do szewskiej pasji może doprowadzić Cię czas ładowania.
Po pierwsze: nie znam się na tym KOMPLETNIE, więc nie wiem, o co Ci chodzi.
Po drugie: ten kraj nazywa się Polska, a w Polsce „darmowe” oznacza „zdzierające tylko umiarkowanie” (a ja za dużo kasy nie mam…).
to opko jest bardzo… inne. jescze nie wiem, czy to dobrze czy źle, ale na pewno go sobie zapamiętam
No po prostu brak mi słów! Nie wiem co mam powiedzieć. Może tak: to jest GENIALNE! To chyba najlepsze opowiadanie na blogu. Dziewczyno, ty masz prawdziwy talent!. Rozważ karierę pisarską. Obiecuję, że kupię każdą twoją książkę i to w kilku egzemplarzach.
ARACHNE THE BEST!!!
P.S. Po przeczytaniu tego, na pewno nie zasnę.
Anabelle racja. Ja też kupie każdą twoją książkę Arachne Co do programów to oczywiście korzystam microsoft offive word 😉 Kiedyś na kompie taty musiałam pisać w opnen office… Jakoś nie poszedł mi ten program. A błędów w tym geniuszu nie znalazłam.
ja to mam pecha ;x
czytam komentarze pod tym opkiem, reakcje są zajebiście pozytywne, a ja jestem do tyłu ze wszystkimi częściami, bo jestem tu marne 4 miechy, no! ;x
ja chcę wiedzieć o co tu chodzi i stać sie fanem tego opa ! cholera, a tyle nauki, że nie mam kiedy czytać poprzednie części ;( ktoś mi poda streszczenie ? albo nieee, wiem. sama przeczytam jak będę mieć czas – obiecuję 😀 komenty do tego opa są przekonujące 😉
krwawa masakra mieczem 😀 zarąbiste
Piper, akurat tą część (i kilka następnych) można czytać jako oddzielne opowiadanie. Zapoznaj się z nią i zweryfikuj opinie poprzednich czytelników.