-Nie potrafię!- mówię z rozpaczą.- Po prostu nie potrafię!
-Postaraj się, Arachne! Jeśli bariera nie zostanie naprawiona, to prędzej czy później staniemy się obiadkiem dla potworów!
-Ta radosna wizja bardzo mi pomaga…- mówię z sarkazmem. Jestem nieludzko zmęczona, okropnie obolała i strasznie wkurzona. Po prostu nie mogę się zdobyć na cierpliwość i wyrozumiałość.- Słuchaj, Allan, ja nad tym nie panuję! To przychodzi samo!- cholera, mówię coraz wyższym głosem! Zaraz zacznę albo płakać, albo krzyczeć i rzucać zawartością kieszeni. A wolicie nie wiedzieć, co tam mam.
***
Przejeżdżam dłońmi po chropowatej korze. Przy każdym podmuchu wiatru spada na mnie deszcz igieł. Są wszędzie- we włosach, na brudnym ubraniu, a nawet w butach… Czy Thalia wie, że umiera? Czy żegna się z nami? Czy płacze? Czy też ta sosna jest tylko nieświadomą niczego rośliną?
Na myśl o tej dzielnej, zaprawionej w bojach dziewczynie, która zawsze walczyła do ostatka i gotowa była oddać życie za przyjaciół, a teraz została zdegradowana do poziomu kawałka drewna… chce mi się płakać.
Podobnie jak na wspomnienie bezimiennej heroski, która zginęła w lesie, rozszarpana przez piekielnego ogara. Nie widziałam jej, ale w moich wyobrażeniach ma twarz Molly, jej niesforne włosy, długie rzęsy i dołeczki w policzkach…
***
Myślę coraz intensywniej, odnajduję coraz więcej przykładów i wzbiera we mnie złość.
Coś wibruje w mojej piersi, jakby siedział tam wielki warczący wilk, który czeka na pozwolenie, by wyrwać się na wolność.
A ja mu tego pozwolenia udzielam.
Z moich ust wypływają nieznane mi, starogreckie słowa. Ciche, przepełnione goryczą i żalem, lecz z każdą sylabą coraz głośniejsze, szybsze, bardziej nienawistne i buntownicze. Prawdziwsze.
Zdania są ostre niczym brzytwy, kojarzą mi się z akordami na gitarze elektrycznej. Melodia wznosi się w górę serią gwałtownych skoków, aby zaraz opaść niczym rollercoster prawie do linii bólu, podrywając się w ostatniej chwili- dokładnie w momencie, gdy niezrozumiały bełkot nagle nabiera sensu i znaczenia.
Po co ty jej to zrobiłeś?
Mogłeś przecież uratować ją!
Możeś mądry, wiecznie żyjesz,
Lecz myśląc, że chciała zginąć popełniasz błąd.
Wokół pachnie ozonem, powietrze zdaje się owijać wokół mnie.
Wznoszę dłonie do nieba, staję na palcach i odchylam głowę, a mój głos jest coraz wyższy, coraz mniej w nim żalu, a więcej oskarżenia i groźby. Sama nie wierząc we własną odwagę zaczynam ubliżać Zeusowi. Wyzywam go. Przyrównuję Pana Niebios do starych ramoli, kobieciarzy, brutali, idiotów i megalomanów. Obdarzam Gromowładnego wymyślnymi epitetami, składającymi się głównie z słów na „j”, „p”, „h”, „g”, „k” oraz masy określeń żywcem wyjętych z podręcznika do biologii.
Świat wokół mnie zaczyna wirować, a mój głos znów się zmienia. Już nie obrażam Króla Bogów. Raczej coś mu proponuję, ale nie jestem pewna- zrozumienie znów leży. Wiem co śpiewam, ale jednocześnie nic z tego nie rozumiem… chore.
Melodia pnie się w górę, instynktownie czuję, że zbliża się punkt kulminacyjny. Powietrze jest gęste jak smoła, moje włosy trzaskają naelektryzowane, a między palcami pojawiają się miniaturowe łuki elektryczne. Zdecydowanie coś się szykuje.
***
Ostatnią frazę powtarzam wiele razy, rozpędzam się, tempo jest mordercze, ale znów rozumiem, co śpiewam.
Żyj Thalio, córko gromu.
Przy trzynastym powtórzeniu hamuję gwałtownie i otwieram oczy, po czym ze zdumieniem odkrywam, że we wzniesionych nad głowę rękach trzymam miecz. Nie wiem, kiedy go wyjęłam. A może wcale tego nie robiłam? Może sam się pojawił?
Rozglądam się wokoło. Trawa w promieniu metra jest wypalona, moje włosy naelektryzowane. Ale nic poza tym. Nic!
Nie wiem czego się spodziewałam, ale czegoś na pewno. Nie cudu, nie zabicia wszystkich potworów na świecie, ale czegoś, czegokolwiek pozytywnego…
-Gówno…- mówię zrezygnowana. I w tym momencie uderza we mnie piorun.
Czuję ból, jakby każda komórka mojego ciała była rozrywana na miliony części, ale… nadal stoję. Nadal widzę. Nadal żyję.
Gumka do włosów pęka z głośnym trzaskiem, kosmyki zaczynają wirować wokół mnie, więżą w moim prywatnym, czarnym tornado. A ja zaczynam śpiewać.
Nie ma już skomplikowanych słów ani wymyślnej melodii. Po prostu powtarzam jedną frazę:
Weź mnie zamiast niej, weź mnie zamiast niej…
Moimi żyłami płynie lodowata woda gazowana, która rozsadza naczynia krwionośne. Coś wewnątrz mojego ciała pnie się w górę i gromadzi w mieczu…
Już wiem co robić.
Opadam na kolana i wbijam ostrze w pień sosny.
Dostrzegam jeszcze wykwitające na martwych gałęziach srebrzyste igły, a potem zapada ciemność.
Kurcze blade, pieczone nad ogniskiem!!! Ona przyjęła do swojego ciała Thalię?!!!! Na to bym nigdy nie wpadła! Genialne! 😀 !!!! (trochę dużo wykrzykników)
Magiczne, cudowne, pięknie opisane! Składam pokłony. 😀
Ojacie! Zatkało mnie. Moje oczy rozszerzyly się do rozmiarów piłki tenisowej, a szczęka jest tam gdzieś przy podlodze. To jest GENIALNE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Padam na kolana I przecieram oczy. Mistrzostwo! Te opisy są cudowne! Miałam to wszystko przed oczami, widziałam to, wydawalo mi się że słyszę, że patrzę gdzieś z boku niezdolna do najmniejszego ruchu. Przeniosłaś mnie w świat opowiadania na tą krótką chwilę… To było cudowne! Jakbym czytała jakąś wyśmienitą powieść… To opowiadanie jest na tym poziomie. Jesteś mistrzynią tego bloga Arachne. Nikt Cie nie pobije. A ja niegodna tej wspaniałości także publikuje tu swoje beznadziejne w porównaniu z tym wypociny. To opowiadanie jest naj!!!
Ludkowie! Czy wyście na łby poupadali? Tylko 3 komenty pod tym geniuszem? Wierzyć mi się nie chce. No dalej komentujcie, bo jak nie…
Eh, świetna część. I Myksa ma rację: nikt Arachne nie pobiję! Żaden blogowicz, żaden dres ;D
Nie mam słów. Płakać mi się chce…
Zgadzam się z przedmówcami, szczególnie z Myksą. Ta część to była po prostu wizja geniusza. Naj opko na blogu! (na drugim miejscu są opka Myksy). Jeśli ktoś, kto miał zaszczyt czytać opowiadanie Arachne, napisze mi pod moim opkiem, że MzG jest genialne, to posiekam, zabiję,ugotuje! Moje opko w porównaniu z tym to ostatni śmieć!
Myślałam, że wytrzymam, ale nie dam rady. Muszę to napisać:
MYKSA NIE GADAJ GŁUPOT!!!
Jeśli sądzisz, że twoje opowiadania są beznadziejne, to muszę się zapytać (jako koleżanka dbająca o Twoje zdrowie): co Ty, do ***, brałaś?!
Przecież jesteś lepsza, Twoje opowiadania są ciekawsze, nie ma tam ani pół grama rozwlekłości i ani pół miligrama nudy, Twoje wpisy pojawiają się częściej… I Ty swoje teksty KOŃCZYSZ, a nie ciągniesz je przez nie wiadomo ile…
MYKSA, OGARNIJ SIĘ!!!
Arwen, nie gadaj o śmieciach, bo Twoje opko jest świetne, zarąbiście się je czyta… no i to napięcie! Części pojawiają się w takich odstępach, że z niecierpliwości można zjeść komputer…
DO WSZYSTKICH: NIE KADZIĆ, BO MI ODBIJE!!!
Ja mam po prostu porąbane pomysły gdyż mój umysł co najmniej nie pracuje normalnie, a gdy nie przeleje ich na papier/komputer to wariuje (dostaje deprechy, głupawki I innych gowien) Ale wykonanie, twoje jest 1000 razy lepsze. Oprocz talentu piszesz najbardziej złożone komentarze, jesteś skromna, miła I wogóle. Jesteś naj I tyle
A I spytaj jakiej kolwiek osoby która mnie zna czy jestem normalna. Odpowiedz będzie brzmieć nie. Nawet moi rodzice powtarzają: ,,czy ona jest normalna? Zdaje mi się że nie”. Jestm po prostu porąbaną satystką z problemami z psychiką która pisze swoje teksty które powstają w chorym przemeczonym umyśle, by nie zwariować do konca. A ty jesteś normalna I piszesz zajebiscie. Padam przed tobą na kolana I nie mam zamiaru wstawać.
Wstawaj, bo Cię kopnę!
Jeśli myślisz, że jestem normalna, to… Twoja umiejętność oceny leży i kwiczy. Nie jestem normalna: rzucam nożami i petardami, przeklinam jak żul spod monopolowego, chodzę w męskich ubraniach, wywołuję jakieś *** zjawiska, mam pełno blizn i brakuje mi kawałka ucha.
Jeśli to nazywasz normalnością, to gratuluję.
ŁAAAAAAAAAAŁ!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Boskie genialne OPO płakać mi sie chce!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!