Z dedykacją dla wszystkich herosów jakich poznałam, poprzez konferencje (gg) 😀 .
NAJLEPSZY OBIAD ŚWIATA!! Czemu? Okej, już mówię. Siedziałam przy stole z moim rodzeństwem i zajadałam pierogi ruuuskie <3 W pewnej chwili nie słyszałam nic, co dziwne, bo zawsze słychać pomruki rozmów. Uniosłam mój wzrok w górę i… zobaczyłam! Widok, jaki będę często wspominać. Wywołało to u mnie atak śmiechobójczy. Na samym wejściu do jadalni stała ona. MEG. Ubrana w… w… „nowy trend”.
Założyła na siebie jakieś sraczkowate spodnie sięgające pod biust, pod spód brązową bluzkę na ramiączka, a na to narzuciła coś z ptasich, żółtych piór. Takie jakby bolerko. To nie koniec. Włosy miała tak uczesane, jakby przez tydzień nie spotkały się z grzebieniem. A ten krzykliwy makijaż. Bogowie! Wyglądała jak pokemon. Nie, zaraz, nie będę ją wyzywać od pokemonów. W dzieciństwie lubiłam tą bajkę. To w takim razie… przypominała mi tego wielkiego ptaka z Ulicy Sezamkowej (nie powiem, to też lubiłam, ale Pokemon, to jest to <3).
Oczy wszystkich obozowiczów spoczęły na niej. Panowała chwilowa cisza. A potem… Cały pawilon ryknął śmiechem. Aż głowa mnie zaczęła boleć. Do Meg podbiegło parę jej sióstr. Na szczęście byłam na tyle blisko, że urywkami słyszałam co mówią: ‘’Kochanie… nie znają… przestań… nie rycz… makijaż… siadaj…’’. Stały jeszcze chwilę przy niej, a potem razem z nią ruszyły ku stolikowi dla dzieci Afrodyty. Gdy tylko usiadły, dziewczyny od Aresa, rzuciły w nią swoją porcją ryżu. Biedaczka nie wytrzymała napięcia i wybiegła. Do końca obiadu miałam polewkę na maxa.
* * *
Właśnie szłam po mój kajak i resztę sprzętu. Chciałam się trochę odprężyć, bo ostatnie 28 godzin nieźle dało mi się we znaki. Tak więc, złapałam dwa wiosła, wrzuciłam je do środka kajaku i zaczęłam pchać go w stronę jeziora. Wykańczająca robota. Kiedy udało mi się już go wepchnąć dość głęboko, wpełzłam do niego i zaczęłam wiosłować. Pływałam niedaleko lądu. Gdy już stwierdziłam, że się zmęczyłam (tak po 15 minutach) odłożyłam wiosła na bok i założyłam ręce za głowę, kładąc się. Było tak spokojnie. Cicho. Wiatr delikatnie przeczesywał mi włosy, promienie muskały moją twarz, a kajak łagodnie się kołysał. Chwila relaksu. Zamknęłam oczy i pozwoliłam oczyścić sobie głowę z myśli. Po cichu nuciłam sobie moją ulubioną piosenkę. Och… było cudownie. Zrobiłam się senna. Nie wiem nawet kiedy zasnęłam.
Nagle się zerwałam. Mój kajak bujał się za mocno. A nie było ani wielkich fal, ani silnego wiatru. O co tu do cholery chodzi?! Z każdą sekundą mocniej kiwałam się na boki. Zaczęłam się bać. PLUSK!! Kajak wykonał nagły obrót i znalazłam się pod wodą. Wkurzona wynurzyłam się i zaczęłam kląć po grecku. Wyrzuciłam z siebie chyba ze sto przekleństw. Niebo przebił piorun. Czy to ja? To ja spowodowałam, że się pojawił? Czaaad. Parę minut zajęło mi przywrócenie kajaku do poprawnej pozycji. Jak już udało mi się jakoś wgramolić do środka, usłyszałam krzyki dochodzące z plaży. Skierowałam tam mój wzrok. Zauważyłam Travis’a i Connor’a krzyczących w moją stronę. Byli cali mokrzy, a w rękach trzymali przyrządy do nurkowania…Zabiję!! ZABIJĘ ICH!! I kolejna plaga przekleństw. Aż się oplułam. Wzięłam w dłonie wiosła i zaczęłam machać nimi energicznie. Zmierzałam w stronę brzegu. Gdy już przycumowałam, wyskoczyłam z kajaku i wyprułam w stronę domku Hermesa. Mocnym kopnięciem otworzyłam drzwi. Oddychałam jak jakiś potwór, pewnie też tak wyglądałam. Zaczęłam rozglądać się po pokoju.
– GDZIE. SĄ. TE. PARSZYWE. PEŁZOWATE. GNOJE?!?!
– K… kto?- zapytał z przerażeniem jeden z synów Hermesiątek.
– TE DWA BLIŹNIACZE ZAROPIALCE!!
– Nnn… nie ma ich tu.
– ******!! (kolejne, nieprzyjemne słówko)
Wybiegłam wściekła. Przykułam uwagę wszystkich. Kiedy tylko śmigałam obok, poprzestawali walczyć czy coś tam robić i dziko na mnie patrzyli. A ja jak głupia latałam w tą i we w tą. Od czasu do czasu dało się usłyszeć grzmoty.
Minęłam właśnie stajnię pegazów, gdy usłyszałam śmiechy. Cofnęłam się i po cichu zakradłam się do środka. Schowałam się za jednym z pegazów o imieniu Preludia. Kto tak nazywa konia?! Kit. Stałam nieruchomo i przysłuchiwałam się skąd dochodzą te odgłosy. Teraz wiem już, że te ‘’chi chi ri chi’’ dociera zza stogu siana. Bezgłośnie zakradłam się tam. Wspięłam się na górę i zauważyłam tam dwóch skulonych gości.
– NIE TYM RAZEM!! ZABIJĘ!!!- wykrzyczałam, po czym rzuciłam się na nich.
Nie zdołali mi już uciec. Każdego złapałam za gardło.
– O co… Ci chodzi… słonko?- wydukał Travis.
– TY JESZCZE PYTASZ?!- mocniej zacisnęłam dłoń na jego gardle.
– Liv…przestań!! Dusisz nas!!- jęknął Connor.
– Czemu, to świetna zabawa.- uśmiechnęłam się zadziornie.
– Dla…dla Ciebie.
– A żebyś wiedział. Okej. Puszczę Was, ale …
– No pusz…czaj!
– Nie tak łatwo. Musicie mi coś kochaniutcy obiecać.
– Wszy… wszystko!!- odpowiedzieli jednocześnie.
– Dobra, tylko nie uciekać. Bo inaczej trzepnę piorunem, zrozumiano?
– Ttt…ak.
Jako, że jestem uprzejma, dotrzymałam słowa i puściłam ich. Dłońmi pocierali gardła. Zrobiło mi się ich szkoda, ale jakoś nikt mi nie współczuł kiedy topiłam się w jeziorze.
– Czemu do jasnej ciasnej wrzuciliście mnie do wody?!
– Bo Cię kochamy.- powiedział czule Travis.
– Te Re Fere, SraTa Ta Ta.- zironizowałam.- A prawdziwy powód?
– To taki pożegnalny żarcik, żebyś nas zapamiętała.
– No nie wiem… pewnie dobrze bym Was wspomniała. W HADESIE!!
– Oj, przestań. Nie denerwuj się Malutka. Choć, grupowy uścisk.- powiedział Connor.
Dziwne, ale obaj wymienili spojrzenia. Jakby coś kombinowali. Zaczęli się do mnie zbliżać. Niechętnie wyciągnęłam do nich ręce. Byli coraz bliżej, gdy… obrócili się i zwiali. Dosiedli jakiś dwóch pegazów i unieśli się w górę. ZABJĘ!!!!! Przegięli pałę. Są już martwi! Szybko wdrapałam się na pierwszego lepszego konia (akurat trafiła mi się Preludia) i poleciałam za nimi. Szybowaliśmy tak za sobą z dobrą godzinę. Ja waliłam błyskawicami (nie tak, żeby ich trafić), oni robili jakieś dziwne uskoki, raz w dół, raz w górę.
Kiedy już wylądowaliśmy znów uciekli. Pogoniłam za nimi. Biegaliśmy wokół Wielkiego Domu, gdy krzyknął do mnie Dionizos:
– Ejj! No Ty!! Głupia Herosko!! Jak Ty tam masz… Sabrina!!
Stanęłam i spojrzałam na niego wzrokiem godnego zabójcy.
– Czego?!- warknęłam.
– Ty wiesz, że biegacie w kółko, no nie? I że zaraz…
Nie słuchałam dalej jak się tam on pluł, bo zza rogu wybiegli bliźniacy. Chciałam ich już dorwać, ale coś złapało mnie za ramię. NO KURDE!! Czerwona ze złości obróciłam się. Tą osobą, okazała się być Clarisse.
– Słuchaj!! Mam coś ważniejszego do roboty!!!- wydarłam się.
– Zaoferuję Ci coś ciekawego…
Chciałam się jej wyrwać, jednak, no cóż, była silna. Muszę kiedyś z nią potrenować.
– Nie wyrywaj się i daj dokończyć. Wiem jak złapać bliźniaków…
Spojrzałam na nią podejrzliwym wzrokiem. Dziewczyna wyciągnęła do mnie rękę.
– Idziesz na to?
– Pewnie!- uścisnęłam jej dłoń i zaśmiałam się chytrze. Jak jakiś szalony wynalazca!
Ciąg dalszy nastąpi…
Od autroki: Szczerze Wam gratuluję, że zdobyliście się doczytać aż do szóstej części tę błahą historyjkę. Mam do Was pytanko. Wspomniałam, że w dzieciństwie główna bohaterka lubiła oglądać bajkę ”Pokemon”. Jaką bajkę Wy lubiliście w dzieciństwie?
Pozdrawiam, piper 😉
POKEMONY WYMIATAJĄ!!!!
Jestes genialna 😀
czekam na wiecej
pierwsza
fajne
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa cudne Geniusz normalnie <333333333333 chcem więcej 😀
a czy dedykacja odnosi sie też do mnie Piper? 😀
Ja oglądałam mnóóóóóstwo bajek 😀
Pokemony, Scooby-Doo, X-Men Ewolucja i wiele wiele innych 😀
pewnie, że Ciebie również 😀
Ale miło za dedykację… Bo chyba to mnie też obejmuję, mam nadzieje Genialne jak zwykle. Einsteinie 😀
Jedną z najbardziej wkur[tu następują gwiazdki] rzeczy w tym opowiadaniu są ” jedna osoba (a ona była przecież sama).
Czwarte (chyba ostatnie) : „- K… kto?- zapytał z przerażeniem jeden z synów Hermesiątek.” – to wygląda tak, jakby jakieś „Hermesiątko” miało syna i to właśnie dziecko stało przed główną bohaterką. O to chodziło?
Piąte (tym razem już na prawdę ostatnie 😀 )- W dzieciństwie czasem oglądałam „Spidermana” 😀
EEEEEJ! Coś mi zjadło kawał komentarza! Tu jest wszystko:
Jedną z najbardziej wkur[tu następują gwiazdki] rzeczy w tym opowiadaniu są ” jedna osoba (a ona była przecież sama).
Czwarte (chyba ostatnie) : „- K… kto?- zapytał z przerażeniem jeden z synów Hermesiątek.” – to wygląda tak, jakby jakieś „Hermesiątko” miało syna i to właśnie dziecko stało przed główną bohaterką. O to chodziło?
Piąte (tym razem już na prawdę ostatnie 😀 )- W dzieciństwie czasem oglądałam „Spidermana” 😀
Ups! Wróć! Nie ostatnie! Przyczepię się jeszcze do braku wyrazów wprowadzających w większości dialogów (powiedział, wrzasnął, krzyknął, szepnął, wyrzęził… od groma tego, jest z czego wybierać!).
Ok., to już NAPRAWDĘ wszystko. Nawet, jeśli jeszcze coś znajdę, to będę trzymać dziób na kłódkę 😀
OŻ W MORDĘ, ZNOWU ZJADŁO!!!
Ok, pierwszy akapit mojego komenta w ogóle wyrzuć, bo nie ma sensu.
Dobra, streszczając to, czego nadal brakuje: denerwują mnie wszelkie „serduszka” (twory złożone z trójki i grotu strzałki). Kolejna rzecz- momentami NADMIAR przecinków (po kiego grzyba stawiałaś go przed „rzuciły” w zdaniu „Gdy tylko usiadły, dziewczyny od Aresa, rzuciły w nią swoją porcją ryżu.”. Bo rozumiem, gdyby było „dziewczyny od Aresa, które cośtamcośtamcośtamblablabla, rzuciły w nią […]”. A tak- ten przecinek wydaje mi się zbędny… A może się mylę?).
I trzecie: po co jej dwa wiosła na kajak? Przecież one są dwustronne (mają pióra z obu stron), więc jedno wiosło-> jedna osoba (a ona była przecież sama).
JAK ZNÓW ZJE, TO KOGOŚ ZABIJĘ!!!
JEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEESSSSSSSSS!!!!!!!!
Po długich, krwawych bojach udało mi się dodać kompletny komentarz!!!
hahahhaa 😀 dzięki Arachne ; *** tego potrzebowałam xp
aa co do wioseł: są takie kajaki gdzie te dwa skrzydełka są oddzielne i są tak jakby pojedynczo 😉 jak u eskimosów, czy gdzieś tam xD
Super! Bliźniaki są wkurzający. Uwielbiam to opko! Czekam I jestem ciekawa co takiego wymyśliła Clarisse. Bo to jest świetny. Jak do tej pory kocham scooby-doo I Chojraka
hahaha świetne a ja król szamanów
Skapnęłam się, że… chyba powinno być „Ach, życie”, a nie „Ach, życia” (tytuł)? Czy to zamierzone?
Kurcze, miałam się nie czepiać…
Arachne, Ty się nie potrafisz nie czepiać;>. Co do opka supcio.