JAK CHIMERA PRÓBUJE ZROBIĆ ZE MNIE KUPKĘ MIELONEGO MIĘSA
Kim jestem? Jednym z wielu herosów, którzy jak teraz i kiedyś w dawnych czasach walczyli z potworami, ratowali księżniczki (uwierzcie mi znam parę takich lizusów) i pomagali niektórym Olimpijczykom. Możecie mi wierzyć lub nie, ale oni nadal istnieją tak, jak i te okropne potwory jak Minotaur czy Cerber. Sam bym w to nie uwierzył gdybym nie został zaatakowany przez bestię wielkości samochodu, jakieś parę tygodni temu. Zaraz po tym dowiedziałem się całej prawdy… Ale może zacznę od samiutkiego początku.
Cześć, nazywam się Jake Terrow i mam 13 lat. Pierwszego września mam pójść do pierwszej gimnazjum, ale na razie muszę zakończyć ten rok. Chodzę do publicznej szkoły w Nowym Yorku. Właściwie to moja piąta szkoła w ciągu czterech lat. Tak wiem to upokarzające, ale mam dysleksję, a do tego ADHD, dzięki, któremu chodzę do dyrektora częściej niż jakikolwiek inny uczeń. Co więcej bałem się, że i z tej szkoły mnie wyrzucą.
A jak to się wszystko zaczęło? Wracałem ze szkoły jak zwykle przeklinając naszego nauczyciela matematyki za to, że znowu postawił mi dwóję minus. Szedłem wąską uliczką, kiedy usłyszałem krzyk i jakieś wycie, które bardzo przypominało ryk lwa dobiegające z piątej Alei. Wyszedłem ścieżką prowadzącą prosto na ulicę, z której dobiegało wycie.
To, co tam ujrzałem przeraziło mnie od stóp do głowy. Zobaczyłem potwora, który miał może dwa metry wysokości, łeb lwa oraz ogon węża miał również kozie ciało z jasno brązowym futrem, na którym lśniła krew jego ofiar. Łuski na ogonie-wężu były zielonego koloru.
Ale to nie było najgorsze, straszniejsze od samego monstrum było to, że on trzymał w swojej zakrwawionej łapie jakiegoś pechowca, który przypominał biznesmena w garniturze i krawacie. Facet w garniturze wyrywał się i kopał jakby był niemowlęciem. Ta sytuacja mogłaby być nawet śmieszna gdyby nieprzerażający potwór, który mógł w każdej chwili zjeść pechowca.
Piąta Aleja zdawała się być pusta, co więcej tak, jakby pierwszy raz od nigdy Manhattan został opustoszały. Wielka kreatura odwróciła się w moją stronę i zdawała się spojrzeć w głąb mojej duszy. Strach sparaliżował całe moje ciało, aż ciarki mnie przeszły. Paskuda z lwim pyskiem upuściła nieszczęśnika, a ten upadł na zimny chodnik i chyba stracił przytomność. Wielki potwór ruszył prosto na mnie z szybkością 160 kilometrów na godzinę. ,,O mój Boże’’ pomyślałem, obróciłem się na pięcie i popędziłem wprost przed siebie. Poczwara biegła daleko za mną, jakieś 20 metrów ode mnie, ale mimo to przeraziła mnie perspektywa zostania największą kupą mielonego mięsa.
Pędziłem ile sił w nogach nie śmiejąc się nawet obejrzeć za siebie, myśląc ,,dasz radę’’. Wszedłem, a raczej wbiegłem w boczną uliczkę i skręciłem w prawo. Jak zwykle była tam siatka nad, którą przeszedłem bez najmniejszego kłopotu ponieważ robiłem to tysiące razy uciekając przed chuliganami. No, co w końcu to Nowy York. Spojrzałem za siebie, ale tak jak się spodziewałem potwór przeskoczył, nad siadką tak, jakby w ogóle nie miała dwóch i pół metra. Nieważne. Nadal biegłem przed siebie usiłując nie zemdleć ze strachu.
Całe szczęście, że z odległości jakiś 15 metrów zobaczyłem niebiesko-biały radiowóz policyjny.
-Na pomoc, ratunku! – Krzyknąłem w biegu.
Tylne drzwiczki otwarły się i z samochodu wyszedł ciemnowłosy chłopak wraz z bardzo ładną dziewczyną z blond lokami. Chłopak ruszył w moim kierunku i wyciągnął miecz z pochwy, której wcześniej nie zauważyłem. Czarne ostrze zalśniło w jego ręce, a ja poczułem strach i przerażenie, ale nadal biegłem przed siebie. Ciemnowłosy nastolatek ominął mnie i podbiegł do wielkiego monstrum tuż za mną. Zaszarżował i wbił ostrze w żebra bestii, a ona rozpłynęła się we mgle. Strach ustąpił, ale nie do końca. ,,Kim są ci ludzie?’’ Pomyślałem.
Chłopak włożył miecz do pochwy i spojrzał na mnie przenikliwym wzrokiem. Następnie zamyślił się i skrzywił nieco jakby wiedział gdzie i kiedy umrę.
-Hej – powiedział ciemnowłosy chłopak, dopiero teraz lepiej mu się przyjrzałem. Był wysoki, szczupły oraz dobrze zbudowany. Jego czarne, długie włosy były tłuste, a oczy ciemne jak śmierć. Miał na sobie czarne rurki oraz czarny T-shirt. Miał też kurtkę pilotkę, a na nogach czarno białe tramki. Chłopak miał czternaście może piętnaście lat.- O mało co, a ta wielka Chimera zjadłaby cię na obiad – odezwał się – tak przy okazji to nazywam się Nico di Angelo – powiedział.
Pomyślałem o wielkiej poczwarze. Pamiętałem Chimerę z greckich mitów i prawdę mówiąc nie była aż tak straszna jak ją sobie wyobrażałem. Zawsze myślałem, że ona zieje ogniem. Ale nieważne w tej chwili było ważne kim są ci ludzie i dlaczego tu byli.
-Cześć – powiedziała dziewczyna stojąca obok Nica była chyba w moim wieku tyle, że może troch niższa. Była bardzo ładna, miała blond włosy, a na nich loki. Miała pomarańczową koszulkę, na której widniał napis Obóz Herosów. Była mocno opalona. Miała łagodne rysy twarzy, ale nawet to nie ukryło jej przygnębienia. Miała podkrążone oczy. Widać było, że coś ją dręczy może jakieś sny. Koszmary… – jestem Jennifer Malow. – Powiedziała.
-Jja ja jejesttem Jjjakke, Jake Terrow – wyjąkałem– dla przyjaciół Jaki – dodałem i pomyślałem sobie ‘Ciekawe, dla jakich przyjaciół?’.
Dziewczyna z blond lokami parsknęła śmiechem tak jakby czytała w moich myślach. Nico spojrzał na nią karcąco, a ona uciszyła się.
Nie miałem pojęcia, kim oni są ani skąd są. Wyglądali na turystów, którzy próbują się wmieszać w tłum udając tutejszych
-Widzisz Jake no, bo musimy cię zabrać do pewnego miejsca. – Powiedział Nico.
-Ale gdzie? – Zapytałem niepewnie. Czułem, że są ludźmi z ochrony praw dziecka i dowiedzieli się, że na teście z historii ściągałem albo, że sprzedałem odpowiedzi do kartkówki z przyrody albo jeszcze coś gorszego. Na pewno by się dowiedzieli czegoś o mnie, a teraz chcą mnie zabrać do domu dziecka.
-Do obozu dla takich jak my – Odpowiedział chłopak.
Przecież wcale nie znałem tych ludzi, a gadałem z nimi jakbyśmy byli najlepszymi przyjaciółmi od zawsze. A do tego podałem im moje prawdziwe nazwisko. ,,Ale ze mnie debil’’ pomyślałem i natychmiast ugryzłem się w język, ponieważ Jennifer z tego, co wiem czyta w myślach, co napawało mnie strachem.
-Dla takich jak my? To, kim w takim razie my jesteśmy? – Zapytałem. Bałem się odpowiedzi, ale chciałem to wiedzieć. Może ma to jakiś związek z moim ojcem. Prawdziwym ojcem.
Nie usłyszałem odpowiedzi, więc powtórzyłem pytanie. Oboje popatrzyli po sobie, a ja już wiedziałem, że coś przede mną ukrywają. Jeszcze raz zapytałem.
– Kim my jesteśmy?
– No, więc – Zaczął Nico –jesteśmy herosami, czyli pół ludźmi i pół…
– No, kim? – Zapytałem jeszcze raz, to już mnie doprowadzało do nerwów. Nawet go nie znałem, a mimo to wkurzał mnie jak nikt z tą swoją tajemniczością.
– Olimpijczykami – odpowiedział.
– Tymi sportowcami? – Zapytałem, wydawało mi się to dziwne, ponieważ nie lubiłem biegać ani grać w piłkę nożną. Lubiłem tylko kosza i pływanie.
– Nie – zaprzeczył Nico – jesteśmy pół ludźmi i pół greckimi bogami. – Powiedział.
Nie mogłem w to uwierzyć, no bardzo lubiłem grecką mitologię, a raz nawet dostałem tróję plus za wypracowanie dotyczące wojny między tytanami i bogami, ale wydawało mi się niedorzeczne.
– Nonsens. – Powiedziałem, chociaż w głębi duszy miałem nadzieję, że jednak jest to prawda.
– Uwierz to prawda – powiedziała Jennifer tak spokojnym tonem, że poczułem się senny, a do tego oddany. Jennifer jakby mnie zaczarowała swoim pięknem.
-Przestań! – Krzyknął Nico i spojrzał, na Jennifer przenikliwym wzrokiem.
-Okej, spokojnie przecież nic mu nie zrobiłam. – Powiedziała Jennifer, uspokajając go. – To było przez przypadek nie kontroluję tego jeszcze.
-Tak, ale to nie jest powód byś go wiodła! – Zaprzeczył Nico. – Nawet, jeśli to było przez przypadek. – Dodał
Spojrzałem po ich twarzach i wyczułem ich poirytowanie. Widziałem już tysiące kłótni, ale ta zrobiła na mnie wielkie wrażenie, po pierwsze nigdy nie widziałem u ludzi takiej zawziętości i rozgoryczenia, a po drugie w powietrzu dało się wyczuć narastający chłód.
– Yyy, a o co wy się tak przy okazji kłócicie? – Zapytałem rozkojarzony ich wrzaskami.
– Ona cię właśnie uwiodła – odpowiedział Nico wskazując na Jennifer.
Zupełnie osłupiałem. Poczułem się głupi i bezradny. To wyjaśniało moją oddaność dziewczynie.
– Ale jak? – Zapytałem.
– Jest córką Afrodyty to żadna nowość, w obozie dzieci Afrodyty cały czas to robią – odpowiedział.
Znowu wypowiedział to słowo tak jakby Afrodyta naprawdę istniała, a ja w to nadal nie mogłem uwierzyć. Wiedziałem, że mnie okłamują, ale robią to z taką zawziętością, że prawie im uwierzyłem.
– Przepraszam – powiedziała Jennifer i uśmiechnęła się do mnie przepraszająco.
– Nie ma, za co – odpowiedziałem i spojrzałem na Nica, który nadal patrzył na Jennifer jakby zabiła człowiek, ale w końcu odpuścił.
– No dobra fajnie było, ale nam się spieszy, więc jedziesz z nami czy wolisz zostać tutaj i dać się zabić – zapytał i rozglądnął się po Manhattanie, po którym już maszerowali, biegli oraz truchtali ludzie śpieszący się do domu.
A jeśli naprawdę jest taki obóz, jeśli naprawdę żyją te różne potwory jak i greckie bóstwa. Może oni mówią prawdę, może nie kłamią tylko po prostu próbują mnie chronić, czego nigdy nie robił mój ojciec, którego nawet nie poznałem
– Noo, nie mam nic do stracenia, więc… W drogę. – Powiedziałem podnieconym głosem.
Wszyscy zapakowaliśmy się do radiowozu, w którym kierowcą był wysoki dobrze zbudowany mężczyzna z blond włosami, który z tego, co powiedział mi Nico miał około tysiąca oczu, które były wszędzie. Na całej twarzy, łokciach rękach oraz karku. Uwierzcie mi to nie jest miły widok jak obserwują cię setki par oczu. Miał na imię Angus i to on chronił wszystkich pół bogów w obozie. Był dyrektorem ochrony.
Tak, więc w milczeniu, ruszyłiśmy przez zakorkowane ulice Nowego Yorku.
Fajne, zapowiada się ciekawie, jeśli oczywiście będzie CD. Tylko musisz podkręcić trochę emocje i będzie super. ; ) Masz też trochę problemów z interpunkcją ale, po za tym było ŚWIETNIE ; D
Popraw interpunkcję i wyeliminuj błędy językowe, a może będzie dobrze. Nie obraź się, ale początek jest banalny… w sumie 90% opowiadań jedzie schematem pod tytułem „Hej, jestem X -> napadł mnie wielki, straszny potwór -> ktoś mnie uratował i zawiózł do obozu dla świrów -> dostaję strasznie fajny gadżet służący do zabijania -> coś się spieprz*** i muszę pojechać na niecierpiącą zwłoki, mega ważną misję -> powracam zwycięsko [gdzieś po drodze dowiaduję się, kto jest moim rodzicem]”- mam wielką nadzieję, że wyjdziesz poza to. TRZYMAM KCIUKI!
Zgadzan się z Arachne w pełni. Styl pisania masz świetny, ale pomysł jak każdy inny. Jej, nie da się napisać czegoś innego niż ja w obozie herosów I lovestory o Percabeth? Tylko kilka osób z bloga (w tym ja xd) wyszło po za schematy. Trzymam kciuki żeby to było coś innego niż wszystko. Pozdrawiam
Zgadzam się z Arachne, ale opo mi się podoba 😀
nie wiem co one chcą mi się podoba i g…. mnie obchodzi to, że większość opowiadać takie jest. Fajnie piszesz i pisz dalej! i nie słuchaj ich zaiście piszesz i tyle nie to co ja XD
ale jesteś skromna myksa niektóre zwroty są dziwne np. „przeraziło mnie od stóp do głów” i to uwiedzenie jest spłycone, ale może z tego opka coś wyjść.
Opowiadanie jest naprawdę dobre, ale chyba nie ma takiego słowa jak ,,oddaność”, nie?