W obozie byłam już tydzień. Na początku wszyscy dziwili się moimi umiejętnościami. Chejron w ćwiczeniach przydzielił mnie do różnych domków. Miałam niezły plan zajęć:
– rano przed śniadaniem bieganie z domkiem Hermesa (już nie mdleję!!!),
– po śniadaniu szermierka z Ateną, Aresem i Nike (była tam tylko jedna dziewczyna i wszyscy podejrzewali, że jesteśmy rodzeństwem),
– później łucznictwo z domkiem Apolla (drugi ulubiony przedmiot),
– w ramach odpoczynku greka z Ateną (flaki z olejem),
– po obiedzie pływanie z Posejdonem (pływałam tak szybko jak Aleks),
– wspinaczka po ścianie plującej lawą z domkiem Hefajstosa (ani razu się nie oparzyłam),
– sztuka z Apollem i Afrodytą (gra na gitarze, malowanie, głównie ploty z Afrodyciątkami),
– latanie na pegazach z Afrodytą (mój ulubiony przedmiot),
– zapasy z Aresem (polubiłam się z ich grupową),
– łacina z Jasonem (Chejron się przy tym upierał),
– architektura, matma, literatura klasyczna, itp. (kolejna inicjatywa Chejrka) z Annabeth (nawet ciekawe),
– i na koniec dnia w ramach relaksu pływanie na kajakach z Resą.
Niezła harówka co nie?
***
Tego dnia miała odbyć się bitwa o sztandar. Podział był taki:
a) Drużyna pierwsza:
– domek Hermesa, – domek Posejdona,
– domek Aresa, – domek Dionizosa,
– domek Hadesa, – domek Apolla,
– domek Nike, – domek Hypnoza,
– domek Eris, – domek Hekate.
b) Drużyna druga:
– domek Ateny, – domek Zeusa,
– cała reszta obozu.
Ja byłam w jedynce. Mieliśmy mocniejszy skład, ale do bani strategię. Wymyślili sobie, że rzucą całe siły na obronę, a ja jedna mam iść za linię wroga i zabrać sztandar. Normalnie geniusze! Co ja, supermen?! Zaszlachtuję tych *piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiii (dwie stron później) bez grama mózgu! Ledwo udało mi się namówić ich na to żeby wysłali ze mną trzy osoby: Aleksa, Resę i Layle (czyt. Lajle), jedyną na obozie córkę Nike. Po kolejnych trzech godzinach łagodnych rozmów (wrzeszczenia na nich, rozwalania przedmiotów i tłuczeniu wszelkich sprzeciwiających się chłopaków po łbach), z poparciem domku Aresa, wynegocjowałam podzielenie dzieci boga wojny na dwie grupy i wysłanie ich na dwie różne strony lasu jako dywersję.
***
Rozbrzmiał dźwięk rogu, sygnał rozpoczynający rozgrywkę. Po moich wybrykach przy ustalaniu strategii wszyscy zaczęli się mnie słuchać. Wymieniłam spojrzenia z Clarisse i jej bratem. Oni prowadzili całe swoje rodzeństwo. Ruchem głowy pozwoliłam im iść. Ja i mój zespół mieliśmy wyruszyć dziesięć minut po nich.
Biegłam przez las. Aleks, Resa i Layle zostali z tyłu walczyć. Wiedziałam, że tak będzie. Dzieci Ateny nie są takie głupie. Przewidzieli nasze ruchy i wysłali dziewięcio osobowa grupkę z ich domku. Zatrzymałam się nagle. Przez drzewa prześwitywał księżyc. Zobaczyłam grupkę osób stojących w kręgu, mieszaninę dziewczyn i chłopaków z różnych domków. Na środku, wbity w ziemię stał sztandar z symbolem Ateny, sową. Jak się tam przebić? Zobaczyłam lukę w ich obronie. Byłam blisko niej. Jeśli dość szybko pobiegnę może uda mi się złapać sztandar. Ok. Raz kozie śmierć. Pobiegłam. Prześlizgnęłam się między chłopakiem i dziewczyną, po czym dopadłam do sztandaru. A co teraz? Leciało do mnie z dwadzieścia osób szczerząc się do mnie jak kot do rannej myszy, wyciągając w moją stronę miecze i włócznie. Tak szybko jak tylko mogłam, zerwałam materiał z kija i wsadziłam głęboko do moich przepastnych kieszeni, a kij ustawiłam w pozycji bojowej. I nagle to poczułam. Gniew wzbierający we mnie połączony z przyjemnym uczuciem zamarzania każdej komórki mojego ciała. Po jakiejś sekundzie odczuwania owego chłodu mrugnęłam i zamiast na ziemi byłam na drzewie. Cała grupa napastników gapiła się w miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stałam.
– Hej, cieniasy!- wrzasnęłam i pokazałam im język, po czym odwróciłam się na pięcie i zaczęłam skakać z gałęzi na gałąź, z drzewa na drzewo w kierunku strumyka.
Po jakiś trzydziestu minutach skakania (jakimś cudem nie spadłam) zeskoczyłam z drzewa i wylądowałam zwinnie jak kotka tuż przed strumykiem. Już miałam przebiec przez wodę, kiedy przede mną, jakby wyrósł z podziemi, pojawił się Jason. Zamachną się na mnie mieczem. Zablokowałam drzewcem od sztandaru (bogom dzięki, że go wzięłam), drugą ręką wyciągnęłam sztylet. Znowu ogarnął mnie chłód i zjawiłam się obok jego ramienia. Zamachnęłam się na chłopaka, ale chybiłam i zamiast zadać płytką ranę rozcięłam mu bluzkę. Potem przeniosłam się przed Jasona i kopnęłam go w brzuch. Chłopak wylądował na plecach, a na jego twarzy zagościł grymas wciekłości. Poczułam elektryczność w powietrzu. Coś błysnęło, huknęło i poczułam jak przez moje ciało przepływa fala ostrego, ale przyjemnego gorąca, a moje włosy stanęły dęba (to musiał być dziwny widok, bo w końcu mam włosy do połowy pleców). Walnął we mnie piorun. Włosy mi opadły i ze zdziwieniem stwierdziłam, że nic mi nie jest. Jason gapił się na mnie jak na zjawisko pozaziemskie.
– To miał być piorun? Następnym razem postaraj się bardziej- powiedziałam do chłopaka i przeskoczyłam przez strumyk. Rozbrzmiał róg. Po chwili wszyscy obozowicze zebrali się wokół mnie.
– Jak to zrobiłaś?- spytał Jason, z powagą i nutką wrogości w głosie. Uśmiechnęłam się kpiąco. I wtedy zobaczyłam ramię chłopaka. Widniała na nim blizna w kształcie pentagramu.
Moją głowę przeszył ostry ból. Przed oczami pojawiały mi się sceny, wspomnienia. Walczyłam z jakimś chłopcem, gdy go pokonałam rozcięłam mu pięć razy ramię tworząc ranę w kształcie pentagramu. Jakaś kobieta o fioletowo- granatowych włosach i fioletowych oczach przykryła mnie kołdrą i pocałowała w czoło. Te i setki innych wspomnień tworzyły przed moimi oczami film.
Po chwili atak ustał, a ja zorientowałam się, że klęczę wciskając głowę pomiędzy kolana, od góry osłaniając ją rękami i kołyszę się w przód i w tył. Z oczu strumykami ciekły mi łzy. Nade mną pochyla się Resa. Głaskała mnie po plecach i szeptała, że wszystko jest dobrze. Podniosłam głowę i zobaczyłam, że Clarisse i Aleks stoją przed Jasonem i wrzeszczą na niego.
– Co jej zrobiłeś?!- wrzasnęła dziewczyna. Głos miała przesiąknięty gniewem. Tak już jest z Clarisse: wszystkich nienawidzi, ale jak już kogoś polubi, to jest wierna jak pies.
Wstałam, po czym chwiejnie podeszłam do syna Jupitera. Córka Aresa i syn Posejdona przepuścili mnie bez słowa. Stanęłam przed chłopakiem w lekkim rozkroku i pokazałam palcem jego ramię.
– Skąd masz tę bliznę?- warknęłam.
– Nie wiem- odwarkną.
– To sobie przypomnij- powiedziałam dotykając środka jego czoła dwoma palcami. Chłopak stał jak osłupiały, ale po chwili zacisną powieki i wydał z siebie syk bólu. Jego ręce zacisnęły się w pięści. Zabrałam palce z jego czoła. Jason otworzył powoli oczy.- I co?- spytałam.
– Jakaś dziewczynka, trzylatka, mnie pokonała i rozcięła ramię.
– Ile miałeś wtedy lat?
– Chyba osiem.
– Sprała cię młodsza od ciebie o pięć lat trzylatka?! Jesteś cienias!- wrzasnęła Clarisse i cały jej domek oraz Resa, zanieśli się śmiechem.
– Dość- warknęłam. Przestali.- Jakie oczy miała ta dziewczynka?
– Takie jak ty- odpowiedział Jason patrząc na mnie uważnie.
– Tyle mi starczy- odparłam i przywołałam chłód, ale zanim zdołałam się przenieść sztandar w kieszeni zaczął mnie parzyć. Szybko po niego sięgnęłam. Rozwinęłam go i zobaczyłam widniejący na nim symbol. Pentagram.
– Została uznana, ale czyj to symbol?- spytała Anabeth. Spoko. Najzdolniejsze dziecko Ateny czegoś nie wie?
Już miałam coś powiedzieć, gdy mój wisiorek zaczął świecić, na przemian parząc mnie i stając się zimniejszym niż lód. Dotknęłam go i poczułam jak każdą komórkę mojego ciała przeszywa ostry, nieznośny ból. Miałam wrażenie, że w każdy centymetr kwadratowy mojego ciała wbija się tysiąc żyletek. Rękoma objęłam brzuch, wbijając paznokcie w oba boki mojego ciała. Zacisnęłam powieki i krzyknęłam. Zabrakło mi powietrza w płucach, a nie mogłam oddychać. Na ślepo zrobiłam dwa kroki w tył i poczułam wodę płynącą mi pomiędzy palcami stóp. Kolana się pode mną ugięły, skuliłam się w kłębek. Przed oczami miałam dalszą paradę wspomnień. Było ich tak wiele, że miałam wrażenie, że w głowie pękła mi jakaś tama zalewając mnie potokiem scen. Wnioskując po bólu im towarzyszącym, stwierdziłam, że owa tama pękła z powodu eksplozji bomby jądrowej w moim mózgu.
Nagle cały mój ból zniknął tak szybko jak się zaczął. Czułam się inaczej. Popatrzyłam na siebie i z ogromnym zdumieniem stwierdziłam, że jestem chuda! Nie dość tego, miałam na sobie inne ciuchy: sandały zastąpiły czarne trampki z wyszytym srebrną nicią pentagramem, spod których wystawały białe piętki. Zamiast znoszonych rozciągliwych, czarnych dresów trzy czwarte, były workowe czarne dżinsy, a na miejscu obozowej koszulki pojawiła się fioletowa koszulka z pentagramem, który w środku był wypełniony kolorem srebrnym. Na dłoniach miałam czarne skórzane rękawiczki bez palców. Popatrzyłam na swoje odbicie w strumieniu, w którym klęczałam. Doznałam szoku. Moja cera, zwykle zaróżowiona i pełna pryszczy, teraz była nieskazitelnie gładka i praktycznie biała, usta czerwone jak krew. Rozchyliłam wargi ze zdziwienie, a moim oczom ukazały się idealnie białe i równe zęby, kły dłuższe jak u wampira. Włosy, które miałam ciemno bazowe, lekko falowane i bardzo gęste, teraz były jeszcze gęstsze i dłuższe (do pasa), wyprostowały się i zmieniły kolor. Były fioletowe w granatowe i czarne pasemka. W całym moim wyglądzie tylko oczy zostały bez zmian. Całość sprawiała, że wyglądałam tajemniczo, szlachetnie i groźnie, ale przy tym pięknie.
Nie tylko wygląd się zmienił. Ja sama czułam się zawsze w swoim ciele nie na miejscu, jakbym urodziła się nie tam gdzie powinnam. Teraz czułam się swobodniej, lepiej, bardziej na miejscu. Poza tym często miałam wrażenie jakby drzemała we mnie potęga, tak znajoma, a zarazem obca, odgrodzona, jak z poprzedniego życia. Teraz ją naprawdę czułam, wiedziałam, że w każdej chwili mogę jej dotknąć i wykorzystać, jak i kiedy tylko będę chciała.
Ale tak naprawdę nie rozumiałam całego tego zajścia. Musiałam pomyśleć, w samotności.
Po raz kolejny tego dnia ogarną mnie chłód. I nagle znalazłam się na jakieś pustyni czy coś. W mojej głowie rozbrzmiał kobiecy, znajomy głos.
– Witaj w domu, córko– powiedziała.- Witaj ponownie w Castra Heroium.
OD AUTORKI: Następna część nie będzie za szybko. Cały czas się nad nią zastanawiam i męczę. Mam nadzieję, że te moje wypociny wam się podobały. KOMENTUJCIE, to może się pośpieszę i następna część będzie szybciej.
weeee!!! nareszcie opublikowane! ( a następnego rozdziału mam jeden mały akapit )
Osz ty! Kończyć w takich momentach?! Kim ona jest? Kto jest jej matką? Co ty z tym pentagramem? Muszę to wiedzieć! Opko jest przezaje! Żądam cd od zaraz!
Ludkowie! Czemu tak mało komentów pod tym geniuszem?!
Ok, Myksa, przekonałaś mnie.
Opowiadanie (za wyjątkiem miejsc, gdzie gnieżdżą się literówki) jest świetne, ale mam nadzieję, że nie będzie za bardzo „zmierzchowate”.
Dobrze przemyśl następną część!
TO ANI TROCHĘ NIE JEST ZMIERZCHOWATE!!!!! NIENAWIDZĘ ZMIERZCHU!!!! Dziewczyna wygląda tak, bo jej wygląd miał być piękny i trochę straszny. 😛
Zmierzch to masakra. Przynajmniej raz na trzy zdania pojawia się słowo „Edward”, oczywiście w asyście wszelkich określeń typu „cudowny”, „wspaniały” etc.
Wooow… 😀
Stawiam na rzymską Hekate! Gdybym miala wyrazić genialność tego opka musiaabym pól strony powtarzać: Ge-NIA-LNe!