Była siódma rano. Słońce wznosiło się ponad las, promienie delikatnie przebijały się pomiędzy gałęziami. Rozejrzałam się po pokoju, wszyscy jeszcze spali. Niektórzy w naprawdę dziwnych pozach. Jako jedyna obudziłam się tak wcześnie. Zrozumiałam, że i tak nie będę miała co ze sobą zrobić aż do śniadania, więc postanowiłam zorganizować sobie małą rozgrzewkę, przebiegając się po plaży. W mgnieniu oka zaliczyłam poranną toaletę. Założyłam na siebie obozową, pomarańczową koszulkę i dżinsowe szorty. Włosy zawiązałam w warkocz, po czym w ciszy wyszłam z domku. Truchtem udałam się w kierunku plaży. W powietrzu czuć było woń sosen. Woda lśniła w świetle słonecznym. Taki wczesny trening zawsze mnie rozluźniał, a sprzyjająca pogoda powodowała uśmiech na mojej twarzy. Wtedy w spokoju mogłam ogarnąć wszystkie myśli.
* * *
Zaraz po śniadaniu zaczepił mnie mój przyjaciel- Brandon. Jak już wcześniej wspomniałam był synem Hadesa. To wysoki, dobrze zbudowany szatyn o przenikliwym spojrzeniu. Zawsze nosił ciemne ciuchy. Lubiłam jego obecność, on potrafił wczuć się w mój każdy problem, wiedział jak mi doradzić, wiedział kiedy lepiej nic nie mówić, on… On po prostu mnie rozumiał. Mogłam na niego liczyć. Był inny niż jego rodzeństwo. Oni są tacy cisi i małomówni i… no ogólnie dziwni.
– Cześć Olivio. – powiedział z lekkim (na więcej go stać nie było) uśmiechem.
– Oo. Hej
– Od kiedy z Ciebie taki poranny ptaszek, co ?
Uniosłam brew pytająco.
– No przecież widziałem Cię rano, jak biegałaś po plaży.
– Aaa, nie nie, to tak dla relaksu.
– Ahm. Myślałem, że dobrze Cię znam, a tu okazuje się, że duuużo o Tobie nie wiem.
– Zdziwisz się jeszcze nie raz. – uśmiechnęłam się zadziornie.
– Dobra, a ten, masz jakieś specjalne plany na dziś?
– Cóż… to tak: bieganina za Hood’ami, kłótnia z Meg…- aa, zapomniałam. MEG, mój największy wróg spośród wszystkich obozowiczów. Wstrętny babsztyl. Myśli, że jest lepsza, bo jest ładna i w ogóle. Kolejna nieznośna córeczka Afrodyty. CODZIENNIE się z nią sprzeczam. Chociaż mam się na kim wyżyć słownie, a nie tylko w walce.- trening, partyjka z Chejronem, och… będę miała czas dla przyjaciół pod wieczór.
– Łaał, dzięki wiesz. Na serio, cieszę się, że wcisnęłaś nas w swój grafik.
Dałam mu kuksańca w bok.
-No dobra, dobra. To ma się rozumieć: ja, Ty, Nina, Percy i Ann o 20 nad jeziorem ok?
W odpowiedzi skinęłam głową.
Po jakże przemiłej i krótkiej rozmowie, postanowiłam zrealizować mój plan dnia. I oczywiście wszystko spełniło się co do joty. Bieganina za bliźniakami, powód: wrzucili do pralki moją ulubioną białą bluzkę, byłoby dobrze, gdyby nie dorzucili tam swoich czerwonych gaci. Kłótnia z Meg, powód: stwierdziła, że ubieram się w ciuchy o dwa rozmiary za duże i wyglądam jak hipopotam, ale oł jeaa! Nie dość, że nieźle jej dogryzłam, to w dodatku oblałam ją i jej psiapsiółki od serca, moją nielegalną coca-colą (dzięki chłopaki). Bogowie, żebyście Wy widzieli te ich miny, a potem jeszcze jak histeryzowały i darły się na chłopaków od Demeter, żeby zrobili im jakąś zasłonę z roślin, by nikt nie widział ich w tym stanie. Trening, jak trening- udany. Partyjka z Chejronem, dobra o tym zdarzeniu Wam opowiem. Było po południu, po jakże udanej awanturze z Meg, udałam się w stronę Wielkiego Domu. Na werandzie siedział Chejron na swoim wózku, a obok niego Dionizos ględząc coś pod nosem sam do siebie (ech, starość). Centaur na mój widok od razu się uśmiechnął i wyłożył na stół planszę do gry w szachy. Usiadłam pomiędzy nimi. Nie mogłam się skupić na grze, bo bóg wina, wciąż prowadził wciągającą rozmowę ze sobą:
– Głuuupie bachory, głupia kara, głupi Zeus, …- niebo przebił piorun.- dobra, dobra Ty tam siedź cicho…- kolejny grzmot.- Przecież ludzie mnie kochają, jestem przystojny, jestem Bogiem Wina, no kurcze! Nie no, ja nie wytrzymam. Ałł, di immortales! Co za nieszczęsna migrena! Mam MIGRENĘ! DAJCIE MI COLI! JUŻ! RZĄDAM MOJĄ COOOOLĘ!
Zaczęłam się go bać, zachowywał się jak jakiś świr. Oczy wybałuszył, jakby zobaczył ducha, choć wątpię, żeby to on akurat miał się wystraszyć. Raczej na odwrót.
– Dionizosie, usiądź. Przecież jesteś na tyle zdolny, żeby wyczarować sobie ten napój. – powiedział Chejron, głosem takim, jakby mówił do człowieka z problemami z bezsennością.
– TAAK! TAK SĄDZISZ?! To patrz! – uniósł rękę, po czym gwałtownie spuścił ją w dół. Pewnie tak sprawiał, żeby pojawiała się coca- cola. Ale niestety, nic, NIC a NIC się nie stało. Chejron wyglądał na zaskoczonego, może i nawet na przerażonego. Za to ja nie wytrzymałam ze śmiechu. Może ten staruch popełnił jakiś błąd i zaraz zza drzewa wyskoczy sfinga z tabliczką na szyi: ‘’Przepraszamy, z powodu za dużej ilości kofeiny w naszym produkcie COCA- COLA, poprzestaliśmy ją produkować.’’.
– No i co!? Nie ma! NIE MA MOJEJ COLI!!! TO PRZEZ TYCH GŁUPICH HEROSÓW JESTEM TAKI NERWOWY! ONI SĄ POWODEM MOJEJ MIGRENY, ałł! Na Bogów!!
– Taa, jasne, bo to my musimy chodzić na wizyty do psychologa…- powiedziałam cicho, ale nie wystarczająco. Centaur usłyszał to i szturchnął mnie łokciem.
– Dioni, spoookojnie. Zaraz Olivia przyniesie Ci zgrzewkę coli z piwnicy.– obrzucił mnie spojrzeniem typu ‘’lepiej się pospiesz’’.
Wstałam od stołu i poszłam zmulona w kierunku piwnicy. Przy samym wejściu do owej sutereny leżała krata z dietetyczną colą. Wzięłam ją do rąk i zaniosłam panu D.
– Proszę, pański napój.- zmusiłam się do przyjaznego uśmiechu.
Dionizos w odpowiedzi odchrząknął i zabrał zgrzewkę z moich rąk. Usiadł, wyciągnął jedną puszkę, otworzył i no co innego mógł zrobić? Wypił.
– Ech, dziękuję Chejronie i Tobie, Francesco.
– Olivio, mam na imię Olivia.- powiedziałam, starając się, aby mój głos brzmiał spokojnie, bo czułam, że zaraz eksploduje z nerwów.
Bóg Wina w odpowiedzi machnął ręką w geście ‘’aj tam, aj tam’’. No do cholery, nawet nie mogłam dokończyć mojej gry z Chejronem, bo jak zauważyłam wszystkie pionki leżały na ziemi! Nie muszę chyba tłumaczyć, jak i przez kogo tam się znalazły. Zrezygnowana usiadałam na swoim miejscu. Ale co tam, nie minęła chwila, a znów usłyszałam krzyki. Obejrzałam się za siebie. W stronę Wielkiego Domu zmierzało trzech herosów od Apolla, ale zaraz, czy oni prowadzą tego po środku i zaraz, zaraz… on ma głowę w wiadrze?! Co za widok. Zakryłam ręką usta, bo nie chciałam, żeby cały obóz usłyszał mój śmiech. Gdy już doczłapali się do werandy, odezwała się dziewczyna. Ja wiem… miała może z 12 lat.
– Chejronie, no znowu to samo!! Clarisse…
– Ona… Ona mu to zrobiła!- przerwał stojący po drugiej stronie chłopak.
– Co mamy z nim zrobić?!– zapytała.
– Peter, zaprowadź go do szpitala, oni będą wiedzieli co zrobić. A Ty, Susie, powiedz mi co się stało.
-No bo…- głos jej drżał.- to było tak. Mieliśmy trening, no łucznictwa. No i byłam tam ja i Marco (ten nieszczęśnik) i Peter i reszta rodzeństwa. No i przyszła Clarisse, z tą swoją bandą i zaczęła coś tam gadać do Marco, ale on na to zlewał. No i nerwy jej puściły… – zauważyliście, że młoda ma problemy z nadmierny używaniem słów ‘’no i… ’’ ?- i popchnęła go, no i strzała z jego łuku poleciała, odbiła się od jakiejś metalowej tarczy i popędziła ku Clarisse i trafiła ją w stopę i wtedy Clarisse powiedziała ‘’Ty mały, niewdzięczny, (cenzura) bachorze!’’- mówiąc to zmieniła głos na niski, chyba starała się naśladować córkę Aresa. Prychnęłam.- i wzięła wiadro i wcisnęła mu na łeb.
– Tą… No tą całą Charlotte to lubię.
– Clarisse. – poprawił go Chejron.- W każdym bądź razie, zostanie ukarana. A teraz idź do brata i sprawdź jak się czuje.
– Dobrze.- po tych słowach Susie poszła w stronę szpitala.
Ja siedziałam śmiejąc się w niebogłosy, pan D. nadal popijał swoją colę, a Chejron wyraźnie nad czymś rozmyślał. Pewnie nad karą. Jeśli chce, to mogę mu trochę pomysłów podrzucić. Jak na przykład roczne sprzątanie stajni pegazów albo czyszczenie pisuarów w męskiej. Och, dużo bym mogła wymieniać.
– Olivio, cóż naszą grę spróbujemy dokończyć jutro, możesz iść już do domku.- powiedział centaur.
– Doobrze. Do widzenia. – wstałam od stołu i poszłam w kierunku domku jedenastego.
* * *
Rozejrzałam się po pokoju. Nikogo nie było. Pewnie wykręcali komuś kawał albo go okradali. Nie chciałam wiedzieć, co kombinują. Po co mi na marne problemy? Zegar wskazywał 19:30. Do umówionego spotkanie zostało mi pół godziny. Podeszłam do swojej szafki, stojącej obok łóżka. Otwarłam ją i wyciągnęłam czarne rurki i taką nietoperzą bluzkę w grube, żółto-białe paski. Wzięłam jeszcze kosmetyczkę i pokierowałam się do łazienki. Przebrałam się, twarz ochlapałam wodą dla orzeźwienia i… no tak, maluję się, ale niezbyt często i rzecz jasna, nie krzykliwie. Tak więc usta musnęłam błyszczykiem, a rzęsy pomalowałam czarnym tuszem. Włosy rozpuściłam. Blond fale opadły mi na ramiona. Chwilę poprzeglądałam się w lustrze, następnie z uśmiechem wyszłam z toalety. Zwinnie założyłam moje czerwone trampki. Zamknęłam drzwi domku Hermesa i podążyłam w stronę jeziora.
* * *
Na molo dostrzegłam moich znajomych. Od strony obozu siedział Brandon, głowę miał pochyloną w dół. Pewnie coś go dręczyło lub strasznie mu się nudziło. Obok niego siedziała moja przyjaciółka Nina. Była w pozycji półleżącej i podpierała się na łokciach. W rękach trzymała jakąś książkę o pielęgnowaniu roślin (wciągaaająca lektura dla córki Demeter). Zaraz za nią siedziała Annabeth, przeglądając coś na laptopie Dedala. Głowę miała opartą o kolana Percy’ego, który ze zblazowania robił sztuczki z wodą. Cichym krokiem zbliżyłam się do syna Hadesa, chcąc go przestraszyć. Ale co takiego chłopaka może przerazić, skoro w swoim życiu widział już zmarłych i ich krainę. Dla niego to nic strasznego, bardziej już lękał się pegazów. Oczywiście, jak ja to przewidziałam- ani drgnął, gdy zaszłam go od tyłu.
– Jesteś już Olivio. – powiedział.
– Ta, jak widać.
– Ooo, cześć. – mruknęła pod nosem Nina, nawet nie odrywając wzroku od książki.
Reszta nawet nie zauważyła nowo przybyłej osoby- mnie! Faktycznie te ich zajęcia były tak wciągające, że aż ciężko było wydusić ciche ‘’hej’’. Zapamiętam to sobie!
– Ciekawe powitanie.- oznajmiłam donośnie, lecz i tak to nic nie dało.
– Siadaj, oni tak cały czas, nie przejmuj się.- a widzicie, mówiłam, że Brandon mnie rozumie.
Posłałam mu promienny uśmiech, po czym usiadłam obok.
– Dobra. Nina, zamykaj ten swój poradnik i pogadaj z nami ok?- zwrócił się do niej i wyszarpnął książkę z rąk. Bezgłośnie powiedziałam do niego ‘’dzięki’’. Chłopak uśmiechnął się.
– Ołłkeeej.- powiedziała obojętnie Nina.- Ejj! – od razu jakoś inaczej przemówiła, taka… podekscytowana.- A słyszeliście o tej sytuacji z wiadrem i Clarisse?
– Echem, widziałam biedaka z jego nowym image.
– Ano, słyszałem urywkami co i jak się wydarzyło.- rzekł mój przyjaciel. Istotnie, nasze rozmowy nie były wciągające, ale ważne, że chociaż jakieś były.
Nagle poczułam, że mam mokre spodnie. Wydałam z siebie coś w stylu przejęcia, takie ‘’hyyy!’’. Jak zauważyłam, nie ja jedyna byłam mokra. Otóż wszyscy byli mokrzy. Przenieśliśmy swój wzrok na Percy’ego.
– Sorki.- wydusił.- To… to przez przypadek.
Annabeth zrobiła się purpurowa ze złości, jakby miała zaraz wybuchnąć, gdyż zmoczył ekran jej laptopa. Chłopak zaczął energicznie ocierać wyświetlacz rękawem.
– Glonomóżdżku!! Co Ty zrobiłeś?!- wykrzyknęła dziewczyna.
– Ann, ja na serio przepraszam. Mówiłem, że to przez przypadek.
– Z Tobą są same przypadki, wypadki, wpadki i och!!… Dużo by wyliczać.
– Przepraszam.- i zaczęło się. Pocałował ją. Luuudzie! Czy muszą to robić akurat teraz. Razem z Brandon’em i Niną odchrząknęliśmy z obrzydzeniem.
– Kurcze, miejcie trochę szacunku do innych i idźcie się miziać gdzie indziej.- powiedziałam.
Odkleili się od siebie i przenieśli swój wzrok na mnie.
– No co patrzycie się jak na głupią?! Weźcie róbcie to w innych miejscach publicznych, ale nie przy nas… Fuj.
– Pff, dzieci. Kiedyś zmienicie zdanie. – powiedział Percy.
– Przepraszam, DZIECI ?! Że jesteś ode mnie starszy o zaledwie 2 lata, robi to z Ciebie dorosłego? Aa pfh, zejdź mi z oczu.- powiedziawszy to, uśmiechnęłam się zadziornie.
– Nie, spoko Olivio, rozumiem Cię. Chodź Percy, przejdźmy się po plaży.- zaproponowała Annabeth.
Syn Posejdona wstał niechętnie, złapał dziewczynę pod rękę i ruszyli w stronę plaży.
– JAK BĘDZIECIE TO ROBIĆ, TO NAJLEPIEJ W JAKIEJŚ JASKINI ŻEBY NIKT NIE WIDZIAŁ! – krzyknęłam.
Chłopak obrócił się i pokazał mi język. A nie mówiłam? Jak Wielkie Dziecko. Nasza trójka trysnęła śmiechem. Gdy już się ogarnęliśmy, zapadła chwilowa cisza, następnie odezwała się Nina.
– W tajemnicy wyjawię Wam coś. – przyciszyła głos i nachyliła do nas głowę.- Jak wiecie, Chejron niedawno poprosił mnie, abym zajmowała się kwiatami na werandzie Wielkiego Domu. Dziś właśnie po raz kolejny udałam się je podlać, porozmawiać z nimi i te inne sprawy. Przypadkiem usłyszałam konwersację centaura z Hermesem. Rozmawiali o Cerberze, że niby Hades wzmocnił jego moc i ma z nim jakieś problemy. Podobno nie mogą go utrzymać w podziemiu, bo wciąż stara się uciec do świata śmiertelnych i siać zamęt. Wezwali nawet duszę Heraklesa, aby spróbował go jakoś uspokoić, ale pies uciszył ducha, stawiając na niego łapę. Nie wiedzą co robić… Co o tym sądzicie?
Zamurowało mnie, nie wiedziałam co powiedzieć. Po co do jasnej ciasnej dawał mu więcej siły?! Przecież chyba dobrze strzegł bram świata Umarłych. Czyżby aż tak nudziło mu się w swoim królestwie? A może chce zwrócić na siebie uwagę? Nie, wiem co. Ma za dużo mocy i nie wiedział co z nią zrobić.
– Że jak? Na serio?- powiedział Brandon, jakby dopiero się ocknął z jakiegoś transu.- Wiecie co, muszę się dowiedzieć, czy to prawda.- rzekł stanowczo.
– Niby jak chcesz to zrobić? –zironizowałam.
– Pójdę do niego i pogadam z nim.
– TERAZ?!- zapytała zdziwiona Nina.
– Tak, teraz!! Zaraz wrócę.
I poszedł w stronę lasu. Nie chciało mi się za nim iść, bo po co? Stanąłby w cieniu jakiegoś drzewa i już by go nie było. Przecież jako syn pana Krainy Umarłych, miał taką zdolność poruszania się cieniem, jak i potrafił też przywołać armię kościotrupów, wzywać dusze itp.
Siedziałyśmy w ciszy i przyglądałyśmy się falom. Zaczęłam rozmyślać o moim boskim rodzicu. Powinnam być już określona, wszak od ponad roku, po pokonaniu Kronosa, powstał nowy ‘’przepis’’, który mówi, że bogowie mają uznawać swoje dzieci, gdy te ukończą 13 lat. Ale heeeloł! Ja mam już 15 i nadal jestem nieokreślona. Co ja Ci takiego zrobiłam? Nie znam Ciebie, ani mojego śmiertelnego rodzica! Za co tak mnie nienawidzisz?! Mam nadzieję, że to słyszysz, bo chcę Ci przemówić do rozsądku. Zrozum, jestem Twoim dzieckiem!! Nie możesz trzymać mnie w niepewności.
Chwilę mojego dumania przerwała Nina.
– Em, Olivio… znów myślisz o… no wiesz… – chodzi jej właśnie o temat moich rozmyślań.
– Nie, ja… ja myślę o tej całej sprawie z Cerberem i w ogóle.- tak, wiem, że skłamałam. Ja po prostu nie chcę o tym rozmawiać z kimś innym, nawet jeśli ta osoba, to moja przyjaciółka. Czuję, że nie wytrzymałabym napięcia i popłakałbym się.
– Aha, zauważyłaś, że Brandon zrobił się jakiś… nie wiem, skryty, zamknięty w sobie. Przecież on zawsze tak dużo z nami rozmawiał. Coś się musiało stać, no nie?
– W sumie to zauważyłam pewne zmiany w jego zachowaniu, ale lepiej jeszcze nie poruszać z nim tego tematu, poczekajmy, okej?
– Spooczko. Bo jeszcze ze złości naśle na nas jakąś armię zmarłych i dopiero będzie jazda.
– haha! No, będą chciały wykląć nam dusze czy coś i zaczną gadać ‘’Giń z mojej kościstej ręki!!’’ .
Zaczęłyśmy wymyślać. Śmiałyśmy się, bo nasze niektóre pomysły były na serio durne. W pewnym momencie usłyszałyśmy szmer w krzakach. Domyśliłyśmy się, że wrócił nasz przyjaciel z wizyty w podziemiu, więc szybko strzeliłyśmy sobie delikatnie z liścia po twarzy i byłyśmy już opanowane.
– I jak poszło? Dowiedziałeś się czegoś? – spytałam.
Chłopak usiadł pomiędzy nami.
– Niee.– powiedział smętnie.- Nie było go w domu, był na Olimpie. Pewnie próbował załatwić tam tą sprawę.
– A rozmawiałeś z kimś o tym?
– Tzn., chciałem dowiedzieć się czegoś od Persefony, bo spotkałem ją w jej ogrodzie. Ale dobrze wiecie jak ona nie znosi dzieci mojego ojca. Więc gdy tylko zdołałem się ukłonić, ta spowodowała, że moje nogi obrosło jakieś zielsko. Zrozumiałem, że nie chce nawet ze mną rozmawiać i wycofałem się.- dostrzegłam, jak ta cała sytuacja go przybiła. Chciałam go przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale wiem, że nie byłaby to prawda. Tak więc poklepałam go po ramieniu i rzekłam:
– Z czasem wszystko się wyjaśnij.
Chłopak posłał mi spojrzenie mówiące ‘’dzięki za wsparcie’’. Co dziwne, Nina siedziała cicho i nic nie mówiła. Wydaje mi się, że wszyscy byli już zmęczeni, dlatego zaproponowałam, abyśmy wrócili do domków i położyli się spać. Nikt nie zaprzeczył.
Ciąg dalszy nastąpi…
Od razu, sory za emotkę na początku, ale to opko było już wysłane wcześniej i nie mogłam tego poprawić 😉
I jak podoba się? Czekam na opinie.
CZY TA STRONA WYCINA AKAPITY?!
super, genialne
I JESZCZE SIĘ PYTASZ CZY SIĘ PODOBA !!!!
no a jak myślisz 😀
znowu nic tylko czekać na ciąg dalszy 😉 (ale ponieważ piszesz, że czekasz na opinie więc:
powiedz: T
powiedz: O
spacja
powiedz: J
powiedz: E
powiedz: S
powiedz: T
ponownie zrób spację
powiedz: S
powiedz: U
powiedz: P
powiedz: E
powiedz: R
powiedz: !
powiedz: !
powiedz: !
powiedz: !
powiedz: !
powiedz: !
powiedz: !
😀 – mój stary sposób, na wyrażanie opinii, chociaż dotąd tego nie stosowałam przy opowiadaniach )
oo dzięki
Bardzo fajne, masz talent do opisywania śmiesznych sytuacji. No i WRESZCiE zaczęło się coś dziać.