Ulewny deszcz spowił Amerykę. Ciemne chmury, przysłaniały ciepłe promienie słońca. Mijałam ludzi ubranych w ciemne płaszcze przeciwdeszczowe, z różno-kolorowymi parasolkami. Każdy gdzieś biegł, spieszył się. Ja w odróżnieniu od nich szłam spokojnym krokiem przez ulice. Przechodziłam właśnie obok Empire State Building, gdy ziemią wstrząsnął ogromny huk. Spojrzałam w stronę centrum handlowego. Ludzie wybiegali z niego, z krzykiem. Kolejny huk wstrząsnął ulicą, zrobiło się ciemno od mieszanki kurzu i tynku, słyszałam syreny, pojawiły się wozy policyjne. Pobiegłam w tym kierunku i próbowałam się przedrzeć przez spanikowanych ludzi. Nagle znikąd zobaczyłam wielkiego minotaura. Wyciągnęłam mój miecz i przyspieszyłam bieg. W jednej chwili biegłam , a w drugiej byłam trzymana przez jednego z policjantów.
-Gdzie ty się wybierasz dziecko?- zapytał oschle. Nie odpowiedziałam, zaczęłam się szarpać, aż w końcu wymknęłam się policjantowi i popędziłam w kierunku minotaura. „Czego on tu chce? Nawet chwili spokoju nie mam”. Westchnęłam, już takie życie herosa. „Przydał by się tu ktoś z obozu, ale jak trzeba to ich oczywiście nie ma!”. Natarłam na minotaura mieczem, z łatwością odbił mój atak „No tak , czego ja się spodziewałam, przecież nie zaatakuje se od tak prawie 8 metrowego minotaura, zwykłym mieczem”. Wielki byk, zaatakował mnie, z niemałym trudem uniknęłam wymierzonego ciosu, podniósł jedną z kolumn, jakie były w centrum „No cóż, ja za usterki nie płace! Powinnam chyba nosić taką plakietkę ,,Przebywanie ze mną stanowi zagrożenie, trwałego uszkodzenia cielesnego, jak i na psychice. Przed zapoznaniem skonsultuj się z lekarzem, później , lepiej też”. Minotaur rzucił we mnie kolumną. Zwinnie ją wyminęłam, ale nie zobaczyłam, że przed sobą mam wielką dziurę, na której pewnie niedawno mieściły się ruchome schody. Wpadłam w tą dziurę i zaczęłam spadać.
-Świetnie…- mruknęłam i walnęłam z hukiem w podłogę. Moje ciało przeszył ogromny ból. Z ust zaczęła mi ciec struga krwi, wytarłam ją o rękaw kurtki i powoli podniosłam się, na trzęsących kolanach. Spojrzałam na górę. Minotaur szykował się do skoku… NA MNIE! Wskoczył w dziurę i z ogromną prędkością sunął ku ziemi i, w tym wypadku, też mnie. „Z tego co wiem, nie należy biegać , czy skakać ze skręconą kostką, ale to chyba lepsze niż śmierć, w postaci przygniecenia wielkim schabem!”. W pokazowym stylu uskoczyłam w ostatniej chwili. Na całym piętrze zapanował kurz, który aż szczypał w oczy. Z trudem ogarniałam co gdzie jest. Upadłam na kolana. Kaszlnęłam i spróbowałam wstać. „No dobra, nie bawmy się w ‚Co mi zrobisz jak mnie złapiesz, tylko walczmy”. Wstałam, i podniosłam mój miecz z ziemi.
-Dobra ojciec, jak mnie kochasz, to podrzucisz mi Cerbera…- warknęłam i już po chwili przede mną stał trójgłowy pies. Uśmiechnęłam się z satysfakcją- I to rozumiem.- Cerber zawarczał, a ja wdrapałam się na jego „grzbiet”. Rozkazałam mu aby podszedł niezauważenie do minotaura. W jednej chwili zniknął, a ja razem z nim. Cerber powolnym i precyzyjnym krokiem, podążał w stronę mitycznego potwora. Nagle, znikąd koło byko-łaka, pojawił się złoty rydwan. Miał wygrwerowane napisy po łacińsku, a także malowidła rzymian i greków, z boku dało sie zauważyć dziwne rysunki, nie należały do żadnych jakie widywało się w muzeach , czy czytało w książkach o mitologi, rydwan błyszczał tak niesamowicie, że z trudem dało sie od niego odciągnąć wzrok, niestety nie zdążyłam przyglądnąć się osobie na rydwanie, gdyż coś jakby spłoszyło Cerbera, gdyż ten zaskomlał jak mały pies i zniknął w ciemnym dymie. Jako, że na nim siedziałam znowu leciałam, lecz tym razem, zamiast uderzyć w ziemię, leciałam prosto na gruzy, a tam pełno wystających prętów. Przeklnęłam po grecku, i poczułam ostry ból w lewej ręce. Wolałam nie patrzeć na to, co tam było. Dwa pręty przebiły mi rękę na wylot, w dwóch różnych miejscach. „Tia, uroki bycia herosem”. Taka była moja ostatnia myśl , zanim straciłam kontakt ze światem.
***
Obudziłam się z niemałym bólem głowy. Powoli otworzyłam oczy. Przez chwilę musiałam przyzwyczaić się do oślepiającego światła, ale po chwili mogłam spokojnie odgadnąć gdzie się znajduje skrzydło szpitalne w obozie herosów. Spojrzałam na moją rękę. Cała zabandażowana. Z początku nie wiedziałam co się stało lecz później wszystko sobie przypomniałam- minotaur, cerber, rydwan, coś co spłoszyło mojego trójgłowego pomocnika i nabicie się ręką na pręty. „Tylko co spłoszyło Cerbera…? Zachowywał się przez chwilę jak mały, spłoszony szczeniaczek… I ten rydwan był taki wspaniały, a jednocześnie przerażający… Niesamowity…”. Spróbowałam się podnieść, jednak to był zły pomysł, gdyż zaraz spowrotem opadłam na łóżko.
–Gamó̱to mou , ópo̱s ta ármata gia ti̱n epítef̱xi̱ af̱toú Orkízomai óti tha ton skotó̱sei …*-nie wiem skąd mi się to wzięło, ale wydaje mi się, że to, co stało się z Cerberem ma związek z tym rydwanem. Usłyszałam jak ktoś wchodzi do pomieszczenia, obróciłam się i zobaczyłam Annabeth. Lekko się do niej uśmiechnęłam.
-Jak się czujesz…?- zapytała. „Czuję się świetnie poza tym, że o mało co mnie nie zdeptał wielki schab i nie nadziałam się na pręty, dzięki, że pytasz…”. Cisnęło mi się na usta, ale skarciłam się, że chcę po prostu wiedzieć…
-Jakby mnie ktoś przejechał walcem…- odpowiedziałam. Blondynka uśmiechnęła się. Po chwili ciszy zapytałam:
-Co z Percy’im? Masz już jakieś wieści? Wiesz coś o tym Rzymskim Obozie?- w jednej chwili jej mina spochmurniała. Wiedziałam ile dla niej znaczy Jasckson, w końcu od nie dawna byli razem, a teraz, nie wiadomo gdzie jest, co robi, czy nic mu nie jest. Wiemy tylko tyle o jego zaginięciu, że jest w rzymskim obozie, i nic nie pamięta… A to niewiele, bardzo niewiele, znam ją tyle, że wiem jak się czuje, że cierpi… Percy również był moim przyjacielem, tak jak większości na obozie, każdy chce go znaleść, ale nie widziałam osoby bardziej zaangażowanej w to niż Annabeth.
-żadnych informacji o tym obozie, jesteśmy w punkcje wyjścia…- westchnęła i wyszła ze skrzydła szpitalnego… „Mogłam się jej zapytać czy wie coś o tym rydwanie, ale nie, jak zwykle, musiała moja skleroza wygrać…”
***
Po tygodniu leżenia w bezruchu, wreszcie mogłam wyjść na powietrze. Nic się nie zmieniło, jak zwykle, ta sama arena walk, domki, Wielki Dom, morze… Po tylu latach spędzonych w obozie zaczyna mi się już ten widok nudzić… Poszłam w kierunku Domku Hadesa. Mojego domku. Doszłam, lecz zauważyłam, że drzwi są lekko uchylone- ktoś jest w środku, pchnęłam je i weszłam, ten ktoś musi być bardzo odważny ryzykując życiem wchodzenie do tego domku. Nagle stanęłam jak wryta.
-Nico…- szepnęłam. Tak, to Nico di Angelo, tak rzadko się tu pojawia, że prawie zapomniałam o nim. Chłopak odwrócił się do mnie. Miał jak zwykle swoje ciemne włosy w nieładzie, podkrążone oczy, kurtkę pilota, i czarne spodnie obwieszone łańcuchami. Delikatnie uśmiechnął się do mnie.
-Cześć Cross, kope lat…- powiedział sarkastycznie. Posłałam mu mordercze spojrzenie i usiadłam na swoim łóżku, pełnym broni i trutek.- Nadal bawisz się w małego chemika?-zapytał ironicznie.
-A ty nadal, lubisz robić sobie makijaż, to taka specialna kredka do oczu? Jakiej firmy, bo muszę ją kupić.- uśmiechnęłam się wrednie. Jak my się strasznie lubiliśmy, po prostu braterska miłość. Westchnęłam i strąciłam broń z łóżka, a sama się na nim wyłożyłam.
-Muszę pogadać z Hadesem…- rzekłam pozbawionym uczuć tonem. Nico popatrzył na mnie zdziwiony.
-Przecież Zeus zamknął Olimp, nie możemy się kontaktować z naszymi boskimi rodzicami, a oni z nami. Olimp nadal milczy…
-Nie obchodzi mnie to, zanim mnie tu przywieźli taka pocharataną walczyłam z minotaurem w centrum handlowym i tam zobaczyłam złoty rydwan, z dziwnymi łacińskimi napisami, rzymskimi i greckimi malunkami, ale nie chodzi o to… Z boku rydwanu było coś, nie wiem, tylko co… Nigdy nie widziałam tego w muzeach, czy nie czytałam o tym w książkach…- na chwilę przerwałam, lecz później szeptem dodałam- I jeszcze… ten blask… Wydaje mi się, że to ma związek z tym, że Cerber zachowywał się jak mały pies, a nie jak trójgłowy pies z podziemi, krainy umarłych…To było dziwne, bardzo dziwne…- zamyśliłam się na chwilę -Ciekawi mnie ten rydwan, muszę odwiedzić bibliotekę… A jak nie to, to iść do domku Ateny…- wstałam z łóżka i żwawym krokiem podążyłam w stronę wyjścia, a później do domku Ateny.
***
-Nigdy o czymś takim nie słyszałam, jak cię znaleźliśmy nie było nigdzie minotaura, ani rydwanu z tajemniczym jeźdźcem… Niestety nie pomogę ci…- powiedziała Annabeth, ze zrezygnowaną miną wyszłam z domku Atenu i skierowałam swoje krokiem nad morze. Usiadłam na rozgrzanym słońcem piasku i zaczęłam rozmyślać… „To nie mogło mi się przewidzieć, to było…Takie…Takie…”
-Realistyczne, ten blask, wydawało się taki materialne… Czy możliwe, aby coś takiego było tylko iluzją, ludzkim wymysłem? Jeśli tak to na serio, sfiksowałam i na dodatek gadam do siebie. Po prostu świetnie!
Hmmm… zapowiada się bardzo ciekawie, masz u mnie wielki plus za początek (opis), ALE:
-uważaj na literówki („Atenu”),
-zwracaj uwagę na wielkie litery w dialogach (pod koniec drugiej części oddzielonej gwiazdkami- „żadnych informacji[…]”
podoba mnie się 😀 . czekam na cd 😉
Fajne! Ciekawie się zapowiada