To opowiadanie ma dwie autorki: Hermesową21 i Mykse. Hermesowa pisze z punktu widzenia Charlotte- córki Nike, a Myksa z punktu widzenia Nete’a- syna Zeusa. Zapraszamy do lektury.
Charlotte:
– Gratulujemy zwycięzcom!- wykrzyknął jeszcze raz dyrektor szkoły. Nie naszej. High School Ladloy. Był tam konkurs ortograficzny. Wygrałam, jak zawsze.
Wróciłam do domu najszybciej jak umiałam. Dokładniej do mieszkania, mieszczącego się w nieciekawej dzielnicy. Nie jesteśmy zamożni. Mieszkam z tatą, bo moja mama nie żyje. Mam czternaście lat, rude włosy, krótko ścięte, z długą grzywką. No tak, mam oczy, całkiem ładne, wielkie, jasnoniebieskie.
Wchodziłam akurat do mieszkania, kiedy moją uwagę przykuł list na wycieraczce.
Wzięłam go do ręki, chyba był zaadresowany do taty. To z banku!
Wparowałam do mieszkania, ojciec siedział w swoim gabinecie, przy biurku.
– O! Nowa nagroda?- spytał wskazując na puchar.
Rzuciłam przed niego list.
– Jak zwykle zwlekasz z opłatami?
– Kochanie, nie mam czasu na…
– Na co? Na pracę? ślęczysz nad tymi papierzyskami całe życie i co, przyniosły ci fortunę? Tak, pięćset dolarów gdy na podwórku znalazłeś bezsensowny zegarek, a i tak nie zapłaciłeś za czynsz.
– Słuchaj…
– Nie, nie słucham- byłam na niego wściekła- chciałabym, żeby stał się jakiś cud. Chciałabym pojechać na jakiś obóz całoroczny, męczę się z tobą wiesz?- wbiegłam do swojego pokoju, trzaskając drzwiami i upuszczając moje trofeum. Nie przejęłam się zbytnio. Na półce w pokoju dziennym stoją ich setki. Całe moje życie marzę o tym, żeby móc się wreszcie od niego wyrwać, zacząć normalnie żyć…
Rzuciłam się na łóżko i leżałam tak do wieczora.
* * *
Obudziło mnie pukanie do drzwi.
– Hej, to ja- powiedział tato.
Wejdź. Drzwi otworzył trzydziesto sześcio letni facet, o czarnych włosach i niebieskich oczach. Choratio Woner. Wygrany? Pf..jasne. Ojciec uważa się za archeologa. Kupił na e-bay’u parę zwitków jakichś papierów i studiuje je już od dwóch lat.
– Przyniosłem ci kakao- postawił tackę z kubkiem na stoliku nocnym koło mojego łóżka.
– Hm..dzięki- odpowiedziałam i wzięłam go do ręki- tato?
– Tak?- spytał popijając swoją porcję.
– Przepraszam cię za to co powiedziałam, byłam trochę zdenerwowana, bo…
– Bo?
– Ech… zerwałam z Josh’em- po tych słowach nastąpiła pięciominutowa, bardzo krępujaca cisza.
– Co? Z kim? Jaki Josh!?- wiedziałam, że tak zareaguje. Westchnął ciężko.
– Rozmawialiśmy na ten temat, prawda?- spytał.
– Tak, ale widzisz, ja, no… teraz sama się zastanawiam co ja w nim widziałam.
Tato uśmiechnął się pod nosem.
– Zakończmy temat- zaproponował.
– Wporzo.
– Wiesz…znalazłem pracę- pochwalił się.
– Naprawdę?- byłam szczerze zdumiona.
– Aha, w Nowym Yorku.
– Jako kto?- spytałam zaciekawiona,
– Prawnik, wiesz przecież dobrze, że ukończyłem studia prawnicze?
– Tak, tak, wiem doskonale- szczerze to zapomniałam o tym fakcie, ojciec przez całe życie robił coś bezsensownego, a tu nagle…prawnik?
– Masz już jakąś rozprawę czy coś?
– Tak, jutro, dlatego już dziś wyjeżdżamy do NY- no tak, cały ojciec, wszystko na ostatnia chwilę.
– Ale jak to dziś!? Jest…- spojrzałam na zegarek- dziesiąta w nocy!
– No to na co czekamy?
* * *
Dziwne to było. Spakowaliśmy tylko moje trofea (potrzeba było trzech wielkich pudeł po telewizorze) moje książki i ciuchy, taty papiery i… to wszystko.
– A łóżko, telewizor?- pytałam trzy razy, ale nie dostałam odpowiedzi.
Nie, to nie. Zapakowaliśmy wszystko do samochodu i ruszyliśmy.
* * *
Przez całą drogę zastanawiałam się, jak i gdzie będziemy mieszkać.
Kiedy wjechaliśmy w dzielnicę domków jednorodzinnych, uznałam że zabłądziliśmy.
– Tatko, chyba się zgubiłeś.
Ale on tylko się uśmiechał.
Jechaliśmy dalej, aż tato zatrzymał się przed najpiękniejszym domkiem, z numerem 230.
– Kto tu mieszka?- spytałam zdezorientowana.
– My- odpowiedział i wysiadł z samochodu.
* * *
No dobra, to była najlepsza niespodzianka w całym moim życiu.
Kiedy drzwi sie otworzyły znajdowałam się w zielonkawym pomieszczeniu, pełnym antycznych mebli. W kuchni stały staro wyglądające szafki. Wbiegłam na piętro po schodach.
– Który jest mój?- spytałam.
– Ten po prawej- wykrzyknął tato.
Otworzyłam wskazane drzwi i moim oczom ukazał się piękny, jasnoniebieski pokój, z wielkim łóżkiem, z baldachimem.
Zbiegłam na dół i rzuciłam się mu na szyję.
– Ta- tato ja przepraszam za to co wcześniej mówiłam.
Odwzajemnił uścisk.
– Dostałem ten dom w spadku po babce. Wczoraj w tych całych papierzyskach znalazłem testament- uśmiechnął się- za pierwszą pensję zapłacę zaległy czynsz, a potem sprzedamy mieszkanie.
– Dobrze- zgodziłam się.
– Pomożesz mi to rozpakować?- wskazał na karton z trofeami.
– Pewnie!
* * *
W tym domu było prze bosko! Cudownie! Przepięknie! Tato wygrał rozprawę, zapłacił czynsz i nawet znalazł kupca. Ja nie poszłam do nowej szkoły ani razu przez ostatnie dwa tygodnie. Tato to tolerował. Siedziałam akurat w domu, tato był w pracy, nudziło mi się, wzięłam torebkę, wrzuciłam do niej telefon, klucze i błyszczyk. Postanowiłam poszukać jakiegoś fajnego centrum handlowego. I wiecie co? Znalazłam!
Chodziłam akurat między półkami i znalazłam superową bluzkę. Trzymałam ją w ręku, kiedy ktoś mnie napadł. Przyłożył rękę do ust. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam.
– Ciii- uciszył mnie głos- jesteś Charlotte Woner?
Pokiwałam głową.
– Teraz cię puszczę, ale jeśli uciekniesz zabiję cię.
Wariat.
– Zgoda?- spytał.
Znów kiwnęłam.
Zabrał rękę, a ja się odwróciłam. Moim oczom ukazał się zwykły chłopak. Był całkiem fajny. Ale taki trochę kozi. Kozia bródka, cała twarz jakaś taka kozia, ale i tak calkiem niczego sobie.
– Słuchaj, nie chciałem cię straszyć, przepraszam, jestem Joe Morganroo.
– Hej- powiedziałam niepewnie- dwa pytania: po co mi to wiedzieć i skąd znasz moje imię?
– To nie jest istotne, ale posłuchaj, jesteś w niebezpieczeństwie…
– Tak, wciąż tu jesteś, ale kiedy sobie pójdziesz… już nie będę- powiesiłam bluzkę na wieszaku i odeszłam.
– Czekaj- zatrzymał mnie.
– Co znowu…- odwróciłam się, a on walnął mnie czołem w łeb i światło mi zgasło.
Nate:
Ziewnąłem przeciągle. Stałem przed lustrem i czesałem swoje długie do ramion, proste jak druty blond włosy. Lubiłem nimi irytować nauczycieli. Wiele razy kazali mi je ściąć, ale nigdy nie posłuchałem. W końcu jestem mistrzem ucieczek i wymigiwania się od wszystkiego. Mieszkałem w sierocińcu im. Świętego Walentego. Myślicie, że to oznaczało, że to było romantyczne miejsce? Wręcz przeciwnie. To była najgorsza buda na świecie. Hol był pomalowany na różowo i poobwieszany walentynkami w naszym wykonaniu. Stołówka prezentowała się podobnie. W pokojach mieszkało po 10 osób. Ja wywalczyłem sobie najlepsze łóżko i największą szafę.
-Nate, bo się spóźnisz!
-Już idę!- Nie chętnie odłożyłem szczotkę i pognałem do stołówki.
-Nate! Nate! Lepiej już daj mi te dychę. W życiu tego nie zrobisz.
-Zrobię.- Siadłem przy stoliku i pokazałem Rebece charakterystyczny wyszczerz.- Wygram zakład.
-Ta, na pewno. Ściągniesz gacie dyrektorowi przy zwycięzcach konkursu ortograficznego? Wiem, że byś to zrobił, ale nie przy Charlotte Woner. Ona znowu wygrała.
-Co? Woner po raz kolejny wygrała?
-Ha, ha, ha. Daj mi te dychę i wybij sobie ją z głowy. Ona nawet nie chodzi do naszej szkoły i nie ma pojęcia o twoim istnieniu.- Ojoj… Charlotte Woner była najfajniejszą dziewczyną na świecie. Niestety, tak jak mówiła Rebeca nawet nie miała pojęcia o moim istnieniu. Ciągle wygrywała konkursy ortograficzne organizowane przez moją ,,kochaną” szkołę. A jak można się domyślić założyłem się z Rebecą o dychę. Mam ściągnąć gacie dyrektorowi przy całej szkole i zwycięzcach konkursu i zwiać. Łatwizna, ale przy niej… Pomyśli, że jestem skończonym idiotą. A może dzięki temu mnie zauważy… Zrobię to i zedrę Rebece z ust tej jej słodziuteńki uśmieszek.
-Zrobię to.
-Zobaczymy na miejscu.- Nie tchnęliśmy nawet jakiejś szarej breji jaką dostaliśmy na śniadanie i ruszyliśmy do szkoły. Wparowaliśmy prosto na rozdanie nagród.
-Gratulujemy zwycięzcom!- Charlotte minęła mnie w drzwiach nawet na mnie nie patrząc. Przez chwilę gapiłem się w miejsce gdzie zniknęła. Potem biegiem ruszyłem na środek Sali, by nie przegrać zakładu. Śmignąłem obok dyrektora i ściągnąłem mu gacie. Pomachałem mu ręką przed nosem i wybiegłem z Sali żegnany okrzykami:
-Garter! Ty mały, złośliwy gówniarzu!
-Nate… Znowu się o coś założył… Nie ma sobie równych.- Na korytarzu z całej pety wpadłem na czarnowłosą dziewczynę.
-Nate Garter?
-Tak, przepraszam muszę lecieć.- Na horyzoncie ujrzałem rozwścieczonego dyrektora.
-Musimy pogadać.
-Na pewno nie tutaj.- Chciałem biec dalej, ale dziewczyna przytrzymała mnie. Miała żelazny uścisk.
-Garter! W końcu Cię mam ty mały draniu!- Dziewczyna wyjęła jakiś proszek z kieszeni i po chwili dyrektor osunął się na posadzkę.
-Eeee… Dzięki, chyba…
-Nacie Garterze, musimy iść.
-Ja nigdzie nie idę.
-Idziesz.- I pociągnęła mnie za sobą.
-Ratunku! To jakaś wariatka!- Wyjęła z kieszeni ten sam proszek, którym uśpiła dyrektora i sypnęła mi w twarz. Nic więcej nie czułem.
***
Charlotte
Otworzyłam oczy i leżałam na jakiejś pryczy. Obok mnie leżał bagaż i krótki liścik.
Przepraszam za wszystko, wyjdź na zewnątrz i poproś kogoś o pomoc.
Przepraszam.
Joe
Zmięłam liścik. Ten wredny…cap najpierw mnie obezwładnia, a potem zanosi do jakiejś kryjówki. O nie! To pewnie okup, tatko nie da rady im zapłacić…
Wzięłam walizkę i wyszłam z tego czegoś. Leżało tam parę innych osób z zabandażowanymi różnymi częściami ciała. Wyszłam na zewnątrz i moim oczom ukazał się najpiękniejszy widok jaki kiedykolwiek widziałam w całym moim życiu.
Byłam na obozie! Najprawdziwszym obozie. Było tu cudownie, przepiękne domki, las, jezioro…ale, gdzie są obozowicze? Nagle coś, lub ktoś rzuciło się na mnie.
– Au! uważaj trochę!
– Przepraszam najmocniej!
Próbowałam się podnieść.
– Poczekaj, pomogę!
Podał mi rękę, podałam moją i wstałam. Nagle moim oczom ukazało się najprzystojniejsze CIACHO na świecie!
Blond włosy, sylwetka sportowca (ale nie mocno napakowanego!), wysoki, i te oczy…
Pomieszanie błękitu, morskiej i wiosennej zieleni z brązowymi kropeczkami. Przepiękne oczy!
– Ryan Joshua Moste- ucałował moją rękę.
– Charlotte Woner, ale wolę Charlie.
Był prze boski, ale dziwnie ubrany. Zbroja pewnie pamięta Juliusza Cezara, hełm, miecz i tarcza pewnie tak samo.
– Co to?- wskazałam na zbroję.
– Ach, bitwa o sztandar…
– Co!?
– Nikt cię nie wtajemniczył? Pomogę- wskazał na walizkę.
– Który domek? Na moje oko Nike, ale nie chcę nic sugerować, proponuję udać się do Chejrona, ale poczekamy aż bitwa się skończy, musimy trochę zaczekać, na razie zapraszam do mnie, domek Hypnosa.
Gość był przesłodki. Dżentelmen i wgl. Ale bredził strasznie.
– Masz mnie za wariata, wiem, ale jak ci wszystko opowiem, mam nadzieję, że przestaniesz- uśmiechnął się szeroko i skierowaliśmy się do domku tego Hypnosa czy tam jakiegoś.
* * *
-NIE!- krzyknęłam wytrącając mu z ręki książkę o mitologii- nie, nie, to nie może być prawda.
– Ale to właśnie jest prawda!- wykrzyknął Ryan wstając z krzesła. Biedak, sam mieszkał w domku.
Usiadłam na łóżku.
– Trudno w to uwierzyć wiesz? Ci bogowie…te nimfy, driady, centaury…
– Twoja matka jest boginią zwycięstwa, nie masz czasem takiego myku do wygranych?- spytał siadając obok mnie.
– Tak, każdy konkurs w jakim brałam udział wygrywałam…
Przerwał mi okropny dźwięk.
– Co to!?- spytałam.
– Koncha, bitwa się skończyła.
* * *
CDN
Super! Kiedy CD?
Bomba!!!! Czekam na cd !!!!!
GENIALNE! !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! 😀
WEEE!!! doszło
Ja chce CD!!! Ja chce CD!!! Błagam!
Czekam na więcej.
ALE ODJAZDOWE!!! To opowiadanie wymiata! Czytając, wprost nie mogłam się oderwać! Nie mogę się doczekać dalszej części!
Też bym chciała tak dobrze pisać.
Łaaaał, świetne! Bardzo wciąga. Podobał mi się pomysł z tym porwaniem 😀
Bardzo fajne, niecierpliwie czekam na ciąg dalszy.
Fajne, nawet bardzo, ale:
-w części pisanej przez Hermesową wykryłam literówki;
-zauważyłam nieścisłości (gdy ktoś płaci czynsz, to raczej mieszkania nie sprzedaje, bo nie jest jego)
-CHCĘ WIĘCEJ! Gdy ukaże się następna część, z radości zacznę biegać na uszach (już zaczynam się zastanawiać, jak ubrać na nie glaniki )!
Suuuuper!!!! Chcę CD, plissssss!!!!!!!!!!
Dziękujemy! Ponieważ ja odpowiadam za wysyłkę części mogę powiedzieć że część 2 będzie jutro, albo pojutrze, bo wysłałam ją jeden dzień po pierwszej
Świetne !!
Odlot! Wprost nie mogłam się oderwać! Charlotte i ten przystojniak od Hypnosa są świetni, ale wolę Nate’a, ponieważ:
– ten numer ze ściągnięciem gaci dyrektorowi był świetny
– ma wredny charakter
– dostałam spoilera od autorki, kogo jest synem, ale to, że wększość czytelników się tego nie domyśla jest wielkim plusem.
– ma wredny charakterek.
Już się nie mogę doczekać CD!