od autorki: Chcę ten wpis zadedykować blogowiczom: Pegaz, Filio, Myksa i Owiec.
________________________________________
Hm…kiedy, czytałem definicję misji, w oczy rzucił mi się (zanim moja wścibska przyjaciółka zamknęła mi ją przed nosem (o matko, ja ją nazwałem przyjaciółką!?)) fragment, który brzmiał jakoś tak: „Zanim herosi, udadzą się na misję, muszą iść do Wyroczni po przepowiednię”. Zapytałem o to Chejrona.
-Właśnie, byłbym zapomniał, dzięki, zaczekajcie tu- oznajmił i pogalopował w stronę lasu, zostawiając nas stojących jak kołki. Po jakichś dziesięciu minutach przygalopował do nas z rudowłosą dziewczyną.
-Dobrze, Rachel, że przyjechałaś do nas, po wakacjach.
Dziewczyna spojrzała na nas.
-Hej, jestem Rachel i…- nie dokończyła, ale za to zaczęła mówić coś takim głosem, że miałem ochotę wziąć nogi za pas.
To co ględziła brzmiało jakoś tak:
Jest taki majster, co nie żyje,
Tworem jego jest statek, który na dnie spoczywa,
W odmętach wraku, podpowiedź się kryje.
Co robić dalej, wiedzieć będziecie.
Lecz słuchajcie, moi mili, jedno was wrócić nie zdoła żywe.
Może to jakaś śmiertelna intuicja, ale wiedziałem kto DOKŁADNIE umrze, ale wolałem o tym nie myśleć. Zrobiło się zimno. No cóż, przedwczoraj zaczął się listopad. Rachel zemdlała. Na szczęście Chejron zdążył ją złapać.
-Idźcie, Argus czeka.
Ruszyliśmy w stronę sosny ze smokiem.
-Poczekajcie chwilę- powiedziałem do przyjaciół- wezmę tylko jakąś kurtkę.
Oni mieli coś na sobie. Wpadłem do domku, wziąłem fajną skórzaną kurtkę, którą ubrałem na ciemnoniebieską bluzę.
Kiedy wybiegłem, oni już wsiadali do samochodu. Dołączyłem do nich. Zerknąłem na kierowcę i mało zawału nie dostałem. Wiedziałem, to znaczy się, coś kojarzyłem o Argusie, przecież czytałem mitologię, (swoją drogą, jak na dyslektyka, lubię czytać, choć jest to kłopot) był on stuokim. Co innego, wyobrażać sobie stuokiego faceta, a co innego widzieć na żywo stuokiego faceta. Wierzcie mi, szok.
Jak na moich „wspaniałych” przyjaciół przystało, kazali mi siedzieć na środku.
– Ładnie ci w niebieskim- powiedziała Grace z uśmiechem, a chwilę potem przybrała minę w stylu „co ja gadam?”
– Dzięki, ty też- moja reakcja nie różniła się zbytnio od jej.
Matheo tylko na nas popatrzył, uśmiechnął się wrednie, pokręcił głową, oparł się o siedzenie i zasnął. Jak on, na brodę Hadesa, mógł zasnąć w dwie minuty!?
Grace, która siedziała obok mnie spojrzała w okno i zaczęła nucić piosenkę.
Udalo mi się wyłapać słowa.
–id like to make myself believe
that planet earth turns slowly…-its hard to say that id rather stay awake when im asleep
cuz everything is never as it seems –
Réveillez-vous! – dośpiewałem.
Ma bardzo ładny głos. Ale nie dziwmy się, jej ojcem jest bóg muzyki.
Spojrzała na mnie.
– Znasz to?- zapytała zdziwiona.
– No a co? Myślałaś, że jako syn boga śmierci słucham metalu, albo czegoś w ten deseń?
Uśmiechnęła się.
– Nie wiedziałam, że tak ładnie śpiewasz- powiedziała.
Zarumieniłem się, a ona się zaśmiała.
– Znasz wykonawcę i tytuł?- spytała.
– Owl City, Fireflies.
– Tak, tato pomógł im ją napisać.
-Jest świetna, bardzo ją lubię, myślałaś o przepowiedni?- spytałem.
-Myślałam, ale nic nie wymyśliłam. Jakiś sławny statek, Britanic, Posejdon, choć to fikcyjny…i wiem, że jest jakiś, ale nie umiem sobie przypomnieć.
– Dobra, fajnie, ale, dlaczego on jest taki niebezpieczny?
– Chejron coś mówił o tym, że nasz facet, był herosem i chce się zemścić na Posjedonie za to, że zniszczył jego statek, chciał zbudować jakiś inny, ale wiesz, Atena,jego matka, zgniewała się o to, że przyniósł jej wstyd, projektując i konstruując coś tak mało trwałego, chciała go uśmiercić, on jej zwiał, i się gdzieś chowa. Kilkakrotnie próbował zacząć budowę, ale Atena go namierzała. Niestety, on znikał. Teraz zaczął budowę, ale nikt ani nic nie wie gdzie. Krąży plotka, o tym, że statek jest magiczny.
Nagle Matheo zaczął markotać.
– Schody…sylwester…Posejdon…Grecja…Rzym…- obudził się z krzykiem.
Coś mi zaświtało.
-Grace, chyba wiem, o jaki statek nam chodzi- powiedziałem.
* * *
Argus zostawił nas w jakimś miasteczku, pięćdziesiąt kilometrów od Nowego Jorku.
-Musimy ruszyć w stronę Atlantyku- powiedziałem.
-Spoko, tylko czym- spytał Matheo.
-Chyba taksówką- odezwała się Grace.
Złapaliśmy jakąś.
-Gdzie?- spytał taksówkarz.
-Nad Atlantyk.
Zaśmiał się. Rzuciłem w niego zwitkiem dolarów od mamy (ale nie, że ukradłem mamie, tylko dostałem je od niej).
-Atlantyk, już się robi!
I tak, ruszyliśmy w podróż.
* * *
Jechaliśmy i jechaliśmy. Nie spotkaliśmy żadnego potwora, co było dziwne, a przynajmniej tak mówiła Grace. Matheo nic tylko całą drogę spał. I tyle z niego pożytku.
-Wiesz jaki statek, mógł tak wnerwić Posejdona?- spytała Grace.
-Chyba tak, słyszałem kiedyś o takim statku, nazywał się Neptun. Miał to być zwykły wycieczkowiec, a okazało się, że konstruktor, był jakimś świrem i wmontował bombę do dziobu, i nie umieścił szalup ratunkowych. Wszyscy zginęli, statek poszedł na dno. Podobno koleś popełnił samobójstwo, ale ile w tym prawdy, nie wiadomo. Posejdon pewnie wnerwił się o to, że nazywał się podobnie. Wiesz uraz na dumie.
-Co ma do tego Grecja?-spytała.
-Płynął w stronę Grecji na sylwestra, głośno się bawili. Nie wiem, gość był herosem. Może…aj, nie wiem.
-A wiesz gdzie jest ten wrak?
– Pewnie, że wiem, byłem tam kiedyś z mamą na wakacjach. Było super.
Uśmiechnęła się i ziewnęła.
-Chyba się prześpię- powiedziała bardzo sennie, oparła głowę o moje ramię i zasnęła.
No pięknie, jeszcze tego mi było trzeba. Na drugim ramieniu poczułem głowę Matheo.
Nie wiem kiedy, oczy same mi się zamknęły.
* * *
Obudził mnie Matheo.
-So?- spytałem.
Byłem w lekkim szoku. Spałem przytulony do Grace. Odsunąłem się od niej jak poparzony.
-Jesteśmy na miejscu?- spytałem.
-Za chwilę powinniśmy być na plaży- odparł.
-Aso alej? – spytała sennie Grace, wtulając się we mnie.
-Co ty u licha robisz?- spytał Matheo.
Otworzyła oczy i odsunęła się ode mnie.
-Sory.
-Spoko- powiedziałem.
Matheo zmrużył oczy, już miał coś mówić, kiedy kolo za kierownicą się odezwał.
-No, dzieciaki, to tu.
-Dzięki, widzenia- pożegnałem się.
Wyszliśmy wszyscy i…no właśnie.
-Co dalej?- spytała Grace, poprawiając plecak na plecach.
Pan Farcik uśmiechnął się szeroko.
-Poprosimy Posejdona, może nam pomoże.
* * *
Na plaży mało zawału nie dostałem. Idę sobie kulturalnie, a tu coś mi dzwoni w plecaku. Wyciągam telefon (skąd on się tam wziął?). Michael Jackson doszedł już do refrenu w Black and white. Mama?
– Halo?
– O bogowie, synku, tak się bałam…
– Mamo, jestem na misji -powiedziałem.
– Właśnie pani Castle- krzyknęła do słuchawki roześmiana Grace.
– Kto to? to twoja dziewczyna?
– Mamo- powiedziałem przez zęby- to taka głupia koleżanka, z którą muszę się użerać (tu dostałem pięścią w ramię) i jest jeszcze taki francuz Matheo.
– Chwilka, jaka misja..nic nie rozumiem..
– Pa!- powiedziałem do słuchawki i rozłączyłem się.
– Dobra- podeszliśmy najbliżej oceanu jak mogliśmy- na trzy, cztery krzyczymy „Posejdonie” dobra?
Pokiwali głowami.
– Uwaga trzy, czte-ry, POSEJDONIE!
Ludzie, którzy byli na plaży patrzyli na nas jak na wariatów.
– Jeszcze raz, PO…
Ktoś położył mi gwałtownie rękę na ramieniu.
– Czemu tak krzyczysz?
Był to facet. Miał na sobie hawajską koszulę i szorty.
Zielone oczy, jak ocean i czarne włosy, a i brodę.
– Potrzebujemy pomocy pana Posejdona, szukamy wraku Neptuna.
Kolo przestał się uśmiechać.
– Proście.
– Ty jesteś Posejdon!?
– A kogoś się spodziewał?
– No nie wiem, starego kolesia, z widelcem w ręku, z rybim ogonem, siedzącym na muszlowym tronie.
Posejdon pokręcił głową.
– Proszę- wskazał na ocean, na którym pojawił się spory jacht- dopłynie do miejsca, gdzie leży statek…
– Ale jak zanurkujemy?
Uśmiechnął się.
– Nie martwcie się, po prostu wskoczcie do wody.
– Dziękujemy- odezwała się Grace.
-No, zmykajcie, ja muszę się przygotować.
On zniknął, a my znaleźliśmy się na łodzi.
– Ale, przecież nikt z nas nie umie żeglować- powiedział Matheo.
Po tych słowach, jacht ruszył sam z siebie.
Pan Farcik pobladł.
– Chyba się położę.
I wszedł pod pokład. Było tu całkiem przestronnie. Stały trzy leżaki, jakieś koce też tam leżały. Poszedłem pod pokład celem wzięcia czegoś do picia.
Mało zawału nie dostałem. Trzy super wypasione łóżka wodne, bar, telewizor i lodówka.
Wyjąłem dwie puszki coli i wróciłem na pokład, zostawiając chrapiącego Matheo.
Na leżaku siedziała Grace. Podszedłem do niej, usiadłem obok niej.
– Chcesz?- spytałem.
Uśmiechnęła się i wzięła puszkę.
– Zimno- powiedziała.
Podniosłem koc, i otuliłem ją.
– Proszę.
– Dzięki- odpowiedziała.
– Boję się- powiedziałem.
– Wiem, ja też.
– Kto z twojej rodziny był Holendrem?
Zaśmiała się.
– Moja babcia, wyszła za Holendra, kiedy moja mama zadała się z Apollem, na świat przyszłam ja, potem mama już nie szukała męża. I tak oto jestem Grace De Jong. Dlaczego, Grace? Moja mama zamieszkała w Anglii, kiedyś, gdzieś słyszała to imię i tak jej się spodobało, że postanowiła mnie tak nazwać.
– Wiesz, mnie też sie podoba- powiedziałem.
Uśmiechnęła się.
– Ja jestem w połowie Polakiem. Moja babcia była Polką, Marianna Zamek, moja mama ma tak samo na imię, ale zmieniła na Maryann, nazwisko też zmieniła na Castle, choć znaczy tyle samo. Ja nie jestem Michael, tylko Michał. Ale wiesz, zmieniliśmy imiona i nazwisko po to, żeby nas nie zaczepiali i nie pytali dlaczego tak się nazywamy.
– Umiesz mówić po polsku?- spytała Grace.
– Tak, mama mnie kiedyś uczyła. Ale wolę mówić po angielsku, przyzwyczaiłem się.
– Powiedz coś.
Znałem akurat wierszyk „Murzynek Bambo”. Zacząłem recytować.
Grace była zachwycona.
– Super.
Zaczęliśmy się śmiać. Nagle, nie wiem skąd przypomniał mi się werset przepowiedni
Lecz słuchajcie, moi mili, jedno was wrócić nie zdoła żywe
Grace to zauważyła.
– Co się stało?
Uśmiechnąłem się.
– Zatańczymy?
Zgodziła się.
Włączyłem jakąś piosenkę i zaczęliśmy tańczyć. Ale było śmiesznie.
Tańczyliśmy, kiedy łódź nagle stanęła.
Matheo wybiegł jak poparzony.
-Co się stało, oglądałem właśnie Piraci z Karaibów kiedy to coś się zatrzymało.
-To chyba tu- powiedziałem.
* * *
i zrobiło mi się smutno. Au revoir!- krzyknął Matheo.
Super!!! Kiedy cd??
Geniusz! Wielkie dzięki za dedykacje. 2 w jednym dniu to naprawdę wielki zaszczyt. Opo jak zwykle świetne. Ciekawe kto z nich umrze. Kiedy cd? Bo to jest po prostu boskie!
Oooo, dziękuję bardzo za dedykację! 😀
Jak zwykle – GENIALNIE.
Pomysłowo, dowcipnie. Uwielbiam bohaterów, szczególnie Michalea i Grece.
Super!!!!!!
Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy!!!
Fajne. Czekam na więcej!
SUPER BOMBA GENIALNE BOSKIE JAK ZAWSZE 😀
„i zrobiło mi się smutno. Au revoir!- krzyknął Matheo.” nie wiem skąd sie to wzięło, ale przepraszam, błąd w kopiowaniu
Super opowiadanie. Z wrażenia zacząłem zjadać ogórki!
I dzięki za dedykację!
Niestety przez ogórki jej nie zauważyłem 😉
A ten fragment „i zrobiło mi się smutno. Au revoir!- krzyknął Matheo.” dodaję temu opowiadaniu tajemniczości.
Dziekuje bardzo za dedykacje C: