Percy:
Nadal byłem w szoku. Właśnie dowiedziałem się od taty, że mam wziąć ślub z dzieckiem Ateny. Przez myśl przeszło mi, że to może być Annabeth, ale bogowie mogą mieć kogoś innego na myśli. Tak już z nimi jest. Mówią jedno, myślą drugie, a robią coś zupełnie innego. Czułem się bardzo dziwnie, niby lubiłem dzieci Ateny… nie miałem nic do nich w przeciwieństwie do mojego Ojca. Z jednej strony cieszyłem się, że mogę zostać krewnym (lub mężem) Annabeth, z drugiej strony bałem się Ateny. Taka teściowa jest straszna, nie dość, że jeszcze nieśmiertelna to w dodatku posiada boską moc.
Ale przecież miałem przestać być herosem?
Czyli musiałbym zostać bogiem. I ta wersja mi odpowiada. Ciekawe jaką fuchę ma dla mnie Zeus?
Ale zaraz zaraz… przecież Tyson też był dzieckiem Posejdona? Może jego się uda wrobić w cały ten ślub.
Na samą myśl przelotnie się uśmiechnąłem.
Udałem się w stronę obozu. Po ostatniej bitwie Posejdona i Ateny wszyscy zabraliśmy się do naprawy zniszczeń.
Zauważyłem jak Annabeth razem z rodzeństwem próbuje wznieść na nowo swój domek numer 6. Jej rodzeństwo naprawiało ściany, dach i schodki, a Annabeth bacznie ich obserwowała, wykrzykując rozkazy.
Cała Annabeth… Myśli, że została stworzona do wyższych celów.
Dziewczyna stała do mnie tyłem i wydzierała się na swojego brata.
-Jak ty układasz te dachówki?! Przecież cały dach będzie przeciekał!
Palcem poklepałem ją po plecach. Obróciła się do mnie wściekła.
Jej twarz była cała brudna i umazana błotem. Na ustach widniał smutek, a oczy były całe spuchnięte od płaczu.
Annabeth zawsze starała się być twarda i świecić przykładem. Widząc walkę naszych rodziców płakała niczym bóbr.
Pamiętam jak jeszcze parę godzin temu była uśmiechnięta. Razem siedzieliśmy przy jeziorze i się całowaliśmy. Wyznaliśmy sobie miłość…
Teraz sam nie wiem co do mnie czuję. Niby mnie kochała. Ale widząc z ciężkim sercem jak Posejdon i Atena walczą przeciw sobie, nie była pewna do kogo się zwrócić.
Atena czy ja?
Atena była matką dziewczyny. A ja… jej przyjacielem, sympatią.
Annabeth zawsze słuchała matki. Była jej oddana jak pies. Tymczasem jej matka nienawidziła mnie i w dodatku chciała wykorzystać aby mój ojczulek bił przed nią pokłony.
Dziewczyna pragnęła jak matka kierować się rozumem w życiu.
-Wiesz.. muszę pogadać z tobą. Na osobności.
Jej rodzeństwo obrzuciło mnie spojrzeniem pełnym nienawiści. Annabeth jednak na nich nie zważała.
-Jasne, chodźmy tylko gdzieś indziej.
Razem przeszliśmy kawałek dalej. Tak aby nikt nas nie słyszał.
-Annabeth, rozmawiałem z Ojcem. Chodzi o tą kłótnie. Zeus ich ukarał…
-Jak?
-Dziecko Posejdona musi poślubić dziecko Ateny- powiedziałem szybko.
Szare oczy powiększyły jej się parokrotnie.
-Czyli ty…
-Może uda się wrobić Tysona – odparłem radośnie.
Annabeth zaprzeczyła.
-Niestety Percy, ale Tyson jest cyklopem. Atena nie pozwala wiązać się jej dzieciom z cyklopami. Uznaje je za stworzenia niegodne jej dzieci. Zeus to rozumie jak najbardziej. Nawet sam złożył kiedyś przysięgę, że nie pozwoli aby cyklopi i herosi razem byli. Nieważne czyim dzieckiem jest heros… ale nie może być z cyklopem. W połączeniu dziecko może być podobno… czymś niestworzonym, kaleką, potworem. Jednak nie wiadomo czy to prawda.
-Czy… Atena będzie oczekiwać od mojego związku z jej dzieckiem… No wiesz…
Dziewczyna zarumieniła się szaleńczo.
-Dzieci?
Skinąłem głową.
-No wiesz jak to się…
-WIEM!- prawie krzyknęła- Nie musisz mi objaśniać w jaki sposób robią się dzieci. Atena jest dziewicą, a jej dzieci powstały z połączenia umysłów. Nie wiem dokładnie czy w przypadku jej dzieci bywa tak samo… Zazwyczaj nie myślimy o TYM…
Poczułem się niezręcznie. Rozmowa o dzieciach z dziewczynami tak na mnie wpływa.
-No, ale czy Atena… pochwala dzieci? Zrobione w inny sposób niż… umysłowy.
-Percy!- dziewczyna wydawała się być podirytowana- Nie wiem… nie pytaj mnie. Nie rozmawiajmy o tych rzeczach…
-No, ale dzieci zrobione z umysłu… to nie daje frajdy no nie?- tym pytaniem przegiąłem pałę.
-NIE ROZMAWIAJMY O TYCH RZECZACH. ZBOCZENIEC JEDEN!- wykrzyczała mi w twarz po czym odeszła.
Uwielbiałem jak Annabeth się denerwuje. Ładnie marszczy wtedy nosek :D.
Chwyciłem ją w biegu.
-Zaczekaj… nie chciałem abyś myślała, że chcę dzieci czy coś takiego… byłem tylko trochę ciekawy jak to wygląda u Ateny- wyjaśniłem.
Annabeth westchnęła.
-Przepraszam… po prostu dzieci Ateny są wrażliwe na te tematy. Myślimy raczej by jakoś zachować się w historii niż wychowywać dzieci.
-Jasne…- delikatnie ją trąciłem po przyjacielsku- Wracając do rozmowy. Mam razem ze swoją wybranką zostać bogiem….
Dziewczyna położyła mi ręce na ramionach.
-To logiczne… tak to jesteś nieśmiertelny… a obietnica dalej trwa… jakbyś umarł to znaczyłoby to coś takiego jak podarcie umowy… kapujesz?
-Ale żeby zaraz bogiem!- ucieszyłem się na samą myśl.
-Na Olimpie brakuje stanowisk. Możesz sie im przydać. I twoja żona- to ostatnie zdanie powiedziała jakby z bólem w sercu.
-Ale… ja nie chcę mieć żony… jestem jeszcze młody!- skarżyłem się.
-Dla bogów to nie ma znaczenia… a wiesz kto nią będzie?- zamrugała do mnie rzęsami uwodzicielsko.
No tak Annabeth… jestem pewny, że obmyśla plan jak by tutaj zapobiec mojemu małżeństwu z jakąś panienką z jej domu…
Szczerze boję się małżeństwa…
-Nie wiem… bogowie chyba dadzą mi jakiś znak… Tak przynajmniej myślę.
-Rozumiem- odparła smętnie.
W ciszy razem dodarliśmy do resztek domku 6. Tam rodzeństwo prawie skończyło naprawę domku. Gdy tylko mnie spostrzegli zaczęli między sobą szeptać.
Znowu poczułem się niezręcznie. Nie odezwałem się do Annabeth. Odprowadziłem ją tuż pod domek, a następnie sam odszedłem do naprawy własnego domku.
Annabeth:
Doszłam do domku Ateny gdzie wszyscy patrzyli się na mnie jak na ducha.
-Czemu poszłaś z tym zdrajcą?- zapytał Malcolm.
-Percy nie jest zdrajcą tylko moim przyjacielem. Musiał mi przekazać coś ważnego na temat naszych rodziców.
Wszyscy spojrzeli na mnie z ciekawością.
-Więc… Zeus ich pokarał karą. Kara ta mówi aby dziecko Ateny i Posejdona wzięło ślub. Pokłóceni rodzice mają być w zgodzie. Młoda para ma zostać bogami… A skoro Percy jest jednym dzieckiem Posejdona to sami wiecie co…
W moim rodzeństwie było wspaniałe to, że nie musiałam tak jak glonomóżdżkowi wszystkiego wytłumaczyć. Wszystkiego sami się domyślali.
-A więc któraś z dziewczyn ma musi poślubić… tego glona?- odparła moja siostra Sajana.
-Tak musi… a tak przy okazji on nie jest glonem- odpowiedziałam uniosłwszy głowę znacznie wyżej.
Sajana (postać fikcyjna) była moją siostrą. Wyglądała praktycznie tak jak ja. Była tylko niższa i miała piegi na nosie.
-A więc ustalone, Annabeth ty go bierzesz…- Sajana uśmiechnęła się demonicznie.
-CO? czemu ja? jest tyle dziewczyn z naszego domku!- czułam zażenowanie… lubiłam co prawda chłopaka, no może trochę za bardzo, ale nie chciałam brać z nim ślubu, jednak z drugiej strony również nie chciałam aby poślubiła go jedna z moich sióstr.
Malcolm podrapał się po głowie.
-Musimy jakoś ustalić kto weźmie ślub z tym glonem- stwierdził.
Spojrzałam błagalnie w niebo. Może matka da jakiś znak?
-Może jakaś konkurencja?- zapytała moja siostra Jasmine (postać fikcyjna).
-Taa…- mruknęłam
-Ale która chciałaby konkurować o niego?- zapytał James (postać fikcyjna).
No tak… Percy był przystojny, opalony, umięśniony, zabawny… Która nie chciałaby go?- zapytałam sama siebie- Tylko dziewczyny z domku Aresa i Ateny (niektóre) zachwycają się nim.
Spojrzałam na brata z pewnym wyrzutem.
Poprzez konflikt naszych rodziców dziewczyny z domku Ateny nie mogły (uwierzcie mi, że bardzo chciały) spotykać się z glonomóżdżkiem. A co do Aresa… nie warto nawet o tym wspominać.
-Może powinnyśmy ciągnąć zapałki?- zapytała Grymhilda (nie pytajcie mnie kto wymyślał to imię)
-Zdajmy się na wolę Mamy- powiedziałam przypatrując się dalej niebu.
Ale czy da mi jakiś znak?
***************************************
Był już wieczór. Cały dzień spędzaliśmy na odbudowie obozu. Mimo to był nadal w ruinie. Co gorzej byliśmy cali obolali.
Zmęczeni siedliśmy do stołu Ateny i marudnie zamówiliśmy nasze dania.
Wzięłam kolację po czym miałam ją ofiarować Atenie.
,,Matko, proszę cię abyś dała nam znak, która ma wziąć ślub z synem pana mórz. Proszę też abyś dokonała dobrego wyboru… aby chłopak był szczęśliwy z małżonką. Trzymaj mnie w opiece.”
Następnie ofiarowałam kawałek kurczaka mojej opiekunce. Zasiadłam do stołu i zaczęłam ucztę.
Byłam zmęczona dzisiejszym dniem, więc zjadłam czym prędzej kurczaka i chciałam udać się wraz z rodzeństwem odpocząć. Po drodze złapał mnie kto? Zgadnijcie… oczywiście, że glonomóżdżek.
-Hej- powiedział łapiąc mnie pod ramię.
-Hej- ziewnęłam potężnie po czym wyszarpałam rękę z jego uścisku.
Chłopak spojrzał na mnie smętnie.
-Co jest Annabeth?- zapytał
-Co ma być?- przeciągnęłam się.
-No… bo ja myślałem, że coś między nami iskrzy, a ty odpychasz mnie i jesteś jakaś taka dziwna…
-Percy, to nie to, że ciebie nie lubię, ale powinniśmy zaprzestać kontaktu na pewien czas… chodzi o moją mamę i Posejdona… po dzisiejszej bitwie… sam wiesz. Powinniśmy na jakiś czas sobie odpuścić.
Glonomóżdżek westchnął po czym odparł
-Ale przyjaźnimy się? co nie?
-Jasne, ale nie możemy no wiesz…
-Annabeth, może dotrzymasz mi towarzystwa przed końcem moich kawalerskich dni?- zrobił do mnie maślane oczy.
Uległam jego urokowi.
-Pewnie. W końcu niedługo będziemy rodziną, zapewne jedna z moich sióstr albo ja będziemy u twojego boku.
-Boję się- zaśmiał się
-Może wytniemy jakiś kawał?- wesoło wyjęłam cudownie ocalałego laptopa Dedala. Jednak udało mu się przeżyć walkę naszych rodziców.
-Brzmi kusząco- zaśmiał się.
-A więc pomyślałam o panu D…- powiedziałam knując szatańską intrygę- Nie zna się na internecie i elektronice więc pomyślałam, że możemy skorzystać ze strony randkowej Afrodyty by umówić go z jakąś nimfą…
-Kocham to twoje poczucie humoru.
-Vice versa…
Założyłam nowe konto na www.afrodytaradzi.com
IMIĘ: DIONIZOS
KSYWKA: PAN D
O SOBIE: UWIELBIA DZIECI, PRACUJĘ RAZEM Z NIMI W OBOZIE HEROSÓW. JEST NIEZWYKLE PRZYSTOJNY, SZUKA MŁODEJ I PIĘKNEJ KOBIETY, KTÓRA PODZIELA MOJE ZAINTERESOWANIA. UWIELBIAM DOBRĄ MUZĘ, WINO, ŚPIEW I OCZYWIŚCIE KOBIETY!
Teraz wcisnęłam okienko z napisem ,,szukaj partnerki”
Natychmiast wyskoczyło mi setki szukających partnera.
-Co teraz?
Percy delikatnie zerknął mi przez ramię co sprawiło, że wpadłam w stan nieopisanej euforii.
-Żeby nie marnować czasu – zaczął- kliknij wyślij zaproszenia do wszystkich.
-Ale Percy… tutaj jest ponad dziesięć tysięcy kobiet szukających partnera… a z resztą co mi tam- uśmiechnęłam się diabelsko.
-Genialnie, wszystkie jutro przybędą do obozu herosów na swoją wymarzoną randkę- zaśmiał się pod nosem.
Usłyszałam jak ktoś nade mną stoi. Obróciłam się w napięciu i spostrzegłam bynajmniej, że to nie jest Percy. Nade mną stała Clarisse.
Szybko wzrokiem przebiegła ekran komputera po czym ryknęła niekontrolowanym śmiechem.
-Niezły żart!- krzyknęła poprzez łzy- Spoko nie powiem panu D.
Otworzyłam oczy ze zdziwienia. Co?
Clariss jest dla mnie miła? jak mocno uderzyła się w głowę?
Albo to ja zwariowałam?
-Czemu?- odpowiedzieliśmy razem z chłopakiem w tym samym czasie.
-Bo będzie niezły ubaw, a poza tym- wycelowała palcem w nas- widzieliście moją piżamę w misiaczki! Jak to się tylko wydostanie poza ten krąg to zobaczycie!
-Stara dobra Clarisse…- mruknęłam cicho
-Zamknij się- warknęła do mnie.
****************************
Obudziłam się ranem. Tym razem spałam dłużej gdyż wszyscy z mojego rodzeństwa już byli na nogach.
Ubrałam się, umyłam i ruszyłam na śniadanie.
Siadłam przy swoim stole po czym głośno ziewnęłam. Po wczorajszym dniu byłam wycieńczona.
Dzisiaj trzeba było jeszcze dalej sprzątać obóz. Byłam już zmęczona tym wszystkim. Ledwo co ruszałam się, a co dopiero miałam sprzątać.
Z ukosa spojrzałam na pana D. Siedział w ławce i czytał gazetę. Klął coś pod nosem.
Uśmiechnęłam się myśląc o dzisiejszym dniu.
Pan D. się mocno zdziwi gdy zobaczy swoje partnerki.
-Hej, słuchajcie mnie- odezwał się nagle Malcolm- Mama dzisiaj ma dać nam jakiś znak co do małżeństwa jednego z nas… objawi się nam.
Westchnęłam, strasznie trudno mi było myśleć, że Percy ma wziąć ślub i to z moją siostrą, niewykluczone, że ze mną. Co dawało mi do myślenia.
Jakbym została panią Jackson… to nie wiem co bym zrobiła, jestem przecież za młoda na ślub!
Mama dzisiaj zadecyduje kto ma zostać tą szczęściarą. Chociaż niekoniecznie szczęściarą.
Złożyłam ofiarę bogom, po czym zjadłam swoje śniadanie. Gofry z cukrem pudrem. Delicje.
Następnie zamierzałam wrócić do wspólnego pokoju.
Ktoś chwycił mnie za rękę. Oczywiście był to Percy.
-Dzień dobry!- wyszczerzył zęby w uśmiechu.
-Dobry!- odparłam
-Zaraz przybędą panie, nie chcesz tego zobaczyć?
-Marzę o tym!- wskazałam na pobliską ławkę, opodal pana D.- Może usiądziemy i no wiesz…
Skinął głową po czym usiedliśmy na ławce. Pan D. nudził się niezwykle. Wywracał oczami na wszystkie strony, oglądał sobie paznokcie, przeczesywał włosy. Zapewne nie wiedział co dzisiaj robić.
-więc Percy, myślałeś już o małżeństwie?- wyrwałam.
-No, myślałem wiele. Sam nie wiem, to chyba najgorsza niespodzianka w życiu…- odparł spazmatycznie.
-Więc nie myślałeś nigdy o tym, że będziesz mężem?
-Myślałem- spojrzał gdzieś gdzie nie sięga wzrok- Nie sądziłem, że to nastąpi tak szybko, wiesz… miałem nadzieję, że zrobię to gdy już będę ustawiony, miał dom, pracę i auto.
Cóż ja miałam podobne plany, chociaż raczej nie chciałam brać ślubu. Chciałam najpierw poznać interesującą osobę, która byłaby dla mnie poparciem w życiu.
Nie odezwałam się więcej do niego.
Spojrzałam jak kłusem biegnie do nas Grover. Zmienił się odkąd go widziałam. Wiecie… nie miałam ostatnio czasu aby z nim rozmawiać, dopiero przedwczoraj przyjechałam do obozu. A wczorajszy dzień spędziłam na sprzątaniu domu, tak właściwie to powinnam to teraz robić, ale wolałam siedzieć tutaj z Percy’m.
Grover urósł znacznie, jego rogi stały się dłuższe również jak broda. Był wyższy. W podskokach przybiegł do nas. Ułatwiały mu to jego kozie nóżki.
-Peeeercy!!!- zabeczał- Annabeeeth!
Skoczył na ławkę z taką siłą, że oboje z Percy’m podskoczyliśmy.
-Hej kozłonogu- powiedział chłopak
-Hej! Słyszałem o kłótni Posejdona i Ateny! Normalnie to szok na Olimpie!- skakał zniecierpliwiony po ławce.
-Uspokój się Grover!- krzyknęłam starając się nie spaść z ławki.
-Och, to strasznie!- dalej beczał- Biedaczek z ciebie!
-Tak tak- rzucił pospiesznie glonomóżdżek trzymając satyra- A teraz się uspokój!
-Przepraszam, ale tak się zdenerwowałem, że nie mogę…
-GROVER!- krzyknęliśmy jednocześnie z Percy’m.
Satyr siedział już spokojnie.
-A więc to ty…
-Patrz- przerwał mu syn pana mórz wskazując na pana D.
Siedział nadal opodal nas. Ale do niego szła jakaś dziwna kobieta. Była ubrana cała na czarno, na głowie miała woalkę.
Jej ręce były jakoś dziwnie blade. Za to jej długie pazury były czarne i spiczaste. Strasznie wyróżniały się na tle białych dłoni.
Sama kobieta była bardzo koścista, wyglądała jakby była zawodową modelką.
Czarna suknia podkreślała jej talię.
Pan D. podszedł do kobiety
-Co pani tutaj robi?- zapytał- Jak pani się dostała na ten obóz?
-Och, to zapewne pan D.?- jej głos był strasznie ponury.
-No tak- odparł zniecierpliwiony bóg- Kim pani jest?
-Jestem czarną wdową!- zawyła ponuro- Z wyboru, miałam już 6 mężów, którzy… zginęli w tragicznych okolicznościach, ale nie bój się ty jesteś inny!
Pan D. był przerażony, ta kobieta budziła w nim lęk.
-Co pani tu robi?- powtórzył.
Zaśmiała się, a jej śmiech przypominał śmiech jakiegoś tyrana.
Spojrzała na niego w dzikością w oczach.
-Idealny na męża- powiedziała ściskając go mocno w ramionach.
-PUŚĆ MNIE TY PSYCHOLKO!- wrzasnął Dionizos- NA POMOC!
Zaczęłam się śmiać cicho pod nosem.
Nagle pojawiła się obok pana D. i Czarnej Wdowy następna kobieta.
Wyglądała jak jakiś Frankenstein. Jej ciało miało zieloną barwę, było ulepione jakby z kawałków ciała. W głowie miała różne śrubki. Całe ciało było pokryte licznymi bliznami.
-Pan D.?- zapytała kobieta.
-Tak!- odarł bóg ucieszony pomocą.
-Jestem lady Władysława! Udało mi się uciec z Hadesu więc możemy teraz zacząć naszą randkę!
Chwyciła go za rękę i mocno szarpnęła.
To co się stało rozbawiło mnie do łez.
Ręka lady Władysławy została w dłoni pana D. na co bóg patrzył przerażony.
Zielona dłoń ruszała się niespokojnie w jego uścisku. Dionizos rzucił rękę kobiety najdalej jak mógł i piszczał jak dziewczynka.
-Tak się nie traktuje damy!- wrzasnęła lady Władysława- Znowu mi odpadła! A co dopiero ją zaszyłam! Zaraz wrócę kochanie!
Ruszyła w stronę swojej ręki przy czym wlokła po ziemi nogą jakby miała przypięty do niej jakiś ciężar.
Czarna Wdowa wyszczerzyła swoje kły
-Spadajmy zanim odnajdzie rękę!
Na nieszczęście pojawiła się kolejna kobieta albo coś do niej podobnego.
Wyglądała jak człowiek chociaż nie do końca. Zamiast głowy miała psi łeb, była cała pokryta futrem, a na sobie miała różową sukienkę.
Tak, wyobraźcie sobie psa w sukience.
-Oj wybacz, że tak późno kochanie!- przysiadła na ziemi po czym nogą podrapała się za uchem- Musiałam pogonić kota sąsiada! Jestem Szczerbatka!
Szczerbatka ukazała swoje kły w wilczym uśmiechu.
Pan D. nie wiedział co robić.
-Drogie panie! To musi być jakaś pomyłka!- próbował wytłumaczyć.
Pojawiła się następna.
Wyobraźcie sobie chodzące drzewo. Tak właśnie. Jeżeli czytaliście powieść Tolkiena wiecie o co chodzi. Coś w rodzaju Entów.
-JUŻ JESTEM!- krzyknęła- PRZEPRASZAM ZA SPÓŹNIENIE ALE WŁAŚNIE DAŁAM Z LIŚCIA MOJEMU OSTATNIEMU CHŁOPAKOWI!
Pojawiło się jeszcze wiele, wiele naprawdę wiele przeróżnych kobiet, od syren aż po cyklopy…
Pan D. wytrzeszczał oczy na nie nie wiedząc co ma zrobić. Każda go rwała za coś próbując zwrócić uwagę na siebie.
Lady Władysława szukała teraz swojej głowy, która przypadkiem oddzieliła się jej od ciała.
-Może mi ktoś podać głowę?- zapytała.
Cały obóz zbierał się aby zobaczyć jak pan D. dostaje szału. Wszyscy śmiali się wniebogłosy.
Dionizos wreszcie krzyknął na całe gardło
-DOSYĆ! ZOSTAWICIE MNIE!- po czym z krzykiem odbiegł jak najszybciej.
-Hej!- zawołała Kościlda (chodzący szkielet w ubraniu pokojówki)- Kto go złapie ten się z nim umówi na randkę!
Wszystkie niczym stado ruszyło za biednym mężczyzną. Nawet ciało lady Władysławy ruszyło choć bez swojej głowy.
-Hej!- krzyknęła głowa- Wracaj ty głupi tułowiu! Inaczej nie zrobię ci maniciure!
Spadłam razem z Percy’m z ławki. Oboje śmialiśmy się tak głośno jak nikt.
Uwielbiliśmy robić żarty panu D.
-Jutro możemy wrzucić mu węgorza do łóżka- szepnęłam do chłopaka przez łzy.
-Dobra!- ryknął turlając się po ziemi.
Popatrzyłam jak Grover uderza rękoma w kolana aby opanować śmiech. Dalej wszyscy Clarisse, Silena, a nawet Chejron nie mogli po wstrzymać śmiechu.
Słyszeliśmy tylko krzyki Dionizosa
-Zostaw mnie! Pomocy! Moje slipki! AAAA!!!
Brzmiało dla nas to jak melodia. Słodka niczym miód dla naszych uszu.
-Jak to jest, że potwory przeszły przez naszą ochronę?- zapytał Percy próbując panować nad sobą.
-Potwory nie miały celu atakować nikogo, więc przeszły przez barierę, poza tym zrobiły to z ,,miłości”, a nawet magia nie potrafi tego zatrzymać- odparłam
Usłyszałam nagły trzask i podniosłam głowę. Wszyscy umilkli. Spojrzeli w strachu na osobę stojącą na środku.
Była odziana w krótkie spodenki i bluzkę z napisem ,,Ciasnota umysłowa się rozszerza”. Wokół jej była magiczna aura.
Łypała groźnie swoimi oczami wokoło. Jej wzrok padł na mnie.
-ANNABETH CHASE!- krzyknęła, a jej głos rozbrzmiewał echem.
-Mamo?- zapytałam zdziwiona- Co ty tutaj robisz?
-Miałam zamiar właśnie dać znak na temat małżeństwa gdy stało się to…- wskazała na uciekającego pana D.
Pod jej stopy wleciały slipki.
Spojrzała na nie urażona po czym znowu spojrzała na mnie.
-Nie sądziłam, że zrobisz coś tak głupiego, MOJA CÓRKA?- wrzasnęła zła.
-Ale mamo, przecież czasami bogowie się mylą! Nawet ty!
Jej źrenice rozszerzyły się parokrotnie.
-NIE TYM TONEM! Ja wiem co robię, wymagam od ciebie rozumu i posłuchu. Dlatego już wybrałam dla ciebie karę!- mówiła to jakby z ciężkim sercem.
-Mamo, ale to był niewinny żarcik!
-ZA KARĘ, TY ANNABETH CHASE, JAKO MOJE DZIECKO MASZ POŚLUBIĆ SYNA POSEJDONA, ŚLUB ODBĘDZIE SIĘ 31 SIERPNIA. ŻADNEGO ALE! DECYZJA ZAPADŁA! POWAŻNIE ZASTANÓW SIĘ NAD SOBĄ!- jej głos rozbił się echem na cały obóz, nikt nie mógł tego nie słyszeć.
Nagle Atena zniknęła.
Wszyscy wpatrywali się we mnie jak w obraz.
Ja sama pozostałam wpatrzona w miejsce zniknięcia mojej mamy.
Mam poślubić Percy’ego? Ależ to absurd! I to tylko za to, że umówiłam Dioniozosa z paroma tysiącami kobiet?
Zawiedziona opuściłam głowę i wolnym krokiem ruszyłam do swojego domku z numerem 6.
Moje rodzeństwo patrzyło na mnie ze smutkiem. Jeszcze przed chwilą śmiali się z Dioniozosa. Teraz szeptali między sobą nerwowo. Clarisse otworzyła buzię ze zdziwienia, Silena niepewnie uśmiechała się do mnie, Beckendorf przygryzał wargi zastanawiając się nad czymś, Grover nerwowo stukał kopytami o posadzkę, Chejron nie patrzył na mnie tylko ręką przeczesywał swoją bródkę, Connor i Travis przyglądali się mi w milczeniu… widziałam co wszyscy robią, nie widziałam co robi tylko jedna osoba.
Percy Jackson…
Nie spojrzałam na niego, nie wiem czy byłam tak zawstydzona czy może przerażona, że nie miałam odwagi unieść wzroku i spojrzeć mu prosto w oczy.
Bałam się jego reakcji, przypuszczałam jednak co może myśleć.
Oboje wiedzieliśmy, że istnieje taka możliwość abyśmy zostali małżeństwem.
Ale jakoś nie wierzyłam, że mogę naprawdę zostać jego żoną.
I co teraz?
Wstyd mnie całą ogarnął. W uszach wciąż brzmiał mi pewny ton Matki. Czyżby była na mnie taka zła?
Nie wiedziałam tego.
Wiedziałam jedno… moje dni panieńskie są policzone do 31 sierpnia.
slipki doprowadziły adminkę do niekontrolowanego wybuchu śmiechu
uuu…ale im pojechali – wszyscy wszystkim!!! Cool opowiadanie
świetne. slipki spowodowały że prawie spadłam z krzesła. czekam na ciąg dalszy
slipki? hahahahaha genialne kiedy można sie spodziewać kolejnej części?
już wysłałam
zależy kiedy zostanie dodana
Randka Dionia super, myslałam, że padnę.
Już sie nie mogę doczekać CD!!!!
hahahahahahahahahaha!!!!!!!! „Zostawcie moje slipki! AAAAA!!!!!” 😀 😀 😀
Aż spadłam z krzesła! Ta sytuacja z Panem D, przypomina mi pewną z koloni: Pierwszy biegnie Happy Tif (ksywa), potem Czerwone Slipki (ksywa) a obu goni moja przyjaciółka bo Czerwone Slipki (chodzi o chłopaka!) jej się podobają! Genialne!
PS. Annabetch powiedziała:
-Jak ty układasz te dachówki?! Przecież cały dach będzie przeciekał!” A w Obozie Herosów nie pada.
To jest genialne!!! Strasznie się naśmiałam! Slipki Dionizosa wymiatają! Chcę następny rozdział!
Napisz więcej xD
Slipki?! Zatykałam nos bo tak się śmiałam xD
Ha ha ha!!! Przegenialne! Dionizos na randce. Niesamowite. Padam na pysk ze śmiechu. To jest cudowne! Chce, jeszcze!
Świetne: ) masz talent
Dawno nie wchodziłam na bloga, ale dla tego opowiadania było warto ^^
super śmieszne
HIHIHIHIHI
DIONI WYMIATA OPOWIADANIE THE BEST
Buhahahahaha to jest taki cool ze po prostu nie wytrzymam Xd
Chwilkę, zaraz się wypowiem, bo ze śmiechu cały ekran oplułem i nic nie widzę… taaaak… OK, teraz dobrze ^^ A więc tak: opowiadanko świetne, żarcik wymiata 😀 Pisz dalszą część, bo z niecierpliwością na nią czekam! 😉
Dionizosie <3
Jeżeli umówisz go jeszcze ze mną, będę wielbić twoje opowiadania aż po koniec świata!
A tek serio: genialne.
boze boze boze to jest GENIALNE WIELBIE TWOJE OPOWIADANIE <33333333333
Po pierwsze Pan D. jest bogiem więc mógł nagle zniknąć. Po drugie niebałby się kobiet. Po trzecie nie można komuś kazać wyjść za mąż to narusza wolną wole!!!
To jest fanfic.
Wiem że pan D jest bogiem ale gdybyśmy wszyscy zaczeli myśleć tak racjonalnie to w ogóle nie byłoby humoru.