Płakałabym pewnie długo gdyby nie to, że Rosie usiadła obok mnie i objęła mnie mówiąc:
-Lexi, kotku wszystko się ułoży. Będzie dobrze.
-Nie będzie dobrze. Nienawidzę swojego życia. Mam gdzieś greckich bogów. Mają mi natychmiast oddać moje cudowne życie.- gdzieś na dworze zagrzmiał piorun.
-Lusia TO jest twoje życie, życie herosa nie należy do łatwych, ale jest piękne.
-Nie obchodzi mnie to. Chcę moje życie w którym są tylko: zakupy, książki,nauka, spacery, przyjaciele i chłopcy. To ostatnie najmniej mnie interesuje, ale żeby nie było, że jestem nieczuła.
-Alexis, ale bycie herosem to zaszczyt.
-Zaszczyt? Żartujesz, wszyscy herosi umierali bo mieli pecha, tylko Perseusz miał szczęście. Nie chcę życia herosa. Nie chcę potworów, walki, jakiegoś obozu, bogów i chłopaków, którzy mnie nie zauważają! -spojrzałam z wściekłością na Jessiego i ogarnął mnie szał. On wyglądał przez okno! Totalnie mnie olewał.
-Eee, Alexis jeżeli chodzi o Jessi’ego to się nie przejmuj, to tylko jeden chłopak, który cię olewa.
-O jeden za dużo!- byłam wściekła, nie rozumiałam tego. Nie byłam płytka, a teraz czułam, że jeżeli on zaraz na mnie nie spojrzy to wybuchnę.
-Wiecie to może być córka Afrodyty. Zarozumiała, płytka i niezbyt wie co się wokół niej dzieje- odezwał się po raz pierwszy od kiedy się obudziłam. Miał silny, ciepły głos. Wkurzył mnie tekstem, że mogłabym być córką Afrodyty.
-Ale jest bardzo inteligentna- odezwał się Percy- chociaż po wyglądzie to faktycznie mogłaby być spokrewniona z Afrodytą. Jest piękna ale nie wydaje mi się by była córką bogini miłości, jest zbyt silna psychicznie.
-Silna psychicznie- zaśmiał się Jessie- proszę cię, osoba silna psychicznie nie siedziałaby na ziemi i nie użalałaby się nad swoim życiem.
-Mam cię po dziurki w nosie- wrzasnęłam. Odsunęłam się od Sisi, wstałam i podeszłam do Jessiego.
-Nie denerwuj się tak, bo ci się makijaż zniszczy- powiedziała Julia koleżanka z klasy, a Jessie wybuchnął śmiechem. Zgromiłam ją wzrokiem i powiedziałam:
-Ja się nie maluję.
-Tak wiem, ale chociaż raz mogłam Cię ośmieszyć, wiesz chłopak, który ani razu na Ciebie nie spojrzał nie zdarza się codziennie- powiedziała Julia, a ja miałam ochotę ją zabić. Nie lubiłam jej. W tej chwili jeszcze bardziej nie lubiłam Jessiego, niezła zmiana frontu, co? Najpierw mi się podobał, a teraz mam ochotę go zabić. To jedno wiązało się z drugim. Nienawidziłam go bo mnie olewał chociaż starałam się zwrócić jego uwagę. Stanęłam obok niego i spytałam z wściekłością:
-A skąd ty możesz wiedzieć jak ja wyglądam skoro nawet na mnie nie spojrzałeś?
-Po prostu wiem. Percy skąd wiesz, że to nie córka Afrodyty. ”Silna psychicznie” była też Silena, a jednak była córką Afrodyty.
-Proszę nie wspominaj o Silenie, Annabeth znów się załamie- Percy posmutniał.
-Oh przepraszam Ann- dla niej potrafił być miły, a mnie porównywał do córeczki Afrodyty.
-Spokojnie, możesz o niej mówić. Już jest mi dużo łatwiej- odpowiedziała Annabeth.
-No więc wracając do tematu. Sądzi, że świat się kręci wokół niej i nie może ścierpieć, że jakiś chłopak nie ślini się na jej widok. Urodzone dziecko Af..- nie dokończył bo strzeliłam go w twarz.
-Jeszcze raz to powiesz to pożałujesz, że się urodziłeś synalku Zeusa. Nie obchodzi mnie czemu się na mnie patrzysz. Nie wiem co mam na twarzy, że nie możesz ścierpieć mojego widoku i mam to gdzieś- patrzyłam wyzywająco na niego. Chłopak się zaśmiał i spojrzał na mnie, w jego oczach pojawił się błysk. W tych pięknych zielonych oczach, można było w nich utonąć… czekajcie on nic mnie nie obchodzi!
-Okej piękna i zadziorna. Może jednak nie jesteś taka zła- chłopak uśmiechnął się i mrugnął do mnie. Potem odwrócił się i wrócił do przyjaciół. A ja stałam oniemiała wyglądając przez okno. Wreszcie odwróciłam się w stronę klasy. Chwilę później zabłysło światło i pojawił się na oko 18-letni przystojniak. Patrzył na mnie z uśmiechem. Wreszcie skłonił się i powiedział:
-Miło cię poznać Bello, jestem Apollo. Będę was eskortował do Obozu z życzenia mej siostry Artemis.
-Oh to miłe… chyba… ale mam na imię Alexis.
-Wiem Alexis ale belle to piękna po włosku.
-Znam włoski. Ale to słaby chwyt, nawet jak na boga.
-Hmm szczera do bólu. Może tak haiuku…
-Nie trzeba Apollinie może innym razem- odezwał się szybko Percy.
-No dobrze, to chodźmy auto jest pod szkołą.- bóg spojrzał na trójkę uczniów. Dwie dziewczyny i chłopak- Hej dzieciaki.
-Cześć tato- odpowiedział chłopak.
-To twoje dzieci?- spytałam zdziwiona.
-Tak moje, ale dobrze chodźmy już. Chejron się wścieknie jeśli was nie dowiozę przed wieczorem. Musimy was jeszcze spakować. Hej Rosie, chodź z nami i tak miałaś przyjechać bo, musisz się spotkać z rodzeństwem.
-No dobrze, ale pod warunkiem, że nie będziesz znów mnie podrywał. Wiesz, że moja matka tego nie cierpi- Rosie nie była pewna czy robi dobrze, ale nie chciała mnie chyba zostawić samej.
-Jasne, jasne jak sobie życzysz- wyszliśmy z klasy. Ja, Percy, Annabeth, Jessie, Rosie i Apollo.
Przed szkołą stało auto czerwone Ferrari FF.
-Piękne- szepnęłam. Apollo uśmiechnął się z dumą.
-Poprzednie ci się znudziło?- spytał Percy.
-Zestarzał się miał rok…
-Apollinie nie zmieścimy się w nim. Jest nas szóstka
-Ah tak zawsze zapominam- nacisnął przycisk przy kluczykach, a auto zmieniło się w Volkswagen Touran. Kiedy wsiedliśmy chłopcy zaczęli rozmawiać o jakiś danych z Apolinem. Annabeth i Rosie opowiedziały mi o Obozie i o bitwie z Kronosem. Zaintrygowało mnie to, że kiedy Annabeth mówiła o Luke’u patrzyła mimowolnie na Percy’ego. Kiedy wreszcie dojechaliśmy do obozu i wysiedliśmy z auta Apollo nas zatrzymał.
-Alexis jak ty wyglądasz?- faktycznie wszyscy zupełnie zapomnieli o tym co mi zrobiła ta Erynia.
-Uleczysz mnie Apollo?- spytałam przymilnie uśmiechając się słodko do boga.
-Nie czaruj księżniczko. Jasne, że uleczę- Apollo podszedł do mnie i dotknął mojego policzka, brzucha i ramienia, gdzie zranił mnie bicz Eryni. Kiedy skończył, machnął ręką i nie miałam już na sobie zakrwawionej sukienki. Byłam ubrana w dżinsowe, krótkie spodenki, niebieską bluzkę na ramiączka i tenisówki Conversa (niebieskie).
-Hmm możesz mnie częściej ubierać- powiedziałam z uśmiechem.
-Czemu twoim ulubionym kolorem jest niebieski?- spytał zamyślony Apollo.
-A skąd to wiesz?
-Jestem bogiem wyroczni- wiem więcej niż Ci się wydaje.
-Apollo nie zapomniałeś, że mieliśmy się spakować w domach?- spytał Percy. Takim oto sposobem znów wpakowaliśmy się do auta i podjechaliśmy do każdego mieszkania. Rosie pomogła mi się spakować, więc wiedziałam co wziąć. Do obozu dojechaliśmy wieczorem. Byłam zmęczona dzisiejszym dniem. Nie tylko ja, wszyscy prócz Apollina byli zmęczeni. Apollo zostawił nas pod wzgórzem i odleciał. Gdy tylko znikł usłyszeliśmy ryk. Tylko nie to- pomyślałam. Miałam po dziurki w nosie potworów. Gdy ujrzeliśmy wielkiego, pięknego byka odezwałam się:
-Serio byk kreteński? Mam dosyć tego- wszyscy się ustawili do walki. Annabeth spojrzała na mnie, a potem na Percy’ego:
-Chroń ją- odezwała się- może być naprawdę silna skoro sami bogowie się nią interesują- Percy pokiwał głową i stanął przede mną. Wszyscy przygotowali bronie. Byk ryknął i spojrzał na mnie. Cóż chyba te potwory naprawdę mnie nie lubią! Wszyscy zaatakowali potwora, a mnie się coś przypomniało. Za późno, potwór jednym ruchem rogów odepchnął całą czwórkę herosów. Leżeli obezwładnieni. Potwór zbliżał się do mnie. Usłyszałam krzyk, odwróciłam się i zobaczyłam na wzgórzu z 200 osób, a raczej osób, nimf, driad, najad ,satyrów i bogowie wiedzą kogo jeszcze. Chejron (tak mi się zdaje) starał się przebić przez barierę, która chyba go zatrzymywała. To było dziwne, Annabeth mówiła, że bariera ma chronić herosów, a teraz im przeszkadzała. Znów spojrzałam na potwora, ten stracił zainteresowanie mną i szedł w stronę Rosie. Krzyknęłam, tylko nie moja Sisi! Pomyślicie, że zrobiłam głupotę, ale rzuciłam się na potwora. Cóż, starałam się rzucić, wyszło mi to słabo, potwór uderzył mnie rogiem. Uderzyłam o ziemię, a potworowi wróciła chęć zabicia mnie. Powoli się do mnie zbliżał. A ja… usłyszałam głos kobiety w głowie: ”Alexis, jesteś silna, możesz go pokonać, skup się”. Ten głos dodał mi sił. Wstałam i skupiłam się (a podobno nie słucham głosów w głowie). Starałam się sobie przypomnieć jak pokonał go jakiś heros. Zabił go heros Tezeusz. Tylko jak on go pokonał, nie mogłam sobie przypomnieć. Pomyślałam o tym, że jeżeli mnie zabije to skrzywdzi moich przyjaciół i Jessiego. Potwór był coraz bliżej. Do oczu napłynęły mi łzy, ale wiedziałam już co zrobić.
-Chodź tu włochaty byczku. Co z ciebie za potwór?- jedno było pewne, rozwścieczyłam go.
Byk ruszył na mnie jeszcze szybciej, a ja wyciągnęłam ręce i stało się coś dziwnego i niesamowitego. Zawiał wiatr, a ja znalazłam się w wirze wodnym, obok mnie stało z pięćdziesiąt szkieletów. Z nieba zaczęły uderzać w potwora pioruny. Zrobiłam coś najgłupszego, ruszyłam razem z wirem na potwora. Wciągnęło go do wiru. Niestety, pioruny cały czas uderzały, szkieletory też wskoczyły do wiru. Zobaczyłam kątem oka, że wszyscy patrzą na to oniemiali.
Byk skoczył na mnie i wbił róg w miejsce obok serca. Krzyknęłam. Nagle wir zniknął. Pioruny nadal uderzały, ale szkielety traciły siły. Stałam na ziemi, a byk wycofywał się w stronę Rosie:
-Wara od mojej przyjaciółki- krzyknęłam, potwór spojrzał na mnie i znów ruszył w moją stronę (cóż liczyłam na to, że ucieknie- szkoda). Oplotła go winorośl, więcej nie potrafiłam zrobić, nie miałam sił. Gdzieś obok mnie zatrzymała się taksówka. Wyskoczył z niej chłopak. I rzucił się na potwora. Skoczył na niego i odciął mu głowę.
Potwór rozpłynął się, a ja zobaczyłam jak chłopak delikatnie opada na ziemię. Spojrzałam na przyjaciół. Byli nieprzytomni.
-Apollo przyda mi się twoja pomoc- krzyknęłam w stronę nieba (skąd miałam siły na krzyk tego nie wiem).
Co dziwne Apollo pojawił się obok mnie i odezwał się:
-Dasz radę sama ich wyleczyć- i znikł
-Że co?- spytałam- co z ciebie za bóg?!- byłam wściekła, ale podeszłam do przyjaciół. Dotknęłam czoła każdego z nich mając nadzieję, że to wystarczy. Kiedy skończyłam zabawę w Apollina, spojrzałam na mojego wybawcę. Jego potwó też zranił. Drasnął go mocno rogiem tak, że chłopak miał ranę przechodzącą po całym torsie. Uśmiechnęłam się delikatnie i podeszła do niego mówiąc:
-Dziękuje za pomoc.
-Nie ma za co- dotknęłam rany zanim cokolwiek powiedział. Rana powoli zaczęła znikać.
-Nie ma to jak błogosławieństwo Apollina, nie?- powiedział chłopak z uśmiechem.
-Już się bałam, że to ja tak leczę.
-Nie no coś ty, Apollo dał ci na chwilę trochę swojej mocy. Proszę odwołaj pioruny i trupy. Są dosyć przerażające.- spojrzałam na niego zdziwiona. On sądził, że to moja sprawka.
-Ale to nie ja zrobiłam.
-To niby kto?- spojrzałam na trupy, wpatrywały się we mnie wyczekująco.
-Możecie odejść- powiedziałam niepewnie. Trupy zniknęły pod ziemią. Spojrzałam na niebo, a z niego zniknęły burzowe chmury i pojawiło się słońce.
Straciłam wszystkie siły, upadłabym na ziemię, ale mój wybawca mnie złapał i podniósł na ręce:
-Masz zamiar mdleć?- spytał uśmiechając się.
-A co? – spytałam ostatkiem sił,
-Trzeba zdjąć klątwę z bariery ochronnej obozu?
-Oh niech to zrobi ktoś inny, czuję się jakbym miała zaraz umrzeć- chłopak spojrzał na mnie błagalnie. Westchnęłam i poprosiłam:
-Postaw mnie- zrobił to, a ja spojrzałam na sosnę Thali. Użyłam całą siłę woli i poczułam tę klątwę. Poczułam to za dużo powiedziane, po prostu wiedziałam, że trzeba to zdjąć. Patrzyłam intensywnie na sosnę, podniosłam rękę i przyciągnęłam ją do siebie. Poczułam, że powietrze gęstnieje.
-Ojcze proszę zabierz tę magię- powiedział mój wybawca. Powietrze po chwili wróciło do normy, a ze mnie opadły wszelkie siły. Znów upadłabym gdyby nie wybawca. Złapał mnie i wziął na ręce, uśmiechnął się i szepnął:
-Dzięki piękna, teraz możesz usnąć- i to właśnie zrobiłam.
opowiadanie jest zajebiste!!!
Super! Strasznie potężna ta heroska. Bardzo mi się podoba.
Supcio. Geniusz. Ja chce CD!!!
Jak dla mnie, bohaterka ma trochę za dużo umiejętności, za to w opowiadaniu brakuje przecinków, ale ogólnie czyta się dobrze.
Trochę za potężna. To jakaś potomkini Hadesa, Eola i Zeusa czy co? No i jeszcze Afrodyty.
I za szybko lecisz z akcją. Przydałby się opis jej wybawiciela.