Percy:
Nie rozumiałem co się stało. Jakaś dziewczyna skacze mi na szyję, a potem płacze. Co ja tutaj robię? Kim jestem? Mam tak dużo pytań.
Jedyną osobą, która może mi powiedzieć na te pytania to ta blondynka. Cóż była całkiem ładna. Znała mnie. Sęk w tym czy była moim przyjacielem czy wrogiem.
-Jak mam na imię? -zapytałem ją.
Blondynka spojrzała na mnie smutno. Te spojrzenie zawierało tyle bólu. Widziałem jak ciężko było jej wydusić z siebie chociaż słowo.
Rozejrzałem sie dookoła. Byliśmy na miejscu wypadku. W każdej chwili wrak mógł wybuchnąć. Nie mogliśmy przeprowadzić w takim miejscu rozmowy.
Dziewczyna wyjęła telefon i zaczęła wykręcać jakiś numer.
-Zaczekaj tutaj Percy…-odeszła na bok.
,,Percy”-pomyślałem- Więc tak mam na imię. To już jakiś trop.
Wpatrywałem się w dziewczynę. Podobała mi się. Była zgrabniutka, wysoka i ładna. W dodatku znam ją. A przynajmniej ona mnie. Wydawała mi się dziwnie znajoma. Cóż pamiętam ją jakby przez mgłę. Musiałem być dla niej kimś. Może jestem jej bratem?-rozważałem
Po chwili dziewczyna wróciła. Miała niewesołą minę.
-Chodźmy stąd. Zadzwoniłam po policję. Ona się wszystkim zajmie. Musimy pogadać w jakimś…- szukała odpowiedniego określenia- lepszym miejscu.
Chwyciła mnie za ramię i pociągnęła za sobą. Razem szliśmy przez park. Wyglądaliśmy trochę jak para.
Szybko odepchnąłem od siebie te myśli.
-A tak właściwie kim jestem?- zapytałem już bardzo zirytowany.
Dziewczyna westchnęła. Zatrzymaliśmy się.
-Jesteś Percy Jackson. Mój najlepszy przyjaciel. Znamy się odkąd mieliśmy 12 lat. Jesteś herosem. Czyli dzieckiem boga i człowieka. W tym wypadku Posejdona i Sallu Jackson-twoich rodziców. Uległeś wypadkowi, w którym straciłeś pamięć. Teraz muszę zabrać cię do twojej mamy. Rozumiesz?
Skinąłem głową. Mimo iż za dobrze nie znałem tej dziewczyny wydawało mi się, że mogę jej zaufać.
-A ty kim jesteś?
-Annabeth, jestem twoją …- ugryzła się w język w ostatniej chwili. Jakby coś chciała przede mną ukryć.
-Moją?- próbowałem wydobyć od niej informacje.
-Zapomnij- mruknęła.
Chciałem jeszcze się coś jej spytać, ale szarpnęła mnie mocno za ramię w kierunku ulicy. Podbiegła do najbliższej taksówki i wepchnęła mnie do środka, po czym sama wsiadła.
-Skrzyżowanie wschodniej Sto Czwartej i Pierwszej- rzuciła do tłustego mężczyzny za kierownicą, który jedną ręką kierował, a drugą grzebał w paczce chipsów.
Nie wiedziałem co myśleć. Jakaś dziewczyna bredzi o herosach, Posejdonie i o tym, że straciłem pamięć. W to ostatnie mogłem uwierzyć ale to, że jestem synem Posejdona? To jakiś żart.
-To ukryta kamera?- zapytałem drżącym głosem- Nic nie rozumiem Annabell.
-Annabeth- poprawiła mnie zirytowana- Zaufaj mi glonomóżdżku.
-Glonomóżdżku?- wydawało mi się to dziwnie znajome- Czemu tak mnie nazywasz.
-Ponieważ nie grzeszysz rozumem- odparła najwyraźniej rozbawiona.
Nie miałem ochoty z nią się wykłócać dalej. Dziewczyna działała mi na nerwy. Ale tylko ona wiedziała o mnie więcej niż ja sam. Musiałem jej zaufać tymczasowo.
-A więc Annie…- zacząłem nieśmiało.
-Nie nazywaj mnie tak- przerwała mi szybko. Wydawała się trochę zdenerwowana.
-Czemu nie?- uśmiechnąłem się do niej w szyderczym uśmiechu- Annie- bardzo mi się podoba.
Annabell- czy jakoś tak, zaczęła stawać się czerwona ze złości.
-Mój tata tak do mnie mówi- odezwała się zaciskając pięści aż jej piąstki pobielały.
W duchu zaśmiałem się. Ta dziewczyna może trochę mnie wkurzała, ale nie mogła być mi wroga. Coraz bardziej ulegałem jej słodkiemu urokowi. Zastanawiałem się czy wcześniej coś dla niej znaczyłem.
-Jesteśmy przyjaciółmi?- upewniałem się raz jeszcze.
Anna- coś tam uśmiechnęła się do mnie ciepło.
-Najlepszymi przyjaciółmi glonomóżdżku.- poprawiła mnie- Mój tata i twoja mama są…-ściszyła głos- śmiertelnikami. Moja mama to Atena.
-Aha- odarłem niezbyt zaciekawiony. Ona musiała być wariatką.
Nagle samochód stanął. To było dość dziwne miejsce.
Dookoła było mnóstwo przedziwnych skrzyń i pakunków. Niedaleko nas znajdowało się molo. A przed naszymi oczami rozciągało się bezkresne jezioro.
Nie wyglądało to za bardzo zachęcająco .Czyżby ta dziewczyna mnie uprowadziła do jakiegoś odludnego miejsca?
Spojrzałem na nią. Wyglądała na śmiertelnie przerażoną. Nie mogła zaplanować jakiegoś napadu ani nic w tym stylu.
-Gdzie my…- chciałem się spytać, ale gestem nakazała mi milczeć.
Tłusty kierowca ciężko zwlókł się z siedzenia. Wyszedł z samochodu, a odszedł na bok.
Annie szepnęła do mnie
-Uciekaj. Szybko!
Czemu miałem uciekać- pomyślałem.
Odpowiedź nadeszła szybciej niż myślałem.
Kierowca zaczął stawać się coraz wyższy i grubszy. Na jego głowie wyrosły 2 błyszczące rogi. Oczy mu zaczerwieniały. A zamiast stóp wyrosły 2 kopyta. Zamiast twarzy miał coś w rodzaju byczej twarzy.
Wyglądały naprawdę przerażająco gdyby nie ten zwisający piwny brzuch.
Kopytami zaczął szurać po ziemi, z jego nosa wyleciał obłoczek dymu.
Przypatrywałem się jego przemianie z otwartą buzią.
-Percy! Uciekaj- wrzeszczała dziewczyna- To minotaur. Poluje na herosów.
Nagle minotaur zerwał się z miejsca i biegł ku nam. Skierował swoje długie i ostre rogi wprost w taksówkę.
Najszybciej jak potrafiłem wyskoczyłem z samochodu. Miałem nadzieję, że Annie też tak zrobiła.
Wylądowałem ciężko na śniegu. Moje ciało było całe obolałe.
Usłyszałem dźwięk podobny do tego, gdy samochód w coś wjeżdża. Wyobraziłem sobie co się stało.
Obróciłem głowę i przyznałem sobie rację.
Minotaur wbiegł w samochód. A ten wydawał się niczym plastelina, przybrał nieregularne kształty. Ciężko było teraz uznać go za to czym było. Naokoło leżały części zmasakrowanego pojazdu.
Wzrokiem szukałem Annie.
Byłem bardzo zmartwiony ponieważ nie mogłem dostrzec żadnego śladu po niej. Ledwie ją znałem, a już straciłem.
Poczułem jakby przypływ energii. Stanąłem na równe nogi i byłem gotów walczyć z potworem. Wiedziałem, że to głupota, ale musiałem jakoś pomścić dziewczynę. Uczucia przeważały nad moim rozumem.
Minotaur obrócił się w moją stronę. Ponownie zaczął przygotowywać się do natarcia.
Byłem tak wściekły na to dziwactwo, że zapomniałem, że jestem słabym marnym człowiekiem. Poczułem jak coś się we mnie przełamało. Czyżby to przez tą całą Annie?
Nagle potwór zawył z bólu. Zaczął skręcać się niczym wąż. Padł na swoje kolana, a ręce wyłożył przed siebie.
Szukałem przyczyny jego zachowania.
Wreszcie ją znalazłem. Za Minotaurem stała złotowłosa dziewczyna z sztyletem w ręku. Cała była umazana smołą. (zapewne nie lepiej wyglądałem). Wpatrywałem się w nią jak w obraz. Mógłbym przysiąc, że serce stanęło mi w gardle gdy ją tylko zobaczyłem.
-Hej!- podbiegłem do niej.
-Percy, uciekaj! To minotaur!- krzyknęła zdenerwowana.
Jakbym jeszcze nie zauważył, że to minotaur- pomyślałem z ironią- Więc jednak te opowieści o herosach i bogach to prawda. Przecież jak byk stoi przede mną potwór.
Wpatrywałem się w nią. Dziewczyna krzyczała nadal abym uciekał, ale ja jej nie słuchałem. Byłem zbyt zamyślony.
Usłyszałem tylko huk.
Wszystkie moje myśli rozwiały się.
Spojrzałem przed siebie. Annie leży na skrzyniach nieprzytomna. Potwór stał tuż przed moim nosem. Był jeszcze bardziej rozwścieczony niż przed chwilą.
-Nie bój się, jestem z tobą. I zawsze będę- odezwał się jakiś głos w mojej głowie. Był to męski głos, brzmiał twardo i głęboko- Weź Annabeth na ręce.
Głos nadal tkwił mi w głowie.
Nie miałem innego wyjścia jak zrobić to, co powiedział.
Szybko rzuciłem się pod nogami potwora tuż do rannej dziewczyny.
-Hej!- zacząłem nią potrząsać- Annie! Annabeth! Mądralo! Obudź się- żałośnie próbowałem obudzić dziewczynę. Minotaur obrócił się w moją stronę i już zaczynał przygotowywać się do ataku.
Chwyciłem dziewczynę pod nogi i głowę, a następnie uniosłem.
No dobra co teraz? HEJ?! Cudowny głosie? Jesteś tam?
Głos ponownie rozbrzmiał w mojej głowie.
-Teraz trzymaj się młody!- krzyknął jakby w radości. Co mnie zdumiało.
Zdarzyło się coś niezwykłego. Coś bardziej dziwnego niż to, że kierowca zamienił się w potwora.
Woda z jeziora zadrgała. Zaczęła się burzyć i szaleć. Nagle jakby zebrała się w kupę i stworzyła coś w rodzaju fali, następnie ruszyła w jednym kierunku. A dokładnie minotaura.
Stwór zrobił minę typu ,,Za jakie grzechy?”. Fala runęła na niego, zmywając go z powierzchni ziemi.
Następnie fala wracała ku mnie, byłem przerażony. W końcu nie chciałem skończyć jak minotaur.
Zacząłem biec ile sił w nogach. Ale było już za późno. Fala ugodziła mnie w plecy i ku mojemu zdziwieniu uniosła w górę. Ściskałem dziewczynę w rękach tak mocno jak mogłem. Razem staliśmy na fali.
Zauważyłem, że woda mnie nie moczy.
Fala zaczęła mknąć przez ulice miasta.
Wyglądało to dosyć dziwnie.
Jakiś chłopak trzymający dziewczynę w rękach jest NA fali.
Przechodni wyglądali jakby nie widzieli nic. Co mnie bardzo zainteresowało. Jak nie można zauważyć fali idącej przez miasto, która niesie na sobie dwójkę ludzi?
No dobra wiem… przesadzam.
Fala zaczynała powoli się obniżać. Aż w końcu razem z dziewczyną wylądowaliśmy tuż przed drzwiami jednego z mieszkań.
Nie wiedziałem co powiedzieć.
Poczułem jak Annabeth zaczyna drgać. Nadal mocno ściskałem ją w ramionach.
-Obudź się, proszę- żałośnie jęczałem.
Dziewczę powoli otworzyło swoje szare oczy. Długo wpatrywało się we mnie. Jej uśmiech sam pojawił się na twarzy. Rękoma oplatała moją szyję.
-Ah Percy- powiedziała spokojnie- Miałam jakiś koszmar, straciłeś pamięć. Napadł nas minotaur, ja próbowałam cię uratować, ale nie mogłam- mówiła delikatnie jeżdżąc palcami po moim torsie, wprawiało mnie to w lekki zachwyt- Dobrze, że to tylko SEN!
Chciałem już powiedzieć jej coś ale ona szybko zbliżyła się do mnie i pocałowała mnie w policzek.
Poczułem jak serce skacze mi do gardła. To było takie przyjemne mimo, iż trwało tylko kilka sekund. Jestem pewny, że cały się zaczerwieniłem.
Annabeth spojrzała na mnie z ukosa. Następnie jej oczy się powiększyły parokrotnie.
-TO NIE BYŁ SEN!- wrzasnęła jak opętana.
Annabeth:
Nie wiedziałam co zrobić. Mój chłopak Percy stracił pamięć. Nie powinnam tak na wejściu mu powiedzieć ,,Hej! jestem twoją dziewczyną!”. Co ja właściwie robię? Całuję go? Czuję się jak idiotka. Nie godzi się aby córka Ateny działała pod wpływem emocji. Muszę działać rozważnie. Nie mogę sobie od tak robić takich rzeczy.
Spojrzałam na chłopaka, który był w transie. Cały był czerwony. Na jego twarzy malował się uśmiech, a oczami był gdzieś gdzie nie sięgał wzrok.
Nie wiedziałam co zrobić.
Z opresji uratowała mnie kobieta, która teraz wyszła z mieszkania. Zobaczywszy nas uśmiechnęła się jakoś dziwnie. Była trochę zszokowana, widziałam jak w duchu musi się cieszyć jednocześnie była bardzo wystraszona.
-Percy. Może ty i Annabeth wejdziecie do środka. Szkoda żeby dziewczyna tutaj marzła- odezwała się drżącym głosem.
Chłopak otrząsł się z transu. Postawił mnie na ziemię, a następnie przyjrzał się uważnie kobiecie. Wiedziałam, że niewiele pamiętał. W końcu za wiele od niego wymagałam.
Kobieta patrzyła na nas uważnie.
Pewnie dlatego, że cali byliśmy brudni. W dodatku nasze ubrania były poszarpane, a więc wyglądaliśmy jak dzieci ulicy. Jestem pewna, że przyzwyczaiła się ona do widoku Percy’ego w takim stanie. W końcu był herosem. A to oznaczało, że jest niezłym kąskiem dla potworów.
-Kim jesteś?
Westchnęłam głośno. Wolałam nie patrzeć na nią gdyż zapewne ujrzałabym tylko ból i cierpienie.
-Percy- zaczęłam niepewnie- To jest twoja mama. Sally Jackson- następnie przyjrzałam się cierpiącej matce. Patrzyła z niedowierzaniem na nas- Percy stracił pamięć w wypadku.
Sally głośno jęknęła.
-Może lepiej porozmawiajmy o tym w środku.
Skinęłam głową.
********************
Wszyscy siedzieliśmy przy okrągłym stole w małej kuchni. Kuchnia ta składała się z lodówki, paru szafek, kuchenki, stołu i krzeseł. Uwielbiałam przebywać w domu Percy’ego. Czasami czułam się tutaj lepiej niż w własnym domu. Tutaj byłam ciepło przyjęta. Traktowana jak członek rodziny, a nie jak u mnie w domu….
Opowiadałam historię co się stało dzisiejszego dnia. Czułam się głupio. Sally przysłuchiwała się mnie uważnie. Percy oglądał niespokojnie się za siebie. Jakby nie wierzył, że tu mieszka.
Omijałam niektóre fragmenty, które były związane ze mną i z Percy’m. Czułam, że gdy je omijam zrzucam zbędny ciężar z serca.
-..i tak to wyglądało- skończyłam szczęśliwa.
Sally wyglądała na bardzo zdenerwowaną. Rozumiałam, że musi być bardzo zdenerwowana stanem swojego syna. Bardzo jej współczułam.
-Dziękuję ci Annabeth…- powiedziała starając się nie uronić łez- za wszystko. Za to, że pomogłaś mu dojść do domu. Że trwałaś przy nim tak wiernie…
Czułam jak się rumienię. Percy przyjrzał mi się uważnie. Jakby próbował wyczytać coś z mojej twarzy.
Wstałam od stołu. Przypatrzyłam się raz jeszcze bezradnej kobiecie.
-Ja..chyba muszę już iść- powiedziałam wycofując się do drzwi.
-Nie- szepnął za mną cicho ktoś.
Obróciłam się by zobaczyć jak Percy wstaje by mnie zatrzymać. Sally uniosła głowę aby dokładnie się przyjrzeć temu zjawisku.
-Co?- zapytałam zdezorientowana.
-Zostań…proszę- delikatnie przyciągnął mnie do siebie- Wiem, że to brzmi głupio…ale ty jedyna mnie znasz jak przyjaciela.
Poczułam jak pieką mnie policzki. Nie wiedziałam co wykrztusić.
-Ale jest już wieczór- powiedziałam czując jak głos mi się załamuje- Muszę wrócić do domu.
Jego cudowne zielone oczy spojrzały na mnie smutno.
-Annabeth proszę zostań!- Tym razem nie był to głos Percy’ego ale jego matki- Zadzwonię nawet do twojego taty i wszystko mu wytłumaczę, będziesz mogła tutaj nocować. Zostań przy nim. Tylko ty jedna możesz mu wszystko przypomnieć.
Spojrzałam w oczy chłopaka. Były we mnie wpatrzone niczym w obraz. Czułam, że nie mogę zostawić tak mojego chłopaka.
-Zostanę- powiedziałam cicho.
Percy mocniej ścisnął moją dłoń jakby w geście podziękowań. Mama chłopaka wstała i powiedziała
-Annabeth zostań z nim. Przygotuję wam łóżka, czyste ubrania i coś na kolację. Weź go do pokoju i spróbuj z nim porozmawiać.
-Dobrze- pociągnęłam syna pana mórz do jego pokoju.
Był to mały pokoik. Ściany miały odcień intensywnej barwy błękitu. W pokoju znajdowało się łóżko, szafki i biurko. Na szafkach były zamieszczone zdjęcia z młodości chłopaka np. pierwszy dzień w szkole, jak po raz pierwszy uczy się siadać na toalecie (nie przypominajcie mi tego, to nadal śni mi się po nocach) zdjęcia z różnych wycieczek, obozu herosów oraz co mnie najbardziej zdziwiło było tam zdjęcie, które przedstawiało mnie i Percy’ego. Oboje się przytulaliśmy do siebie (po przyjacielsku). Na naszych twarzach widać było radość. Myślałam, że nic tak bardzo mnie nie wzruszyło (oprócz filmu ,,Titanica”).
Percy w ciszy przypatrywał się zdjęciom. Musiały wywrzeć na nim ogromne wrażenie.
-Percy?
Syn Posejdona wpatrzył się w nasze wspólne zdjęcie. Uśmiechnął się pod nosem i zapytał mnie
-Dlaczego mnie pocałowałaś?
Czułam jak język przykleił mi się do gardła.
-Nie wiem- wydusiłam z siebie- Po prostu to był taki odruch. Wiesz…to tak jakbyś przeżył katastrofę samolotu- wyjaśniałam mu- Z radości rzuciłbyś się w ramiona pierwszej zobaczonej osoby.
Skinął głową. Wiedziałam, że nie takiej odpowiedzi oczekiwał.
-A więc walka z minotaurem była dla ciebie szokiem?- uniósł brwi.
-Nie. Raczej nie. Jestem heroską. Jestem do tego przyzwyczajona. Największy szok to to, że straciłeś pamięć. Wiesz…jesteś mi bliskim przyjacielem. Nie wiem co się ze mną stało.
Zamilkł. Ciszę przerwało jego następne pytanie.
-Opowiesz mi więcej o mnie?
Takiego pytania się spodziewałam. Zaczęłam opowiadać mu od początku. Wszystko. Jak się poznaliśmy. Jak pokonał pierwszy raz minotaura, jak walczył z Aresem, jak zanurzył się w Styksie. Opowiedziałam mu również o naszych przyjaciołach. Thali, Nico, Groverze i tylko trochę o Rachael. Wiecie sami, że nie lubię o niej mówić. Wredny babsztyl!
Na koniec zadałam mu pytanie.
-A więc pamiętasz coś?
-Nic a nic. Tylko wiem z twoich opowiadań- westchnął cicho.
Weszła do pokoju mama Percy’ego.
-No dzieciaki chodźcie się przebrać. Na stole czeka już jedzenie.
Percy postanowił zostać z mamą w pokoju. Ja udałam się do łazienki. Szybko umyłam się i przebrałam w za duże ubrania. Tak właściwie nie przeszkadzało mi to. Nigdy jakoś specjalnie nie dbałam o wygląd. W końcu nie byłam córką Afrodyty.
Wyszłam z łazienki. Spostrzegłam, że Percy i jego mama nadal są w pokoju. Pomyślałam, że Sally musi porozmawiać z nim więc lepiej zasiądę do stołu.
W milczeniu siadłam i poczułam jak burczy mi w brzuchu. Dawno nie miałam nic w ustach. A ostatnio jadłam coś dobrego rankiem. Głupio byłoby tak po prostu wziąć i opychać się jedzeniem samotnie w domu kogoś innego. Uznałam, że to jest dom mojego najlepszego przyjaciela…wróć….znaczy mojego chłopaka. Nie powinien się gniewać, że trochę zgłodniałam.
Spojrzałam na talerz i spostrzegłam, że są na nim ogromne 3 bułki napakowane chyba wszystkim co pani Jackson znalazła w lodówce.
Brałam się już za pierwszy kęs gdy usłyszałam głośną rozmowę zza ściany.
-…Percy kochanie, martwiłam się o ciebie. Dobrze, że była Annabeth z tobą. Masz tylko chwilowy zanik pamięci.
Usłyszałam jak chłopak wzdycha.
-Mamo…chcę się coś ciebie zapytać.
-Co takiego?
Po tonie głosu chłopaka czułam, że coś go trapi.
-Chodzi o tą dziewczynę. Annabeth. Kim ona była dla mnie?
Matka zamilkła.
-Annabeth była i jest twoją najlepszą przyjaciółką. Może i nawet więcej, ale nie jestem tego pewna. Nie ingerowałam w twoje życie prywatne. Była ta jeszcze Rachael…
Czułam jak staję się zła. Czyżby to z powodu Rachael? Odkąd tylko ją spotkałam wiedziałam, że coś z nią nie tak.
-Rachael?- zapytał chłopak trochę jakby ciekawym tonem.
-To taka twoja koleżanka.- powiedziała szybko jakby chcąc zmienić temat.
Percy znacznie odchrząknął
-Ładna jest?- powiedział nieśmiało.
-Tak. Wydaje mi się, że ładna z niej dziewczyna.
Poczułam jak w sercu coś mi się łamie. Percy pytał o te wścibskie babsko. Ach!!! Jak ja nią gardzę!!!!! Nie dość, że wspomniał jej imię to jeszcze pytał się czy jest ładna!! Jak ja bym nie istniała!!!!! Przecież jestem sto razy ładniejsza od niej! No dobra tego nie jestem pewna. Ale na pewno jestem mądrzejsza niż ten patologiczny błąd natury! Chodzący wybryk! Nie wiem nawet jak ją jeszcze obrazić.
Wyobraziłam sobie jak Rachael uległa ,,przypadkowemu” wypadkowi. Jak bardzo chciałabym założyć jej nelsona! Może nawet zepchnąć z urwiska.
Muhahahahahah- rozległ się głos potwora w mojej głowie, który wymyślał najbardziej bolesne kary dla rudej.
Muszę się opamiętać- zbeształam sama siebie- Przecież jestem córką najwybitniejszej bogini! Właśnie w tej chwili z pokoju wyszedł Percy z mamą. Percy zasiadł do stołu, a mama udała się przygotować łóżka.
Nie odezwałam się do niego. Zaczęłam szybko przegryzać kanapkę.
Percy spojrzał na mnie spod ukosa. Zastanawiał się nad czymś intensywnie.
-Annabeth…- powiedział po chwili milczenia- Wyglądasz jakoś markotnie.
Ja? Markotnie? Najchętniej rzuciłabym mu się do gardła. Wolałam jednak udawać, że nie zauważyłam tego komentarza.
Mijały minuty, a ja nadal milczałam czując jak coś we mnie się gotuje.
Chłopak wstał odłożył swój i mój talerzyk do zlewu i ponownie zasiadł do stołu. Przypatrywał się mnie.
-Coś się stało?- zapytał
Patrzyłam na swoje palce, unikałam jego wzroku. Delikatnie pomachałam głową na ,,nie”.
-Może nie znam cię zbyt długo ale…- zawahał się- wiem, że coś jest nie tak.
Percy wydawał mi trochę bardziej mądrzejszy. W końcu po stracie pamięci musiał być bardziej ostrożny. Nie mógł tak po prostu zaufać komuś z ulicy. Mnie jednak zaufał bo… nie miał wyboru.
-Annie?
-Nie mów tak do mnie- szepnęłam niemal niedosłyszalnie.
-Czemu?- widocznie interesowało go moje życie osobiste- Mówiłaś mi tylko tyle, że twój tata cię tak nazywa…
-Owszem, pamiętam że ci to mówiłam. Mój Tata nazywał mnie tak przed znalezieniem macochy. Wtedy moje życie stało się puste. Musiałam uciec z domu… nienawidziłam ojca. W końcu byłam dla niego dziwolągiem. Czułam się obca we własnym domu- czułam, że gdy to mówię łzy spływają mi po policzkach. Nie mogłam się powstrzymać od płaczu .Życie herosa to nie bajka.
Percy widząc moje zachowanie o nic nie pytał. Wydaje mi się nawet, że żałował poruszenie tego tematu.
Podszedł do mnie i delikatnie głaskał mnie po głowie.
-Wszystko jest dobrze- szepnął- Przepraszam, że w ogóle pytałem.
-Nie szkodzi- odezwałam się ocierając łzy- W końcu jesteś moim najlepszym przyjacielem.
-Może nawet więcej Annabeth- spojrzał mi w oczy- Nie wiem dlaczego, ale… czuję, że jesteśmy połączeni jakąś magiczną więzią.
Trafił w samo sedno. Przed utratą pamięci byliśmy prawie nie rozłączni. Widocznie to uczucie przetrwało.
Delikatnie dotknęłam jego policzka dłonią. Zadrżał ale nic nie zrobił by mnie odsunąć. Wręcz przeciwnie. Mocno mnie objął jakby chciał się upewnić, że mu nie ucieknę.
-Annabeth…
Nie chciałam by mówił więcej. Jedyne co teraz pragnęłam to znów dotknąć jego ust moimi. A przecież tak niedawno… zaledwie kilka godzin temu trwaliśmy w pocałunku. Nasze uczucia jednak trwały nadal. Byliśmy dla siebie wręcz stworzeni. Mimo, że syn pana mórz stracił pamięć to nadal czuł coś do mnie.
Nagle chłopak odskoczył ode mnie jak oparzony.
-Co jest?- zapytałam głośno. Było to pytanie skierowane bardziej do mnie niż do niego.
-Ja…- glonomóżdżek próbował się wytłumaczyć. Coś mu nie dawało spokoju. Wyglądał na zdenerwowanego.
Nagle do pokoju weszła pani Jackson.
-Możecie już spać dzieci. Przygotowałam wam 2 łóżka.
Percy popatrzył na nią jak na wybawicielkę.
-Dziękuję…myślę, że jestem bardzo zmęczony po dzisiejszym dniu.
Oczywiście wiedziałam, że to była tylko przykrywka. Chłopak nigdy nie chodzi spać tak wcześnie. Nawet gdy jest bardzo zmęczony.
-Proszę pani myślę, że ja też udam się spać…dzisiejszy dzień był…- spojrzałam na chłopaka-… wykańczający.
Razem udaliśmy się do pokoju. Naprawdę byłam zmęczona dzisiejszym dniem. Co więcej byłam strasznie ciekawa czemu chłopak tak ode mnie odskoczył, tak gwałtownie.
Jednak największe wrażenie wywarło na mnie to co zobaczyłam w pokoju.
Obok łóżka chłopaka stało drugie. Niemal się stykały. Wyglądały razem jak jedno łóżko małżeńskie.
-I niby ja mam spać z nim ,,praktycznie w jednym łóżku”- zapytałam sama siebie.
Glonomóżdżek wyglądał na zakłopotanego. Jednak nic nie odpowiedział tylko wskoczył do swojego łóżka nie mówiąc nawet ,,dobranoc”.
Wzruszyłam ramionami i położyłam się obok.
Pomyślałam, że pani Jackson musiała zrobić to celowo. Wiedziałam, że od dawna mnie lubi. Czasami nawet wydaje się szczęśliwa gdy widzi jak jej syn jest blisko mnie. Czy ona bawi się we swatkę?
Zerknęłam na Percy’ego.
Wydawał z siebie teraz ciche chrapanie.
Przyjrzałam mu się dokładnie. Był bardzo przystojny. Przypominał swojego ojca niewyobrażalnie. Był delikatnie umięśniony (co mnie zachwycało). Miał cudowne czarne włosy i w dodatku te pociągające zielone oczy, które teraz były zamknięte. Z ust chłopaka toczyła się ślina.
Był całkiem słodki. Nawet z tą śliną. Żałowałam, że stracił pamięć…
Cicho westchnęłam.
Zrobiłam coś głupiego. Delikatnie starłam z jego ust ślinę i szybko cmoknęłam go w usta po czym sama położyłam się obok i zamknęłam oczy.
Usłyszałam jak glonomóżdżek budzi się i szepta sam do siebie.
-Moje usta mają dziwny smak truskawek- po czym ponownie położył się obok i zasnął.
Jedyne co słyszałam to chrapanie chłopaka i jak mówi coś bez sensu przez sen
-Margaryna… dla… wszystkich.
Próbowałam nie zważać na to co mówi, ale gdy tylko usłyszałam
-Ra..Rachael..
Poczułam przypływ gniewu. Ręką uderzyłam chłopaka w klatkę piersiową tak że się obudził.
-Co jest?- wypowiedział sennie
Odparłam zła.
-Nie chrap.
Tak naprawdę uwielbiałam to jak chrapie niczym niedźwiedź. Percy był słodki (wspominałam już o tym?) pod każdym względem.
Poczułam jak ogarnia mnie uczucie senności, a następnie staje się ciężka i zmęczona po czym wchodzę już do krainy snów.
Super. Bardzo fajne. Uwielbiam to. Jest takie słodkie…
czekam na CD, super ❗
Rachel, a nie Rachael!!!!
Świetne opowiadanko:) Nie mogę się doczekać CD.
Błagam o CD!!!
Rachel, Rachel i jeszcze raz Rachel !
Po za tym to opowiadanie bardzo fajne 😉 niecierpliwie czekam na ciąg dalszy !
fajne opowiadanie kiedy cd?
tak przy okazji siema wszystkim jestem na blogu nowa chociasz czytam te opowiadania od dłuższego czasu no więc heja wszystkim
Margaryn dla wszystkich XDDDD
super opowiadanie
Tylko jedna uwaga: Skoro róg minotaura ma Percy jako Trofeum mitotaur powinien mieć 1 róg 😛
amersmo – Niekoniecznie 😉 Przecież Minuś powstaje cały, z resztą jak inne potwory. A przynajmniej tak mnie się wydaje …
Opowiadanie Herosowe! Czekam na cd. ;d
OK, zmieniam zdanie, gdyby to był facebook (którego nie mam) to wcisnęłabym „lubię to”.
Ale… znaki interpunkcyjne w ilościach hurtowych, pomieszany szyk i „wisienka na torcie”- „Rachael” wkurzały mnie niemiłosiernie i miałam ochotę w coś walnąć.
Błagam cię pisz szybko kolejną część przeczytałam to rano i już nie mogę się doczekać;)
Naprawdę fajne. Ale chyba sciągnęłaś coś z Zagubionego Herosa 😀
CU-DO-WNE!!! 😀 Gdyby nie to, że pomyliłaś Rachel z „Rachael”, nie miałabym żadnych zastrzeżeń. 😀 Treść tak mnie wciągnęła, że nie mogłam przestać czytać. 😀
Moja natura córki Afrodyty (którą uciszam jak tylko mogę) tym razem nie chciała być cicho i wciąż darła się w mojej głowie „Jakie to słodkie!!!”. 😀 To fakt, słodkie jak nie wiem, tyle że bez przesady i to jest w tym wszystkim najlepsze – że nie przesadzasz zbytnio, a opisujesz takie sceny wspaniale. 😀 I jeszcze tak się rozpisałaś… Ogromny + ode mnie!!!
Czekam na CD!
To jest takie… słodkie. Uwielbiam takie opowiadania. Tak się zaczytałam, że nie zważałam na błędy. Chcę kolejną część!
ohh,jakie to kochane!
czekam na cd:)
Kiedy bedzie cd?
Wysłałam
Fajnie