-Sorry, pieseczku.- mówię z uśmiechem, wykonując jednocześnie zamach by trafić go w podbródek, ogar jednak błyskawicznie uskakuje i w odwecie próbuje odgryźć mi warkocz. Gdy mu się nie udaje, natychmiast zwiększa dystans. Szczerzy kły, jakby w złośliwym uśmiechu.
-Zęby umyj.- mówię i atakuję. Celuję w bok głowy, w okolicę przebitego strzałą ucha, ale pies znów cudem unika ciosu, a ja muszę zrobić dodatkowy krok, bo miecz ciągnie mnie za sobą. Niedobrze. Potwór jest nienaturalnie szybki i zaczynam rozumieć, dlaczego Andy nie był w stanie go zastrzelić. Podziwiam syna Apolla za to, że w ogóle udało mu się zwiać- ta góra mięcha po prostej porusza się pewnie z prędkością bolidu F1…
Pies krąży wokół mnie, próbując zębami dosięgnąć mojego ciała. Nie udaje mu się, ale ja też nie jestem ani o krok bliższa zabicia go. Cudnie, po prostu cudnie…
Próbuję ciąć ogara w łeb, jednak on znów się uchyla. No ożeż kurna! Celuję w bok i w końcu trafiam, jednak splątane, śmierdzące kłaki działają jak najwyższej klasy zbroja… Jak widać, częste mycie skraca życie…
Czyli muszę tak cyrklować, żeby trafić w mordę. Taa… Łatwo powiedzieć. Potwór ma chyba normalnie napęd odrzutowy, bo biega naokoło jak szalony i najwyraźniej nie czuje zmęczenia. Raz po raz kłapie zębiskami zaledwie kilka centymetrów od mojego ciała, a ja bronię się z coraz większym trudem…
Czuję szarpnięcie, coś cięgnie mnie w dół. Ogar łapie mnie za koszulkę i przewraca na ziemię, natychmiast przyciskając do podłoża własnym ciężarem. Błogosławię za duży o przynajmniej dwa rozmiary męski T-shirt, bo gdyby nie on, to prawdopodobnie piekielny pies zajadałby właśnie „żeberka z Arachne”, ale moja sytuacja i tak nie jest za ciekawa- leżę, przyciśnięta toną żywej (i cuchnącej mokrym psem) wagi, a moje kości mogą lada chwila trzasnąć. Nie mogę wyciągnąć miecza, jest zakleszczony pomiędzy moim udem a poduszeczką łapy potwora. Wierzgam, zarzucam biodrami, wyginam się w łuk… na próżno! Te sztuczki skutkują, gdy obezwładni cię kwintal mięcha, ale przy tonie przydają się jak umarłemu kadzidło. Zero robi wielką różnicę.
Potwór chucha mi w twarz, a ja robię co mogę, by nie zemdleć. Odór zgniłego mięsa, starego tłuszczu i mokrej sierści zdaje się wysysać z powietrza cały tlen. On NAPRAWDĘ powinien zainwestować w Tic-Taki.
Mój otępiały mózg rejestruje wołanie Andy’ego i z pewnym opóźnieniem dociera do mnie, że to było SOS. Nie powinnam go rozpoznawać, nie słyszałam tego nigdy wcześniej. Teraz z resztą też nie powinnam- słyszą to przecież tylko dzieci Apolla. To ich specjalna sztuczka- wysyłają dźwięki o takiej częstotliwości, że ludzkie ucho nie jest w stanie ich usłyszeć, a głos niesie się na wiele kilometrów. Potomkowie boga łuczników używają tego daru najczęściej gdy potrzebują pomocy.
Ogar przekrzywia łeb, jakby się zastanawiał, czy ukręcić mi głowę, czy też może po prostu ją urwać, a ja z przerażeniem uświadamiam sobie, że niedługo może mnie tu nie być. Żadna odsiecz nie nadejdzie. Allan śpi jak zabity i mam pewność, że się nie obudzi, a w Obozie nie ma żadnych innych dzieci Apollina…
Znów próbuję wyciągnąć zaklinowany oręż. Bez skutku. Nawet gdy Nareau kurczy się do postaci wisiorka nie jestem w stanie wyjąć ręki. Ale może zdołam ja obrócić? Z wysiłkiem ustawiam dłoń tak, by po rozłożeniu ostrze miecza było skierowane w górę.
Klinga przebija łapę potwora, który skowyczy z bólu. Nos ogara uderza w ziemię tuż nad moim ramieniem. Udało mi się zranić przeciwnika, ale tak naprawdę nie osiągnęłam nic, może poza tym, że jeszcze bardziej go rozjuszyłam. Liczyłam na to, że podskoczy, uniesie kończynę… zrobi cokolwiek, co pozwoli mi się uwolnić…
I nagle dostrzegam to:
Pas czerwieni na tle czerni
Ucho potwora jest przebite czerwonopiórą strzałą. Strzałą Allana.
Ogar chucha na mnie po raz ostatni i szykuje się do przegryzienia mi szyi. Wtulam głowę w ramiona, by utrudnić mu zadanie, ale nie łudzę się- to go nie powstrzyma. Zabije mnie tak czy siak.
Nie zamknę oczu. Nie poryczę się. Nie, nie, NIE! To nie może być takie straszne, pewnie nawet nie poczuję. Po prostu nagle znajdę się w Hadesie…
To mnie nie uspokaja. Wręcz przeciwnie, jestem coraz bardziej przerażona. Kurde mol, ja nie chcę umierać. Nie tak!
I pomyśleć, że jeszcze kilka minut temu z ochotą rzucałam się w objęcia śmierci…
Piekielny pies przekręca łeb, by ująć moją głowę w swe potężne szczęki. Na twarz skapuje mi gęsta, cuchnąca ślina. Duszę się. Tlenu!
Nagle, jakby ktoś usłyszał moje życzenie, do moich płuc wdziera się czyste, chłodne powietrze. Potwór podniósł łeb.
Przez pokryte mazią okulary dostrzegam smugę złota uderzającą w ogara, który natychmiast wybucha. Siła eksplozji podrywa mnie z ziemi i posyła na pień drzewa. Uderzam w nie plecami i nie mogę złapać tchu.
„Ruchy!”- krzyczę w myślach do moich zbuntowanych płuc. Brak odpowiedzi. Brak tlenu.
Ręka jeszcze mnie słucha, więc walę się w pierś. Raz, drugi, trzeci. Przed oczyma pojawiają się czarne plamy, ale udaje mi się zaczerpnąć powietrza. Oddycham głęboko. Coś dziwnego dzieje się z moimi uszami, mam wrażenie, jakby ktoś napchał do nich waty, ale poza tym, kilkoma siniakami i rozciętą łydką jestem sprawna.
Wstaję powoli i o dziwo nie mam zawrotów głowy. Czyli z błędnikiem wszystko w porządku…
Spoglądam w stronę kupy popiołu, w którą zmienił się niedoszły degustator „żeberek z Arachne” i przypominam sobie o czymś: ktoś mi pomógł.
Odwracam się w stronę, z której nadleciał zbawczy pocisk i dostrzegam błysk jasnych włosów za spróchniałą kłodą.
Podbiega do mnie Andy, ale chyba nie jest w stanie nic powiedzieć. Tylko rusza ustami. Nie dziwię się mu, też jestem zaskoczona. W milczeniu wskazuję mu kryjówkę mojego wybawiciela.
Las jest dziwnie cichy, nawet stąpając po suchych liściach nie czynimy hałasu. Ptaki zamilkły, choć wyraźnie widzę, jak przemykają między gałęziami, wracając do gniazd, które opuściły, wystraszone hałasem czynionym przez nas podczas walki.
Przy okazji z zadowoleniem stwierdzam, że obrzydliwa ślina ogara pokrywająca moje okulary zniknęła wraz z potworem. Dzięki temu obraz nie jest zamazany. A przynajmniej nie bardziej niż zwykle.
Nawet bez szkieł zauważyłabym jednak czuprynę w kolorze słomy, wystającą zza pnia. Jej właściciel wstaje powoli. Oprócz włosów w oczy rzucają się przede wszystkim: jego wzrost (ile, metr czterdzieści pięć? metr pięćdziesiąt?), nieco za długi łuk w jego ręce i wystający znad ramienia kołczan pełen strzał o jaskrawożółtych lotkach.
Czekaj, czekaj! Ja go poznaję! To ten nowy, Michael Yew!
Podchodzimy do niego, a on nie mówi nic, tylko rusza ustami, jak ryba wyjęta z wody. Kurnik, coś mi tu nie gra!
„Gadaj, do cholery!”- mówię. A raczej chcę powiedzieć. Jeśli nawet z moich ust wydobył się jakiś dźwięk, to ja go nie słyszę.
Michael wyraźnie chce mi coś przekazać, ale bezskutecznie. W końcu, gdy już prawie krzyczy, docierają do mnie urywki słów. Tak! Staram się jak mogę usunąć z uszu niewidzialne zatyczki. Nagrodą za wysiłek jest brzmiące jak wystrzał pyknięcie, po którym następuje zmasowany atak zniekształconych dźwięków. Kręcę głową i po chwili jestem w stanie usłyszeć mój własny głos, mówiący:
-Gadaj od początku, bo mi się coś z uszami porobiło, Łasic.
-Nie! Jestem! Łasic!!!- mówi, akcentując każde słowo, a ja czuję zbyt wielką ulgę, że go słyszę, by dalej się z nim przekomarzać. Już myślałam, że ogłuchłam.
-Usłyszałem wołanie o pomoc i próbowałem obudzić resztę, ale tylko mnie sklęli, więc dałem spokój i sam tu przybiegłem.- blondyn wymawia słowa bardzo ostrożnie i jak najwyraźniej, by mieć pewność, że zrozumiałam- Zobaczyłem potwora i wystrzeliłem… A wtedy stało cię coś dziwnego… Strzała zmieniła się w smugę światła, a gdy trafiła ogara on po prostu… wybuchł. Jak te dresy, przed którymi mnie wcześniej uratowałaś.- Yew kończy opowieść, a ja stwierdzam, że słyszę już prawie normalnie.
Po chwili odzywa się Andy:
-Nie powinieneś był mnie słyszeć. Nie jesteś przecież…- urywa gwałtownie, ze zdumieniem, ale też i zrozumieniem wpatrując się w szaleńczo wirującą nad głową Michaela lirę.
Świetne, wspaniałe, cudowne… Jak zawsze! 😀
Pomyślałam, że będę się doszukiwać choć najmniejszych błędów, ale nie udało mi się. Po prostu perfekcja w każdym calu. 😉
Tak się cieszę, że mogę w końcu skomentować twoje opowiadanie! 😀 Nareszcie znalazłam czas, żeby przeczytać wszystkie części (Po niektórych musiałam szczęki szukać na podłodze. :D) i od teraz dołączam do grona twoich fanów. 😀
Czekam na ciąg dalszy! 😀
Bardzo mi się podoba…
Twoje teksty wspaniale oddziałują na wyobraźnie. Co prawda muszę się przyznać nie czytałam wszystkich „odcinków” Twojego opowiadania, ale te, z którymi się zapoznałam są super. Denerwuję mnie tylko jedna mała, mikroskopijna rzecz… Niektórym to nie przeszkadza, ale ja nienawidzę tzw. „opisu w biegu” -> preferuję (,może i staroświecki) czas przeszły.
Pozdrawiam i życzę nieustającej weny twórczej!
Geniusz makrałcheniusz, wyrąbane w kosmos, normalnie brak słów!
Jak zwykle czekam na CD! Byle szybko!
Arachne Quin:
– Twoje opowiadania są świetne,
– Twoje opisy są genialne,
– Ale Twoje opisy WALKI są naprawdę herosowe!!! Perfect work! Ta każda emocja przeżywana przez Arachne (Ciebie 😀 ), gdy może zginąć jest tak realistyczna, iż można pomyśleć, że sama kiedyś leżałaś na ziemi przygnieciona Piekielnym Ogarem, próbując wbić mu miecz w łapę! Trzymaj tak dalej i nie pozwól się zabić.
PS. Skoro piszesz te opowiadania o sobie to musiałaś „pożyczyć” od Luke’a jego sprzęt bo w Obozie Herosów (gdzie przecież mieszkasz) nie ma elektroniki, a kompa to już na pewno.
😀 😀 😀
wow … super… nie mogę doczekać się CD
Wielkie pokłony 😀 Z niecierpliwością czekam na cd !
Przez jakiś czas mnie nie było (malowałam sale w przedszkolu, po nasmarowaniu na ścianie stołówki kilkunastu smerfów jestem cała niebieska ), ale już wróciłam i odpowiadam.
Wawdar
1) Nie wychwalaj mnie, bo mi szajba odbije i spuchnę z dumy jak purchawa;
2) Za dentystę Ci nie zapłacę.
Emma
1) Wielkie dzięki za poinformowanie mnie o tym, że wolisz opowiadania pisane w czasie przeszłym. Jednak (jak sama przyznałaś) nie czytałaś wszystkich części. A gdybyś to zrobiła, wiedziałabyś, że kilka pierwszych „odcinków” istotnie w czasie przeszłym było. I wiedziałabyś, że były OKROPNE.
Magiap
1) Co to jest „makrałcheniusz”?!
THALIA
1) Proszę, nie nazywaj mnie „Arachne Quin”!!!
2) Piekielnego ogara nigdy nie widziałam (bo pies sąsiadów się nie liczy), ale już parę razy się zdarzyło, ze dres przygniótł mnie do ziemi…
Muzaaa…xd
1) CD będzie jak dojdzie
Ona
1)Nie kłaniaj się, kręgosłup będzie Cię bolał.
DZIĘKUJE WAM WSZYSTKIM ZA KOMENTARZE!!!
No ej xD Czytam twoje opowiadanie od dość dawna i ciągle nie ma nowego rozdziału Pośpiesz się bo to jest zarąbiste ;D