Kolejny poranek na Obozie Herosów, zaczął się jak dla mnie bardzo zwyczajnie. Obudziło mnie silne uderzenie w głowę. Otworzyłam oczy. Przede mną stała mała, szczupła dziewczynka o długich, prostych, jasnobrązowych włosach i zielonych oczach. Ubrana była w czerwoną piżamkę, a w rękach trzymała poduszkę.
– Chcę kupkę. – powiedziała, a ja jęknęłam i opadłam twarzą na poduszki
Jak zaczął się mój koszmar? Już mówię. Wróćmy, więc na początek tej jakże oryginalnej historii.
Nazywam cię Chloe Amanda Anderson, mam piętnaście lat i mieszkam razem z tatą w Bostonie. Rodzeństwa nie mam. Mamy też. Tata powiedział, że zaginęła niedługo po moich narodzinach. Tak, po prostu zaginęła. Przepadła, jak kamień w wodę i nikt jej więcej nie widział. Oczywiście, zawsze byłam bardzo ciekawa, kim była, jak wyglądała, co lubiła, gdzie mieszkała, czy miała rodzinę itd. Niestety przez te wszystkie lata nie dowiedziałam się niczego. Tata powiedział, że nie miała rodziny. Znali się niedługo, ale bardzo ją kochał. Chociaż nie było jej przy mnie, kiedy była najbardziej potrzebna, to nie cierpiałam z tego powodu. Nigdy mi niczego nie brakowało. Miałam wszystko, czego zapragnęłam. Mój tata jest biznesmenem, ale najwięcej zarabia na różnych giełdach, dlatego dużo czasu spędza w Nowym Jorku. Tak, więc na brak pieniędzy nie narzekam. Na brak czasu spędzonego z tatą, też nie, bo często ma różne urlopy. Wtedy albo siedzimy w domu, idziemy gdzieś na zakupy, wycieczki, lub gdzieś wyjeżdżamy. Ale ja najbardziej lubię, jak bierzemy przyczepę kempingową i po prostu się gdzieś chowamy. Jedziemy nad jezioro, lub do lasu. Żyjemy wtedy na łonie natury, a ja po prostu kocham naturę. Jestem sama z tatą. Chodzimy nad jezioro, kąpiemy się, łowimy ryby, urządzamy ogniska i grilla, a w nocy chodzimy łapać świetliki. To najlepszy wypoczynek.
Tata jest bardzo kochany. Chciałabym, żeby znalazł sobie żonę. Dobra kobieta, dałaby mu szczęście.
Oczywiście tata nie jest moją jedyną rodziną. Mam dziadków w Oregonie, ale ze względu na dzielącą nas odległość, rzadko się widujemy. Tata ma też siostrę. Ciocia Claire jest najfajniejszą ciocią na świecie! Jest młodsza od taty. Zawsze się uśmiecha. Jest moją chrzestną i naprawdę jest dla mnie jak matka. Zawsze mi pomaga, doradza, wspiera i kupuje najlepsze prezenty. Też ma córkę. Lily to moja jedyna kuzynka. Jest ode mnie dwa lata starsza. Mamy bardzo dobry kontakt. Jest nie tylko kuzynką, ale przyjaciółką. Można nawet powiedzieć, że siostrą.
Chodzę do prywatnej szkoły z internatem, ale zostaję w nim tylko czasami, bo wolę nocować w domu. W szkole mam dużo znajomych. Ze wszystkimi staram się utrzymywać dobry kontakt. Jestem miła, sympatyczna, przyjacielska i serdeczna. Z nauką też jest w porządku. Moje ulubione przedmioty to biologia, angielski i geografia.
Jestem zwyczajną nastolatką. A raczej byłam. W sumie, powinnam wszystko to opisać w czasie przeszłym…
No, to koniec normalnego życia. Przejdźmy w końcu do konkretów. Teraz powinnam opisać bardzo dramatyczną, emocjonującą i pełną przeżyć historię. Ale jej nie opiszę. Dlaczego? Bo moja historia przybycia na obóz różni się od innych. Nie byłam prześladowana przez stado łaknących krwi potworów. Byłam prześladowana przez coś znacznie gorszego…
No, więc moje życie się zmieniło. Nie jest już idealne. Od roku choruję na białaczkę. Kiedy zdiagnozowano chorobę, byłam załamana. Cały czas płakałam. Bałam się, że umrę. Cała rodzina mnie wspierała. Tata oczywiście zajął się leczeniem. Opłacił lekarzy, sprzęt medyczny, kliniki itd. Jednak i to nic nie pomogło. Jak to mówią: „Pieniądze szczęścia nie dają”. Mój stan się pogarsza. Z czasem pogodziłam się z losem. Zaczęłam coraz częściej myśleć o śmierci. Zastanawiam się jak to będzie. Oglądałam nawet trumny i nagrobki. Tata nie lubi o tym myśleć. Jego to przeraża. Widzę jak cierpi. Powinien znaleźć sobie żonę. Wtedy po mojej śmierci, nie byłby tak samotny. Może nawet miałby nowe dzieci. Fajnie by było…
Od dwóch miesięcy leżę w prywatnej klinice. Czuję się bardzo samotna. Oczywiście wszyscy bliscy, często mnie odwiedzają. Codziennie przychodzi ktoś ze szkoły. Zawsze to samo. Pocieszają, rozweselają, a potem i tak odchodzą, a ja zostaję sama. Zostaje mi patrzenie w sufit i płakanie. Nienawidzę tego miejsca. Mimo, że tata sprowadził mi tu dużo rzeczy z domu, to wciąż czuję się obco.
Obudziłam się. W sali było jasno. Przez okna wpadały promienie słoneczne. Było cicho i pusto, czyli jak zwykle. Nie wiem, która była godzina. Czas od dawna przestał się dla mnie liczyć.
Powoli wstałam z łóżka. Musiałam przytrzymać się poręczy, by się nie przewrócić. Choroba bardzo mnie osłabiła. Najprostsze czynności zaczęły sprawiać mi kłopot. Doczłapałam się do lustra. To co w nim ujrzałam, jeszcze bardziej mnie zasmuciło.
Przez chorobę jeszcze bardziej schudłam. Wyglądałam jak szkielet, na który niedbale narzucono skórę. Czułam się taka słaba i krucha. Wszystko mnie bolało. Cała pobladłam. Zawsze miałam bardzo jasną karnację, którą zresztą lubiłam, ale teraz moja cera poszarzała. Zero koloru. Zielone oczy straciły dawny blask. Kiedyś miały odcień soczystej zieleni. Teraz są matowe. Puste.
Dotknęłam długich czerwonych włosów. Kosztowało mnie to wiele wysiłku, ale w końcu udało mi się ściągnąć perukę. Na ramiona opadły mi prawdziwe włosy. Niegdyś długie, czarne, lśniące, zdrowe, silne i idealnie proste. Teraz to była kępka siana. Straciły nawet dawny kolor. Wyglądają jakby wyblakły. Są słabe, łamiące i jest ich bardzo mało. Wciąż wypadają. Choroba nie wyniszczyła mnie tylko wewnątrz, ale zewnątrz też.
Pierwsza chemia jest najgorsza. Potem człowiek się przyzwyczaja. Wszyscy mówią, że i tak włosy długo mi się trzymają. Powinny już dawno wypaść. Pamiętam jak krzyczałam i płakałam, kiedy zobaczyłam, że mi wypadają. Wyglądałam jakbym miała jakiś atak. W szale zaczęłam je sobie wyrywać. Czasem w chwili słabości nadal tak mam. Nie mogę patrzeć, jak z dnia na dzień jest ich coraz mniej. Dlatego noszę peruki. Tata sprowadził mi najlepsze. Jeden plus – odkryłam, że dobrze mi w każdym kolorze.
Z powrotem założyłam perukę. Ta była z długich, czerwonych włosów. Nie były rude, tylko czerwone. Długie do pasa i idealnie proste z grzywką na bok.
Ponownie spojrzałam w lustro. Momentalnie zaczęłam płakać. Ruszyłam w stronę łóżka. Idąc, jeszcze się przewróciłam. Leżałam na zimnych, twardych kafelkach.
Z trudem się podniosłam i doczołgałam do łóżka. Zamknęłam oczy, kiedy tylko znalazłam się pod kołdrą.
Sen przyszedł szybko.
Obudziły mnie silne promienie wschodzącego słońca i coś jakby… ryk silnika? Dziwne, bo mam salę na ósmym piętrze. Powoli się podniosłam. Słońce dopiero wschodziło. Musiałam przespać cały dzień.
Nagle rozległo się pukanie. Spojrzałam w prawo i aż podskoczyłam na łóżku. Za oknem unosił się czerwony, lśniący kabriolet! Mało tego! W samochodzie siedział wysoki, dobrze zbudowany, opalony, przystojny chłopak o blond włosach i niebieskich oczach.
Z początku myślałam, że to sen. Bardzo realistyczny sen.
Chłopak wciąż pukał w szybę. Doczłapałam się do okna i otworzyłam.
– No cześć! Apollo jestem! Wsiadaj!
– Co? – spytałam nieprzytomnie
– Zabieram cię stąd.
– J-jak to zabierasz? Nie, ja śnię. Ja śnię, prawda?
– Nie złotko, to nie sen. Ja naprawdę jestem taki przystojny.
– O matko! A może ja umarłam?
– Och! Nie przesadzaj. Nie jestem, aż tak wspaniały. No, dobra! Jestem!
– Ja wariuję! Ja wariuję! Ty latasz! Co tu się dzieje?!
– Wow! Chwila! Trzymaj się, bo spadniesz! – krzyknął i złapał mnie za ramiona, bym nie wypadła z okna
– Kim jesteś? – wydyszałam
– Hehehe! Jestem Apollo! Bóg słońca, poezji i medycyny. A teraz zabieram cię stąd!
– Jak to bóg Apollo?! O nie! To znaczy, że naprawdę umarłam! Ja nie chcę!
– Spokojnie, spokojnie. Wszystko dobrze. Nic ci nie jest. Chcę ci pomóc. Rozumiesz? – spytał powoli, a ja przytaknęłam, zaciskając usta, by nie zacząć płakać
Chłopak machnął ręką, a wszystkie moje rzeczy zniknęły. Zamiast nich, pojawiło się kilka toreb, które uniosły się w powietrze i wleciały na tylne siedzenia samochodu.
– No, to pakowanie mamy z głowy! Teraz wsiadaj, bo szkoda czasu. Chyba, że chcesz tu zostać i spędzić resztę swojego krótkiego życia.
Pokiwałam przecząco głową.
– Nie? No to wsiadaj!
Chłopak wziął mnie za rękę i pomógł wsiąść na przednie siedzenie samochodu. Spojrzałam w dół i omal nie zemdlałam z przerażenia. Ten samochód naprawdę latał!
– G-gdzie lecimy? – wyjąkałam
– Na Obóz Herosów
– A co to za miejsce?
– No… Obóz. Herosi tam mieszkają i trenują. Są domki, jezioro, arena, Wielki Dom i takie tam. Na pewno ci się spodoba.
– Ale co z tatą? Nie pozwala mi nawet wychodzić z sali. Jak się dowie co zrobiłam, zabije mnie. W moim stanie nie wolno mi się przemęczać.
– Spokojnie, twój tata o wszystkim wie. Obiecałem, że będziesz bezpieczna. Zaopiekujemy się tobą.
– Więc… Kim ty jesteś? Kosmitą? A to twój statek kosmiczny?
– Hehehe! Nie. Mówiłem już. Jestem Apollo – bóg grecki.
– Bóg grecki? Ale przecież…
– To tylko mity, ludzkie wymysły, bla, bla, bla. Słyszałem to nie raz. Tak naprawdę istniejemy i mamy się dobrze.
– Nie wrabiasz mnie?
– Nie.
– Heh… To niesamowite… Czyli cała ta mitologia, to wszystko prawda?
– Yhm.
– A… dlaczego mi to mówisz? Czy wy, no wiesz… nie powinniście się ukrywać? Zwykli ludzie nie wiedzą o waszym istnieniu.
– Zwykli nie, ale herosi…
– Herosi? To oni też istnieją? To są dzieci bogów i ludzi, prawda?
– Tak złociutka. A teraz największy hit! Ty też jesteś herosem!
Taa… Dobra, myślę, że w tym momencie można skończyć. Co było dalej, łatwo się domyślić. Po przybyciu na obóz, dowiedziałam się całej prawdy. Apollo odleciał, bo miał do załatwienia kilka boskich spraw. Okazało się, że moją mamą jest Demeter, bo zostałam uznana niedługo po przybyciu. Poznałam Chejrona i Pana D. Tylko dwa razy straciłam przytomność.
Chejron próbował mnie leczyć. Dał mi ambrozję i nektar. Nagle poczułam się lepiej. To był po prostu cud! Wróciły mi siły, a na policzkach poczułam ciepło. Chejron powiedział, że to boski pokarm i w dużych ilościach może mi zaszkodzić, ale mam go brać dwa razy dziennie. Nie robię sobie nadziei. Nie łudzę się, że kruche ciasteczka z czekoladą i orzechami i gorąca czekolada wygrają z białaczką. Przeszłam już tyle terapii. Miałam nawet przeszczep.
Ale nie ukrywajmy, że boski pokarm bardzo mi pomógł. Może mnie nie uleczy, ale na pewno przedłuży życie i pozwoli normalnie funkcjonować. Kiedy Chejron mi o tym powiedział, zaczęłam płakać. To było zbyt wiele, jak na jeden dzień. Wciąż miałam wrażenie, że to tylko sen. Bogowie, mity, potwory, magia, mityczne stworzenia, latające samochody, obóz, uzdrawiające jedzenie i zaginiona matka. Bardzo emocjonujący dzień.
Aha, mam też rodzeństwo. Chejron zaprowadził mnie do domku i na wstępie dodał, że nie będę trenować. W sumie miałam tylko odpoczywać i dwa razy dziennie spożywać boski pokarm.
Poprosiłam centaura, by nikomu nie mówił o tym, że choruję na białaczkę. Nie chciałam, by traktowano mnie ulgowo i patrzono jak na kalekę. Wystarczy, że byłam tak traktowana przez ostatni rok.
Chejron zabrał mi telefon. Całkowicie straciłam kontakt z rzeczywistością. Tylko tata wie gdzie jestem, bo sam to zaplanował. Wszystkim innym, rodzinie i znajomym powiedział, że mój stan się pogorszył i musiałam pilnie wyjechać do kliniki w Szwecji.
Świetnie, do tego muszę oszukiwać najbliższych.
No, ale może wróćmy w końcu do historii.
– Chcę kupkę. – powtórzyła uparcie Madison i ponownie zdzieliła mnie poduszką w głowę
– A co mi do tego? – spytałam nieprzytomnie, nie odrywając twarzy od poduszki
– Wiesz przecież, że sama nie pójdę. Musisz iść ze mną
– Madison, ile ty masz lat?
– Pięć
– Czy nie uważasz, że pięcioletnia dziewczynka powinna sama chodzić do łazienki?
– Może. A teraz chodź.
Powoli i ostrożnie podniosłam się z łóżka. Kiedy wstałam zakręciło mi się w głowie. Na szczęście mała nic nie zauważyła.
W domku jak zwykle pachniało kwiatami i skoszoną trawą. Moje dość liczne rodzeństwo jeszcze spało.
Wzięłam wszystkie potrzebne rzeczy i razem z najmłodszą z sióstr, wyszłam do łazienki. Trochę mi to zajęło, bo nadal mam tępo żółwia.
W łazience jeszcze nikogo nie było. Przeczesałam swoje czerwone włosy. Nikt nie wiedział, że to była peruka. Korzystając z okazji, że byłam przy lustrach sama, ściągnęłam ją z głowy. Moje czarne włosy… Może tylko mi się zdaje, ale jest ich chyba więcej. Nie były już jak siano. Wyglądały na zdrowsze. Bałam się jednak je przeczesać, by nie wypadły.
Założyłam perukę, akurat kiedy podeszła do mnie Madison. Dziewczynka zaczęła myć rączki, a potem obie umyłyśmy zęby.
Spojrzałam w lustro. Wciąż byłam chuda, blada i słaba, ale powoli nabierałam na twarzy koloru. Kilka dni jedzenia ambrozji i nektaru, a czuję się wspaniale. No… prawie.
Zaraz! Właściwie, to który dziś jest?! Jestem tu już pięć dni, to znaczy, że dziś jest piąty czerwiec. Piąty czerwiec… Piąty czerwiec… O bogowie! Jutro są moje szesnaste urodziny! Całkiem zapomniałam! W sumie, to nie zamierzam jakoś specjalnie ich obchodzić. Jeszcze kilka dni temu, myślałam, że to będą moje ostatnie urodziny… Niewiarygodne…
Właśnie! Muszę iść do Chejrona po ambrozję i nektar.
– Madison, wrócisz sama do domku?
– Yhm. Pa Chloe!
– Pa! – odkrzyknęłam wychodząc z łazienki
Spacerkiem przeszłam się do Wielkiego Domu. Idąc rozmyślałam o jutrzejszym dniu. Kiedyś co rok obchodziłam urodziny. Balony, tort, świeczki, serpentyny, prezenty i goście. O szesnastych urodzinach marzyłam od dziecka. Planowałam wszystko z góry. Chciałam urządzić je w nocy na plaży, najlepiej na Hawajach. Bliska koleżanka ze szkoły – Mandy, zaproponowała Las Vegas albo Paryż. Miałam tyle możliwości i planów. Miałam mieć urodziny jak z bajki.
A potem wyrok – białaczka. To przekreśliło wszystko. Moje plany, marzenia i ambicje. Chciałam skończyć szkołę, iść na studia, rozpocząć karierę i założyć rodzinę. Musiałam o wszystkim tym zapomnieć. Porzuciłam całe swe dotychczasowe życie. Przestałam walczyć. Poddałam się…
Jutrzejszy dzień… To będą inne urodziny. Bez rodziny i przyjaciół. Wszyscy myślą, że jestem w Szwecji. Nawet nie będą mogli zadzwonić. Biedna ciocia… Ona tak bardzo się o mnie martwi. Zawsze robiła mi najpiękniejszy tort i dawała najfajniejsze prezenty. A z Lily zawsze się wygłupiałyśmy. A teraz nie będzie nawet taty.
Tutaj na obozie jestem pięć dni. Jeszcze się nie zaaklimatyzowałam. Moje liczne rodzeństwo całe dnie spędza na treningach, a potem zajmują się roślinami. Są dla mnie mili, ale nie spędzamy razem wiele czasu, bo ja mam cały dzień przesiadywać w domku. Z innymi obozowiczami spędzam jeszcze mniej czasu. Nie zdążyłam jeszcze z nikim się zakolegować. Ogólnie rozmawiamy sobie idąc na posiłki, w łazience, lub na spacerkach, na które potajemnie się wybieram. Ludzie są tu bardzo mili, ale tęsknię za znajomymi ze szkoły.
Całą szkołę widziałam jakieś dwa miesiące temu. Tęsknię za swoją klasą, za nauczycielami, za swoim pokojem, w którym czasem spałam i za koleżankami. Pamiętam jak często robiliśmy sobie imprezki w pokojach. Musieliśmy się ukrywać, by nikt nas nie przyłapał. Chłopacy mieli problem, żeby się do nas wymknąć.
Uśmiechnęłam się do tych wspomnień.
Weszłam na werandę. Pana D. jeszcze nie było. Pewnie wciąż spał. Chejron stał i czytał gazetę.
– Dzień dobry Chejronie
– Dzień dobry Chloe. Jak się czujesz?
– W porządku, dziękuję
– Na stoliczku masz już wszystko przygotowane
Spojrzałam na stolik. Na blacie stał talerzyk z ambrozją i szklanka z nektarem. Usiadłam i zaczęłam jeść.
– Chejronie… Myślisz, że to coś pomoże?
– Mam nadzieję. Wiesz, boski pokarm pomaga herosom w leczeniu ran zadanych w bitwie. Na obozie nigdy nie mieliśmy przypadku, by był używany do walki ze śmiertelną chorobą.
– Rozumiem…
– Bądźmy dobrej myśli. W naszym świecie wszystko jest możliwe.
Rozmowa z Chejronem podniosła mnie na duchu. Kiedy weszłam do domku, moje rodzeństwo już nie spało.
– No cześć Chloe! Gdzie byłaś?
– W łazience z Madison, a potem na spacerku
– Zaraz idziemy na śniadanie! – oznajmił mój najstarszy brat
– Powinnaś więcej jeść. Musisz nabrać sił, bo jesteś strasznie chuda i krucha. – zwróciła się do mnie Kate
– I powinnaś się opalać. Słońce dobrze ci zrobi
– Nie przesadzajcie… – szepnęłam onieśmielona ich troską
– Chloe, teraz jesteś naszą siostrą i martwimy się o ciebie
– Tak. Jesteśmy jednością. Zawsze się wspieramy i pomagamy sobie nawzajem
– Nie mamy przed sobą tajemnic
Każdy coś mówił. Wszyscy dodawali coś od siebie. Później zaczęli żartować i śmiać się. Byli jak prawdziwa rodzina. Ja siedziałam na łóżku i obserwowałam ich z zainteresowaniem.
Cały swój dzień spędziłam w domku, co bardzo mi nie pasowało. Nareszcie zaczęłam odzyskiwać siły. Chciałam coś zrobić, ale nie mogłam. Wychodziłam tylko na posiłki i do łazienki. Kiedy wrzucałam część jedzenia w płomienie, zawsze myślałam to samo: „Dziękuję za określenie mamo. Proszę o zdrowie”.
Wątpię, by to coś dało, ale nie zaszkodzi spróbować.
Była noc. Leżałam na łóżku i wpatrywałam się w sufit. Moje rodzeństwo już spało.
Czekałam. Trzy… Dwa… Jeden… Północ.
Szósty czerwca. Moje szesnaste urodziny.
– Wszystkiego najlepszego Chloe… – szepnęłam cicho i starłam łzę, która spłynęła mi po policzku
Obudziłam się. Bardzo się zdziwiłam, bo nikogo nie było. Zazwyczaj wstaję pierwsza, bo budzi mnie Madison. Teraz domek jest pusty. Spojrzałam na zegarek. Było po jedenastej. Ominęło mnie śniadanie i nie poszłam po porcję boskiego pokarmu. Czemu nikt mnie nie obudził?
Zwlekłam się z łóżka, po czym zaczęłam się ogarniać. Ubrałam się w zieloną sukienkę i wyczesałam czerwone włosy. Poszłam do łazienki. Idąc spotkałam kilka osób. Wszyscy się uśmiechali i mówili krótkie „Cześć”. Nic więcej. W łazience kilka córek Afrodyty zachwycało się moimi włosami. Oj! Żeby one zobaczyły moje prawdziwe włosy! Myślę, że wtedy by się tak nie zachwycały.
Potem poszłam do Wielkiego Domu. Chejrona nie było, bo o tej porze był na treningach. Na stoliku, tam gdzie wcześniej, stał talerzyk z ambrozją i szklanka z nektarem. Kiedy już wszystko zjadłam, poszłam się przejść. Cały dzień chodziłam zamyślona. Nie skupiałam się na niczym konkretnym. Po prostu błądziłam myślami.
Usiadłam sobie w cieniu pod drzewem. Wyobrażałam sobie, że jestem na wielkiej imprezie urodzinowej. Jest cała rodzina i znajomi ze szkoły, gra muzyka, są balony, serpentyny, brokat, tort, szesnaście świeczek, prezenty i życzenia.
– Cześć! – zawołała dziewczyna, a ja obróciłam się w jej stronę
Miała długie, gęste, kasztanowe włosy i brązowe oczy. Ubrana była w fioletową sukienkę. Uśmiechała się i machała mi.
– Cześć
– Jestem Tiffany z domku Hermesa
– A ja Chloe z domku Demeter
– Czemu siedzisz tu sama?
– No… Wiesz… Nie wolno mi trenować… – przyznałam niechętnie
– Czemu? Zresztą nieważne. Nudzę się strasznie. Chcesz przejść się nad jezioro?
– Pewnie. – powiedziałam wstając
Razem z nowo poznaną koleżanką, poszłam na spacer. Obóz był pusty. Pomyślałam, że wszyscy muszą być na arenie.
Kiedy doszłyśmy nad jezioro, omal się nie przewróciłam. To było niesamowite! Nie mogłam uwierzyć własnym oczom! W powietrzu unosiły się kolorowe lampiony i balony. Grała głośna muzyka. Na piasku stały stoły, uginające się od ilości jedzenia i picia. Byli chyba wszyscy obozowicze! Każdy miał na sobie strój kąpielowy. Uśmiechali się i machali.
– NIESPODZIANKA! WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO CHLOE!
– Nie wierzę! Ale skąd wy… Przecież… Jak? – nie mogłam wydusić z siebie żadnego sensownego zdania
– Ma się te sposoby!
– My wiemy wszystko!
– Myślałaś, że nie dowiemy się kiedy masz urodziny?!
– Oj! Przestańcie się tak przechwalać! Apollo wam powiedział!
– I co z tego!
– Właśnie! Gdyby nie tata, to ominęła by nas świetna imprezka!
Wszyscy coś krzyczeli, tak że nie mogłam nic zrozumieć. Stałam i ze zdumieniem wpatrywałam się w to, co przygotowali obozowicze.
– Podoba ci się?
– Bardzo! Jesteście wspaniali! Bardzo wam dziękuję!
– Mamy już wprawę. Zawsze organizujemy wszystkie imprezy. Te urodzinowe są najlepsze
– Zwłaszcza, jeśli chodzi o przyjęcie niespodziankę
– Ale ja jestem tu dopiero od kilku dni, a wy nawet mnie dobrze nie znając, urządzacie mi przyjęcie
– Tak już u nas jest
– To dla nas normalne! Jesteś taka jak my, a herosi trzymają się razem!
– Bo jesteśmy rodziną!
– I zawsze tak będzie!
– No i oczywiście, nie mogliśmy przegapić okazji do dobrej zabawy!
Impreza się rozpoczęła. Wszyscy zaczęli tańczyć i szaleć w rytm muzyki. Każdy podchodził do mnie i składał życzenia. Domki przygotowały coś specjalnego. Na przykład, domek Apolla wystawił sztukę teatralną. Napisali też piękną piosenkę, którą mi zagrali. Dostałam też wielki portret. Od Hefajstosa i Aresa dostałam cały komplet zbroi, który bardzo mi się przyda, jak tylko Chejron pozwoli mi trenować. Od domku Afrodyty otrzymałam ogromny zestaw kosmetyków, a od domku Ateny książki i teleskop. Tych prezentów było tyle, że już się gubię! W każdym razie były cudowne!
Potem wniesiono tort. Był ogromny! Miał dziesięć warstw. Cały czerwono-zielony z białymi różami. Żeby zdmuchnąć wszystkie świeczki, dwóch chłopaków musiało mnie podnosić. Wszyscy mi śpiewali. Miałam tylko jedno życzenie: „Chcę być zdrowa!”. Zdmuchnęłam świeczki. Rozległy się głośne brawa. Szybko otarłam łzę wzruszenia, która zakręciła mi się w oku.
Potem na środku rozpaliliśmy ogromne ognisko, które zmieniało kolor. Zabawa trwałaby w najlepsze, gdyby nagle nie odezwał się Chejron.
– Moi drodzy, chciałbym wam na chwilę przerwać, gdyż mamy bardzo ważnego gościa. A właściwie, to dwóch.
Zebraliśmy się i stanęliśmy w ogromnym kole. Na środek wyszła średniego wzrostu, szczupła, piękna kobieta o jasnej karnacji. Miała czarne włosy, upięte w kok i soczyście zielone oczy. Ubrana była w kolorową suknię.
– Mama… – szepnęła moja siostra Wendy
– Demeter… – zaczęli szeptać inni
– Witajcie moi drodzy herosi. Mam nadzieję, że dobrze się bawicie. Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale chciałam zamienić słówko z solenizantką. – oznajmiła uśmiechnięta
Zostałam wypchnięta na środek. Niepewnie podeszłam bliżej i stanęłam naprzeciw bogini.
– Chloe… Moja córko… Chciałabym, żebyś wiedziała, że bardzo cię kocham i jestem z ciebie bardzo dumna. Z okazji twych szesnastych urodzin, życzę ci przede wszystkim zdrowia, ale też dużo szczęścia i miłości. Wiem, jak wiele przeszłaś. Choroba zmusiła cię, by porzucić dzieciństwo i szybko dorosnąć. Musiałaś sama się z nią zmierzyć. Jesteś bardzo dzielna. Nie wszyscy daliby sobie radę. Wycierpiałaś tak wiele, a jesteś jeszcze taka młodziutka. Nie zasłużyłaś na to, co cię spotkało, dlatego jest tu ze mną ktoś specjalny.
Wszyscy zaczęli szeptać. Pewnie zastanawiali się o co chodzi z chorobą. Demeter mnie wydała. Teraz znowu będę traktowana jak trędowata. Rodzeństwo spoglądało na mnie pytająco. Ja nie odpowiadałam, tylko wpatrywałam się w mamę. Byłam do niej podobna. Oczy miałyśmy takie same.
Nagle koło bogini pojawił się mężczyzna. Był wysoki i szczupły. Miał blond włosy i jasnobrązowe oczy. Miał na sobie białą koszulę i zwykłe jeansy.
– Witajcie jestem Asklepios – bóg medycyny i uzdrawiania. Przybyłem tu na prośbę Demeter. Widzę, że dobrze się bawicie. Nie zabawię tu długo. Chciałem tylko dać pewien wyjątkowy prezent pewnej wyjątkowej damie. – powiedział i spojrzał na mnie
Wciąż stałam w milczeniu. Wpatrywałam się w Demeter i Asklepiosa. Inni robili to samo. Nikt się nie poruszał.
– Hmm… Białaczka… Nieciekawie… – rzekł bóg
– Co? Białaczka?
– Ale jak to?
– Czemu nic nie powiedziała?
– To straszne. Biedna Chloe…
– Jak to w ogóle możliwe?
– Ale jej współczuję…
Wszyscy zaczęli szeptać między sobą. Nic nie mówiłam, bo wiedziałam, że tak będzie. Zawsze jest tak samo. W szkole zareagowali identycznie.
Bóg podszedł bliżej. Uniósł prawą rękę. Jego dłoń zaczęła emanować niebieskim światłem. Przyłożył ją do mojego czoła i zamknął oczy. Ja zrobiłam to samo. Poczułam jak zimno rozchodzi się po całym moim ciele. Dołączyło do tego mrowienie. Czułam się dziwnie. Jakby mój organizm był z czegoś oczyszczany. Po chwili zalała mnie fala ciepła. Momentalnie zrobiło mi się gorąco.
– No! I po sprawie. – rzekł zadowolony, zabierając rękę z mojego czoła
Otworzyłam oczy i spojrzałam na boga z niedowierzaniem.
– Jak to po sprawie? Znaczy, że co? – spytałam spanikowana
– Znaczy, że jesteś zdrowa
– Co?! Ale jak?! Przecież miałam przeszczep i… I po prostu… – zaczęłam się jąkać
Głos coraz bardziej mi się łamał. Do oczu napłynęły łzy. Zaczęłam szlochać. Demeter zrobiła coś, co mnie kompletnie zaskoczyło. Podeszła i przytuliła mnie.
– Już dobrze maleńka. Teraz już wszystko będzie dobrze
– Dziękuję… – wydusiłam przez łzy
– Nie ma problemu. Dla mnie to drobnostka. Codziennie pomagam ludziom. Nie zawsze tak jak teraz, ale się staram. Cieszę się, że mogłem to dla ciebie zrobić. Mam nadzieję, że teraz wszystko będzie dobrze. Bawcie się, ja znikam. – powiedział i odszedł, by następnie zniknąć
Ja wciąż płakałam. Po chwili przyszło całe moje rodzeństwo i przytuliło się do nas. Wprost nie mogłam w to uwierzyć. Przeszłam tak wiele. Operacje, przeszczep, chemie, leki, badania, kliniki. Tyle wycierpiałam psychicznie i fizycznie. Myślałam, że to już koniec. Byłam przekonana, że umrę. A on po prostu mnie uzdrowił. To takie nierealne.
– Grupowy uścisk! – zawołał syn Hermesa i nagle wszyscy rzucili się na mnie
Obozowicze zaczęli się śmiać i przewracać na piasek. Oderwałam się do Demeter i przetarłam twarz.
– Chloe, ty się śmiejesz, czy płaczesz, bo już nie wiem? – spytała Emily
– To jest śmiech przez łzy, kochana siostro… – wydusiłam i przytuliłam ją do siebie
Wszyscy zaczęli do mnie podchodzić i pytać jak się czuję.
– Czemu nic nie powiedziałaś?
– Pomoglibyśmy ci
– Tak. Chciałaś sama przez to przechodzić?
– Jesteśmy rodziną. Powinniśmy wiedzieć
– Wspieralibyśmy cię
– Przepraszam. Ja tylko nie chciałam… – zawahałam się – Bałam się jak zareagujecie
– To już nieważne. Liczy się to, że wszystko dobrze się skończyło. Teraz jesteś już zdrowa. Myślę, że to dobry moment, na jeszcze jedną niespodziankę. – powiedziała Demeter i dotknęła moich czerwonych włosów
– Aha! Tak! – krzyknęłam po chwili
Spojrzałam na swoje ręce. Nie były już wychudzone. Nie widziałam fioletowych żył pod skórą. Czułam się silniejsza i sprawniejsza. Dotknęłam twarzy. Była ciepła. Musiałam odzyskać dawny wygląd. Zdrowy wygląd. Ale, czy moje włosy…
Jednym sprawnym ruchem ściągnęłam z głowy perukę. Na ramiona opadły mi czarne, silne, lśniące, gęste, idealnie proste włosy. Dotknęłam ich. Były takie same, jak przed chorobą, tylko, że jeszcze dłuższe.
– Wow! Tego to się nie spodziewałem!
– Ukrywasz jeszcze coś?! – spytał ktoś i znów zaczęliśmy się śmiać
– No dobrze kochani. Ja muszę już znikać. Bawcie się dobrze. Wszystkiego najlepszego Chloe. – powiedziała mama, uściskała mnie i moje rodzeństwo i poszła sobie, by następnie zniknąć
Zabawa rozpoczęła się na nowo. Byłam szczęśliwa jak nigdy dotąd. Nie mogłam uwierzyć, w to, co się dzisiaj stało. To był prawdziwy cud. Takie rzeczy jak cudowne ozdrowienia zdarzają się tylko w filmach. O bogowie! Naprawdę jestem zdrowa?! Tata tak bardzo się ucieszy! Już nie mogę się doczekać, kiedy wszystkim powiem o tym, co się stało!
No i poznałam mamę! Szkoda, że nie mogłam dłużej z nią porozmawiać. Jej musi chyba faktycznie na mnie zależeć. Przecież inaczej nie przychodziłaby tu i nie przyprowadzała Asklepiosa.
Oh! To takie nierealne! Mam nadzieję, że to nie jest tylko piękny sen. Moje życzenie się spełniło. Jestem taka szczęśliwa!
Nagle wydarzyło się coś dziwnego. Zawiał silny wiatr i zrobiło się bardzo zimno. A przecież przed chwilą był upał. Po chwili zgasło ognisko i wszystkie lampiony. Momentalnie zrobiło się ciemno. Dokładnie tak jak w nocy. Ciemno i zimno. Muzyka przestała grać. Obozowicze przestali się bawić. Stanęliśmy w zwartej grupie i spojrzeliśmy w niebo. Z naszych ust wyrwał się stłumiony okrzyk.
Słońce zgasło!
– Co się dzieje?!
– To zaćmienie słońca!
– Zaćmienie?! Ale jak to?! Nie miało być żadnego zaćmienia!
– Ja się na tym nie znam! Spytaj Apollina!
– Ale tu chodzi bardziej o księżyc!
– Na nim też się nie znam!
– Chejronie, co się dzieje?!
– Coś jest nie tak!
– To wiemy!
– Tego zaćmienia nie powinno być! To nie jest normalne! Myślę, że to bogowie za tym stoją.
Wszyscy coś krzyczeli. Zaczęłam się naprawdę niepokoić. Takie zjawisko nie było normalne. Zrobiło się naprawdę groźnie i niebezpiecznie. Miałam złe przeczucia.
– Witajcie nieszczęśni herosi! – zawołał ktoś grubym, doniosłym głosem
Zaczęliśmy się rozglądać. Spojrzałam w niebo i dostrzegłam postać mężczyzny, unoszącą się wysoko w powietrzu. Mężczyzna cały ubrany był na czarno. Koszula i spodnie gładko przylegały do jego dobrze zbudowanego ciała. Ciemne włosy niesfornie poruszały się na wietrze, a tego samego koloru oczy, lśniły niebezpiecznie. Z pleców mężczyzny wyrastała para ogromnych, przerażających, czarnych skrzydeł.
– Tanatos!
– Bóg śmierci!
– Tak, to ja! – odrzekł dumnie
– Czego tu chcesz?! – spytał syn Aresa
– No, proszę jaki zuchwały i bezczelny. Powinieneś okazywać należny mi szacunek. Zapłacisz za to!
Bóg wyciągnął prawą rękę w kierunku chłopaka. Po chwili Johnny upadł na piasek, wijąc się z bólu.
– Przestań! On cierpi!
– Tanatosie! Zostaw moich uczniów!
– Rozkazujesz mi centaurze? – spytał bóg z niedowierzaniem i opuścił rękę
Johnny zemdlał. Kilku synów Apolla podbiegło do niego, po czym zaczęli go leczyć.
– Czego chcesz? – spytał twardo Chejron
– Władzy. Przybyłem tu, by ją posiąść. Teraz ja zostanę Panem Życia i Śmierci. Losy świata będą zależeć ode mnie. Ja zadecyduję kto przeżyje. Świat padnie do mych stóp. Posiądę władzę całkowitą. Zapanuję nad wszystkim!
– Więc to zaćmienie to twoja sprawka?
– Oczywiście! Słońce zgaśnie! Nie będzie już ciepła i światła. Nastanie wieczny mrok. Dziś szóstego czerwca rozpocznie się koniec świata! Ludzkość czeka zagłada!
„No, nie! Akurat w moje urodziny! Nie mógł z tym poczekać do jutra?!”
– Przygotujcie się na sąd ostateczny!
Dłonie Tanatosa zaczęły palić się żywym ogniem. Uformował ogień w ogromne kule, po czym rzucił je na obóz. Obozowicze zaczęli uciekać w popłochu. Nie mieliśmy jak się bronić, bo wszyscy byli w strojach kąpielowych. Tanatos śmiał się złowieszczo. Potem zaczął rzucać czymś znacznie gorszym.
– To grecki ogień! – poinformował mnie syn Hefajstosa
Grecki ogień? Fajnie… No, więc zaczął rzucać greckim ogniem, co wywoływało jeszcze większe zniszczenia. Driady zaczęły krzyczeć i płakać, gdy ich drzewa zaczęły płonąć. Tanatos zamachał skrzydłami, co wywołało silny wiatr. Nagle spod skrzydeł wyleciało stado czarnych, przerażających, kraczących kruków wielkości sępów. Wygłodniałe ptaszyska zaczęły atakować i porywać obozowiczów. Zaczęłam krzyczeć i uciekać. Nie wiedziałam co robić. Mój piękny sen zamienił się w koszmar.
W Obozie Herosów rozpętało się Piekło.
Łoł!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Przepięknie napisane, szczególnie początek! Nie dziwię się, że wygrałaś!!!
Błędów nie znalazłam, choć szukałam. Gratuluję talentu!!!
Moje gratulacje. Opowiadanie po prstu boskie
SUPCIO!!!!!!! Dramatyczne ,ciekawe, czego chcieć więcej???
Wow! Genialne, nie dziwie się, że wygrałaś.
Wow! Genialne, nie dziwie się, że wygrałaś.
😀 Genialne! Czyta się z zapartym tchem, naprawdę gratuluję! Już mi Tanatos podpadł ;( Ale bez niego nie byłoby tak fajnego opowiadania ;D
Jakby co, to nie chciałam, żeby to sie wysłało dwa razy. Jakoś sie klikło.
Dziękuję za miłe opinie.
To opowiadanie i wygraną dedykuję wszystkim chorym na białaczkę.
Naprawdę nie sądziłam, że wygram. Bardzo się cieszę.
nie dziwię się, że wygrałaś, naprawdę świetne opowiadanie, ciekawy pomysł i do tego pięknie napisane. BRAWO! 😀
Jeszcze raz gratuluję. To jest cudowne.
„– J-jak to zabierasz? Nie, ja śnię. Ja śnię, prawda?
– Nie złotko, to nie sen. Ja naprawdę jestem taki przystojny.
– O matko! A może ja umarłam?
– Och! Nie przesadzaj. Nie jestem, aż tak wspaniały. No, dobra! Jestem!
– Ja wariuję! Ja wariuję! Ty latasz! Co tu się dzieje?!”
Padłam
Jest genialne, gratuluję
Annie – mnie rozwaliło to samo 😀
To opowiadanie jest SUPER!
A ta końcówka – genialna.
Nawet nie wiem co jeszcze napisać, więc powiem tylko: gratulacje!
Ej, a będzie kontynuacja (błagam, powiedz tak!)
Dobre, heheh 😉 Zaciekawiła mnie choroba bohaterki i to że herosi mogą mieć inne problemy niż boskie sprawy!!! Nieźle
Matko… Teksty Apolla mnie rozwaliły i to doszczętnie. 😀
Jej wzruszenie i wszystkie przeżycia po prostu zapadały głęboko w serce. Cudownie opisujesz uczucia.
Jej uleczenie było dla mnie wielką radością. 😀
A Tanatos… No podpadł mi koleś, niestety… 😉 Ale właśnie był taką postacią, że iskry mi w oczach zapłonęły. 😀
Czekam na następną część. Pamiętaj, jeśli powiesz, że dalej nie piszesz, lub zwyczajnie nie wyślesz dalszej części , to znajdę, zwiążę, każę pisać, a jak nie to do tego będę szantażować!
To jest NIESAMOWITE! I jeszcze raz gratuluje.
Podejrzewam, że chłopacy byli specjalnie? 😉 Super, ale musisz mimo wszystko napisać CIĄG DALSZY!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Opowiadanie jest genialne. Aha i jeszcze jedno, mianowicie…JEŻELI NIE NAPISZESZ CD.TO POTRAKTUJĘ CIĘ JUSTINEM BIMBEREM!!!!!!!!!!!!!!!!! więc ostrzegam
geniusz. jak opowiadała o chorobie to się prawie rospłakałam
Brak mi słów… To opowiadanie jest po prostu wspaniałe!!! A pomysł z białaczką… biję pokłony!!! Rządam CD!!! :’)
Genialne! Wzruszające. piszesz tak cudownie. Chce cd! Zasłużyłaś na zwycięstwo. Twoje opko sprawiło wróciłam do rozmyślań o śmierci… Ty, a już byłam w fazie cieszę się z życia I nic po za tą chwilą się nie liczy 😉 . Poważnie świetnie piszesz.
WOW! Świetne, boskie, herosowe, wciągające, super itd itp…. Proszę, napisz CD!!!!!!!!
wzruszajace!swietne! herosowe!!!CZEKAM NA CD!!!!!!!!!!!!!!!