Chcę wyjść w ślad za Andym, więc wyrywam dłoń z uścisku i kieruję się w stronę drzwi. Moja ręka spoczywa już na klamce, gotowa ją nacisnąć, ale zamieram na dźwięk cichego głosu:
-Mam dosyć. Mam, cholera jasna, dosyć tego wszystkiego.- Allan z westchnieniem opiera głowę na dłoni i z uwagą wpatruje się w podłogę (a w raczej zaścielającą ją grubą warstwę… no w sumie praktycznie wszystkiego). Czekam.
-Przez dziewięć lat byłem workiem treningowym. Potem stałem się mieszkającym pod mostem czubkiem, którego cały dobytek stanowiła gitara. A teraz jestem mordercą… Może powinienem zmienić status na Facebooku? – pyta żałośnie. Chcę mu powiedzieć, że to nie on zabił tamtą dziewczynę i że nie powinien się obwiniać, ale chłopak nagle podnosi głowę i ciska papierową kulką w okno i znów zaczyna mówić, a jego głos z każdym kolejnym słowem staje się głośniejszy:
– Kurde mol! Do luftu z takim życiem! Niech dorośli obrywają! Niech dorośli ratują świat! Niech oni zabijają! I niech nas zostawią w spokoju! Litości, mamy po czternaście lat! Jesteśmy dziećmi!- postanawiam się wtrącić, zanim się rozkręci:
-Może i naprawdę jesteśmy dziećmi. Ale nie dla nich, kura, nie dla nich.- wymownie wskazuję w górę.- Dla nich jesteśmy pionkami. Mięsem armatnim. Żywymi tarczami. Musimy być dorośli, więc wrzucają nas w tę cholerną dorosłość brutalnie, z kopem w dupę w pakiecie. Robią to z nami i z młodszymi od nas. Dziesięciolatkowi wciskają łuk i każą chodzić po dworze w zimną noc. Przedszkolakowi, który w jednej ręce trzyma jeszcze pluszowego misia, w drugą już wpychają nóż, mówiąc „Walcz!”. I nie interesuje ich, że będziemy mieli skopane całe życie. Albo że możemy to życie stracić. Dla nich ważne jest tylko to, żeby samemu utrzymać się na powierzchni i nie obchodzi ich, ilu będzie musiało pójść na dno, by im się udało.- wzdycham. Przez chwilę siedzimy w milczeniu, a do mojego serca powolutku wkrada się strach. Nie powinnam była tego mówić i to, wbrew pozorom, nie tylko ze względu na jawnie obrażającą Olimpijczyków treść- już wiele razy wyrażałam swoje poglądy, które dla większości herosów są, no cóż, dość bulwersujące. To, co powiedziałam przed chwilą… to było coś więcej. Dużo, dużo więcej niż sama opinia. To były moje przemyślenia, moje własne refleksje. To był kawałek mnie. Rzadko dawałam komuś coś takiego. Bo człowiek jest jak paczka chipsów- im więcej wezmą inni, tym mniej będziesz miał ty sam, aż w końcu w ręku zostanie ci jedynie wygnieciona, plastikowa torebka, nadająca się tylko do śmieci…
Wiem, że powinnam odejść, aby mój przyjaciel mógł odpocząć, ale zakończenie rozmowy w tym momencie jest najgorszym możliwym wyjściem. Rozpaczliwie poszukuję więc innego, mniej emocjonującego tematu i w końcu go znajduję:
-Przestaliśmy napastować Chejrona, żeby nam pomógł, bo i tak jest już po ptakach.- Allan spogląda na mnie z przerażeniem, otwierając szeroko zapuchnięte oczy, więc uspokajam go- Wszyscy żyją, tego od Aresa zaszyłam, z pomocą twojego tatuśka z resztą- nie mogę się powstrzymać i pokazuję rozmówcy język- a Hermesowiec już nie krwawi. Obu zatankowaliśmy po dwie kroplówki i czują się w miarę dobrze. No wiesz, Ralph już zdążył rzucić we mnie kubkiem i omówić całą moją rodzinę na pięć pokoleń wstecz… Urocze, nieprawdaż?
-I co, nie glanifikowałaś go?- głos mojego przyjaciela nadal jest zduszony.
-Nie, czekam aż wyjdzie ze szpitala. Wtedy pomyśle, jak go zatłuc.- milczymy przez chwilę, a potem Allan pyta:
-A co z Clarisse?
-No właśnie nie wiemy, co z nią. Musimy poczekać, bo, o ile wiem, nie ma metody, żeby w tym momencie wykryć lub wykluczyć wstrząs mózgu. Ja trochę się martwię, bo jeszcze nie próbowała nikogo zamordować, no i nie krzyczała na ludzi. Ale inni są szczęśliwi.
-A jak jest szansa, że zmieniła się na stałe? Że nie będzie się drzeć, przestanie chrzcić ludzi w kiblu i zacznie się myć?- Allan chyba postanawia pożartować, a ja daję się wciągnąć. Normalna rozmowa naprawdę dobrze nam zrobi po tym, co przeszliśmy.
-Powiem szczerze: mniej więcej taka sama, jak na to, że trafię z łuku w tarczę, świnie zaczną latać, Pan D. będzie dla kogoś miły, a piekielny ogar przybiegnie do mnie, merdając ogonem.
-Czyli całkiem spora.- robię wielkie oczy i wypowiadam wiekopomną kwestię:
-Yyy… że jak?
-No wiesz, jesteśmy herosami. Nasze życie jest tak pokręcone, że w dziesięciostopniowej skali dziwności dostaje około sześćdziesięciu lub siedemdziesięciu. Latające świnie- proszę bardzo, chyba nawet w mitologii było coś takiego. Pan D. ma swoje buteleczki, które są jego największą miłością. Dla nich jest miły: odkurza je, układa do snu…- w tym momencie zaczynam krztusić się ze śmiechu.- Piekielne ratlerki… no nie wiem… Annabeth twierdziła, że podczas misji rzucała Cerberowi piłkę, a potworek wyglądał na całkiem zadowolonego. A co do twojego strzelania… kiedyś całkiem dobrze ci szło, no nie?
-Kiedyś.- mówię z żalem- Teraz wzrok mi się popsuł i okulary są za słabe… Ogólnie gdy mam w ręku łuk, to najbezpieczniejszy jest mój cel. To jedyne, w co na sto procent nie trafię.-kończę ze smutkiem, a po chwili dodaję:
-A tamte rzeczy są wydumane i wyciągnięte z kosmosu. Latającej świni na własne oczy nie widziałam, nie byłam też świadkiem żadnej sytuacji, w której nasz kochany dyrektor odegrał jakąś pozytywną rolę. Ogólnie nie wierzę w nic, co mi przedstawiłeś.- Allan śmieje się dziwnie, tak jakby pusto. Bierze ze stołu jakiś papier, a spod sterty niezidentyfikowanych, kanciastych przedmiotów wyciąga długopis.
-OK., dyktuj.
-Ale o co chodzi?- pytam, jakże błyskotliwie.
-Zapiszę to, co powiedziałaś i się założymy. Jeśli to o czym mówiliśmy się spełni, wygrywam ja, jeśli nie, ty.
-A o co się zakładamy? I ile czasu mają te twoje cudowne znaki, by się objawić?
-Zakładamy się o rzecz nieokreśloną. Na pięć lat. Wtedy zobaczymy. Wchodzisz?
-Na trzy lata. Wtedy wchodzę.
-No mi to wisi i powiewa, jak to mówi Dionek. Dobra, trafienie z łuku do tarczy przez Arachne, latająca świnia, miły Dionizos i przyjazny piekielny ogar… o czymś zapomniałem?
-Tak, o tym, że moje imię pisze się przez „ch”.- śmieję się, ale syn Apolla wygląda na urażonego.
-Kurka wodna łódź podwodna! Jestem dyslektykiem, tak?- denerwuje się bardziej niż powinien…
-Ale imiona to mógłbyś pamiętać!
-Oj dobra, już poprawiam! Nauczycielka się znalazła…- chłopak burczy coś pod nosem i mam wrażenie, że nie są to hymny pochwalne, ale jestem zadowolona, że zachowuje się względnie normalnie i przynajmniej próbuje żartować.
Allan przypina świstek do obwieszonej śmieciami korkowej tablicy (jestem prawie pewna, że w ciągu jakichś dwóch tygodni całkowicie zasłonią go inne notatki) i przyklepujemy zakład.
-O wszystko. Z zastrzeżeniem, że nie może to dotyczyć celowego wkurzania bogów.- mówię, a wtedy Allan wybucha histerycznym śmiechem.
-Ale my ich wkurzamy cały czas! Mamy to zaprogramowane od nowości! Albo oni sami wynajdują powody, dla których mogłoby się im nie podobać nasze zachowanie! Po prostu lubią się nad nami znęcać! To szajbusy i tyle! Są bezwzględnymi sadystami! A my mamy to po nich!- znów śmieje się jak lokator pokoju bez klamek, a ja coś sobie uświadamiam. Dociera do mnie, że koszmar wcale się nie skończył.
-Słuchaj, nie obraź się, ale chyba ci odwala. Wiem, że to co się zdarzyło nie było przyjemne, ale…
-Ale co? Ale nie powinienem się załamywać? Ale powinienem wziąć się w garść? Ale powinienem się zachowywać tak, jakby nic się nie stało?! Wejść do domku, wypić herbatkę i posprzątać?- pyta, wypluwając słowa w tempie karabinu maszynowego.
-No sprzątanie to by się tu przydało…- mówię złośliwie, zanim zdążę ugryźć się w język. Allan traci nad sobą kontrolę. Rzuca we mnie zwiniętą w kulkę papierową serwetką, ale pocisk jest o wiele za lekki i nie dolatuje do celu, co jeszcze bardziej rozjusza syna Apolla. W moją stronę leci długopis, a ja się nie uchylam- byłam głupolem, zasłużyłam sobie. Kolejno uderzają we mnie: brulion, ozdobna szkatułka, spray na owady i poduszka. Ta ostatnia trafia mnie w twarz i strąca okulary, przez co na chwilę tracę orientację… I w tym momencie coś uderza mnie w głowę, z moich płuc wylatuje powietrze, a oczy zasnuwa mgła.
Instynktownie, jeszcze zanim całkiem dojdę do siebie, przyjmuję pozycję obronną. Moja skroń pulsuje bólem, czuję wyrastający na niej guz i mam ochotę krzyczeć. Słyszę przekleństwa i podświadomie wiem, że wulgarne słowa są skierowane do mnie… Nagle widzę wyłaniającą się z nicości pięść, gotową złamać mi nos. Przesuwam się nieco w bok i chwytam ją, a siła uderzenia wstrząsa kośćmi mojego ramienia i sprawia, że moje palce drętwieją. Jakimś szóstym zmysłem wyczuwam tor lotu drugiej ręki, ale jest już za późno- trafia mnie w brzuch, wyduszając powietrze z płuc.
Zginam się wpół, tym samym uniemożliwiając przeciwnikowi wyszarpnięcie kończyny i w ciągu dwóch sekund wytchnienia próbuję się pozbierać. Udaje mi się, więc swoimi rękoma unieruchamiam jego ręce. Mogłabym zaatakować go „na Zidane’a” i przewrócić, ale nie chcę robić mu krzywdy, więc prostuję się z trudem. A wtedy jego głowa wali w moją, trafiając dokładnie w to samo miejsce co wcześniej pięść. Nie mogę się powstrzymać i piszczę cichutko z bólu. Mój błędnik szaleje, mam wrażenie, że zaraz się przewrócę… I w tym momencie dobiega mnie przerażony głos Allana:
-O kurde, o kurde… Co ja zrobiłem?- chłopak sadza mnie na krześle i trzęsącymi się dłońmi wciska mi na nos okulary.- O w mordę jeża! Arachne, żyjesz?
-Tak… jeszcze.- próbuję się uśmiechnąć, ale średnio mi wychodzi, bo gdy napinam mięśnie twarzy moja głowa eksploduje bólem. Cudnie, po prostu cudnie…
-O cholera, naprawdę mi odwala…- mój przyjaciel chyba znów ma zamiar się załamać…
-Mój drogi, uświadomię cię: nam wszystkim odwala i to nie ty jesteś największym świrem w towarzystwie. Ciesz się i raduj!- mówię z krzywym uśmiechem. No co? Zawsze jak mnie pobiją to robię się trochę złośliwa i nic na to nie poradzę!
Allan wzdycha i mówi:
-Ale Arachne… Ja chciałem cię zamordować! Właśnie taki miałem cel! Najpierw było normalnie, gadaliśmy… A potem coś mi do łba strzeliło i zacząłem cię tłuc… Ja pierniczę, zachowuję się dokładnie jak ona…- w tym momencie zatyka usta dłonią i klnie pod nosem, jakby powiedział o jedno słowo za dużo. Przekrzywiam pytająco głowę, bo nic nie rozumiem, ale Allan udaje, że nie widzi, więc pytam prosto z mostu:
-Co to za „ona”? I co takiego zrobiła?- chłopak przez chwilę milczy, a potem uśmiecha się smutno. Nie odpowiada na pytanie, zamiast tego mówi tylko:
-Świat śmiertelników jest brutalny, Arachne. Czasem sobie myślę, że nawet bardziej od naszego.
-Wiem.- odpowiadam krótko, a potem wskazuję na liczne ślady „zdobiące” moje opalone ręce: białawe linie- ślady po dawno zagojonych rozcięciach i ciemne plamy w miejscach, gdzie kiedyś brakowało kawałków ciała.
-Czy ty grałaś tu w kółko i krzyżyk?!- zszokowany Allan wskazuje na moje lewe przedramię. No niby widział już moje ręce miliony razy, ale pewnie zawsze zakładał, że „ozdoby” powstały w wyniku nieszczęśliwych wypadków…
-Nie. Ale oni chcieli. Miałam fuksa, że im zwiałam…- wzdycham ciężko. Nie lubię wracać myślami do tamtego momentu- pamiętam głównie ich śmiech i moje krzyki, ból i krew, mnóstwo gęstej krwi zalewającej moją koszulkę i kapiącej na białe buciki- moją ostatnią parę obuwia niebędącego glanami…
– Od tej pory się mściłam, wypowiedziałam dresom wojnę…-kontynuuję- Kupiłam pierwsze glany… w rozmiarze 36.-uśmiecham się lekko, ale potem znów przygniatają mnie wspomnienia- Na początku mnie tłukli, w końcu miałam siedem lat… ale potem zaczęłam wygrywać, bo byłam szybsza i sprytniejsza… Przepędziłam jednego, drugiego, trzeciego… Parę lat później radziłam sobie nawet z grupkami… Musieli się namawiać w pięciu, żeby mnie sprać- banda osiłków na jedenastolatkę! Ale wtedy zdarzyło się kilka… poważniejszych wypadków…- krzywię się, nieświadomie rozcierając skroń, którą dawno temu uderzyłam o kant metalowego śmietnika.
Podnoszę głowę. Czułam, że Allan na mnie patrzy, ale nie spodziewałam się, że gapi się na mnie z otwartymi ustami, zaciskając pięści. Cofam się instynktownie, na wypadek, gdyby znów chciał mnie uderzyć, ale chłopak tylko wyrzuca z siebie kilka niezrozumiałych, sądząc z tonu jego głosu niecenzuralnych, słów i siada na łóżku z takim impetem, że sprężyny głośno protestują przeciw takiemu traktowaniu.
-Ten świat to chyba wymyślili tylko po to, żeby nam życie obrzydzić…- mamrocze. O nie! Znowu zaczyna! Tracę nad sobą panowanie…
-A ty gadasz głupoty tylko po to, żeby mnie wkurzyć! Przestań pieprzyć i zajmij się czymś pożytecznym. Na przykład się prześpij.
-I tak nie zasnę.- burczy Allan, co wkurza mnie jeszcze bardziej. Robię dwa długie kroki, staję naprzeciw niego i kładę mu dłoń na głowie.
-A ja ci mówię, że tak.- chłopak jest zaskoczony, ale nie zwracam na to uwagi. Zaczynam cicho śpiewać kołysankę mojej mamy. Przez pięć sekund nic się nie dzieje, już zaczynam czuć się głupio… gdy nagle czuję coś, jakby leciutkie wyładowanie elektryczne, mikroskopijny piorun przebiegający po każdym włosku. Oczy mojego przyjaciela uciekają w tył. Powieki mu opadają, a całe ciało bezwładnie leci do przodu. Prawdopodobnie upadłoby na podłogę, gdybym go nie podtrzymała. Wciąż śpiewając, kładę go na łóżku i otulam kocem. Spokojnie zaczynam wybierać sosnowe igły z jego włosów.
I nagle dociera do mnie, co właśnie zrobiłam.
Nieeeeee, Arachne nie będzie dłużej nieokreślona (chyba).
„Może powinienem zmienić status na facebooku?” To zdanie mnie rozbawiło, ale niestety, te słowa stają się coraz realniejsze. Zauważ ile osób tak żyje.
Ale wróćmy do opowiadania – jest świetne, ale trochę za krótkie.
Chwila, to ma 4 i pół strony – chyba osiągnęłaś mistrzostwo w opowiadaniach jeśli chodzi o wyczekiwanie na kolejne ich części. Więc przepraszam za pomyłkę.
Bardzo fajne opowiadanie, czytam je od początku. Mam nadzieję, iż będzie więcej rozdziałów.
Dla zainteresowanych mam wiadomość wysłałam swoje opowiadanie dwunastego więc niebawem powinno się pojawić.
Trzecia!!! Arachne, ja Cię kocham ( oczywiście w przenośni)!!!
Kolejne świetne, boskie, herosowe, cudowne opowiadanie. Ty po prostu nie możesz przestać pisać. 😀 😀 😀
Super! Jak ja uwielbiam twoje opowiadania.
ARACHNE THE BEST!!!
Szacun. Nadal nie mogę uwierzyć, jak ty świetnie piszesz. Po prostu rewelacja. Cudownie opisujesz uczucia. Kłaniam sie. Jesteś prawdziwą mistrzynią. Mam tylko nadzieję, że już wyslałaś cd.
<3 twoje opowiadanie
Ale Arachne nie może być określona
Genialne, słów mi zawsze braknie. 😉 Arachne jesteś mistrzem, jeśli chodzi o pisanie.
A, po opisie Arachne, Allan musi nieżle bić!!!
Twoje opowiadania zawsze docierają do wnętrza mnie, bo zachowuję się podobnie jak Arachne. Ale imię Allan daje mi takie wspomnienia, że ledwo mogę to przeczytać nie rozwalając komputera.
@Delfia
Dlaczego imię Allan źle ci się kojarzy???
No właśnie??
ARACHNE!!! Groziłaś mi, że jak nie będę szybko pisać to mnie zamordują moi wściekli fani… Nie żeby coś ale… DOTYCZY TO TAKŻE CIEBIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!Ale mi wyszło dużo wykrzykników 😀