Wieczorem domek Hermesa zorganizował imprezę. Na imprezie było kilka osób z domku: Posejdona, Zeusa, Hadesa, Annabeth z domku Ateny, Afrodyty, Apolla, Hefajstosa i od pomniejszych bóstw.
Impreza była czadowa. Travis i Connor sprowadzili kilkanaście zgrzewek coli i różnych innych napojów i przekąsek. Impreza była świetna, ale nie pamiętam zbyt wiele z niej. Wiem tyle, że wrzuciliśmy zaspanego Connora do jeziora, darł się na nas do końca imprezy, pamiętam jeszcze, że gadałem z Rose na dachu domku Hermesa, a potem koniec. Obudziłem się w samych szortach na plaży koło mnie leżał ledwie przytomny Jason. Poszedłem do domku Posejdona i zobaczyłem leżących na podłodze uczestników imprezy. Położyłem się do łóżka, żeby obudzić się za półtorej godziny. Wstałem i poszedłem na śniadanie. Przy stole Posejdona siedziało parę osób z mojego domku. Zjadłem wyśmienitą jajecznicę z grzankami i wypiłem słodkie kakao. Poszedłem na zajęcia z szermierki, wszyscy patrzyli na mnie zdziwionym wzrokiem, sądziłem, że zapomniałem gaci czy coś w tym rodzaju… Spotkałem Rose i zacząłem z nią walczyć.
– Czemu wszyscy się tak na mnie gapią?- spytałem ledwo unikając ciosu, który mi zadała.
– Bo… Eee, bo ty… Z resztą nie ważne…- strasznie się jąkała- Później Ci powiem- wybiegła z areny do swojego domku.
Byłem wstrząśnięty, chyba musiałem zrobić coś naprawdę szalonego, że nawet ona nie chciała mi tego powiedzieć. Poszedłem więc do Jasona, żeby z nim pogadać. Znalazłem go ciągle śpiącego na piasku.
– Ej! Halo, ziemia do Jasona!- potrząsałem nim- Hej! Mam colę!
– Co?! Colę, dawaj!
– Ha ha ha!- śmiałem się z niego.- Dobra, powiedz mi co ja takiego zrobiłem wczoraj na imprezie?
– Eee… Ja, ja nie wiem, nic nie pamiętam. Sorry, wybacz stary…
– Nie spoko…- byłem zażenowany teraz już nikt mi nie powie co ja zrobiłem… A ja nic nie pamiętam… Wróciłem do domku i przebrałem się w szorty, wziąłem ręcznik i poszedłem na plażę, pływałem pół dnia i w końcu zdecydowałem się wyjść, moi przyjaciele omijali mnie szerokim łukiem. Przez resztę dnia nie wychodziłem z domku. Następnego dnia wywlokłem się z łóżka tylko po to żeby zjeść śniadanie i pogrążyć się znowu w świecie rozpaczy.
Patrzyłem w przestrzeń swojego pokoju i wtedy do pokoju weszła Rose.
– Hej Jack…- powiedziała i przytuliła się do mnie, ciągle patrzyłem bez szczególnego celu- Proszę Cię wyjdź, lepiej żebyś nie wiedział co zrobiłeś… Ale i tak Ci powiem, jeśli obiecasz, że pójdziesz ze mną na ognisko. Obiecujesz?
– Tak… obiecuję…- powiedziałem.
– Dobra, więc… Ty… Yyy… No dobra, powiem to… Oświadczyłeś się mi…- byłem zszokowany, dobra, Rose mi się podoba, ale nie aż tak żeby od razu wziąć ślub.- No nie ważne zapomnijmy, to co idziemy?
– T- tak ,tylko się przebiorę- poszedłem do łazienki, wziąłem szybki prysznic i się przebrałem.- Dobra, chodź.
Wyszliśmy z domku i od razu wszystkie spojrzenia padły na mnie, trzymałam Rose za rękę, więc szybko ją puściłem. Siadłem na najbardziej oddalonym miejscu od wszystkich. Percy i Annabeth podeszli do mnie i próbowali mnie pocieszyć, ale nie wyszło im to najlepiej. Poszedłem na plażę i zobaczyłem zielone światło wydobywające się zza wydmy, zakradłem się tam i zobaczyłem coś jak rydwan. W środku stała ciemnowłosa kobieta, biła od niej jakaś duma.
– Podejdź do mnie.- spojrzała na mnie- Jasper Permound…
– Kim jesteś i czego ode mnie chcesz?
– Jestem Eris- bogini niezgody, pomóż mi zburzyć Olimp, dostaniesz wszystko czego tylko zapragniesz…- szeptała, była bardzo przekonywująca- Wszyscy zapomną twoich oświadczyn na imprezie… Nie będziesz już pośmiewiskiem… Zostaniesz władcą świata… Będziesz miał wszystkich u swoich stóp… Przecież wiem, że tego chcesz…
– T- ta… Nie nigdy Ci nie pomogę!- krzyknąłem- Zostaw mnie w spokoju!- chciałem odejść ale nie mogłem się ruszyć.
– Dobrze… Więc będę musiała Cię zabić…- rzuciła we mnie czymś w rodzaju kuli światła, udało mi się odsunąć trochę w bok, ale i tak dostałem. Poczułem ostry ból w prawym ramieniu i w skroni, wtedy zemdlałem.
Kiedy się obudziłem zobaczyłem przed sobą nachylającą się najadę, leżałem na noszach i byłem niesiony w stronę szpitala w obozie. Czułem pieczenie w ramieniu, odważyłem się spojrzeć i od razu tego pożałowałem… Miałem bardzo głęboką ranę, aż tak, że było widać mi kość, miałem złamaną rękę i uszkodzony nadgarstek. Miałem wykręconą dłoń w dość dziwny sposób, w łokciu miałem wbitych kilka spiżowych sztyletów. Wnieśli mnie do środka i sprowadzili Chejrona, miał w ręce coś czego dokładnie nie widziałem, coś jakby… Łom? Dostałem jakiś środek nasenny i od razu zasnąłem. Śniło mi się, że leżę na stole operacyjnym w jakimś laboratorium i z ręki wyciągają mi sztylety i długi stalowy drut. Przy wyciąganiu ostatniego sztyletu poczułem jakby ktoś zapalił mnie ogniem, odkręcili mi nadgarstek i nastawili mi rękę. Zaszyli i wyszli. Na moim ramieniu widniała teraz ogromna blizna.
Obudziłem się w szpitalu, przy moim łóżku siedzieli Jason i Rose, ona trzymała mnie za rękę i płakała. Kątem oka widziałem szeroką bliznę w kształcie pioruna. Usiadłem i wtedy Rose rzuciła mi się na szyję, myślałem, że mnie udusi.
– Cieszę się, że żyjesz…- płakała, ale teraz chyba ze szczęścia.
– Ej, bo mnie udusisz- teraz ramię paliło mnie ogniem.
– Przepraszam…
– Hej, stary miło Cię widzieć żywego… Byłeś nieprzytomny prawie tydzień… Już traciliśmy nadzieję…
– Co, prawie tydzień?! Było coś ciekawego jak mnie „nie było”?
– Eee, nic.- nie było to zbyt przekonywujące, ale wolałem w to uwierzyć.
– Który dzisiaj jest?
– 19 czerwca…- dzisiaj są urodziny mojej mamy, a ja nie mogę się z nią zobaczyć…
– Muszę jechać do domu. Do mamy… Dzisiaj są jej urodziny…- chciałem zejść z łóżka, ale Jason znowu mnie tam wepchnął.
– Nigdzie nie pójdziesz… Chejron powiedział, że masz leżeć, jeśli wstaniesz, a dopiero jeśli wyjedziesz z obozu na pewno coś Ci się stanie!
– Nie! Muszę jechać do domu!
– Ale nie możesz! Proszę Cię Jack…- mówiła Rose- Zostań, nie wybaczyłabym sobie gdyby coś Ci się stało…- zarumieniła się.
Posłuchałem ich, ale i tak użyłem iryfonu i skontaktowałem się z mamą.
Po 5 dniach wypuścili mnie ze szpitala. Skierowałem się do swojego domku, nie zastałem tam nikogo. Wszedłem do łazienki, wziąłem prysznic i wróciłem do pokoju. Założyłem jeansy i koszulkę obozową. Poszedłem do lasu. Usiadłem na pieńku i patrzyłem jak inni strzelają z łuku do tarcz. Po pół godzinie zagłębiłem się dalej w las, doszedłem do jakiegoś stawu i siedziałem tam do wieczora. Wróciłem na kolację, domek Posejdona powitał mnie okrzykami radości i uśmiechami. Po kolacji u nas w domku była mała impreza „dla wtajemniczonych”. Musieliśmy zaprosić Travisa i Connora, bo bez nich nie byłoby nic do jedzenia i picia. Całą imprezę przesiedziałem na ławce z Rose i Jasonem. Kiedy zasnąłem śniło mi się, że stoję w powietrzu nad Empire State Bulding, a wokół mnie latała masa stalowych ptaków, były na każde skinienie mojej ręki. Pokierowałem nimi na szczyt wieżowca i sam tam poleciałem. Ptaki zaatakowały ludzi na tarasie widokowym i pozabijały większość z nich, niektórzy zdołali się obronić dzięki spiżowym mieczom.
– Herosi…- powiedziałem, ale z moich ust wydobył się iście lodowaty ton.
Nagle jeden z ptaków zwrócił się w moją stronę i zaczął wydziobywać mi oczy reszta zrobiła to samo i po chwili moje szczątki zaczęły spadać w dół prosto na jedną z ulic Nowego Yorku.
CDN
Mało z fotela sie spadłam ja czytałam o jego oświadczynach . Zakończenie jest bardzo dobre . Pisz szybko dalszą częśc .
Zakończenie jest jszcze takie troche tajemnicze ale to tylko moja skromna opinia .
O bogowie… Wolę nie wiedzieć, co było w tej coli, chyba że mieli tam też coś o czym nie wiemy 😉
Przepraszam za powtórzenia, dzięki tak ogółem 😉
Dżizzz… Dlatego nie chodzę na imprezy (byłam raz i wrzucili mi coś do picia, mój Kolega wyciągnął mnie siłą i prawdopodobnie w ten sposób uratował życie, za co serdecznie mu dziękuję)!
Co było w tej cholernej coli?!
PS: Niezwiązane z tematem- pisze się „?!” czy „!?” ?
@Arachne
Pisze się „?!”
@Arachne to zależy jak chcesz zaakcentować.
Cóż… Chyba jakieś „dopalacze” też były na imprezie… 😉 Ale koniec – to dopiero jazda!! To mogła być Eris, tyle że te ptaki to bardziej do Hery… Ale ja tylko głośno myślę 😀
Super, nie ma to jak się oświadczyć i potem tego nie pamiętać. Świetne zakończenie.
@Nemo
jakie ptaki?
Teraz już wiem czemu był zakaz przynoszenia coli 😛 Nie gniewj się , ale jak dla mnie trochę pogalopowałaś z tempem,ale i tak mi się podoba
żeczywiście tempo jest megamocne, ale mi chodzi o jedną taką usterkę która nie daje mi spokoju.
O mam.
W pierwszym akapicie. Już nie chodzi mi o to że powtarza ci się wyraz ,,impreza”, lecz o te zdanie :
Na imprezie było kilka osób z domku: Posejdona, Zeusa, Hadesa, Annabeth z domku Ateny, Afrodyty, Apolla, Hefajstosa i od pomniejszych bóstw.
Wychodzi na to że Annabeth była z domku Ateny, Arfodyty, Apolla i tak dalej.
Jeśli się czepiam to sory, no ale tak już czasem mam
Najbardziej podoba mi się zakończenie. Jest świetne.
Całe opowiadanie jest niczego sobie ale zakończenie przebija wszystko :lol2:
Cudo! Po prostu wspaniałe, świetne, rewelacyjne!!! Z tą colą to po prostu śmiałam się aż mi tlenu zabrakło. Ale poza tym śmiałam się też z Connora wrzuconego do jeziora i wogóle z całej imprezy i jej następstw. O tych zaręczynach to już wogóle nie mówię. 😀 A zakończenie przytrzymuje i zachęca do czekania na dalszą część. Daję 10 na 10 gwiazdek. 😀 I chyba nie muszę wspominać, że czekam na dalszą część. 😀
PS: Żeby ci się nie przewróciło w głowie od pochwał dodam, że czasem miałam wrażenie że z jednego zdania da się zrobić dwa. Ale to tak tylko na marginesie i dla równowagi. 😀
Ojej ale wpadka! Ogólnie odlot, oprócz tego, że to spotkanie z Eris słabo Ci wyszło.
Nieco nieestetyczne to zakończenie..
ciekawe