Pięć godzin wcześniej mogłam swój czyn uważać za godny medalu od samego Zeusa. Jeśliby takie rozdawał takim dziwadłom jak ja – Sarze Jeremy. Po stwierdzeniu, że chcę z powrotem do mojej rodzicielki . A takiej nie mam. Jak już to do stwórczyni.
Z chwilą gdy to sobie uświadomiłam, stwierdziłam, że brakuje mi narkotyku – taką przyjęłam nazwę dla pioruna od Mike i muszę coś zrobić aby go dostać. Jedynym w miarę możliwości było rozzłoszczenie samego Pana Niebios – w moim wydaniu to nie jest trudne. Ale w szpitalu psychiatryczny,m który ma cztery ściany i setki zamków w jednej parze drzwi wydaje się to krótko mówiąc nierealne. Dla zwykłego śmiertelnika oczywiście nie dla mnie. Ja nie jestem normalna. Ze swoimi skromnymi zdolnościami może bym to zrobiła. Ale mi się na razie nie chce. Nafaszerowali mnie pytaniami i lekami. Nie wiem jakimi, ale mam pewność, że osłabiające jasne myślenie. Policja wraz z swoimi „ekspertami” przywiozła mnie tutaj. Po zadaniu wszelkich możliwych pytań zaczynając czy znam tamtego chłopaka i kończąc na „Co jadłaś na śniadanie” – Jakby to miało jakieś znaczenie w śledztwie. Zrobili z tego śledztwo. W moim wydaniu – gdy usłyszałam to słowo zaczęłam skakać z radości. Nie wiem dlaczego. Oni zrozumieli to wszystko na opak.
Pielęgniarki i sanitariusze byli tak mili i dali mi towarzystwo. Ona naprawdę jest ładna – jeśli może być ładna …… pelargonia . Przynieśli mi jakieś zielsko. Nie chcę obrażać Demeter, ale ja niecierpię kwiatów. Mam na ich punkcie wściekliznę. Delikatnie mówiąc wywaliłam ją do WC wraz z ziemią i doniczką. Dobrze, że za moją pomocą.Przyznaję się. Zrobiłam to. Miejsce, w którym siedzę jest wprost stworzone dla osób z wyglądu przypominających ludzi takich jak ja.
Będą mieli sprawę do przedyskutowania jak ja to zrobiłam, że kwiatek ot tak sobie zniknął. W tym pomieszczeniu nie ma nawet okien. Więc nie mogłam go komuś zwalić na łeb, z któregoś tam piętra. Miałabym wtedy powód do radości.
Jest kilka minut po północy. Leżę na wznak na niewygodnym łóżku, gapię się natarczywie w sufit. I obliczam szanse, że uda mi się przesunąć chociaż mały prostokąt gipsu abym mogła się stąd wydostać. Potomkowie Ateny byliby ze mnie dumni, ponieważ odpuściłam sobie ten szalony pomysł. Za to wpadłam na inny.
Udawanie chorą na leki jakie mi podali. Z tego co się zorientowałam chorzy są w szpitalnym skrzydle. Sprawa oczywista – izolatki. Może nie jest to zbyt mądre ale …. zawsze coś .
******
– Jak się czujesz?? – zapytała jedna pielęgniarka następnego dnia.
– Kiepsko. Chyba mam zapalenie oskrzeli. – Znalazłam kolejny duży plus dla swoich zdolności mogę zwoływać do siebie choroby.
– Zaraz zaprowadzimy Cię do skrzydła szpitalnego. I pewnie tam zostaniesz. Lekarze mają pełne ręce roboty.
Wszędzie pacjenci są chorzy i dlatego nie mogą przyjść do Ciebie. – Gdyby ktoś wpadł na pomysł aby poprosić o pomoc Apolla może, ale to morze jest szerokie i głębokie – Sprawka Posejdona. Dostaliby pomoc . A ja zamiast tylko na siebie zwołałam to na setki innych osób w psychiatryku. Mówi się trudno i płynie się dalej. Jak to chyba powiedziano w filmie pod tytułem Nemo.
– Dobrze.
– Wiesz, że jeszcze nie miałam tak spokojnej podopiecznej. – Uśmiechnęła się. To trochę mnie ….. uspokoiło.
Ja nie wiedziałam, że byłam takim kłębkiem nerwów. Ta kobieta strasznie mi kogoś przypominała. Tylko nie wiem jeszcze kogo. Zaraz sobie przypomnę jak ona nie będzie się na mnie tak gapiła.
– O co chodzi?? – Zapytałam prosto z mostu. I nie wiem czy dobrze zrobiłam.
– O to, że moja córka mówiła mi o jakieś dziewczynie strasznie podobnej do Ciebie, aniołku – Czyżby Carmen ….
nie to niemożliwe chyba. Nienawidzę jak ktoś nazywa mnie „aniołku” to niedopuszczalne !!!
– Aniołku – powiedziałam za nią jak jakiś robot. – Jak ona ma na imię??
– Carmen. – Z jej ust wypłynęło to jak prawdziwy karmel. A ja na samo wypowiedzenia tego słowa wstałam z łóżka. Wyprostowałam się do pionu i czułam, że moje oczy stają się z koloru liliowego na odcień ciemnego fioletu.
Nie przypuszczałam, że na jej imię tak właśnie zareaguję. Ona matką Carmen?! To może wyjaśniać jej słodki głos ten sam wygląd jak u tej dziewczyny.
– Mhhm.
Tu właśnie popełniłam największy błąd w swoim życiu, Pani Carmen zaczęła tak szybko trajkotać. Tak właśnie taki dźwięk z jej ust się wydobywał – trajkotanie. Słowa z jej ust wystrzeliwały jak karabin maszynowy. Opowiadała mi o dzieciństwie swojej córki i o życiu w mitologicznym świecie. O Panie D. jaki to on jest naj…. naj….. . „Tu wstaw sobie wszystkie słowa jakie opisują boskiego Apolla w ciele osiemnastolatka. A wiem co mówię .” – to jej słowa. O tym jakie miała kłopoty z żoną Boga po urodzeniu Carmen – Jakbym była jej jakąś fanką i te informacje są warte miliardy. A taka suma jest mi potrzebna on zaraz. Korzystając z jej głupoty – usiadła na moim dotychczasowym łóżku i rozpoczęła ten monolog. Z zamkniętymi oczami. Chyba aby sobie to lepiej przypomnieć.
Ja wymknęłam się po cichu z mojej izolatki i zamknęłam ją na cztery spusty.
Idąc szpitalnym korytarzem szukałam jakiś ubrań aby się przebrać. Przecież nie mogę uciekać w szpitalnej kiecce. Słyszałam jęki pochodzące zza metalowych drzwi. Współczułam tamtym ludziom. Naprawdę.
Obleciał mnie strach. Bałam się znaczenia słów „nawrócisz się” kiedy wypowiadał je ten smarkacz w hotelu.
Kiedy uciekaliśmy w trójkę przyrzekliśmy sobie, że nigdy nie staniemy po stronie Kronosa. Zrobiliśmy to pod sosną Thali. Ja dotrzymam słowa nigdy ich nie rzucam na piach. Przenigdy.
Teraz złożyłam przysięgę samej sobie, że kiedyś tu wrócę i wyjmę stąd normalnych ludzi, którzy chcą pomocy i mogą jeszcze coś zrobić
Maaaaam! nowe ciuchy. Nareszcie i to jeszcze mój rozmiar cud, miód i nektar.
Wyjście. Wyjście. Musisz je znaleźć Saro. – Te słowa huczały mi w głowie jak wiatraki na wietrze. Gdzie one są te cholerne drzwi do normalnego świata.
– Czego szukasz?? – zapytał mnie jakiś śmiertelnik.
– Wyjścia. – Odparłam spokojnie chociaż wcale tak nie było.
– Kim ty jesteś?? – Nie chcę przesłuchania. Chce stąd wyjść. I zrobię wszystko aby dotrzeć do swojego celu.
– A ty. – Warknęłam.
– Dobrze spokojnie. Skręcisz teraz w prawo, drugim korytarzem w lewo. Następnie do końca korytarza prosto.
Później w prawo i będziesz na miejscu.
– Dzięki. I już szłam w lewo.
– Ej – zawołał za mną.
– Co???
– Prawo jest tam. – Wskazał mi przeciwny kierunek.
Zaczerwieniłam się po same cebulki włosów. Pomyliłam kierunki. To przez dysleksję powtarzałam sobie jak mantrę .
Eureka. Doszłam do czerwonych wielkich drzwi. I ani razu się nie pomyliłam. Świerze powietrze. No dobra nie świeże, nie może być świeże bo jestem na ruchliwej ulicy Los Agneles. Wywieźli mnie aż tutaj. Po co??
Jest właśnie wschód słońca i władca jego zaczyna swoją podróż.
– Nie bez Ciebie. I ty prowadzisz Sara.
Przyjechałem po Ciebie swym autkiem cudnym aby pomóc dziewczynie w potrzebie. Ale jestem boski. – Z tymi słowami poczułam rękę Apolla na swoim ramieniu. Tak to był on. – Dobra a gdzie jest twoje auto – zapytałam z grzeczności.
– Co myślisz o moim haiku?? – Zapytał Bóg.
– Nie możesz przeczytać mi w myślach. – zapytałam od nie chcenia.
– Nie, bo jesteś dziewczyną z zaklęcia Hekate i nie mogę a poza tym nie czujesz się najlepiej. -Stwierdziła Apollo.
– Masz rację. A co do haiku nie mam zdania – powiedziałam wszystko zgodnie z prawdą.
– Wsiadaj.
Przestraszyłam się prowadzenia auta. Jak Apollo jest tak miły to niech skombinuje mi nową kuszę. I powiedziałam te słowa na głos.
– Mam w samochodzie. Zaimponowałaś mi swoim postanowieniem.
– Aha. – Mruknęłam i wsiadłam do czerwonego porshe z otwieranym dachem, na miejscu kierowcy. Pojechałam i miałam ochotę zwymiotować kolacją. Ja mam lęk wysokości.
Fajne
Bardzo ciekawe. Żądam cd!
Nie no… Tego jeszcze nie było… Heroska zamknięta w psychiatryku… Dobre!
Ciekawe opowiadanie. Czekam na ciąg dalszy.
Fajne, fajne…
Trochę błędów logicznych (np. z tekstu wynikało, że chciała udawać, że pochorowała się po lekach, a potem nagle zapalenia oskrzeli…), ale poza tym spox.