Kiedy się obudziłam nie czułam już zapachu morskiej bryzy. Otworzyłam oczy. Byłam w jakimś dużym, drewnianym pomieszczeniu. Leżałam na miękkiej, niebieskiej kanapie. Koło kanapy, na stoliku nocnym, leżała jakaś miska i szklanka. Wszystko mnie bolało, ale resztkami sił podniosłam się z kanapy. Miałam sucho w ustach więc chwyciłam szklanką i zbliżyłam ją do ust. Poczułam smak mojego ulubionego napoju – soku jabłko-wiśnia. Napój jakimś cudem dodał mi trochę siły. Popatrzyłam na miseczkę. Była w niej papka przypominająca budyń. Kiedy wzięłam ją do ust poznałam jednak, że ma inny smak. Poczułam ciastka, które często piekła ciocia Matylda – pełnoziarniste z dodatkiem kakao ciasto. Uśmiechnęłam się na samą myśl. Koło kanapy leżała moja walizka i plecak. Poszperałam chwilę w plecaku i wyjęłam pierwszy list jaki nasunął mi się pod rękę. Był to bardzo stary list. Data mówiła, że jest to list z dnia w którym kończyłam roczek. Rozerwałam kopertę i przeczytałam list.
Droga Juliette!
Po pierwsze, życzę ci wszystkiego najlepszego. Wiem, ze tego teraz nie odczytasz, al mam nadzieję, że jak tylko nauczysz się chodzić i czytać otworzysz swoją skrzynkę na listy.
Zapewne masz mi za złe, że cię zostawiłem w szkole na zawsze. Wiesz… Byłem bardzo szczęśliwy z twoją mamą. Chciałem się jej oświadczyć, ale ona znikła bez śladu zostawiając mi dziesięcino-miesięczną córeczkę. Wiedziałem, ze będziesz do niej podobna. Twoje oczy zmieniają kolor w zależności od nastroju, tak samo jak jej. Twoje króciutkie, czarne włoski mają ten sam kolor co jej. Twoja jasna skóra jest w tym samym odcieniu. Masz też pełne, czerwone usteczka. Zrozum, kiedy twoja matka mnie zostawiła posłałem cię do magicznej szkoły, bo miałem nadzieję, że będziesz do niej całkowicie podobna. Ona też była czarodziejką. I to jaką piękną. Miałem jej się oświadczyć, ale odważyłem się na to trochę za późno. Ten pierścień co ci zostawiłem to miał być dla niej pierścień zaręczynowy. Nie mogę ci wyjawić kim jest twoja matka. Napisze ci kim była i kim ty jesteś w twoje 12 urodziny.
Tak mi przykro, że cię nie znam. Jak tylko będziesz chciała odwiedzę cię. Kocham cię z całego serca,
Twój tata, Fryderyk
Do moich oczu napłynęły łzy. Gdybym przeczytała to wcześniej, mogłabym poznać mojego tatę. On mnie kochał. To mama była tą złą jędzą, która go zostawiła. Byłam do niej podobna? Może. Miałam kruczo-czarne włosy, który opadały na ramiona. Moje oczy faktycznie zmieniały kolor – kiedy byłam smutna, były czarne, kiedy radosna zmieniały się w błękitne, kiedy byłam zła były czerwone, kiedy byłam zdenerwowana były zielone, i tak dalej. Miałam bladą skórę, która bardzo mi się podobała. Miałam też pełne, krwisto-czerwone usta. Próbowałam sobie wyobrazić moją mamę, ale zawsze widziałam ją w kapturze czarodziejki, który zakrywał jej twarz.
– Jak się czujesz? – usłyszałam miły głos za mną.
Odwróciłam się. P progu stał chłopak, który mnie uratował. Uśmiechnęłam się, bo znów poczułam zapach bryzy morskiej.
– Świetnie. – powiedziałam. – Dzięki za ratunek.
– Spoko. – uśmiechnął się ukazując białe zęby. – Jestem Jason.
– Miło mi. Jestem Juliette.
– Czyli w skrócie Julie? – spytał.
– Tak, ale wszyscy mówią do mnie Juliette.
– To ja zrobię wyjątek. – zaśmiał się.
– Gdzie ja jestem? – rozejrzałam się po pokoju.
– W Obozie Herosów.
– No tak. – westchnęłam. – Tylko jest mały problem, a mianowicie – Herosi nie istnieją! To tylko mity greckie.
– A więc jesteśmy mitem. – powiedział chłopak. – Ja jestem herosem. Ty też jesteś heroską.
– Co? Nie. Nie jestem heroską. – „tylko czarodziejką” chciałam dodać.
– Moim ojcem jest Posejdon. – wzruszył ramionami. – A twoi rodzice?
– Nie wiem. – przyznałam. – Całe życie wychowywałam się w szkole.
– W szkole? Chyba żartujesz? Z dysleksja i ADHD? Nie wywalili cię?
– A skąd wiesz, że mam dysleksję? – zdziwiłam się.
– Każdy heros ma. To znaczy dysleksję na normalne języki. Na grekę nie mamy. A ADHD to odruchy wojenne. – wyjaśnił.
– Dobra. Niech ci będzie. – przewróciłam oczami. – Czyli bogowie greccy, potwory i herosi istnieją?
– Tak.
– A kim jest moja matka? – popatrzyłam na niego.
– To zależy. Matka cię jeszcze nie uznała. Ale może jest coś dzięki czemu poznamy kim jest? – spytał.
Zamyśliłam się, próbując przypomnieć sobie greckie boginie. „Hera, Nike, Hestia, Demeter, Eris, Nemezis, Atena… Nie pasują do mnie. Tyche, Artemida, Afrodyta, Iris, Persefona, Temida… Nie… Magia, magia, magia…” – zastanawiała się. – „Ale czy nie było jakiejś bogini magii? Chyba była. Ach tak! Hekate! Bogini czarów. Ale była to tez po części bogini pokuty i zemsty, ciemności i świata widm. Kierowała tez ludzkim szczęściem. A więc ta jędzą, którą powinnam nazywać mama jest Hekate.”
– Hekate. – wyszeptałam.
– Masz jakąś moc? Zwykle córki Hekate mają małą moc, np. Przenoszenia przedmiotów. – spytał.
Zastanowiłam się. Byłam przecież pełną czarodziejką. A! Moja babcia, była czarownicą!
– Jestem pełną czarodziejką. – powiedziałam, wyjęłam z plecaka ulotkę szkoły i podałam ją Jason’owi.
– Hm… Ciekawe. A więc matka posłała cię specjalnie do szkoły czarodziejek, żebyś była lepsza od jej innych córek.
– Jestem pełną czarodziejką. Moja babcia była czarownicą. Ja miałam być następna. – szepnęłam.
– Czyli jesteś silna. Nigdy nie wiadomo czy Hekate jest dobra czy zła. Mogła chcieć mieć silna córkę, żeby mieć wsparcie. – powiedział po chwili namysłu Jason.
– Fajnie, ale co ja mam robić na tym obozie? – spytałam
– Mieszkać, ćwiczyć, jeść, żyć. – powiedział.
Zakręciło mi się w głowie. Jason patrzył z uśmiechem nad coś nad moją głową. Zerknęłam tam. Nade mną widniał kolorowy hologram przedstawiający miecz i pochodnię. Atrybuty Hekate.
– Chodź. Zaprowadzę cię do domku Hekate.
Wyszliśmy na ganek. Stały tam cztery osoby. Rudowłosa nastolatka, mężczyzna z błękitnymi oczami, zielona kobieta i centaur.
„Bogowie istnieją, więc centaury i driady też.” – uspakajałam się w myślach.
– Obudziłaś się. – powiedział wesoło centaur. – Jestem Chejron. Nauczyciel łucznictwa i dyrektor obozu.
– Jestem Riley Emma Dare. – powiedziała rudowłosa. – Wyrocznia.
– Jestem Ben, syn Zeusa. Pełnie funkcję nauczyciela szermierki i ogółem walki na miecze. – rzucił chłopak.
– Jestem Róża, pielęgniarka, nauczycielka greki i opiekunka. – wydukała nieśmiało zielona kobieta.
– Jason, wiadomo kim jest jej boski rodzic? – spytał Chejron.
– To córka Hekate. Pełna czarodziejka. – powiedział syn Posejdona.
– To zaprowadź ja do domku numer… – zastanowił się. – Do domku Hekate.
Poszłam za Jason’em, który szedł już w kierunku wielkiego półkola domków.
– Odkąd dobudowali nowe domki, wszyscy zapominają numerów. Jest ich tak dużo. Nie mieściły się, więc rozwaliliśmy wszystkie i zbudowali w większym półkolu. – wyjaśnił Jason.
– Aha. – wzruszyłam ramionami.
Stanęliśmy przed czarnym domkiem. Był on cały otoczony pochodniami z zielonym ogniem. Koło domku stał posąg trzygłowego psa. W miejscu gdzie powinno być serce (gdyby to był żywy Cerber) była wbita złota moneta.
– To złota drachma. – powiedział Jason, widząc, że się przyglądam. – Ma jakieś 50 lat. Pierwsze dzieci Hekate zrobiły posąg i podobno jak dotknie się tej drachmy to bogini sprowadzi na tą osobę szczęście.
Pod monetą był wyryte napis: BEATITUDINEM. Znałam ten język. W mojej szkole uczyliśmy się czterech języków: angielskiego, francuskiego, greki i starożytnego języka magii. Napis znaczył szczęście po języku magii.
– Szczęście. Beatitudiem. – wyszeptałam.
– Rozumiesz ten język? – spytał Jason.
– To SJM. Czyli Starożytny Język Magii. – wyjaśniłam. – Czy ktoś mieszka w tym domku?
– Tylko dwie osoby. Grupowa jest nawet spoko, ale ta druga… To jędza. – powiedział.
– Dobra. – chwyciłam za klamkę. – Jeszcze raz dzięki za ratunek.
Uśmiechnęłam się i nacisnęłam klamkę. Drzwi się nie otworzyły, za to usłyszałam pracę jakiegoś mechanizmu. Po chwili jakieś łańcuchy świecące na zielono, chwyciły mnie za ręce i nogi.
“No pięknie!” – pomyślałam. – “Żałosne!”
– Nie ze mną takie numery! – szepnęłam.
Pstryknęłam palcami i łańcuchy znikły. Z domku wyszła zadowolona 15 latka.
– Tak się oducza dzieci Hermesa, dziwnych kawałów. – powiedziała. – Jak się wydostałaś?
– Normalnie. – odburknęłam wkurzona. – Co ci idiotko, do łba strzeliło, żeby kogoś w łańcuchy zakuć!
– Jeżeli wy nam przeszkadzacie i robicie durne kawały. – krzyknęła dziewczyna.
Już miałam ją zamienić w ropuchę, kiedy Jason zaczął wyjaśniać sytuację.
– Aqua, to jest twoja siostra. – powiedział.
Aqua?! Dziwne imię. Moje było przynajmniej normalne!
– Tak? Skoro jesteś córką Hekate, to udowodnij. – wysyczała.
– Okey. Zmienić cię w pająka, węża czy żabę? – spytałam.
– Zrób coś normalnego… Jak…
– Rozwalenie domku? Latanie? Zgaszenie słońca? – proponowałam.
– Dobra! Zgaś słońce, skoro tak bardzo chcesz. – wzruszyła ramionami.
– Tenebras Mundi! – wrzasnęłam i klasnęłam w dłonie.
Świat stał się nagle ciemny. Zrobiło się ciemno i zimno. Nic nie było widać. Słychać było panikę.
– Dobra wieżę ci! – wyszeptała przerażona Aqua. – Włącz je!
– Vertere… – szepnęłam i znów było słonecznie.
Aqua zaprosiła mnie do środka. Było tam mrocznie i tak jak na zewnątrz – paliły się zielone pochodnie. Było tam pięć łóżek. Na jednym siedziałam dziewczyna z zamkniętymi oczami. Na uszach miała słuchawki od MP3 i poruszała ustami śpiewając bezgłośnie tekst piosenki. Miała czerwone włosy i tak samo jak ja bladą skórą. Paznokcie miała długie, pomalowane na czarno. Na ustach było widać krwistą szminkę, a na oczach czarny tusz i zielone cienie. Była dość ładna, gdyby nie te przerażająco czerwone włosy. Dosłownie czerwone.
– Miranda. Grupowa naszego domku. – szepnęła Aqua.
Czerwonowłosa otworzyła oczy, ukazując niesamowicie zielone oczy. Pospiesznie zdjęła słuchawki z uszu.
– Dzięki, że mnie przedstawiłaś. – powiedziała z przekąsem.
– Jestem Juliette. – powiedziałam.
– Wow. Mama dała ci za normalne imię. Nam dała dziwne, które do nas pasują. – powiedziała Miranda. – Aqua panuje nad wodą. A ja mam wyostrzony słuch i cechy przywódcy. A ty? Masz jakąś moc?
– Tak. Wszystkie. Jestem pełną czarodziejką. – powiedziałam.
– Super! – ucieszyła się. – Czyli jesteśmy górą. Nauczysz nas czegoś od czasu, do czasu?
– Jasne.
– A jak się tego nauczyłaś? – spytała.
– Chodziłam do szkoły dla czarodziejek. – uśmiechnęłam się.
– Dobra. Rozgość się. – powiedziała Miranda pokazując trzy łóżka. – Są wolne.
Wybrałam łóżko najdalej od okna, w samym kącie. Walizkę włożyłam pod łóżko, a plecak rzuciłam na łóżko. Zaczynało się dla mnie nowe życie.
Nie wiedziałam, że Chejron zostanie dyrektorem obozu. Mam nadzieję, że spotka Percy’ego – nowa odsłona: staruszek!
Fajny pomysł, pierwszy raz czytam o córce Hekate.
Bardzo fajne opowiadanie. Czyta się przyjemnie mimo kilku drobnych literówek. Fajna ta córka Hekate Zgasić słońce…. wow. Lubię czary i z przyjemnością przeczytam kolejną część
Ha! Moje podejrzenia były słuszne! Córka Hekate! Jak ja lubię takie opowiadania. Dzieci Hekate mają zazwyczaj duże moce i można im wymyślić dużo ciekawych przygód. A Juliette ma jeszcze większe możliwości! Co jak co, ale z twoim talentem jestem pewna że będzie super. Co ja mówię, już jest super! Ale jeśli chodzi o te łańcuchy przy drzwiach czy gaszenie słońca to już wogóle moja wyobraźnia była zachwycona. 😀 Czekam na następną część!
PS: Riley Emma Dare to córka Rachel? I… A Riley to nie męskie imię? Bo tak mi się kojarzy. 😀
Dzieci Hekate mamy tłumy, ale to nie znaczy, że nie będzie ciekawie.
Wykryłam trochę literówek, powtórzeń i przemieszanych słów, ale poza tym czyściutko.
PS: Ciekawe, jak wyglądałby Percy-staruszek. I ciekawe, czy dożył…
Zdradzę tylko tyle, że Riley Emma Dare to będzie córka młodszego brata Rachel (którego wymyśliłam). A co do Percy’ego to nie mam jeszcze planów. Wiem, że go pozna, ale nie wiem czy jako ducha czy staruszka… 😛
Jak ja lubię opowiadania o dzieciach Hekate… Bardzo fajnie się zaczyna mimo błędów, których ja nie zauważyłam 😉 Czekam na CD.
arwen_LivTyler – polecam „Mroczną rodzinkę” – to też o dzieciach Hekate.
Super. Jak ja kocham pomieszanki. A tak przy okazji przez następne 4 dni mnie nie będzie (chyba że tam gdzie jadę będzie wifi, a wątpie) jadę na zawody pływackie.