Bardzo niepożądany gość.
– Poznałeś mnie – powiedziała uśmiechając się.
Potrzasnąłem głową, próbując otrząsnąć się z szoku.
– Nie mógłbym zapomnieć- powiedziałem, a po chwili zorientowałem się jak to brzmi i dodałem szybko. – Uratowałaś mi życie.
Kalipso zaśmiała się. Był to przyjemny i melodyjny dźwięk, ale wyczułem w nim cień smutku.
– Powinnam ci podziękować – powiedziała.
Spojrzałem na nią zaskoczony. Widząc moją minę zaśmiała się. Widać byłem dzisiaj niezłym powodem do śmiechu.
– Uwolniłeś mnie z Ogygii. Hermes mi powiedział, co zrobiłeś. Dziękuję, że pamiętałeś o mnie. Wiesz… ja o tobie nigdy nie zapomniałam.
Poczułem jak gardło mi się ściska. Już raz złamałem jej serce, a teraz musiałem zrobić to jeszcze raz. Czułem się jak ostatnia świnia.
– Kalipso, posłuchaj. Ja…- urwałem bo co niby miałem jej powiedzieć? ,,Dzięki za uratowanie mi życia, ale wiesz, mam dziewczynę i w ogóle”. Czułem, że zachowuje się nie w porządku wobec
niej. Z drugiej strony musiałem postawić sprawę jasno.
– W porządku Percy. – powiedziała, jakby czytając mi w myślach. – Wiem, co chcesz mi powiedzieć. Rozumiem cię. Chciałam ci po prostu podziękować. Za wszystko. Moglibyśmy zostać przyjaciółmi?
Poczułem niewiarygodną ulgę. Jakby ktoś zdjął mi z ramion ciężar nieba. A uwierzcie mi. Wiem jak to jest.
– Jasne – powiedziałem.
Kalipso rozpromieniła się i pocałowała mnie w policzek. Miałem nadzieję, że nie jestem tak czerwony jak mi się wydawało.
– Percy? – dobiegł mnie znajomy głos.
Spojrzałem za Kalipso i zobaczyłem Annabeth. Miał dziwny wyraz twarzy. Dotarło do mnie jak to mogło wyglądać i szybko wyciągnąłem do niej rękę.
– Chodź, przedstawię cię – powiedziałem.
Annbeth podeszła do mnie i niepewnie chwyciła mnie za rękę. Spojrzała na Kalipso i skrzywiła się nieznacznie. Annbeth wiedziała, że po wybuchu w wulkanie St. Helens, dosłownie wyrzuciło
mnie na wyspę Kalipso. Nie opowiadałem jej dokładnie co się działo przez te dwa tygodnie, kiedy tam byłem bo uznałem, że nie potrafiłbym o tym mówić. A już szczególnie jej.
Podejrzewałem jednak, że Annabet domyślała się niektórych rzeczy.
– Annabeth – Kalipso, Kalipso – Annabeth. Kalipso to moja przyjaciółka. – powiedziałem do Annabeth (z naciskiem na słowo przyjaciółka), po czym zwróciłem się do Kalipso. – A Annabeth jest moją dziewczyną.
Kalipso pokiwała głową, jakby rozumiała. Uśmiechnęła się do Annabeth.
– Wiele o tobie słyszałam – powiedziała.
Wyciągnęła rękę do Annabeth. Córka Ateny uścisnęła ją.
– Ja o to tobie też… troszkę słyszałam.
Kalipso uśmiechnęła się lekko, i spojrzała na mnie. Zapadła niezręczna cisza.
– Posadziłem księżyczkę – wypaliłem.
Uśmiechnęła się szeroko.
– Cieszę się. Kiedyś mi pokażesz. A teraz, jeśli pozwolisz oddalę się. Mam do załatwienia… jeszcze kilka spraw.
Pokiwałem głową. Nie chciałem żeby odchodziła, po tym jak dopiero zaczęliśmy rozmawiać. Potem spojrzałem na Annabeth i zmieniłem zdanie. .
– Do zobaczenia Kalipso
– Do zobaczenia herosie – odpowiedziała.
Uśmiechnęła się po raz ostatni i odwróciła. Patrzyłem jak znika w tłumie, po czym spojrzałem na Annabeth. Miała dziwny wyraz twarzy. Wpatrywała się w punkt , w którym zniknęła Kalipso.
– Całkiem urocza – mruknęła.
Spojrzałem na nią zdziwiony.
– O co ci chodzi? – zapytałem.
Zrobiła zbolałą minę, co kompletnie do niej nie pasowało.
– Nic. Teraz, po prostu nie dziwie się, że spędziłeś z nią dwa tygodnie.
W tym momencie byłem jeszcze bardziej zdziwiony, niż wtedy kiedy zobaczyłem Kalipso. Czy to możliwe, że Annabeth była…
– Jesteś o mnie zazdrosna – powiedziałem z niedowierzaniem.
Annabeth spojrzała na mnie oburzona.
– Wcale nie – zaprzeczyła.
– Jesteś. – powiedziałem dobitniej. Zaśmiałem się kiedy walnęła mnie z pięści w rękę. Zrobiła się czerwona, i próbowała wyrwać mi rękę z uścisku, ale zamiast tego wylądowała w moich objęciach.
– Jej. – powiedziałem. – Naprawdę jesteś o mnie zazdrosna. To… miłe.
Spojrzała na mnie jak na idiotę. Nie dziwie się. Sam bym na siebie tak spojrzał.
– Miłe? – zapytała
– Ehem. – potaknąłem.- Przynajmniej wiem, że ci na mnie zależy.
Uśmiechnęła się nieśmiało. Pochyliłem się i pocałowałem ją. Mógłbym tam stać tak, z nią całą wieczność, ale miała inne plany. Oderwała się ode mnie i spojrzała w oczy.
– A ty?- zapytała.
Zamrugałem oczami.
– Co, co ja? – spytałem zdezorientowany.
Annebeth przewróciła oczami.
– Jesteś o mnie zazdrosny?
Zaśmiałem się cicho. A to ja jestem tutaj od zadawania głupich pytań, prawda?
– Byłem, jestem i będę – powiedziałem.
– Byłeś?
Potaknąłem.
– A jak myślisz, dlaczego zawsze jak tylko widziałem Luke’a, rzucałem się na niego z pięściami? Dlaczego zawsze chodziłem wściekły, po tym kiedy ty go wychwalałaś i bez przerwy o nim
gadałaś, broniłaś go. Myślałem, że dostanę szału. Nie raz miałem ochotę go zabić. Wtedy nie wiedziałem zbytnio dlaczego. Teraz już wiem.
Annebeth przypatrywała mi się intensywnie. Niemal widziałem trybiki obracające się w jej mózgu. Analizowała każde moje słowo. Pewnie przypominała sobie moje dziwne zachowania. W końcu
dostała na nie odpowiedź .
– Chodź – powiedziałem. – Zatańczymy.
Kolejne godziny mijały mi na tańczeniu i popijaniu napojów. Oczywiście wymieniałem kilka słów z niektórymi bogami. Pamiętam, że Apollo wciągną mnie w zaciekłą rozmowę o samochodach, ale
przyszła Artemida i zaczęła na niego wrzeszczeć, więc musiał iść. Potem rozmawiałem z Hermesem. Nie była to długa rozmowa, ponieważ zadzwonił telefon i bóg musiał się oddalić.
Stałem przy ścianie i patrzyłem na tłum tańczących gości. Dostrzegłem Annebeth, tańczącą z jakimś pomniejszym bożkiem. Uśmiechnąłem się do siebie.
– To jeszcze nie koniec – kolejny damski głos.
Obok mnie stała piękna kobieta w czerwonej sukni. Idealny makijaż, idealna sylwetka. Ideał kobiety.
– Afrodyto. – ukłoniłem się. – Co masz na myśli.
Bogini miłości obdarzyła mnie czarującym uśmiechem po czym podeszła i stanęła obok mnie. Pachniała drogimi perfumami. Spojrzała na tańczącą Annabeth.
– Miłość to bardzo piękna sprawa – powiedziała. – Nie myśl sobie, że będzie tak łatwo jak do tej pory. O nie. Czeka cię kilka… Hmm… Niespodzianek?
To do tej pory było łatwo, pomyślałem. Ale uznałem, że nie będę się z nią kłócić. Afrodyta wyglądała na milutką i uroczą, ale wiedziałem, że mogłaby być straszliwym wrogiem.
– Jesteśmy ze sobą szczęśliwi. – odpowiedziałem. – Po co to niszczyć?
Bogini spojrzała na mnie zdziwiona.
– Niszczyć? Och, Percy! To zbyt piękne żeby to niszczyć. Nie mam takiego zamiaru. Po prostu trzeba to troszkę urozmaicić. Zobaczysz, będzie fajnie. Już nie mogę się doczekać. Czekają cię zawahania, rozterki, wzloty i upadki. Zobaczysz tylko.
Klasnęła w ręce, a ja miałem dziwne wrażenie, że wcale, ale to wcale nie będzie fajnie. No, może dla mnie. Musiałem się mieć na baczności.
– Widziałam, że spotkałeś już Kalipso – powiedziała.
Zastanawiałem się, z kąt wie, a po chwili to do mnie dotarło.
– To twoja sprawka. – stwierdziłem. – Dlaczego ją tutaj sprowadziłaś?
Afrodyta uśmiechnęła się w odpowiedzi.
– Przygotuj się – powiedziała, po czym odwróciła się i odeszła.
Poczułem strach. Co takiego przygotowała dla mnie Afrodyta? O jakich niespodziankach mówiła. Miałem dziwne wrażenie, że to nie skończy się dobrze.
Spojrzałem na Annabeth. Nie chciałem, żeby to się skończyło. Nie chciałem, żeby bogini miłości coś zmieniała. Niepokoiło mnie to, dlaczego przyprowadziła do mnie Kalipso. Nie miałem pojęcia o co jej z tym chodzi. Miałem dziwne wrażenie, że kiedy już się dowiem, moja sytuacja życiowa nie będzie za ciekawa.
Poczułem jak mój nastrój drastycznie się zmienia. Żeby zapomnieć o wszystkim dałem się porwać muzyce. Chciałem żeby zabawa niosła mnie daleko w inny świat. Świat bez kłopotów i zmartwień. Nie pamiętam dokładnie ile godzin przetańczyłem, w ile rozmów się wdałem.
Impreza rozkręciła się da dobre. Za oknami już dawno zapadł zmrok. Sale wypełniała muzyka i gwar rozmów. Każdy dawał się porwać zabawie. Wszyscy doskonale się bawili. Miałem wrażenie, że nic nie mogło tego zepsuć.
Jak zwykle cholernie się myliłem.
Nie wiem, która była godzina. Pamiętam, że księżyc widniał już wysoko, na gwieździstym niebie. Tańczyłem właśnie z Annabeth, kiedy ogromne drzwi, prowadzące do Wielkiej Sali otwarły
się z hukiem.
Muzyka ucichła, podobnie jak wszelakie rozmowy. W Sali panowała totalna cisza, nie licząc trzaskania ognia przy palenisku Hestii.
Do Sali weszła jakaś postać i zatrzymała się kilka metrów od progu. Nie potrafiłem stwierdzić czy to kobieta czy mężczyzna, ponieważ miała na sobie ciemną szatę i kaptur zakrywający twarz. W ręce niosła jakąś paczuszkę.
Zdjęła z głowy kaptur i ukazała swoją twarz. Była kobietą, a właściwie nastolatką. Miała jakieś osiemnaście lat. Ciemne, niemal czarne włosy, były zaplecione w warkocz. Jej ciemne, jak
noc oczy, otaczały długie i gęste rzęsy. Uśmiechnęła się ukazując rząd równych białych zębów.
– Moje zaproszenie się gdzieś zapodziało. – powiedziała. Miał przyjemny głos, chociaż można w nim było dosłyszeć jakąś potężną i chytrą nutę. – Doprawdy Hermesie. Powinieneś popracować nad wydajnością twoich linii wysyłkowych. Na szczęście dotarłam na czas. No… prawie. Och. Omal bym nie zapomniała.
Podniosła paczkę na wysokość oczu i odczytała coś na doczepionym blankiecie.
– Percy Jackson. Jest tu taki?
Poczułem, że sztywnieje. Czego ta kobieta ode mnie chciała? Wyszedłem z tłumu i skierowałem się w jej kierunku.
– Tak. – powiedziałem. – To ja.
Uśmiechnęła się i skinęła na mnie palcem, abym podszedł bliżej. Zawahałem się, ale uczyniłem to co chciała. Stałem jakieś dwa metry od niej.
– Mam coś dla ciebie… i pozostałych Olimpijczyków. Z pozdrowieniami od Madame Kika.
Zanim dotarł do mnie sens tych słów, mnóstwo rzeczy wydarzyło się równocześnie.
Nieznajoma rzuciła we mnie paczką, z szyderczym uśmiechem na twarzy, po czym zniknęła w kolumnie ciemnego dymu. Usłyszałem krzyk Annabeth, ale nie zdążyłem nawet zareagować, ponieważ paczka zaczęła świecić jasnym, białym światłem.
Zobaczyłem jak bogini magii, Hekate wystrzeliwuje jakiś niebieski promień w stronę paczki. Krzyczała przy tym jakieś starogreckie zaklęcie. Promień otulił paczkę, ale światło zaczęło świecić coraz mocniej i mocniej. Poczułem zawroty głowy. Pamiętam, że upadłem na ziemię i oślepiło mnie światło. Było tak ostre, że wywołało ciemne plamy przed moimi oczami. Znowu.
Super!!! Strasznie mi się podoba!
To jest BOOSKIE! Nie wiem co powiedzieć… Mam nadzieje, że to wystarczy. 😉
SSSSSSSSUUUUUUUUUUUPPPPPEEEEEEEERRRRRRRRRR!!!!!!!!!!!!!!!!
A ten moment „Moje zaproszenie gdzieś się zapodziało” przypomina mi „Śpiącą królewnę”… (Tak, wiem mam dziwne skojarzenia, ale moja koleżanka jest fanką starych bajek Disneya i cały czas mnie zmusza do oglądania xD )
Czy to była Eris?! Ja ją kocham! Moja ulubiona bogini!
O w mordę… fajne, fajne, chyba będzie buba!
To chyba była Eris… Kurcze… To opowiadanie jest bardzo fajne… Tylko dlaczego Hekate nie poradziła sobie z ta paczką?? Czekam na ciąg dalszy ❗ Bo to opowiadanko coraz bardziej się rozkręca ❗ 😉
Eeejjj, chwila, ja nie ogarniam… To to Eris? A nie Madame Kika, czyli Kirke? Czy Eris tylko wysłała Kirkę z tą paczką?
*sorry za błąd, wysłała Kirke, nie „Kirkę”
Dzieki
A wszelkie wątpliwości zostaną wyjaśnione w następnym rozdziale. No mam nadzieję….
Jaaaaaa!!!! To jest cuuuudowne! Spoko zakończenie. Ja w przeciwieństwie do innych uwielbiam takie. Utrzymują w takiej niepewności. Twoje opowiadanie jako jedno z niewielu nie jest przewidywalne. Naprawdę nie spodziewałam się tam Kirke. Masz genialne pomysły. Kłaniam Ci się dotykając głową podłogi.
AaAAAAa!!!Juz nie moge sie doczekac ciągu dalszego!!!!
Super!!!
Dziewczynio skąd tu bierzesz pomysły???
Skąd nie z kąd. nawet fajne
Dzięki Atlanto. Fajnie wiedzieć.
A co do pytania :skąd biore pomysły to musze piwiedzieć że nie mam pojęcia.
Poprostu wracam ze szkoły, robie zadanie albo idę z psem i nagle mnie coś nachodzi.
Potem staram się to przemyśleć, no i pisze cd.
Jeszcze raz dziękuję
Uwaga! Potrzebny facebook. Musze kliknąć „Lubię To”. xD
Świetne!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Kiedy będzie ciąg dalszy ZŁODZIEJA PIORUNA ozcami Annabeth?
genialne to jest