Od Autorki: To opowiadanie jest kontynuacją „Herosowego życia” Nic się nie zmienia. Skończył mi się szlaban, więc napisałam… Mam nadzieję, że się wam spodoba.
.
Nie wiem jak, ale udało mi się odparować jej atak. Zaatakowałam. Przez kilka minut walczyłyśmy, wymachując zawzięcie mieczami. Później byłyśmy trochę zmęczone…. Ale jak zobaczyłam ten drwiący błysk w jej oczach, rozkręciłam się na nowo. Percy przez pierwsze 5 minut starał się nas uspokoić, ale mu się znudziło, więc przystał na obserwowaniu nas z odległości trzech metrów.
– Wystąpię o zakaz zbliżania się. – rzuciłam do Clarisse. – żeby żadne świrnięte babo-chłopy się do mnie nie zbliżały na odległość…. Powiedzmy 10 metrów.
Clarisse słysząc, że nazwałam ją babo-chłopem wkurzyła się jak nie wiem co… Zrobiła się strasznie czerwona i w pewnym momencie myślałam, że się popłacze i ucieknie. Niestety ona postanowiła zachować dobre imię i przyłożyła się do walki.
– Ale się czerwona zrobiłaś…. To chyba zaawansowany zespół cushinga (czyt. Puszinga) i niedotlenienie mózgu. – zadrwiłam.
– Ty…. Ty…. – zastanawiała się nad jakimś wyzwiskiem, żeby się wykazać. – Ty… rozpuszczona idiotko! Pierwszy dzień obozu i już chcesz mieć przerąbane? Jestem jedną z…. tych najlepszych.
– Ostra ryga. – zaśmiałam się. – Mam to gdzieś. Obraziłaś mnie mówiąc, że mogę być córką Afrodyty.
– Bo się malujesz! Tu tylko jeden domek ma dziewczyny pomalowane – domek numer 10.
Popatrzyłam na domki. Domek numer 10, był bardzo wyróżniony. Cały różowy, otoczony różami, a z domku wychodziły rozpuszczone dzieciaki.
– Bue! – wzdrygnęłam się. – Róż!
– Dajcie już spokój. – westchnął Percy.
– Ona mnie nazwała…
– Tak wiem… Córeczką Afrodyty. – znowu westchnął. – Musisz zobaczyć resztę obozu.
– Tak, ale najpierw wykończę tą żmiję.
– Na Zeusa! – krzyknął Percy, a gdzieś w oddali zagrzmiało.
– Przestańcie! – rozdzielił nas.
– Niech ci już będzie. – westchnęłam.
– Chodźmy nad morze.
– Niech będzie. – poddałam się.
Percy zaprowadził mnie na plażę. Chwilę staliśmy w ciszy. W końcu usiadłam i zaczęłam się bawić piaskiem. Percy usiadł koło mnie.
– Nie powinnaś była robić sobie wrogów już pierwszego dnia. – powiedział w końcu.
– Obraziła mnie! – znów zaczęłam się usprawiedliwiać. – A o co jej chodziło? Mówiła o jakiejś dziewczynie…
Chłopak chwilę siedział cicho, ale w końcu zaczął mówić.
– W obozie od kilku lat była taka jedna dziewczyna. Nazywała się Catherine i była córką Afrodyty. Wyjeżdżała na rok, a wracała do obozu na początku wakacji. Ale była inna niż pozostałe jej siostry. Zaczęła się interesować walką. – westchnął. – Poprosiła mnie, żebym jej pomógł. Trenowałem ją. Była naprawdę świetna. Powiedziałem o niej Chejronowi, a on postanowił wysłać ją na misję. Miała pozbyć się jednego piekielnego ogara, który akurat grasował po mieście. Miał być jeden potwór, ale nagle zjawiło się ich tysiące… – głos mu się łamał. – Nie wiem co się stało. Była doskonale wyszkolona. Clarisse miała akurat misję i się spotkały. To znaczy Clarisse pomogła jej kiedy Catherine była już ledwo przy życiu. Odprowadziła ją do obozu. I teraz Catherine walczy o życie… Jest nawet w obozie, ale… Jej stan bez przerwy jest krytyczny.
Dałam mu trochę wytchnienia. Widać było, że był to dla niego wielki cios. Ja nie miałam zamiaru iść na żadną misję. Przynajmniej na razie. A jeśli tylko wyjdę z obozu napadną mnie potwory albo porwie mnie mój jakże kochany tatuś. Więc jeśli tylko przekroczę granicę będę miała przerąbane.
– Z tobą na pewno tak nie będzie. – powiedział niepewnie.
– Tak. – starałam się go pocieszyć.
– A co… – zaczął.
– Percy! Alex! – przerwał mu głos Annabeth.
Odwróciłam się. Ku nam zmierzała blond-włosa córka Ateny. Uśmiechała się. W jednej ręce trzymała niebieską bejsbolówkę Jankesów, a w drugiej jakąś grubą książkę.
– Nie słyszeliście? Wszyscy mają wracać do domków. Silena znów wymyśliła jakąś inspekcję czystości. – powiedziała.
– Dobra. Już idziemy. – Percy wstał z piasku. – Alex, naprawdę życzę powodzenia. W domku Hermesa zawsze przegrywają i później mają zmywać po obiedzie.
– Ja im zaraz dam zmywanie! – chwyciłam się za głowę. – Nie mam zamiaru po nikim zmywać.
Wstałam, otrzepałam się z piasku i pobiegłam w stronę domku Hermesa. W wejściu stali bracia Hood.
– Nie słyszeliście, że zaraz jest inspekcja? – spytałam.
– Słyszeliśmy. I co z tego? – powiedział Connor.
– Jak to co? Ja nie mam zamiaru zmywać! – krzyknęłam.
– Masz problem. Chyba, że zmusisz jakoś resztę do sprzątania. – zadrwił Travis głową wskazując tłok w domku.
Przeszłam przez próg domku.
– CISZA!!!!! – wydarłam się tak potwornie, że wszyscy zamilkli. – Dzisiaj jest inspekcja! Nie mam zamiaru zmywać po obiedzie, więc macie mi pomóc sprzątnąć ten chlew!
– Ta jasne! – krzyknął ktoś z tyłu.
– ZAMKNIJ SIĘ! – wrzasnęłam. – MACIE SPRZĄTAĆ CZY WAM SIĘ TO PODOBA CZY NIE!
– Nie! – krzyknęli.
– Zaraz wam przywalę! – zagroziłam.
– Jakoś nie boje się nowej. – zadrwił jakiś starszy chłopak wychodząc na przód.
– Tak? – spytałam. – To lepiej żebyś zaczął!
To było niekontrolowane, ale moje oczy po chwili zrobiły się złote i chłopak zaczął sprzątać. Reszta popatrzyła na mnie z przerażeniem. Dla mnie to był też szok, bo ja tylko chciałam, żeby oni zaczęli sprzątać… Wszyscy zebrani bojąc się, że im też coś zrobię zabrali się do sprzątania. Po pół godzinie z jednego wielkiego bałaganu zrobił się porządek. To był dopiero szok! Wszystko błyszczało! Łóżka i materace były pościelone, a na podłodze nic się nie walało. Też sprzątałam, ale nie sądziłam, że będzie to miało taki efekt! Kazałam wszystkim wyjść, żeby tego wszystkiego w kilka sekund nie rozwalili. Akurat do naszego domku zbliżała się grupka dziewczyn. Jedna z nich, ta która szła na przodzie, była cała umalowana. Miała czarne, długie włosy…. No i co tu dużo mówić – była piękna. Za nią szła Clarisse i jakaś blondynka z głupkowatym wyrazem twarzy.
– Jestem Silena, córka Afrodyty – przedstawiła się czarnowłosa. – To jest Clarisse, córka Aresa. A to jest Miley, córka Apolla. – powiedziała. – Przyszłyśmy ocenić domek Hermesa.
Clarisse uśmiechnęła się kpiąco. W zasadzie to wszystkie te dziewczyny nie wierzyły, że TEN domek będzie czysty. Tym bardziej się ucieszyłam, kiedy dziewczyny weszły do domku numer 11. Chwilę stały jak wryte. Silena otwarła szeroko usta i jeszcze trochę i by się udusiła, bo przestała oddychać. Po chwili jednak córka Afrodyty opanowała się wpisała coś do swojego notatnika i zaprowadziła swoje oniemiałe koleżanki przed domek.
– Tak…. – odchrząknęła. – To…. Było bardzo ciekawe przeżycie. – przygryzła wargę. – JAK TY TO ZROBIŁAŚ KOBIETO?!
– Praca zespołowa. – wzruszyłam ramionami. – Czy teraz można już to wszystko rozwalić?
– No… No… No tak. – mówiła Silena. – Czy na następnej inspekcji mogę oczekiwać takiego szoku?
– Nie wiem. – powiedziałam, odwróciłam się na pięcie i poszłam nad morze.
Słońce chyliło się już ku zachodowi, a to był taki piękny widok, że wgapiałam się w niego przez chwilę. Później chwilę popływałam, ale woda robiła się coraz zimniejsza. Usiadłam na piasku i zaczęłam rysować na nim różne obrazy. Malarstwo to jedyne, prawdziwe, moje zainteresowanie. Nie rozwinięte i ja uważałam, że nie mam talentu. Namalowałam na piasku Minotaura. Nigdy go nie widziałam, ale skądś go kojarzyłam… Chyba mi się kiedyś śnił. Przypatrzyłam się mojemu dziełu. Jak żywe. Westchnęłam i zerknęłam na morze. Słońca już nie było… To znaczy były nieliczne przebłyski kolorowego światła, ale w praktyce Słońce schowało się już w wodzie.
– Ach tak… Napracowałem się dzisiaj. – powiedział ktoś koło mnie.
Krzyknęłam i odwróciłam się. Koło mnie siedział jakiś przystojniaczek.
– Kim ty… Kim jesteś? – spytałam.
– Aaa… Bogiem słońca dziecino. Boskim Apollinem. Ostatnio słynąłem ze wspaniałego haiku, ale… Szukam nowego hobby. – westchnął.
– Jesteś bogiem? Łooo…. Po co przyszedłeś?
– Jak to po co? – popatrzył na mnie jak na idiotkę. – Szukam weny… Mam wrażenie, że o czymś zapomniałem.
Zaczął się zastanawiać. Nagle koło nas przebiegł jakiś chłopak. Stop. Co tu robił jakiś facet? Wszyscy już śpią… Albo są na kolacji.
– Apollo! Mówiłem, że się do tego nie nadajesz! Zapomniałaś! Miałeś ją przewieść na Olimp! – krzyknął facet.
– Hermesie… A no tak! Mój rydwan stoi… – pomyślał przez chwilę. – Jest tu jakiś parking?
– Co?! Gdzie mnie zabieracie? Po co?! Mnie?! – pytałam.
– Nie histeryzuj dziecko! Zabieramy cię na Olimp…. Na rozmowę z Zeusem, Posejdonem i Hadesem. – powiedział Hermes.
Apollo wyjął z kieszeni kluczyki i nacisnął przycisk z włączeniem alarmu. Coś piknęło w oddali.
– No to chodźmy! – ucieszył się bóg słońca.
Zaczęłam myśleć… Wielka Trójka chciała ze mną pogadać… Moim ojcem był Kronos… OOO! To nie wróżyło dobrze. Wstałam z piasku i przez chwilę udawałam, że idę z bogami. Jednak moja jakże wysoka inteligencja i ADHD pomogły mi nagle zniknąć w lesie. Zaczęłam uciekać ile sił w nogach do domku Hermesa. Wpadłam do domku. Nikt nie zwrócił na mnie uwagi. Tylko Travis i Connor wyglądali na zawiedzionych tym, że udało mi się posprzątać ten… Dobra lepiej nie mówić. Podeszłam do mojego miejsca na podłodze. Miałam co prawda walizkę, ale wolałam ją zostawić w Wielkim Domu, bo tu by mi ją ktoś jeszcze zarąbał. Przesunęłam się trochę tak, że oparłam się plecami o ścianę. Odchyliłam głowę do tyłu i zamknęłam oczy.
– Przyjechałaś z Paryża bez żadnych bagaży? – spytał ktoś.
– Schowałam bagaże, bo byście mi jeszcze ukradli. – powiedziałam.
– Nie prawda. – skłamał znany mi głos.
– Connor… Ty i Travis od razu byście go zwinęli. – powiedziałam.
– Niech ci będzie.
Otwarłam oczy i spojrzałam na Connora. Był taki sam jak Travis… Obydwoje byli blondynami z charakterystycznymi, ostrymi rysami twarzy. I obydwoje mieli ten błysk w oku, kiedy chcieli zrobić komuś kawał lub coś ukraść. Niestety teraz też zobaczyłam ten błysk.
– Coście znowu zrobili?! – pokręciłam głową z dezaprobatą.
– Co? Nic. – powiedział głosem niewiniątka.
Przewierciłam go wzrokiem, po czym zaczęłam szukać wzrokiem Travisa. Znalazłam go. Siedział i gadał z kilkoma dziewczynami. Dziwne… Wyglądało na to, że nie chcieli zrobić żadnego kawału. Wzruszyłam ramionami. Najwyżej ktoś albo ja się upokorzy.
– Czemu nie chcecie tu sprzątać?
– Jest nas za dużo. Za dużo sprzątania. – wzruszył ramionami.
– Hej. Przecież wasz ojciec raczej nie jest leniwy, bo goni w tę i we wte z przesyłkami. – powiedziałam. – I widzicie, dzisiaj jakoś było czysto.
Znów wzruszył ramionami. Westchnęłam i znów zamknęłam oczy. Ciekawa byłam co zrobią Hermes i Apollo kiedy kapną się, że mnie nie ma. Ale byłam przecież w domku Hermesa… Nie powinnam była, ale wyszłam z domku. Było ciemno. Przeszłam się chwilę nie wiedząc co robić. Nagle ktoś na mnie wpadł.
– Ał! Idioto! Co ty… – przerwałam.
Osobą, na którą wpadłam był Percy. Minę miał smutną i wyglądał jakby miał się zaraz popłakać.
– Co się stało? – spytałam delikatnie.
Popatrzył na mnie niewidzącym wzrokiem.
– Catherine… Ona… Umarła. – powiedział słabym głosem.
Zatkało mnie. Nie wiem już, co napisać. Po prostu brakuje mi słów. Chyba jedyne co mogę powiedzieć, to to, że jesteś od teraz jedną z 3 moich ulubionych pisarzy na tym blogu. Chociaż mam odrobinkę pretensji za Silenę. Aha. I jeszcze małe pytanko. Ale zamierzasz też kontynuować swoje poprzednie opowiadanie? Bo wiesz, bardzo mi się podobają oba i nie chciałabym urywać czytania żadnego z nich…
Ależ oczywiście, że piszę dalej. Oba, a nawet zaczęłam trzecie. Wysłałam je już więc powinny się pojawić. Miło, że ci się podoba.
Opowiadanie super. Cieszę się, że piszesz dalej i to aż trzy opowiadania, ponieważ bardzo podoba mi się twój styl pisania
Szkoda, że Catherine umarła… Szkoda. Nie rozumiem niektórych jej zachowań. Przecież Posejdon, Zeus i Hades są jej braćmi, i raczej nie chcą zrobić jej krzywdy… Tylko zabić, albo zrobić małe pranie mózgu… 😉
Opowiadanie całkiem dobre, tylko jedno pytanko małe. jak kronos mógł sobie zrobić córkę, skoro przez większość czasu był, że tak się wyrażę, zdezintegrowany (trudne słowo)?
Do Nyks: Dzięki…
Do Nemo: Jeszcze wszystko może się zmienić, nie? 😉
Do Voyt: Dzięki… Nie mam pojęcia jak to się mogło stać, ale pomysł to pomysł… 😉
Świetne. Nie wątpliwie wątpliwie masz talent.
Wow, że też się nie skapnęli(bogowie). Opowiadanko super!
Wszystko jest zajewyjepoje, tylko… mam takie pytanie: skąd ona się, do jasnej ciasnej, wzięła? Bo, że Kronos kiblował w Tartarze w stanie rozkawałkowanym… to się da obejść (kasyno Lotos etc.), ale… Kronos uważa śmiertelników za istoty niegodne uwagi. Raczej nie podejrzewam go o zabujanie się w jakiejś kobiecie…
Nie wiem jak to wyjaśnić. To był tylko pomysł mojej walniętej osoby, kochającej czarne charaktery 😉
super to jest