– Synami Olimpu? – zapytałem, nie mając zielonego pojęcia kim są ci „Synowie Olimpu”.
– Co mamy ci streścić naszą historię?? – odpowiedział pytaniem na pytanie jeden z mężczyzn.
Natomiast drugi spojrzał na pierwszego, popukał się w czoło i powiedział:
– Synami Olimpu, czyli powstaliśmy ze skał, z których zbudowany jest Olimp. Rozumiecie? – zapytał nas z ironią w głosie.
Spojrzałem na uzbrojonych facetów i obliczyłem szybko nasze szanse. Jeden z łukiem będzie w nas strzelał, a niechby drugi rzucił na nas siatkę? Raczej nie będzie happy endu. Ale co nam zostało.
Rzuciłem się do walki, a Annabeth włożyła swoją „magiczną czapeczkę” i stała się niewidzialna. Znając jej strategię zaszła ich od tyłu.
Zacząłem atakować tego z mieczem. Kiedy już miałem wytrącić mu broń z ręki coś innego przeciągnęło moją uwagę, mianowicie latająca siatka, która zaplątała swojego właściciela. Wiedziałem, że to Annabeth, ale jednak wyglądało to niesamowicie. Mężczyzna z mieczem wyczuł, że nie jestem przygotowany na atak, więc przygwoździł mnie z zaskoczenia do podłogi. Kiedy miał pchnąć ostrze w moją klatkę piersiową, zauważyłem otwór w jego plecach. Szybko podniosłem miecz i zza jego pleców uderzyłem. Zrobiłem gwałtowny unik, a on zamienił się w kupkę popiołu, bezskutecznie wbijając broń w podłogę, gdzie przed sekundą byłem ja.
Niewidzialna córka Ateny zdziałała naprawdę wiele. Kiedy odwróciłem się gotowy jej pomóc, zastałem jednego wroga szczelinie zawiniętego w siatkę, a drugiego naszpikowanego swoimi własnymi strzałami. Zamienili się w dwie kupki popiołu gdy moja przyjaciółka zmaterializowała się przede mną.
– No, muszę przyznać, że nieźle sobie poradziłaś. – stwierdziłem.
Uśmiechnęła się.
– Wracamy do Obozu? – zapytałem.
– Jasne. – odpowiedziała.
Ale kiedy już mieliśmy wyjść drzwi otworzyły się i do Sali Tronowej wpadł Posejdon. Mój tato rozejrzał się po Sali i zapytał:
– Czy paliliście ognisko?
Ze śmiechem opowiedzieliśmy mu co się stało.
– Że też wy macie takie parszywe szczęście do potworów! – pokręcił głową.
– Przyzwyczailiśmy się. – powiedziałem.
– Lepiej wracajcie do Obozu Herosów. – powiedział Posejdon.
– A kto to posprząta? – zapytała Annabeth.
Mój tata popatrzył na nią, jakby pierwszy raz słyszał o sprzątaniu. Pstryknął palcami i do Sali wpadła ogromna fala morskiej wody, pozbywając się wszystkich śmieci i naprawiając wszystko co zostało zniszczone.
– Dziękujemy. – popatrzyłem z uznaniem na tatę.
– Żaden problem. – mrugnął do mnie porozumiewawczo, pomachał Annabeth i odszedł.
– Chodźmy. – stwierdziła Annabeth.
Kiedy byliśmy już w Obozie zapytałem Annabeth:
– Myślisz, że za tydzień też tak będzie?
– Możliwe, Glonomóżdżku… – odpowiedziała tajemniczo.
Fajne. Podoba mi się:)
Nie no… Szybko się zabawili z tymi syneczkami Olimpu… 😀
ciutek za krótkie, ale i tak niezłe
Za krótkie!- to raz.
Walka za szybka!- to dwa.
Literówki!- to trzy.
„Kiedy miał pchnąć ostrze w moją klatkę piersiową, zauważyłem otwór w jego plecach.”-> albo „wbić ostrze” albo „pchnąć mnie mieczem w klatkę piersiową”; przyczepię się też do tego otworu na plecach- niby jak Percy miał go zobaczyć i jakim sposobem go tam walnął, przecież gościu powinien stać do niego przodem… i skąd Percy w ogóle miał miecz? przecież każdy wojownik odkopnąłby lub odrzucił broń przeciwnika poza jego zasięg; czy ten Syn Olimpu był kompletnym debilem?!- to cztery
Please, nie obraź się!!!
Arachne też to zaważyłam.
No, ale wiemy jak to jest.
Czasami jak się pisze opowiadanie to takie głupie rzeczy się zdażają
Czasem się czegoś nie zauważy i wtedy my mamy się czego czepiać …. 😆 .
Nie no żartuje tylko 😛 .
Pisz dalej