I właśnie w tej chwili skończył się miły aspekt mojego snu.
Słyszałam jakieś upiorne dźwięki gitary, ale po chwili nastała cisza. Słychać było tylko świst lotek do gry w darta. Zobaczyłam Luke’a siedzącego na łóżku. Pokój był stosunkowo ciemny, świeciły się w nim tylko dwie świeczki.
Spojrzałam na tarczę. Pola z punktami przysłaniała podobizna Hermesa. Poczułam niesamowity ból głowy, to było dość dziwne. Jakbym miała coś w rodzaju połączenia empatycznego.
– Gdzie jesteś, kiedy Cię potrzebuję? Czemu się mną nie zająłeś? Czemu… Thalia nie żyje tylko przez Ciebie. Nie żyje! Słyszysz, durniu?! Jesteś bogiem komunikacji, czemu nie wyczarujesz sobie telefonu i nie zadzwonisz do mnie?! Atena słyszy Annabeth, czemu ty nie usłyszysz mnie?! – Luke rzucał kolejne lotki w podobiznę Hermesa. Nagle drzwi od pokoju uchyliły się lekko. Chłopak wypuścił z ręki lotki i zaczął nasłuchiwać. Po chwili dało się słyszeć syk i jakieś starogreckie przekleństwo. Mała blondynka weszła się do pokoju i po chwili upadła na ziemię.
– Annabeth! – krzyknął Luke, ale zreflektował się i podniósł ją z ziemi. Pamiętałam przecież, że Annabeth chyba skręciła kostkę. Chyba, bo równie dobrze kostka mogła być złamana.
– Co ty tu robisz? – spytał chłopak szeptem, aczkolwiek z troską w głosie. Położył Annabeth na swoim łóżku.
– Chciałam… Ja chciałam tutaj spać – ta prośba najwyraźniej zdziwiła chłopaka, bo zrobił dziwną minę. Odgarnął z jej twarzy brudne od potu i kurzu włosy. Spojrzał na jej kostkę i zdjął jej mały bucik. Przyglądała się uważnie temu, co właśnie robił chłopak. Dotknął delikatnie jej kostki, ale Annabeth poderwała się, ponieważ mimo lekkiego dotyku, bardzo ją to bolało. Syknęła tylko z bólu.
Pomyślałam, że Luke był z jakiegoś względu podobny do anioła. Przecież on się tak o nią troszczył.
Blondyn spojrzał na nią i jej pełną cierpienia minę. Kiedy tylko to zrobił, od razu jej twarz rozjaśnił uśmiech. Nie chciała martwić swojego przyjaciela.
Wyjął z jakiejś szafeczki leki przeciwbólowe i butelkę wody. Podał to wszystko siedmiolatce.
– Połknij i popij. Najlepiej będzie, jeśli to zrobisz i się prześpisz… Twoja kostka chyba jest w nienajlepszym stanie. Jutro kogoś do Ciebie zawołam.
I znowu to wszystko się zmieniło… Słyszałam jakiś potworny głos, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że to tylko ulubiona piosenka Luke’a – „Them Bones” w wykonaniu Alice In Chains. Trzeba wybaczyć mi to porównanie, ale te krzyki Layne’a Staleya brzmiały jak zarzynanie jakiegoś nieśmiertelnego dzika czy maciory.
Nagle śpiew zaczął się ściszać. Nikt nie ingerował w głośniki. Niedługo po tym mojemu przyjacielowi ukazał się dziwny widok. Wiedziałam, kto to był.
Kronos.
Mrozi krew w żyłach, nie? Ale Luke tylko z początku wyglądał na przestraszonego. Wyglądał, jakby zrozumiał, po co to cholerstwo się pojawiło w jego pokoju. Miałam ochotę zabijać, miałam ochotę znieważać, miałam ochotę trzasnąć kogoś w łeb. Tak jak przy spotkaniu z „wujkiem” Aresem (kazał mi siebie nazywać „wujkiem”, chociaż sam nazywa mnie Zeusową durnotą).
– Czemu tu jeszcze jesteś? – spytał go podły tytan. Przez jego głos przebiegała jednak potęga i mądrość. Jakby Zeus i Atena mówili jednocześnie. WIEDZIAŁAM, że to był Kronos. To nie był jednak jego głos.
– Chcę pomścić Thalię. Znajdę to cholerstwo, które ją zabiło – powiedział blondyn. Kronos posłał mu pobłażliwy uśmieszek i pogładził go po głowie.
– Bogowie ją zabili, Luke. Nie rozumiesz tego? Gdyby bogowie was kochali, to by do czegoś takiego nie dopuścili. Nie zginęłaby Thalia, nie zginęliby inni herosi, o których zapewne Ci nie mówili. Bogowie udają, że nie ma problemu, że ich romanse ze śmiertelniczkami są bezowocne, że NIE MA półbogów.
– Ale…
– Co z tego, że uznają was? Robią to tylko z konieczności. Pewnie wierzyłeś w te bajki, że tatuś jest zapracowany. Ale Hermes, podobnie jak inni bogowie, ma w głębokim poważaniu swoje dzieci – głos Kronosa brzmiał tak potężnie, a zarazem łagodnie, że mogłabym sama pójść za nim. Luke tylko skinął głową. Wyglądał na zdezorientowanego. Kronos pstryknął palcami, a dźwięki „Them Bones” znowu zaczęły wypełniać pokój.
– Ta piosenka opowiada o Tobie, Luke. Tylu już herosów zginęło, tyle kości przewala się po tych prowizorycznych grobach. Zdajesz sobie sprawę, że kiedyś zostaniesz sam? Nie będzie was, herosów, mimo iż niektórzy z was walczą dzielnie. A Ty też w końcu zginiesz. Chyba, że przyjmiesz moją ofertę – Kronos zniknął. W takim momencie, że myślałam, że Luke umrze z rozpaczy. On kochał ojca. Zawsze chciał go poznać. Ale Hermes nigdy nie dawał mu tej satysfakcji. Nie licząc tego razu, kiedy się pokłócili.
Na twarzy Luke’a malowała się nienawiść, jakby to sam Ares stał w pokoju. Ale Luke był o wiele bardziej przerażający od Aresa, kiedy wpatrywał się w tarczę do darta. Po chwili gniew z jego twarzy zniknął. Jednak w ułamku sekundy chwycił krzesło i rzucił nim o ścianę. Tak po prostu.
Obudziłam się mokra od potu. Sięgnęłam po telefon, który leżał na szafce obok łóżka. Była już dziewiętnasta. Wprawdzie obozowicze jeszcze byli tu i ówdzie, ale naprawdę mnie to nie obchodziło. Potrzebowałam rozmowy z blondaskiem od Hermesa. Jak powietrza.
Chwyciłam zatem kule, które położyłam niedaleko łóżka i zastanowiłam się, jak energicznie będę musiała zwiewać (Dionizos naprawdę nie lubi, jak ktoś kradnie truskawki). Zatem ruszyłam ku wielkiej plantacji truskawek. Od czasu do czasu rzuciłam jakieś „Cześć” mijanym obozowiczom. Jakbym wzięła Łowczynie, to zapewne poszłoby łatwiej. Ale one nie mieszają się w sprawy „poślednich herosków”. No cóż, dzięki zbawiennemu wpływowi Artemidy zdążyły przez te wszystkie stulecia znienawidzić wszystkich facetów, a heroski są postrzegane jak kandydatki do przyłączenia się do Polowania. Ot co…
Wracając do moich jakże ciekawych przygód, dotarłam na plantację. Uhh. Nie miałam farta, jeśli chodzi o takie rzeczy. Po polu kręcił się Polluks.
Uśmiechnęłam się tylko lekko, bo jak się jest córką Zeusa, to się nie martwi o takie rzeczy. Przypomniałam sobie, że jak się postaram, to potrafię pozbawiać ludzi przytomności na krótki czas. Zaszłam zatem Polluksa od tyłu i przyłożyłam mu dwa palce do skroni. Moja ręka zaiskrzyła się, a chłopak upadł. Nagle jednak stało się coś niezbyt fajnego. Oplotły mnie jakieś krzaczki.
Ja osobiście kocham te opowiadanie.
Nie dość że śmieszne, fajny pomysł to jeszcze ten styl pisania 😆 .
Czekam na ciąg dalszy
Dziękuję ^^ To miłe z Twojej strony, ale muszę Cię niestety rozczarować. Mam szlaban na dość długi czas i nie będę mogła opublikować dalszego ciągu.
Nie…!!!! To niemożliwe!! Pogniewałam się właśnie na twoich rodziców -.-” …
O nie…
Chyba się złamię….
No ale za to bardziej się będe cieszyć kiedy przyślesz kolejną część …
NIIIIIIIIIIIIIIIIIIIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!!!
MUSISZ pisać dalej, słyszysz?! MUSISZ!!!
Opowiadanie super! No jak dla mnie najlepsze ze wszystkich tu na tym blogu. Kocham twój styl pisania!
Nie, trzeba złożyć sprzeciw, żeby ci zlikwidowano szlaban! Akurat w takim momencie ;(
Wyślemy petycje do twoich rodziców co?
Ja sie pod petycją podpiszę 😛 Swietne, boski, genialne. Zresztą tak dobre jak i poprzednie części. Koniecznie musisz pisać dalej.
jak ktoś mógł wymyślić coś takiego jak szlaban ?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?!?! ludzie to już w ogóle serca nie mają ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗
Super 10/10
fajny rozdział