– Możecie sobie już iść? – spytałam Percy’ego.
Po godzinnym wymuszaniu ode mnie co mi się śniło w końcu Chejron się poddał, ale kazał Percy’emu i Annabeth mnie pilnować.
– Dobrze wiesz, że nie możemy. – odpowiedziała Annabeth.
Przewróciłam oczami. Dobra… Plan A – grzecznie prosić, nie powiódł się. Plan B – chamskie proszenie…
– Spróbuję jaśniej. – zaczęłam spokojnie. – Odwalcie się ode mnie! – wrzasnęłam.
-Nie. – powiedzieli równo.
Dobrze, a więc plan C… Tylko najpierw trzeba go wymyślić. Ucieczka? Walka? Ucieczka i walka? O tak! Tylko, że ja nie miałam broni. Trudno. Usiadłam na ziemi i zaczęłam medytować. Annabeth i Percy wymienili zdziwione spojrzenia.
– Ty medytujesz?
– Tak. To mnie uspokaja. – odpowiedziałam spokojnie.
Percy i Annabeth usiedli koło mnie.
– A o co w tym chodzi? – spytał Percy.
– Siedzisz w takiej pozycji jak ja, zamykasz oczy i myślisz o czymś miłym. – uśmiechnęłam się.
– Ok. – odpowiedzieli.
Odczekałam chwilę i popatrzyłam na nich. Obydwoje mieli zamknięte oczy.
„Nie sądziłam, że to będzie takie łatwe.” – pomyślałam.
Cicho, ale pośpiesznie wstałam z ziemi. Oni nic nie usłyszeli i nadal mieli zamknięte oczy. Odwróciłam się na pięcie i poszłam do lasu. Zastanawiałam się nad tym, dlaczego musiałam tutaj zamieszkać. Bo mnie zmuszali. Będę miała to gdzieś. Zapewne ucieknę nie raz z obozu. Przechodziłam bez szelestu między drzewami. W pewnym momencie poczułam, że przeszłam granice. Jak to można poczuć? Nie mam pojęcia, chyba czułam się mniej bezpieczna i ogólnie tak dziwnie. Przede mną stał chłopak znany mi z lotniska. Blond włosy, wysoki i wielka blizna. Wpatrywał się we mnie – nie odzywał się, ani nie poruszał. W pewnym momencie pomyślałam, że albo – a) nie żyje, b) jest w dziwnym letargu lub c) zamarł z przerażenia. Odwróciłam się, ale nic strasznego za mną nie stało. Wzruszyłam ramionami. Cofnęłam się o krok, wracając do bezpiecznego obozu. Tak na wszelki wypadek. Usiadłam w siadzie skrzyżnym na ziemi i czekałam co będzie dalej.
– Co słychać? – spytał po chwili chłopak. To było tak nagle, że się wzdrygnęłam.
– Spoko jest. A u ciebie? – mówiłam niepewnie.
– Dobrze, ale nie idealnie. Ale niedługo powinno być idealnie. – uśmiechnął się pokazując swoje równe, białe zęby.
– Tak? – uniosłam brwi. – A co się zmieni?
– Dużo rzeczy. – powiedział. – Chciałabyś może przyłączyć do swojego ojca?
– Co?! To, że nie chce być w obozie Herosów, nie znaczy, że przyłączę się do spółki Kronosa.
Blondyn uśmiechnął się pobłażliwie. Pokręcił głową.
– Nie zdążyliśmy się poznać… To znaczy nie osobiście. – zaczął inny temat. – Jestem Luke. A ty?
Coś mi kazało nie odpowiadać, ale ja to zignorowałam.
– Jestem Alex. – uśmiechnęłam się i odrzuciłam moje blond włosy.
– Gdybym nie wiedział kto jest twoim rodzicem, podejrzewałbym, że jesteś córką Afrodyty.
– A czemu?
– Proste. Jesteś piękna i w dodatku to odgarnięcie włosów i makijaż. – przyjrzał mi się.
Chcąc nie chcąc zarumieniłam się. Podszedł do mnie. Stał metr przede mną i nie mógł iść dalej.
– Nie rozumiem, czemu chcesz marnować swoje zdolności w tym obozie. – pokręcił głową.
– Ej! Ja nie mówię, że w nim zostaję!
– Tak. Są dwa miejsca gdzie potwory cię nie dopadną – Obóz Herosów i Kryjówka Kronosa.
– O wybacz… Nie skorzystam z żadnej z tych ofert.
– Myślisz, że bogowie zachowają cię przy życiu? Już pewnie wiedzą kto jest twoim ojcem. Zabiją ciebie, twoją rodzinę i przyjaciół. – spuścił wzrok. – Jak dołączysz do Kronosa to cię to ominie.
– CO?! ZABIJĄ MOJĄ MATKĘ I PRZYJACIÓŁ?! – wkurzyłam się.
– Możesz do nas dołączyć. Twoja matka i przyjaciele będą chronieni, a ty pomożesz ojcu zniszczyć Olimp! Będziesz miała nieograniczoną władzę! – uśmiechał się.
Władza nieograniczona… – zastanowiłam się. – Brzmi nieźle.
Wyciągnęłam rękę do Luke’a. Nagle się zawahałam. A co jeśli kłamie? Jeśli nic nie zagraża ani mi ani mojej rodzinie? A co jeśli nie będę miała tej władzy. Cofnęłam rękę.
– Skąd mam pewność, że nie kłamiesz?
– Nie masz. – uśmiechnął się. – Nie powinnaś mi ufać. W końcu jestem ten „zły”.
– Czemu tak dążysz do tego, aby Kronos powstał? Co jest nie tak z Olimpijczykami?
– Bogowie nie zajmują się swoimi dziećmi. Dla nich ważna jest posada, a herosów tylko wykorzystują do brudnej roboty. Albo w ogóle się nie przyznają do dzieci. – powiedział smutno.
Znów wyciągnęłam rękę. I znów ją cofnęłam.
– Nie mogę. Nie jestem przeszkolona, a w dodatku Kronos jest zły. – wstałam i odwróciłam się.
– Nie gorszy od Olimpijczyków. – szepnął Luke, ale nie przekonywał mnie już. – Jeszcze się okaże. Jeszcze zobaczysz!
Nie słuchając go już wróciłam do miejsca, w którym zostawiłam Percy’ego i Annabeth. Nie medytowali już, tylko rozglądali się zdenerwowani. Wyszłam zza drzewa.
– Gdzie ty byłaś?! – denerwowała się Annabeth.
– Spacerowałam. – odpowiedziałam spokojnie. Nie miałam zamiaru wspominać im nic o tym co przed chwilą się wydarzyło. – Ja się tu będę uczyć walczyć?
– No… Tak. Tu cię wyszkolimy, żebyś jakby co mogła się obronić przed potworami.
Pokiwałam głową.
– A kiedy zacznę się uczyć?
– Możesz teraz. Ale zacznijmy od łucznictwa. – zaproponowała Annabeth.
– Okey.
– To chodź. – powiedział Percy i razem zaprowadzili mnie do… Jak się mówi na takie miejsce? Nie wiem. Do miejsca gdzie trenowano łucznictwo. Po jednej stronie były tarcze, a po drugiej herosi.
Podeszłam do jedynego wolnego miejsca. Percy podał mi łuk i strzały.
– Nie denerwuj się, jak nie wyjdzie ci za pierwszym razem. Pierwszy raz masz w ręce łuk.
Nie słuchając go naciągnęłam cięciwę i wystrzeliłam strzałę. Lot trwał sekundę, ale ja to widziałam jakby w zwolnionym tempie. Strzała weszła w środek tarczy jak w masło i przeszła ją na wylot. Percy zrobił bezgłośne „Łał” a Annabeth tylko wpatrywała się w środek tarczy kręcąc głową. Uśmiechnęłam się od ucha do ucha.
– Jak… Jak ty to… ? – zacinał się Percy, a ja się cieszyłam, że doprowadziłam go do takiego szoku.
– Po prostu. Wzięłam strzałę i trafiłam. – wzruszyłam ramionami. Chwyciłam drugą strzałę.
Znów naciągnęłam cięciwę i strzała przeszła przez tarcze w samym środku. Tym już chyba kompletnie dobiłam Percy’ego. Po jego minie można było przypuszczać, że albo on świetnie strzela z łuku i okazałam się lepsza, albo on jest beznadziejny i mój talent go dołuje.
– Łał! – zawołał ktoś za moimi plecami. – Jesteś świetna. Jesteś już określona?
Odwróciłam się. Za mną stała dziewczyna z ciemnymi włosami. Pokręciłam przecząco głową.
– To pewnie będziesz moją siostrą! Jestem Lily. Córka Apollina. – uśmiechnęła się.
– Jestem Alex. Pochodzę z Francji. – przedstawiłam się.
– Ooo! Byłam tam raz. Śliczne miejsce. – przyznała.
Uśmiechnęłam się. Czułam, że zaprzyjaźnię się z Lily. Chciałam z nią jeszcze pogadać, ale ktoś ją zawołał. Dziewczyna przeprosiła i odeszła.
– To może jednak poćwiczymy walkę na miecze? – Percy ocknął się z szoku.
– Spoko.
Percy zaprowadził mnie na arenę. Annabeth musiała nas opuścić, bo jakiś nowy heros z jej domku coś rozwalił. Kiedy doszliśmy na miejsce Percy podał mi jakiś scyzoryk. Popatrzyłam na niego pytająco.
– Otwórz go.
Otwarłam scyzoryk i nagle zamiast niego miałam w ręce srebrny miecz ze złotą rękojeścią. Chłopak naparł na mnie. Zablokowałam go. Nie wiedziałam skąd umiem walczyć, ale stwierdziłam, że to cechy wrodzone. Zaatakowałam go. Walczyliśmy chwilę, ale w końcu mnie pokonał.
– Nie martw się. Byłaś niezła, a pierwszy raz walczysz. Jeszcze ze mną wygrasz. – uśmiechnął się.
– O! Co to? Jackson, przyprowadziłeś nową ciamajdę? – zapytał dziewczęcy głos tuż koło mnie.
– Odwal się Clarisse. – wysyczał Percy.
– I co? Będzie jak z tamtą? Będziesz jej gadał, że jest świetna, a potem potwory prawie ją zabiją? Dobrze, że byłam w pobliżu. – mówiła Clarisse. Zlustrowała mnie wzrokiem. – Tą potwory szybko pokonają.
Miałam wielką ochotę jej wrąbać, ale miałam resztkę godności jako francuska.
– Słaba jest. – stwierdziła dziewczyna.
– Spadaj Clarisse. – powiedział Percy.
– Bo co mi zrobisz? Oblejesz mnie wodą? – drwiła. – Ja tylko uświadamiam dziewczynie co jej grozi.
– Raczej umiem stwierdzić co mi grozi. – powiedziałam wyzywająco.
Percy dawał mi jakieś dziwne znaki, żebym się nie pakowała w kłopoty, ale cóż… To przez ADHD.
– Dziwny masz akcent. – stwierdziła Clarisse. – Skąd pochodzisz, dziewczynko? – powiedziała wolno.
– Z pewnego odległego kraju. Nawet nie musisz wiedzieć co to za kraj. – rzuciłam. – I tak by cię nie stać było na bilet. – popatrzyłam z odrazą na jej strój.
Dziewczyna gapiła się chwilę na mnie z wściekłością.
– Zapewne córeczka Afrodyty. Cięty języczek i ocenia ludzi po ubraniach i braku makijażu.
To był szczyt szczytów! Ja córeczką Afrodyty?! Jestem piękna i dbam o siebie, lubię się malować, ale bez przesady!
– Chcesz się przekonać? – spytałam. – To walcz. – otworzyłam scyzoryk.
Dziewczyna chwyciła swój miecz.
– To chyba nie najlepszy pomysł. – jęknął Percy.
– Zamknij się! – wrzasnęłyśmy obie. Teraz liczyła się dla nas tylko wygrana.
Uwielbiam nawalany z Clarisse. Będzie świetnie! Już jest świetnie!
To chyba ostatnie opowiadanie jakie wysłałam. Mam teraz szlaban, a w tej sekundzie jestem na nielegalu, bo nikogo nie ma w domku…. 😛
Asia!! Błagam – WIĘCEJ!! Powiedz rodzicom że pisanie na blog rozwija i pomaga w pisaniu wypracowań 😀 Jakby co to mogę z nimi porozmawiać – jestem w tym dobra 😉
Genialne. Uwielbiam twoje opowiadania.
Awesome!! Ups… za dużo kamentowania po angielsku :). Opowiadanie cudowne. I zapoznaj mnie z twoimy rodzicami, to sobie porozmawiamy. Zabraniając ci wchodzić na komputer(haha, fajnie to brzmi) mogą zachwiac równowagę na świecie.
to miejsce to strzelnica… ( na wypadek gdybyś prawdziwie zapomniała 😀 ) BŁAGAM nie przerywaj.!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Nie przerywam! Nawet przez myśl mi to nie przeszło. Skończył się szlaban i teraz piszę: dziesięć minut jedno, dziesięć drugie…. A! Co myślicie o zmianie tytułu z Herosowe życie, na Córka Pana Czasu?
Swietne..!!
super