Guma Jelly znalazła się na moich włosach. I nie, nie znalazła się tam przypadkiem. I nie, nie przesłyszeliście się, powiedziałam: Jelly.
Tak, tak wiem. Co to za pomysł, by nazywać dziecko Żelkiem? Takie imię to jakby przekleństwo. Ale nigdy nie miałam czasu współczuć Jelly. Zbyt często doprowadzała mnie do szału.
– Nie żyjesz – mruknęłam i wyplątałam gumę z blond pasem włosów. Rzuciłam ją w moją rywalkę. Niestety, dziewczyna w porę uchyliła się i guma znalazła się na podłodze.
Jelly wyszczerzyła zęby w uśmiechu.
Żeby ona chociaż przypominała żelka. Byłaby gruba, fioletowa i ciągnąca się. Ale nie. Ona była wysoką, opaloną, chudą brunetką.
– Już się boję, dzidziusiu – powiedziała.
Zrobiłam krok do przodu. Mój przyjaciel, Benny (głupie imię) złapał mnie za ramię i powiedział stanowczo:
– Nie.
Jego spojrzenie było jak rafaello – wyrażało więcej niż tysiąc słów.
Starczy ci już kłopotów.
Po prostu ją zignoruj.
Nie sięga ci nawet do pięt.
Może miał rację, może nie. Ale ja zawsze byłam porywcza, a Jelly zawsze była moim największym szkolnym wrogiem.
Od początku się nie trawiłyśmy.
– Dzidzia się boi? – zaświergotała Jelly.
Przesadziła. Ja nie jestem dzidzią. Nienawidzę jak mnie ktoś tak nazywa, dzidzią czy dzieckiem. Po prostu nienawidzę.
Moja ręka powędrowała automatycznie do kieszeni dżinsów. Wyciągnęłam z niej spiżowy bryloczek, trochę większy od zwyczajnego bryloczka do kluczy, bo wielkości mojej dłoni, w kształcie sowy.
– Co mi nim zrobisz? Rzucisz nim we mnie? – prychnęła Jelly, widząc co wyciągnęłam z kieszeni.
Zaraz się przekonasz – pomyślałam. A potem usłyszałam:
– Niko.
I odwróciłam się.
Nazywam się Niko. Dokładniej to Nicole, ale tata zawsze nazywa mnie Niko.
Przez tłum dzieciaków pragnących krwawej jatki przepchnął się wysoki mężczyzna, umięśniony, szeroki w barach, z krótko przystrzyżonymi blond włosami. Dziewczyny westchnęły z uwielbieniem, bo w gruncie rzeczy dorosły nie grzeszył urodą. Posłałam im już wyćwiczone zabójcze spojrzenie. Przecież to był mój tata, czyż nie?
A propos, nie wiem czy wspominałam, ale mój ojciec jest synem Apollina, a ja córką Ateny.
Okay, teraz czas na wyjaśnienia.
Nie wiadomo mi, czy jesteście w temacie, ale trudno, tej paplaniny i tak będziecie musieli wysłuchać.
Otóż jak już wcześniej wspominałam mój tata jest synem boga słońca, muzyki itd. Gdy miał jakieś 16 lat walczył w tej wielkiej wojnie z Kronosem. Nie odegrał szczególnie ważnej roli w tej bitwie, ot, zwyczajny heros, dlatego nigdy o nim nie usłyszycie.
Nazywa się James Rock.
Młody James, po pokonaniu Kronosa, pobył jeszcze parę lat w obozie (jego matka zginęła, gdy miał 5 lat, więc był całoroczny), a następnie udał się na studia. Nie został pożarty przez potwory aż do tej pory (rymuje się!).
Tata jest wszechstronnie utalentowany (najlepiej radzi sobie jednak z muzyką i z tego powodu zamiast normalnie pracować pisze piosenki dla sławnych osób, za które dostaje dość spore sumki), więc nic dziwnego, że wpadł w oko Atenie.
I owocem tego związku stałam się ja.
Wnuczka Apollina i córka Ateny.
Wiem, boskie powiązania są dość skomplikowane.
Mój ojciec, gdy tylko skończyłam 4 lata zaczął mnie uczyć mitów greckich. A w moje 6 urodziny zabrał mnie do Mcdonalda i powiedział:
– Jesteś córką Ateny, wiesz, tej od mądrości. Chcesz jeszcze trochę frytek?
Nie chciałam.
Kolejny dziwny fakt z mojego życia:
Skoro jestem heroską, a mój tata herosem, potwory powinny nas gonić od rana do wieczora, prawda? No właśnie, powinny. Ale tego nie robiły. Nie zaatakowało nas żadne monstrum, aż do tego pechowego dnia. Ale o tym później.
Nie pytajcie mnie czemu tak było, nie odpowiem wam. Bo sama nie wiem.
Ale powróćmy do tego dnia, kiedy po raz pierwszy miałam zostać w obozie na całe lato. Sama.
Gdy tylko mój tata się pojawił, schowałam bryloczek do kieszeni.
– O, hej tato – mruknęłam.
– Niko, musimy już iść – ponaglił mnie ojciec. – Będę w samochodzie. Masz tam być za dwie minuty. Dwie – dodał i wyszedł z pomieszczenia.
– Jasne, uciekaj do tatusia! – zawołała Jelly.
Nic nie odpowiedziałam. Po prostu posłałam jej mordercze spojrzenie. Rozliczę się z nią w nowym roku szkolnym. Tak, chociaż miałam dysleksję i ADHD nie wyleciałam ze szkoły jak inni półbogowie. Ledwo zdałam, ale jednak nie wyleciałam. Ja po prostu nawet jako heroska nie mogę być zwyczajna.
Tato oczywiście puścił Presley’a.
Przez całą drogę jęczałam i marudziłam. Nie chciałam jechać na ten obóz. Nie chciałam nosić tej głupiej pomarańczowej koszulki.
– Och, przestań. Tysiące razy bywałaś w obozie i jakoś nic ci się nie stało – zauważył rodzic.
– Tak, ale byłam tam z tobą i tylko na kilka dni.
Była to prawda. Tata ubzdurał sobie, że ilekroć będziemy przejeżdżać obok Wzgórza Herosów musimy wpaść do Chejrona na herbatkę.
Tak naprawdę nigdy dotąd nie opuszczałam taty na tak długo. I bałam się, że nie poradzę sobie w niczym bez niego.
Gdy tata opowiadał jakieś śmieszne historyjki, by mnie rozweselić, ja spojrzałam na swoje glany.
Czy inni obozowicze mnie zaakceptują? Tzn. glany, T-shirty i ogólnie moją buntowniczą postawę?
I czy ktoś na tym cholernym obozie wiedział co to są za zespoły jak Snow Patrol, Green Day czy Red Chot Chili Peppers?
Ale nie dane mi było długo się nad tym zastanowić. Zbliżaliśmy się do celu.
Nagle coś skoczyło na nasz samochód, a ja wrzasnęłam z przerażenia.
Polubiłam bardzo Niko Z tymi swoimi glanami i Snow Patrol przypomina właśnie Thalię. I dlatego ją lubię. Czekam na ciąg dalszy 😀
Super, i skończone w fajnym momencie. Po prosto nie można się doczekać zakończenia! Chyba w tym zdaniu wyraziłam swoje myśli, prawda? Opowiadanko bardzo mi się podobało.
Bardzo fajne, i ja też polubiłam Niko, ale przez Green Day’a 😉
Mi również bardzo się podoba. Czekam na następne!
Bardzo fajne opowiadanie Ta Niko to wykapana córeczka tatusia tylko tata,tata,tata:)
BOSKIE 😀 czekam na ciąg dalszy 😉
C’rde! Naprawdę Klub Glaniarza!
Już ją polubiłam! XD
Green Day Peppersi Glany suuuuperowe opowiadanie!
Green Day <3 mój ukochany zespół
Już lubię Niko xD
Jak rafaello- to mnie powaliło. A opo BOSKIE!
Yeeeeeee!!!! Nico lubi Green Day’a!!! Już ją uwielbiam!
@ Maggie McKinley twoim ulubionym zespołem jest Green Day? A kogo najbardziej lubisz z zespołu ( Billy’ego Armstronga, Tre Cool’a czy Mike’a Drint’a???)?
Jego spojrzenie było jak rafaello – wyrażało więcej niż tysiąc słów.- To jest super no i jeszcze Green Day. Genialne
fajne