Podeszłam do potwora i zaczęłam walić w niego mieczem. Walka wychodziła mi genialnie, a pierwszy raz walczę. Potwór się jednak bronił. W końcu udało mi się jakoś w niego trafić. Myślałam, że nic mu się nie stanie, ale on się rozsypał w proch. Gapiłam się w tamto miejsce przez chwilę. Potem ktoś zakrył mi usta ręką. Zaczęłam się wyrywać. Próbowałam krzyczeć.
– Spokojnie. Rozluźnij się. Wracamy do obozu. – usłyszałam słaby głos Percy’ego.
Zabrał mi miecz, schował go a po chwili odchylił swoją rękę.
– Puszczaj mnie! Ja nie idę do żadnego obozu!
– Chcesz wezwać potwory?
– To już twój problem. Puszczaj mnie! – wrzasnęłam.
Ale niestety po chwili usłyszałam głosy blondynki, Chejrona i Dionizosa.
– Nie mów im! – poprosiłam.
– Czego?
– Kto jest moim ojcem! Proszę… – jęczałam.
– Niech będzie. – uśmiechnął się.
– Percy! Nic ci nie jest? – zawołała blondynka i rzuciła się na niego.
– Annabeth! Uspokój się! – zaśmiał się.
A więc znałam już imię blondynki. Annabeth popatrzyła na mnie.
– Nigdy więcej tak nie rób. – powiedziała.
Doszli do nas Dionizos i Chejron i zaczęli mi robić bardzo nudny wykład o tym, że źle reaguje, że jestem nadpobudliwa itp. Szczerze to ja ich w ogóle nie słuchałam, tylko bujałam w obłokach.
– Hej, Alex! – usłyszałam krzyk Dionizosa.
– Hę?
– Czy ty nas w ogóle słuchasz? – spytał Chejron.
– E-e. – wydukałam.
– Mówimy o twojej nadpobudliwości.
– Ej! Sorry! Nie moja wina, że mam ADHD.
Tak, tak – to ja to powiedziałam. Czemu się chwalę, że to powiedziałam? Albowiem musi to dziwnie wyglądać w ustach francuski, ponieważ Percy i Annabeth gapili się na mnie ze zdziwieniem.
– Nie twoja. Racja. Każdy heros ma ADHD i dysleksję. – oznajmił Chejron.
– Ja walczę z dysleksją. Idzie mi już coraz lepiej. W tym roku po raz pierwszy nie wywalili mnie ze szkoły. – uśmiechnęłam się.
I znowu. Percy’emu gały wychodziły, ale Annabeth bardziej panowała nad uczuciami.
– Rozumiem, ale to i tak nic nie znaczy. A teraz… – zaczął znów coś bredzić, ale ja znów przestałam słuchać.
Dionizos mną potrząsnął.
– Hę? – powiedziałam.
– Marsz do domku numer 11! – zawołał.
– Aha. – westchnęłam.
– Percy i Annabeth cię odprowadzą. – powiedział Chejron.
Spojrzałam na Percy’ego. Miał nieumiejętnie zabandażowane ramię, w miejscu gdzie mu uścisnęłam chwytem pająka. Przewróciłam oczami.
– To się robi tak! – westchnęłam.
I zanim ktoś zdążył mnie powstrzymać odwiązałam bandaż. Nie było tam żadnej rany, ale po prostu tam go bolało, więc mu założyli tak jakby okład. Popatrzyłam na ramię.
– Nie ruszaj się. – zażądałam.
Percy stał nieruchomo. Przyjrzałam się jego ramieniu. Odnalazłam miejsce, gdzie było miejsce do „uścisku pająka”, przesunęłam palce o 1cm i nacisnęłam. Chłopak wrzasnął, ale nie znieruchomiał.
– Co ty mu zrobiłaś? – przeraziła się Annabeth.
– Naprawiłam go. – westchnęłam.
Percy poruszył ręką.
– Chyba masz rację. Jestem naprawiony. – uśmiechnął się.
Poprowadzili mnie do domku numer 11 i kazali mnie pilnować dwóm chłopakom o podobnym wyglądzie.
– Jestem Connor, a to jest Travis. – powiedział jeden z nich.
– Ekstra.
– Będziemy cię pilnować.
– Co?! – byłam wkurzona.
– Jak ty się nazywasz?
– Jestem Alex. – powiedziałam od niechcenia.
– Czemu Annabeth i Percy kazali nam cię pilnować?
– Bo znam karate i nie chce mieszkać w obozie. – powiedziałam.
– Czemu? Tu jest fajnie. – powiedział Travis.
– Tak, może i tak, ale ja nie po to jechałam do Nowego Jorku z Paryża, żeby być zmuszaną mieszkać w obozie! – oburzyłam się.
– Jesteś z Paryża? Udowodnij. – powiedzieli równo.
– Jacy z was mali kretyni i czy w ogóle jesteście bliźniakami, żeby mówić równo? – spytałam po francusku.
– To, że mówisz po jakiemuś, to jeszcze nie znaczy że jesteś z Francji. – oświadczył Connor.
– Jak tam chcecie, ja wam udowadniać tego nie będę. – oznajmiłam (po angielsku).
Położyłam się na podłodze (wszystkie łóżka były zajęte) i zasnęłam.
Siedziałam sobie spokojnie na łące i nagle ktoś zasłonił mi usta. Związał mnie.
– W końcu cię mam. – oznajmił głos.
Popatrzyłam na tego gościa. Był to Luke.
– Co ty chcesz ze mną zrobić? – spytałam.
– Zaprowadzić cię do twojego tatusia. – wyszczerzył się.
– Nie dziękuję. – powiedziałam przemilutko.
– Ale mnie obchodzi twoja opinia. – zakpił. – Zabrać ją. – powiedział do dwóch stworów.
Po godzinie niesienia mnie, te stwory w ogóle się nie męczyły. W końcu doszliśmy do jakiejś opuszczonej fabryki. Przeszliśmy przez kilka korytarzy, aż weszliśmy do sali, w której ktoś był.
– W końcu. – usłyszałam okropny głos. – Pokażcie ją.
Stwory przybliżyły się.
– Rozwiązać ją! – zasyczał głos.
Byłam już wolna, ale nie mogłam się ruszyć. Postać zaczęła się powoli obracać w moim kierunku. W końcu zobaczyłam te oczy. Oczy, których się bałam…
Wrzasnęłam. Obudziłam się spocona z mocno bijącym sercem. Odwróciłam się tyłem do drzwi i patrzyłam w ścianę. Nie pozwalałam, żeby ktoś na mnie patrzył. Zaczęłam się kiwać zdenerwowana.
– Zawołaj Percy’ego. – szepnął Travis do Connora.
Connor od razu wybiegł. Po 10 minutach wrócił z Percy’m. Nie pozwalałam mu patrzeć w oczy. Percy usiadł koło mnie, a widząc, że unikam jego wzroku, specjalnie przybliżył moją twarz do siebie i popatrzył mi w oczy. Zobaczyłam jego przerażenie. Ja się nie bałam. Percy chyba chciał coś powiedzieć, ale zbyt był wstrząśnięty.
– Muszę powiedzieć Chejronowi – szepnął mi do ucha.
Pociągnął mnie w stronę Wielkiego Domu i zapukał. Wyrywałam się jak szalona. Serio miałam ADHD, wtedy to naprawdę spostrzegłam.
– Co się stało? – spytał zaspany centaur.
– Musimy pogadać. – Percy pociągnął mnie do środka.
– Co jej jest?
– Obiecałem, że nie powiem wam, ale to jest zbyt straszne. – powiedział Percy. – Wiem kto jest jej ojcem.
– Kto?
Percy pokazał moją twarz Chejronowi.
– Złote? – zadrżał Chejron. – To jest córka… Kronosa?
– Tak.
Popatrzyłam tymi moimi wielkimi, złotymi gałami na Chejrona.
– Czy ona oszalała?
– Na to wygląda.
– Nie jest przyzwyczajona do koszmarów! – pomyślał Chejron (jakże trafnie).
Zaczęłam się rzucać. Percy przywiązał mnie to fotela. Chejron szukał czegoś w grubej księdze.
– Mam! – krzyknął triumfalnie. – Κακό εφιάλτης ρίχνει έξω σας! (Koszmarze – wypędzam cię, po grecku).
Popatrzyłam na niego szyderczo i zaczęłam się głośno śmiać. Może i jestem stuknięta, ale on miał to naprawić, a nic nie zadziałało. Niestety po chwili “Koszmar” mnie opuścił, a ja wyczerpana rozluźniłam się i ciężko wetchnęłam. Poczułam, że moje złote oczy zmieniają się z powrotem w niebieskie. Odethnęłam. Byłam tak wyczerpana, że nie mogłam się ruszyć.
– Wszystko dobrze, Alex? – spytał Percy.
– Nie jestem Alex. – powiedziałam strasznym głosem, żeby go przestraszyć. – Jestem Alexandra. – uśmiechnęłam się.
– Nigdy więcej tak nie rób! – poprosił.
– Bo co? Miałeś nic nie mówić!
– A chciałaś być wariatką przez cały czas? – spytał.
– Ja zawsze jestem wariatką. To się nazywa ADHD. – wzruszyłam ramionami.
– Co ci się śniło? – spytał Chejron nad czymś się zastanawiając.
Co miałam mu powiedzieć?! Kronos?! Jego złote, straszne oczy, które po nim odziedziczyłam?! Dlatego wybrałam proste rozwiązanie.
– Nic mi się nie śniło.
– Jeszcze przed chwilą Chejron wyrzucał z ciebie zły koszmar, a ty mówisz, że nic ci się nie śniło!? – krzyknął Percy.
– Co się stało? – do Wielkiego Domu wbiegła Annabeth.
– Nic! A jak nawet to coś co cię nie dotyczy, kretynie! – zawołałam.
– Co jest? – spytała zdziwiona Annabeth.
– To może być ważne! – krzyknął Percy.
Zaczęliśmy się tak przekrzykiwać i wyzywać. W końcu tak bardzo się wkurzyłam, że poczułam, że moje oczy znów robią się złote. Popatrzyłam ze złością na Percy’ego.
„A rzuć się i walnij w ścianę!” – pomyślałam.
Percy wstał i jak zahipnotyzowany podszedł do ściany i się na nią rzucił. Otworzyłam usta ze zdziwienia. Percy nagle oprzytomniał.
– Au! Co się stało!? – zdziwił się. – Byłem przecież tam. – pokazał miejsce koło mnie.
– Co mu się stało? – spytała Annabeth.
Popatrzyłam na nią. Była niewyspana i nieuczesana. Jej blond kłaki latały w kilka stron. Dziewczyna popatrzyła mi w oczy i się przestraszyła.
– O..O…Ona ma… Złote oczy! – zawołała.
– Nie no co ty? – spytałam szyderczo się uśmiechając.
Świat zasłoniły mi czyjeś ręce. Chciałam się wyszarpać, ale ten ktoś trzymał mnie w mocnym uścisku. Pomyślałam, że jeśli wyłącze zmysł wzroku i węchu, to będę wyraźniej słyszeć. Uspokoiłam się. Miałam zamknięte oczy i przestałam oddychać. Szmer koło mnie (bardzo zresztą wyraźny) powodowały dwie osoby. A więc Chejron i Percy. A ten drugi to był słabeusz, który po moim karate mógł być kontuzjowany na dwa-trzy miesiące. Percy szepnął coś do Chejrona. Usunęłam zmysł smaku, żeby lepiej słyszeć.
– Co z nią zrobić? – spytał Percy.
– Trzeba ją uspokoić, żeby nie używała złotego spojrzenia. – odpowiedział Chejron. – Może jakaś mikstura, albo operacja? – spytał.
– Nie! – wrzasnęłam zachrypnięta.
– Jak ty to usłyszałaś? – zdziwił się Percy.
– Oszczędzam zmysły. W tej chwili używam tylko słuchu i dotyku, ponieważ nie wiem jak się go wyłącza. I teraz zaczęłam używać węchu. – oznajmiłam.
Nagle usłyszałam pisk Annabeth tuż koło mojego ucha. Wrzasnęłam, bo miałam zbyt wyostrzony ten zmysł. Przez ból w uchu, zaczęłam się wyrywać, a dzięki temu byłam wolna. Percy przybił piątkę Annabeth. A ja w głębi serca chciałam ich obydwoje udusić.
.
I jak się wam podoba ten rozdział? Mam nadzieję, że następny pojawi się niebawem, więc już zabieram się za pisanie.
Czad. Po prostu superaśne. Z niecierpliwością czekam na cd.
Ps Jestem pierwsza!
dobre w rzeczy samej bardzo dobre
Zajesuper!
Złote gały!!! XD
Fajne, ale każdy tytan miał złote oczy w PJatO…ups, przeszłam na angielski, PJiBO. I proszę, nie rób z Percy’ego takiego idioty. On jest trochę mądry.
Zwariowany!!! 😀
Kurczę, czyli ktoś jednak wpadł na ten pomysł co ja, też ch ciałam stworzyć córkę Kronosa!!!! No ale to opowiadanie jest super
Do Atlanty:
Serio zrobiłam z niego takiego idiotę? Jak tak to wielkie sorry! Boję się, że w następnych częściach jest jeszcze gorzej, ale już wysłałam… A z tymi złotymi oczami to nie wiedziałam… 😛
niezłe