Wyjazd z Paryża i potwór na deser
.
Cześć. Nazywam się Alex Pourbaix. Z pochodzenia jestem pół francuską i pół amerykanką. Moja matka to Isabelle Pourbaix, a ojciec? Cóż… Nie znałam go. Mama wspominała mi, że był on wysoki, miał blond włosy i brązowe oczy i że miał ciemną karnację. Jak wyglądam? Mam blond włosy (loki), błękitne oczy i jasną cerę. Mój styl ubierania jest czysto francuski. Lubię sukienki, ale wolę rurki, ale ubieram się lekko. Moje ulubione ubranie to czarne rurki, szara tunika, różowa arafatka oraz szaro-różowe balerinki. Moja fryzura to zazwyczaj burza blond loków spiętych na bok lub rozpuszczonych. Niby jestem taką typową francuską, ale… Jest pewien problem i to nawet dwa. Mam dysleksję i ADHD. Co prawda nie robiłam żadnych badań na ADHD, ale moja nadpobudliwość i nadmierna ciekawość, jak i zapominanie się w czasie rozmowy, świadczą że mam to ADHD. Ale mimo tych drobnostek wiodłam normalne życie. A tak… Zapomniałam. Wywalają mnie z każdej szkoły co roku. Moja matka nie pozwala mi pojechać nawet na jeden dzień do Nowego Jorku, ponieważ tam poznała mojego tatę. I tutaj podam przykład mojego ADHD – uciekłam z domu!
Szłam nerwowo ulicą przy Bazylice Sacre Coeur, czekając na przyjaciela. Spóźniał się już pół godziny, a o 20 miałam samolot do Nowego Jorku.
– Alex! – usłyszałam zdyszany krzyk. – Przepraszam.
To mój przyjaciel – Pascal podbiegł do mnie.
– Czemu się spóźniłeś?
– Autobus mi uciekł, więc pobiegłem. – Pascal jeszcze chwilę łapał oddech.
– No dobra. Chce w końcu pojechać do Nowego Jorku, ale ponieważ matka mi zabrania chcę uciec z domu. – oświadczyłam i tak jakbym się tego wstydziła spuściłam wzrok.
– Chcesz żeby twoja mama dostała zawału?! – naskoczył na mnie. – A w dodatku mi serce pęknie! – chwycił moją dłoń.
Zarumieniłam się.
– Pascal… Już ci mówiłam! Nie jesteś w moim typie. – westchnęłam.
Pascal tylko posmutniał.
– Jesteś spakowana? – zapytał.
– Tak. Mam walizkę, torbę i torebkę podróżną oraz kasę na jedzenie, hotel itp. – pokazałam mu mój bagaż.
– Kiedy wyjeżdżasz?
– Za godzinę mam samolot.
– Wzięłaś kosmetyki? – zażartował.
– Walnąć cie? – zaśmiałam się. – Tak. Szminki, błyszczyki i tusze…. Chyba tonę tego nabrałam.
Wiecie… Nie maluję się okropnie. Tylko mocny, jasny, różowy, niezmywalny błyszczyk, czarny, pogrubiający, wydłużający tusz do rzęs i puder. Jak na 16-latkę to dość mało. Uśmiechnęłam się do Pascala.
– Chcesz odnaleźć ojca? – spytał i zajrzał mi w oczy.
– Tak… – westchnęłam. – Urodziłam się po to.
– A ty umiesz mówić po angielsku?
– I to nawet z amerykańskim akcentem. Chociaż czasem myli mi się z francuskim. – przyznałam. – Pascal… Mam jedną prośbę.
– Tak? – spytał z nadzieją.
– Pożyczysz mi kasę na taksówkę? – uśmiechnęłam się. – Muszę oszczędzać.
Rozbawiło mnie jego rozczarowanie, ale też zrobiło mi się go żal.
– Oczywiście – starał się ukryć smutek.
– Dzięki! Kocham cię! – przytuliłam go mocno. – Nie w tym sensie.
Chłopak wyjął z kieszeni kasę i mi podał. Po czym czekał ze mną na taksówkę.
– Pa. – powiedziałam gdy już taksówka przyjechała.
– Cześć. – westchnął smutno.
Przytuliłam go i wsiadłam do taksówki.
– Na lotnisko Beauvais, poproszę. – oznajmiłam uśmiechnięta.
Taksówka ruszyła. Przez tylne okno oglądałam Paryż lekkim już mroku. „Żegnałam się” z bardzo dobrze znanymi mi ulicami. Westchnęłam przy wieży Eiffla, przypomniałam sobie musical „Notre Dame de Paris” w Notre Dame… Po chwili jednak taksówka oddaliła się i dookoła widziałam obce domy i ulice.
Zapłaciłam taksówkarzowi i zbliżyłam się w kierunku lotniska. Przeszłam przez ulicę do budynku i się przeraziłam. Było tam tyle ludzi, że nie dało się prawie przejść. Ruszyłam w kierunku recepcji. Stanęłam w kolejce na moją kolei.
– Rezerwowałam wczoraj bilet do Nowego Jorku na nazwisko Pourbaix Alexandra. – powiedziałam kobiecie przy kasie.
– Chwileczkę. – spojrzała na monitor. – Owszem mam tutaj taką rezerwację. Ma pani jakiś dokument?
Podałam jej mój paszport.
– Jak mniemam leci pani sama, ale z paszportu wynika, że nie jest pani jeszcze pełnoletnia. – oznajmiła.
– Mam 16 lat… Nie dużo mi do 18.
– Niestety nie mogę cię przepuścić.
– Och, czy pani nigdy się nie zakochała? – westchnęłam teatralnie. – Mój ukochany wyjechał do Nowego Jorku na zawsze. Jego rodzice sprzeciwiali się naszemu związku, ale myślałam, że jednak się w końcu odnajdziemy… – po policzku spłynęła mi sztuczna łza.
Pani przy kasie przez chwilę zaniemówiła, ale potem w jej oczach zobaczyłam wzruszenie.
– Och, jakie to romanique! – westchnęła. – Nikomu nie mów, że cię przepuściłam. – wetknęła mi w dłoń bilet.
Wyjęłam z portfela pieniądze i jej podałam.
– Nie zapomnę pani dobroci nigdy! – dalej grałam, po czym odeszłam od kasy i ruszyłam w kierunku przejścia „Paryż – Nowy Jork”.
– Wszystkich pasażerów lotu Bva 101 do Nowego Jorku proszę o wsiadanie do samolotu. – odezwał się jakiś głos.
Przyspieszyłam kroku. Nagle wpadł na mnie jakiś chłopak.
– Sorry. – powiedział z amerykańskim akcentem.
Przyjrzałam się mu. Był to wysoki, muskularny blondyn. Był bardzo przystojny, gdyby nie blizna na twarzy.
– Nic nie szkodzi. – uśmiechnęłam się.
Blondyn odszedł, a ja po kilku minutach siedziałam już w samolocie. Samolot wzniósł się w górę…
Kiedy samolot wylądował, stwierdziłam że te kilka godzin męczarni (dowiedziałam się, że mam lęk wysokości) nie poszły na marne. Nowy Jork to było coś nowego w moim życiu. Tak jakby nowe doświadczenie. To miasto tętniło życiem, całe się świeciło. Westchnęłam oczarowana kiedy usłyszałam jakiś głos.
– Taksówkę? – powiedział jakiś facet.
– Tak poproszę.
– Dokąd?
Wyjęłam z kieszeni zmięty papier, który znalazłam w szufladzie mamy. Był to stary i zniszczony pergamin, z którego odczytałam tylko część.
– Long Island. – stwierdziłam.
Weszłam do taksówki. Samochód ruszył, a ja z napięciem czekałam co zobaczę w nieznanym miejscu. Kiedy jednak taksówka zatrzymała się przy jakimś wzgórzu bardzo się zdziwiłam.
– Czy to są jakieś żarty?! Long Island to jest wzgórze?! – wrzasnęłam.
– Mniej-więcej. – powiedział facet, po czym zażądał pieniędzy.
Wcisnęłam mu w ręce pieniądze, a kiedy odjechał zaczęłam się rozglądać. Usłyszałam fragment mojej ulubionej francuskiej piosenki – Loin du froid de decebre, śpiewanym przez Helene Segarę. Była to piosenka z mojego ulubionego musicalu „Notre Dame de Paris” (chyba już o nim wspomniałam?). Przez chwilę zastanawiałam się oszołomiona skąd dochodzi ta muzyka, ale po chwili przypomniałam sobie, że wzięłam komórkę. Wyjęłam telefon z kieszeni i spojrzałam na numer – „NIEZNANY”. Pomyślałam, że mama zastrzegła sobie numer, ale na wszelki wypadek odebrałam.
– Tak? – spytałam po francusku.
– Gdzie jesteś? – usłyszałam zupełnie nieznany mi głos. Był to głos męski, który nieumiejętnie mówił po francusku.
– Kto mówi? – spytałam tym razem po angielsku.
– A kto przy telefonie? – zażartował chłopak.
Skąd ja znałam ten głos?
– Mówi Alex. Kim jesteś?
– Gdzie jesteś Alex?
– Ej! Poznaję trochę twój głos! – przypomniałam sobie. – Czy ty nie jesteś tym chłopakiem na którego wpadłam na lotnisku?
– To byłaś ty? Jesteś w Nowym Jorku! – bardziej stwierdził niż spytał.
– No, a czego chcesz? – niestety nie usłyszałam odpowiedzi na to pytanie, ponieważ chłopak się rozłączył.
Wzruszyłam ramionami. Znów się rozejrzałam. Na wzgórze wchodziła jakaś parka. Może nie para, ale przytulali się, więc pewnie byli razem. Chłopak obejmował dziewczynę i rozmawiali o czymś. Przypomniałam sobie, że dzisiaj był koniec szkoły, więc oni mieli teraz wolne. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo jak widzę zakochanych zawsze robi mi się jakoś lepiej na duszy. Zachwycałabym się dalej, gdyby nie to, że coś wielkiego i czarnego skoczyło na mnie. Kształtem przypominało psa, ale był zbyt duży, a w dodatku jaki pies ma w oczach chęć mordu? Wrzasnęłam. Pies zaczął mnie drapać po rękach, brzuchu i nogach. Wrzeszczałam wniebogłosy, myśląc, że nikt nie przyjdzie. Po chwili jednak pies zmienił się w pył, a nad sobą zobaczyłam chłopaka trzymającego miecz. Podbiegła do nas jego dziewczyna.
– Co to było? Co się stało?! – wrzeszczałam, jednak byłam tak przerażona, że mówiłam po francusku.
Chłopak spojrzał na mnie głupio, a później popatrzył pytająco na dziewczynę.
-Do obozu. – stwierdziła blondyna.
Pomogli mi wstać i chcieli gdzieś zaprowadzić.
– Nie! Nigdzie nie idę! Muszę odnaleźć ojca! – mówiłam po francusku.
I wtedy uświadomiłam sobie, że gadam po francusku. Ale stwierdziłam, że z nich pożartuję i mówiłam wyłącznie po francusku. Upadłam na ziemię ze zmęczenia. Chłopak wziął mnie na ręce.
– Moje rzeczy! – wskazałam bagaże.
Chłopak położył na mnie torebkę. Pewnie chciał się potem po resztę wrócić, ale jego dziewczyna zabrała walizkę i torbę. Weszliśmy – a raczej oni weszli bo ja byłam niesiona – na wzgórze. Minęliśmy wielką sosnę i wtedy zobaczyłam piękny obóz.
– Witamy w Obozie Herosów. – rzekł chłopak.
– Percy! Przecież ona nas nie rozumie! – powiedziała blondi.
A więc chłopak to był Percy. A więc Percy, wzruszył ramionami. Zanieśli mnie do największego w obozie domu. Natknęliśmy się na jakiegoś faceta, który właśnie wychodził z domu. Chwilę… To nie był człowiek! To był…. ten, no! Centaur.
– Chejronie! – zawołał Percy. – Zaatakował ją piekielny ogier, więc ona musi być heroską. Tyle, że ona nie mówi po angielsku.
– O co tu chodzi?! – krzyknęłam.
– Wiecie… – jęknął Chejron. – Ja ćwiczyłem herosów i nie miałem czasu, żeby się nauczyć jakiegoś języka.
I w tej chwili na planie pojawiła się nowa postać – jakiś mężczyzna trzymający w ręce puszkę dietetycznej coli. Zlustrował mnie wzrokiem. I w tamtym momencie, westchnęłam… Ale musiałam westchnąć „z francuskim akcentem”.
– Francuska. – stwierdził mężczyzna.
– Nie umiemy się z nią porozumieć. – powiedział Chejron.
CDN
.
Pierwszy rozdział! Mam manię na punkcie Francji, dlatego Alex jest z pochodzenia francuską. Następny rozdział już skończony i mogę wam nawet zdradzić tytuł: Sztuka karate oraz walka z „maszkarą”. Mam nadzieję, że rozdział się spodoba! 😉
To jest GENIALNE !!!!!!!!!! Czekam na ciąg dalszy 😉
Superowe, boskie i herosowe. także ze zniecierpliwieniem czekam na ciąg dalszy!
Super!
Nie moge sie dozekac CD!! F a j n e, s u p e r a n c k i e i t d. !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
ekstra.Czekam na więcej.
Fajnie, że wam się podoba. Ciąg dalszy powinien się już niedługo pojawić (może nawet jutro) bo wysłałam obie części jednego dnia. Wczoraj wysłałam 4 część i pisze dalej. A drugie opowiadanie zaraz wysyłam.
Hmmm… Elegancja Francja 😉
Tylko czasem się jakaś literówka trafi.
super, kiedy następne części???
Do Arachne:
Wiesz, że na początku tytuł miał być właśnie – Francja-Elegancja? Ale zrezygnowałam.
Następna część możliwe że nawet jutro
WOW!!!! Nie mogę się doczekać nowej części.
Baaardzo fajne!
Jakoś mnie nie zachwycilo… Piszesz że nie jest typową francuską a tak się zachowuje. Ale fajnie, żę spotkala Luke’a.
Wykryam w jednym ze zdań w 1 akapicie 2 ale w jednym zdaniu!
genialne