Wstałam, ubrałam się, poszłam na śniadanie i mieliśmy ćwiczenia. Tor przeszkód. Nie próbujcie tego w domu! Najpierw bieg przez las z milionami pułapek potem wspinaczka, następnie pływanie i tak dochodziliśmy do areny. Tam spotykaliśmy swojego przeciwnika w walce. Ledwo oddychałam po tym. Okropieństwo. Swojego przeciwnika nie znałam, ale był chyba z Europy. Pokonał mnie, ale nie brałam tej porażki do siebie. Na początku się wkurzyłam, ale po tym jak podał mi rękę gdy upadłam to nie byłam zła. Jestem osobą, która sama nie znosi przeciwników, ale jak są spoko to „przyjaciele”. Po walce zeszliśmy z areny i usiedliśmy na ławce.
-Stephan Hocke-i podał mi rękę.
-Alice Cray.
-Świetnie walczysz.
-Wow. Umiesz gadać po angielsku.
-Trochę. Muszę iść. Rodzeństwo mnie woła.- i zwrócił wzrok na osoby stojące po drugiej stronie areny.
-Na razie.
Poszedł, a ja czekałam na pojawienie się moich przyjaciół po torze przeszkód. Na arenę wpadły dzieci Aresa, a potem Mea. Za przeciwnika miała swojego brata z Europy. Wygrała i podeszła do mnie.
-Męczące to było.-powiedziała zadyszana.
-Nie żartuj.
Po drugiej stronie areny stała też Lisa z grupką przyjaciół. Pomachała nam. Uśmiechnęłam się i odmachałam.
-Za chwilę przybiegnie Kevin.- ciągnęła Mea.
-A Marco?
Popatrzyła na mnie uważnie. Jej przenikliwe szare oczy były nie do zniesienia. Odwróciłam wzrok, bo właśnie przybiegł Kevin, a po drugiej stronie jego siostra. Z Europy. Więc to mają być pojedynki Europa-my? Fajnie. Tylko żeby później nie rywalizowali w czasie wojny.
Kevin po skończonej walce podszedł do nas.
-Wygrałem!
-Widziałyśmy.- powiedziałam. – Brawo. Ale nie przyzwyczajaj się do rywalizacji. Przyjechali tu aby walczyć ramię w ramię z nami.
Patrzyliśmy jeszcze na następne osoby, które wbiegały na arenę i walczyły ze swoim rodzeństwem. Coraz bardziej nas to nudziło, ale ja upierałam się przy tym by poczekać. Cały czas mówiłam im, że chcę obejrzeć wszystkich, a tak naprawdę czekałam tylko na Marco. Ciekawiło mnie jak walczy na miecze. On przyszedł jako jeden z ostatnich. Wygrał walkę. Spodziewałam się tego. Świetnie walczył, to trzeba mu przyznać. Ale był wolniejszy od Kevina. Podeszłam do niego.
-Nieźle ci szło.- powiedziałam.
-Wy zawsze macie takie wyczerpujące treningi?
-Ja tu jestem krótko, więc nie wiem czy mogę się wypowiadać na ten temat.
-A więc od kiedy tu jesteś?
-Hmmm… nie wiem. Przestałam liczyć po dwóch tygodniach. Z czego dużo spędziłam na obozie naszych przeciwników.
-Byłaś tam?
Nagle stało się coś niespodziewanego. Osoba z naszego obozu czekała na arenie na przeciwnika ten jednak nie nadchodził. Z krzaków jednak wyszły potwory i herosi, którzy nie byli miło nastawieni do nas. Było ich mnóstwo. Trzy razy więcej niż nas. Podbiegł do nas Chejron w zbroi.
-Uciekajcie! Bierzcie Meę, Kevina, Sophie i uciekajcie!
-Ale…- chciałam zaprotestować jednak Marco pociągnął mnie za rękaw i pobiegł w stronę zszokowanych przyjaciół.
-Mamy uciekać! Już! Musimy poszukać tylko Sophie i UCIEKAMY!!
Nadal się opierałam i krzyczałam, że trzeba im pomóc.
Jednak Mea pomagała Marco. Dziewczynę, o którą chodziło Marco znaleźliśmy gdy biegła w naszą stronę. Marco powiedział do niej coś w ich języku i biegła razem z nami na granicę obozu. Mijaliśmy mnóstwo innych herosów. Niektórzy już leżeli na ziemi nieprzytomni. Jedni byli wrogami inni byli nasi. Gdy wyszliśmy poza granicę obozu to zwolniliśmy. Ja zatrzymałam się.
-Jak mogliśmy ich tam zostawić! Oni mogą zginąć! Nie pozwolę na to! Wracam nie wiem jak wy!
Obracałam się już na pięcie kiedy za ramię pociągnął mnie Marco.
-Alice, mamy co innego do zrobienia.
-Niby co?!-krzyknęłam znów.- Chcesz ich tam zostawić?! Widzieliście ile tam jest potworów! Nie mają szans!
-Alice…- szepnęła Mea.
Objęła mnie ramieniem. Już się nie rzucałam. Byłam zbyt zmęczona. Zwiesiłam głowę i czułam jak pieką mnie oczy. Gdy byliśmy na szosie łza lała się mi po policzku. Koleżanka Marco złapała taksówkę i wsiedliśmy. To nie była zwykła taksówka. Teraz dopiero to sobie uświadomiłam.
Prowadziły trzy staruchy. Kłóciły się o coś. Nie wiem dokładnie o co, ale wiem, że to nie pomagało im prowadzić. Wszystko było jak przez mgłę. Chwilę później spałam na ramieniu Marco z myślą, że obozu już może nie być.
Śniła mi się sytuacja przed zawodami w biegach. Gdy Lisa skakała wokół mnie i Mee i opowiadała o swoich planach. Nie byłam sobą. Byłam obserwatorem. Oglądałam to wszystko z boku.
Takie trochę deja vu tylko inne.Ogarnął mnie szary dym. Sceneria się zmieniła. Uciekałyśmy razem z Lisą przed potworami. Wtedy już wiedziała kim jest. Dopiero teraz zauważyłam jak się uśmiecha w biegu. Scena przeniosła się do jej domu. Leżała na swoim łóżku i czytała coś. Chyba swój pamiętnik.
-Drogi pamiętniku. Wiesz kim jestem? Taaa… pewnie teraz myślisz, że skąd ja to mam wiedzieć, ale nieważne. Jestem herosem. Pół-bogiem, pół-człowiekiem. Nie wiem kim jest mój ojciec. Na razie. Ale co najważniejsze! Poznałam taką starszą dziewczynę. Alice. Miła jest. I mam nadzieję, że będzie moją przyjaciółką. Moją pierwszą w życiu prawdziwą przyjaciółką.
-Lisa! Czekamy na ciebie!
Dym znów ogarnął całą scenę i znajdowałam się na parterze w jej domu. Żegnała się z matką. Pani Deetch zwróciła się do mnie (do mnie ze snu).
-Opiekuj się nią. Nie pozwól jej skrzywdzić.
Kolejna scena była bardzo krótka. Polegała tylko na tym jak Lisa w czasie treningu pomachała mi i Mee. Uśmiechnięta i pogodna. Taka zawsze będzie.
Obudziłam się cała zlana potem. Przypomniałam sobie wczorajsze wydarzenia. Obóz… Znajdowałam się w jakimś szałasie domowej roboty.Obok na szafce miałam miecz, więc wzięłam go. Byłam w wielkim konarze drzewa. Wejściem była trawa zwisająca z góry. Wstałam. Nie było nikogo. Swoją drogą- było tu strasznie porządnie. Przed wejściem usłyszałam głos Kevina i Chejrona.
-Obóz doszczętnie zniszczony. A jak się czuje Alice?-zapytał zmęczonym głosem Chejron.
-Dobrze. Śpi. A jak obozowicze? Ktoś…- zrobił pauzę, a ja wiedziałam o co chciał zapytać.
Przystanęłam.- zginął?
Chejron długo wstrzymywał się od odpowiedzi. Mea nie wytrzymała.
-Chejronie! Kto? Kto.-powiedziała łamiącym się głosem.
-Dużo osób.- powiedział cicho.- Między innymi Tom, Caroline
Im więcej imion padało tym bardziej czułam ucisk w brzuchu.
– Toffi, Lisa Deetch…,- kontynuował Chejron.
Poczułam jak serce podchodzi mi do gardła, a do oczu napływają łzy. Wybiegłam z szałasu. Przy iryfonie stali wszyscy. Widziałam ich zszokowane miny. Pobiegłam przed siebie. Byliśmy w lesie, więc nie trudno mi było znaleźć miejsce, gdzie będę sama. Biegłam tak przez dłuższy czas.
Po policzkach lały mi się strumienie łez. Nie wiem jak daleko oddaliłam się od obozowiska, ale daleko. Zmęczona biegiem usiadłam pod pniem drzewa i podkuliłam nogi. Tylko nie ONA! Lisa. Lisa. Lisa.
Lisa. Powtarzałam sobie cały czas w duchu. Dlaczego!? Miała marzenia! Dlaczego?! Ona nie zasługiwała na śmierć. I wszystko przeze mnie. Gdybym nie wzięła jej wtedy do obozu. Gdybym dyskretnie zlikwidowała te potwory zamiast ją w to mieszać! Polał się kolejny strumień łez.
-Dlaczego płaczesz?- usłyszałam nad sobą melodyjny głos. Driada. Widziałam je na obozie. Poczułam w sobie gniew. Gniew największy w moim życiu. Wstałam i zaczęłam wymachiwać mieczem przed nimfą leśną.
-To wasza wina! Gdyby nie ten wasz głupi świat!! Gdyby nie świat bogów! Gdyby nie to ona by żyła!!!- krzyczałam.
Driada schowała się za drzewem, a ja upuściłam miecz zdając sobie sprawę co przed sekundą zrobiłam.
-Alice…- usłyszałam za sobą głos Marco. Sięgnął po mój miecz i go wziął. Bez sprzeciwu mu go oddałam. Dalej z oczu lały mi się łzy.
-Dlaczego ona?!! Dlaczego! Ona nie mogła. Nie mogła zginąć.- szepnęłam i stanęłam z nim twarzą w twarz.
Przytulił mnie. Łzy spływały mi po policzku kapiąc na jego czarną bluzę.
-Dlaczego ona?- powtarzałam.
-Wracajmy już.-powiedział i objął mnie ramieniem. -Czekają na nas.
Pierwsza!!! WOW, ale świetne! Pisz dalej, chce następne części:D
To jwst jedno z moich ulubionych, świetne, akcja rozgrywa się w doskonały sposób, ani za szybko, ani za wolno! Dobrze się czyta, no i przede wszystkim, to jest HEROSOWE, a może lepiej LUDZKIE- bo ona jest człowiekiem! 😀
Genialne! ŚWIETNE!
Jejku. Opowiadanie naprawę śwetne.
Normalnie omal się nie popłakałam jak Alice się dowiedziała, że Lisa zginęła.
Te opisy uczuć. Niesamowite.
Te opowiadanie normalnie do mnie przemawia. Wcześniejszcze części czytałam jak takie normalne opowiadania. Podobały mi się, no ale nie tak bardzo jak ta część. Wow!
Masz dar. Nie zmarnuj go 😉 .
Proszę cię pisz tak dalej.
oO ! I czekam na CD.
Mam nadzieję, że przyjdzie szybko.
Wow, moje ulubione opowiadanie, a ten rozdział chyby jeden znajlepszych
Super opowiadanie:)
Genialne. Opisujesz taj=k jakby to była prawda… prawie się popłakałam jak ona dowiedziała się, że Lisa nie żyje…. Naprawdę to przeżyłaś? to jest tak realistyczne… Cudowne… nie mogę się doczekać dalszej części… masz talent… nie zmarnuj go… możesz spróbować ni innych tego typu blogach… gdy za tym żeby wydrukować twoje opowiadanie będzie tylko 10 000 ludzi, to napisz tu na blogu że nas potrzebujesz… nie wiem jak inni ale ja stanę murem za tym żeby je wydrukować… to jedne z najlepszych opowiadań jakie czytałam… Jest cudowne!
Adminko, a co z THE BEST OF dla „Muzaa…xd” ?
Moje ulubione opowiadanko. Błagam cię pisz szybko, bo nie mogę się doczekać 😀
niestety teraz będzie przerwa w pisaniu ;( (mam nadzieje ze niedługa), dzięki za to na górze ;*, miło z waszej strony.
WMJ, to jest świetne! A opis uczyć bardzo realistyczny. Tylko tak dalej!
kiedy dowiedziałam się, żę Lisa zginęła, to nie PRAWIE się popłakałam. NAPRAWDĘ się popłakałam. przed czytaniem książki popłakałam się tylko 9 razy + kiedy bylo napisane w bitwie w labiryncie, ze umarl lee fletche, kastor itd. i w osatnim olim[pijczyku kiedy umarl michael yew. po raz pierwszy poplakalam sie kiedy w harrym potterze i ksieciu polkrwi umarl dumbledore, po raz drugi kiedy w harrym potterze i insygni smierci umarla hedwiga, a pozniej jak umarl zgredek. po raz czwarty jak w atramentowej krwi umarl farid, a pozniej smolipaluch. po raz 6 jak w stowarzyszeniu wedrujacych dzinsow umarla bailey i poraz siodmy kiedy w gone znikneli faza trzecia klamastwa umarla orsay a pozniej mary terrafino. oraz po raz 9 w twoim opowiadaniu. trzeba miec naprawde talent by tak opisac jakies zdarzenie by czlowiek zaczal skakac po pokoju z radosci lub zeby sie poplakal ze smutku. masz wiekszego talenta niz wczesniej przypuszczaalam. (a juz wczesniej uwazalam ze jest on ogromny)
super