Satyr pewnie jest w sali tronowej. Wolę nie wiedzieć co oni mu robią. I ciekawe czy wiedzą, że mnie ie ma w pokoju. Pewnie nie skoro nigdzie ich nie widać. Schodziłam dalej w dół. Nagle drzwi obok których przechodziłam otworzyły się z impetem i powaliły mnie na ziemię. Trochę mnie to ogłuszyło-nie ukrywam. Gdy już doszłam do siebie ujrzałam przed sobą trzy osoby i psa. Pies mnie lizał po twarzy co najpierw wydało mi się dziwne, a później zrozumiałam.
-Azyl!- powiedziałam trochę za głośno.
-Myśleliśmy, że się nigdy nie ockniesz.
Kevin pomógł mi wstać.Przytuliłam się na powitanie do Mee, a chłopców wolałam mieć z daleka.
-A ja?- powiedział z udawanym wyrzutem Kevin.
-Ty jak zasłużysz- powiedziałam. Co wy tu robicie?
-Jak to co? Ktoś musi cię uratować.- powiedział Chris.
-Co tak późno?- zapytałam z sarkazmem.
-Chodźcie! Musimy znaleźć Carla.
-Satyr?
-Tak. Widziałaś go?
-Podejrzewam gdzie może być. Pozwólcie, że was oprowadzę.
-Dzięki.
-A tak a propos. To skąd go znacie?
-Przyprowadził mnie do Obozu.- powiedział Chris- To mój dobry kumpel. Niestety później wyruszył na poszukiwanie nowego herosa i słuch po nim zaginął. A jest naprawdę najlepszy. Ostatnio przybył z nowym herosem, więc dostał od razu nowe zadanie. Musimy go znaleźć.
-Masz swój miecz?- zapytała mnie Mea.
Pokręciłam przecząco głową.
-Nie… te gnojki wzięły mi też dwa sztylety, które ukradłam, a o trzecim nadal nic nie wiedzą.
-Chodźmy!- powiedział Kevin.
Ja klęczałam nadal przy Azylu. A on- jak to on, skakał wokół mnie i lizał po twarzy.
-Chodź Azyl! – powiedziałam.
Szliśmy w rzędzie. Najpierw ja za mną Azyl, Kevin, Mea i Chris.
-Gdzie idziemy?- zapytał Kevin.
-Do sali tronowej. Tam gdzie urzęduje Dave.
-Dużo tam ich będzie?- zapytała Mea
-Na pewno. Skoro o mnie zapomnieli.
Nagle za ścianą usłyszeliśmy herosów. W pełnej zbroi.
-Chyba się dowiedzieli, że nie jesteś tam gdzie powinnaś.- szepnął Chris.
-A dużo ich jest?- zapytał syn Hermesa.
-Wszystkich?Około 50.
-Co?!- szepnął Kevin.
-Mówiłam, że to drugi obóz.
-Cicho już bądźcie!- powiedziała Mea.- Kiedy będziemy w tej sali?
-Jeszcze dwa piętra. A później będziemy wokół potworów aż dojedziemy do wielkich drzwi. I jesteśmy na miejscu.
-Łatwizna- mruknął Kevin.
-Taaa- dodałam.
Poszliśmy dalej. W korytarzu prowadzącym do sali chyba nie było nikogo.
-Wchodzimy.
Przed nami były już te wielkie wrota. Nagle usłyszeliśmy krzyk. Krzyk satyra. Po chwili się urwał.
-Mówiłem wam już! Ja nic nie wiem! Zabłądziłem!
-I my mamy w to uwierzyć marny satyrze?- usłyszeliśmy głos Clintona.
-Carl…- szepnął Chris.
-Idziemy.- powiedziałam.- Ja zajmę czymś Dave’a, a wy bierzecie Carla i uciekacie.
-Jasnee… i myślisz, że cie posłuchamy?- bardziej stwierdziła niż zapytała Mea.
Wparowaliśmy jak nigdy. Satyr leżał skulony na posadzce, a nad nim Dave. Wokół była krew. Inni herosi zgromadzili się w kółku. Dwaj stali przy drzwiach. Mea i Kevin szybko się z nimi uporali. Ja natomiast szłam dalej.
-Zostaw go!- krzyknęłam.
-Cray! Widzę, że ciebie już nie trzeba szukać. I twoich przyjaciół także.- i spojrzał na resztę.- A gdzie twoja matka?
-Daleko stąd- wycedziłam.
-Na co czekacie? Bierzcie ją!- powiedział syn Zeusa.
Podleciało do mnie najpierw dwóch. Obaj szybko padli. Lecz ja też się trochę zmęczyłam. Obok mnie walczyli moi przyjaciele. Azyl im pomagał. Wszyscy zajęci. Ja powoli zbliżałam się do Dave’a. Znów czułam nienawiść.
-Myślisz, że mnie pokonasz?- zapytał z pogardą.
-Ooo tak.
Mój mały sztylet z trudnością odpierał ataki od strony syna Zeusa. A w dodatku co chwilę czułam kopnięcie prądu. Uderzyłam go nogą. Zachwiał się, lecz nie upadł.
-Zapłacisz mi za wszystko- powiedziałam.
Kątem oka zobaczyłam, że Mea podleciała do Carla. Kevin kończył walkę z trzema naraz, a Chris biegł mi pomóc.
-Nie Chris! To moja walka.
Oczywiście to było kłamstwo. W głębi duszy czułam, że sama sobie nie poradzę, ale nie mogę ryzykować jego zdrowia.
-Uciekajcie!- krzyknęłam.
Kopnęłam go ostatni raz i rzuciłam się w szalony bieg. Oni stali już przy drzwiach.Carl ledwo trzymał się na nogach. Był podtrzymywany przez Kevina i Chrisa.
-Szybciej- powiedziałam do nich.
Obróciłam się. Dave ruszył za nami, a my stanowczo za wolno biegliśmy. Wrota otworzyły się, a tam były już posiłki. Wzięłam sztylet i uderzyłam jednego z nich. Azyl także pomagał.
-Alice! Weź Carla, ja pomogę Mee.- powiedział Chris.
Zrobiłam tak jak mówił. Miał o wiele większe szanse ich pokonać.
-Jak się czujesz?- spytałam satyra
-Bywało lepiej.- powiedział i wydobył się na uśmiech.- A tak przy okazji. Jestem Carl.
-Alice.
-Yyy… może to nieodpowiednia chwila na pogaduszki- zauważył Kevin.
Cały czas przechodziliśmy obok powalonych herosów. Byli żywi. Jeden chwycił mnie za nogę. Odepchnęłam go.
-Musimy przyspieszyć!- powiedziałam.
Wchodziliśmy już na korytarz ze schodami. Musiałam kopnąć jednego nieprzyjaciela, przez co
poleciał ze stopni.
-Na górę!!!- krzyknęłam.
Carl był coraz bladszy. Opadał z sił. Ja też. Nie ukrywam- satyrowie są ciężcy.
Wychodziliśmy już na zewnątrz. Uderzyły mnie promienie słoneczne. Las wyglądał przepięknie.
-Jak się stąd wydostać?- zapytałam.
-Mamy łódź.- odpowiedział Kevin.
Nagle usłyszeliśmy ryk. Ryk potwora.
-Szybciej!- powiedziała Mea.
Biegliśmy tak z pięć minut, a za nami inni herosi.
-Alice!- usłyszałam głos mamy i chwilę potem ujrzałam ją.
-Uciekaj!
Podbiegła do nas i o dziwo biegła równo z nami.
-Gdzie biegniemy?
-Do ratunku!- zdołałam tylko powiedzieć.
-Przydałby się teraz Apollo.- powiedział Kevin- Lub mój ojciec.
-A mogą podróżować razem z nimi śmiertelnicy?- zapytałam.
-Chyba jeszcze nikt nie próbował.
-Apollo! Apollo! Potrzebujemy cie!!! Teraz! Błagam!- wołał Kevin.
Chwilę się nic nie działo, lecz minutę później przed nami się coś iskrzyło.
-Odwróćcie wzrok!- powiedziała Mea.
W ostatniej chwili. Poczułam podmuch naprawdę gorącego powietrza.
-O coś prosiłeś Kevin?
Gdy spojrzałam przed siebie dech mi zabrało. Przede mną stał nastolatek. Mógł mieć może z 17 lat. Miał piękne, złociste włosy, okulary przeciwsłoneczne i bieluteńkie zęby. Swoim uśmiechem powodował szybsze bicie serc kobiet.
-Hola, hola! Nic nie mówiłeś o śmiertelnikach!
-To jest Alice. To o niej mowa w przepowiedni.
-Aaaa, to wszystko zmienia. A to kto?
-Moja matka baranie!- uważał nas za gorszych. Nie mogłam się powstrzymać.
-Charakterek.- powiedział i uśmiechnął się.
-Zabierzesz nas? Nie mamy dużo czasu.- zapytała Mea. Wyglądała na spanikowaną. A co gorsza- herosi nas doganiali.
-Spoko! Nie ma sprawy! Apollo do usług! Bo jak każdy zawieść musi jam usłużyć zawsze musi, bo to co ważne z życia wzięte…
-Ooo bardzo ładne, ale chciałam zauważyć, że nie mamy dużo czasu.- powiedziałam.
-No to ruszamy.
Wyciągnął kluczyki i przed nami pojawiło się złote BMW.
-Znudziło ci się porsche?- zapytał Kevin.
-Troszeczkę.
Satyra położyliśmy na nogach mojej mamy, Mee i nogach Chrisa. Ja razem z Kevinem i bogiem usiadłam z przodu. A Azyl rozkoszował się jazdą pod moimi stopami.
-Chcesz poprowadzić Kevin?
-No jasne!
-Dajesz mu kluczyki?- zapytałam z niedowierzaniem.
-Jest najlepszy kierowcą od trzech stuleci!
– Nie wierzysz we mnie Alice?- zapytał z tym cwaniackim uśmiechem syn Hermesa.
-Pośpieszcie się! Carl traci siły!
-W czym problem? Haloo! Jestem bogiem lekarzy!
-To na co czekasz!??!!- krzyknęłam.
Chwilę była drętwa cisza.
-Przeżyje?- w końcu odezwała się Mea.
-Powinien.- odpowiedział bóg.
-Dojeżdżamy do Obozu.
-A nie na Olimp?- zdziwił się Apollo.
-Moja mama tam chyba nie może. A po za tym Carl musi się kurować.
-Słusznie. Ale twoja mama nie może też na obóz.- przypomniał mi Apollo.
-Alice, ja tu wciąż jestem.- powiedziała mama.
-Mamo, pojedziesz teraz do domu, weźmiesz rzeczy i tak jak wcześniej mówiłam- pojedziesz do cioci Ginewry.
-Ale…
-Mamo!
Musiałam być twarda i się nie rozkleić. Nie mogę okazać słabości. Nie teraz.
-Zamów taksówkę. Ja muszę jeszcze coś załatwić.
Przytuliła mnie i o dziwo zrobiła co mówiłam.
-Chodźcie.- powiedział Kevin.
Wspięliśmy się na wzgórze. Chejron wyszedł nam na spotkanie.
-Dobrze cię widzieć Alice.
-Pana też.
-Witaj Apollo!- powiedział centaur do boga.
-Siema! Jak tam moje dzieci?
-Spokojnie. Nikt na razie nie rozwalił Obozu.
-Miło z ich strony.
-Przepraszam, że przerywam tą miłą rozmowę, ale nasz kolega jest ranny.
-Wezmę go. A wy chyba musicie coś jeszcze załatwić prawda?
-Wypadałoby- mruknęłam.
Mój stary, dobry miecz u Dave’a. Jak mam teraz walczyć? Sztyletem?
-Yy… Chejronie, masz jeszcze jakiś miecz na zbyciu?
-Zgubiłaś?
-Wzięli mi go. I niestety nie odzyskałam. W zamian wzięłam ten mały sztylet, ale to nie to samo co moje ostrze.
-Masz.- wtrącił się do rozmowy Chris, a w ręce trzymał mój miecz!
-Jak?!- zapytałam z otwartą buzią.
-Wzięliśmy go z jakiegoś pokoju zanim spotkaliśmy ciebie. Nie wiedziałem, że jest twój.
-Wow. Dzięki.
-Jedźmy już.- powiedziała Mea.- Azyl zostaje, bo i tak go nie wpuszczą.
Ruszyliśmy spowrotem do auta boga.
-Prowadzisz dalej?-zapytał Apollo Kevina.
-No pewnie!
Droga minęła szybko. Bardzo szybko. Może faktycznie Kevin dobrze jeździł? Zatrzymaliśmy się pod Empire State Building.
-Czemu stajemy?- zapytałam.
-Jesteśmy na miejscu.- powiedział Apollo.- Tutaj muszę was zostawić. Spotkamy się na górze. Módlcie się, aby Alice mogła wejść.
Wysiedliśmy. Gdy się obróciłam auta już nie było. Weszliśmy do budynku. Na portierni siedział facet. Miał może około 50 lat. Czytał gazetę.
-My na ostatnie piętro- powiedział Kevin do portiera.
-Po co mi to mówicie?- zapytał facet nie podnosząc wzroku znad gazety.
-Jesteśmy umówieni z Zeusem.- wypaliła Mea.
Ja miałam coraz większe oczy. Czemu oni mu to mówią. Pewnie nas uzna za wariatów. Lecz on tylko odłożył gazetę, spojrzał na nas i wyjął klucz.
-Herosi?- zapytał.
-W pewnym sensie.- powiedział Chris i spojrzał na mnie.
-To proszę.- i podał klucz Mee.
Weszliśmy do windy. W środku grała spokojna muzyka. Elvis Presly „I can’t help fall”.
-Bogowie w ogóle nie mają gustu do muzyki.- zauważył Kevin.
W tej chwili nami trochę zatrzęsło.
-Kevin, bogów się nie obraża.- powiedział Chris.
-Powinni mieć trochę dystansu do siebie.- rzekł syn Hermesa.
-Masz świętą racje.- dodałam.
-Żeby wasze wygłupy nie skończyły się na naszym popiele.- powiedział Mea.
Razem z Kevinem wybuchnęliśmy śmiechem.
-Ciekawie by było- powiedział mój przyjaciel i dalej się śmiał.
W końcu winda stanęła. Gdy drzwi się otworzyły dech mi zabrało. Złote miasto, piękne budowle, posągi, a na końcu Olimp.
-Yyy… wow.- zdołałam tylko to wydobyć z ust.
-Nie widziałaś jeszcze wnętrza Olimpu.- powiedział Chris.
-Byliście już tutaj?- zapytałam.
-No pewnie! Na przesileniu zimowym są organizowane wycieczki z Obozu. Na ostatnim takim zjeździe wysmarowaliśmy razem z moim rodzeństwem tron Posejdonowi. Przez przypadek. Ale była świetna zabawa. Zmienilibyśmy się w kałuże, gdyby nie Atena.
-Mieliście wielkie szczęście.- zauważyła Mea.
Przechodziliśmy właśnie obok posągów Zeusa i Hery. To wszystko robiło ogromne wrażenie. A szczególnie dlatego, że posągi te miały wysokość 10 metrów. Mea zauważyła, że przypatruję się temu wszystkiemu.
-Miasto to wybudowała córka Ateny- Annabeth. Długa historia. A do wielkości posągów się przyzwyczaj, bo bogowie tylko troszeczkę są mniejsi od tych kamieni.
-A Apollo, Dionizos?- zapytałam.
-Mogą przybierać postać kogo chcą.- wyjaśnił Chris.
-Szacun- mruknęłam.
Dochodziliśmy już do wielkich, złotych wrót. Otworzyły się przed nami zanim zdążyliśmy zapukać czy zadzwonić. Weszliśmy do komnaty gdzie na środku była wielka fontanna.
-Pośpieszmy się- powiedział Mea i poprowadziła nas do kolejnych wielkich drzwi, które tak jak poprzednie otwarły się na zawołanie.
-Herosi?- zdziwił się bóg siedzący na prawo od nas. Hefajstos.
To co zobaczyłam gdy wyszliśmy z windy to nic co było tutaj. Było tu czuć taką siłę i magię. Na 12 ogromnych tronach siedziały ogromne postacie. Bogowie. Na środku było ognisko. Na najważniejszym miejscu siedział Zeus. Bardzo podobny do syna. Obok niego Posejdon i chyba Hera. Obok Hery Atena, Artemida, Afrodyta i Demeter. A po drugiej stronie siedzieli Ares, Dionizos, Hermes, Apollo, Hefajstos oraz Hades. A obok bogów głównych siedziały mniejsze bóstwa. Nemezis, Iris, Nike, Eol, Hekate i jeszcze kilku, których imienia nie zapamiętałam.
-Witamy was.- odezwał się Zeus.
-Co wam się nie podoba w Presleyu?- zapytał nas Dionizos.
Razem z Kevinem wymieniliśmy rozbawione spojrzenia. A Mea i Chris pobladli.
-Nic, panie. Ta muzyka jest znakomita- powiedział Chris.
Nie wytrzymaliśmy. Razem z Kevinem wybuchłam śmiechem. Bogowie przyglądali się tam zaskoczeni i troszeczkę zagniewani. Niektórzy musieli ukrywać uśmiech. Gdy się opanowaliśmy zapytałam.
-Podobno miałam dostać jakąś misję. To prawda?
-Masz wielką odwagę, skoro takim tonem mówisz do bogów.- powiedziała Atena.
-To chyba głupota- zauważyła Nike.
-Możliwe.- powiedziałam.- Lecz nie po to tu przybyłam, prawie straciłam przyjaciół by być teraz oceniana.
-Dobrze. Skoro chcesz to mieć z głowy.- powiedział Zeus.- A więc chodzi o to, że zwykli ludzie muszą nam pomóc. Lecz nie zrobią tego bez przywódcy. Twoim zadaniem jest przekonanie ludzi do nas i poprowadzenie ich na wojnę. My zlikwidujemy Mgłę i ty zaczynasz działać.
-Że co?!- zapytałam.
-Wiemy co się dzieje na świecie. Potworów jest 10 razy więcej niż kiedyś. My herosi nie możemy ich zgładzić, ale wy tak. Dobrych herosów jest zbyt mało. A wasza broń może ich pokonać. Sprawa jest prosta: masz przekonać ludzi, aby nam pomogli, bo jak nie to herosi i ich stwory mogą zniszczyć wszystko.- wyjaśnił Posejdon.
-Myślicie, że zaryzykuje życie tych wszystkich ludzi?
-Wybrano cię.- powiedział Hades.- Nam też się to nie widzi, aby zwykli ludzie znali nasze tajemnice, ale nie ma innego wyboru.
Bóg zmarłych wydawał się znudzony tym wszystkim.
-A wy jej pomożecie.- powiedział Hermes do moich przyjaciół.
-A niby jak mam przemówić do całej Ameryki? -zapytałam ze sarkazmem.
-Hekate.- powiedział Zeus.
-Pomogę ci. Kilka czarów i po kłopocie.- powiedziała bogini.
Nadal wątpiłam. Czemu niby zwykli ludzie mają płacić za błędy bogów? Popatrzyłam na przyjaciół. Kevin patrzył na mnie. Mea zachwycona była bogami, a mina Chrisa zdradzała wątpliwości.
-A czemu wy nie możecie porozmawiać z prezydentem? Nigdy nie słyszeliście takiego przysłowia? Dzieci i ryby głosu nie mają? Czy jakoś tak.- zapytałam.
-Zaraz nie wytrzymam. Jak ona może się tak do nas odzywać? Bez czci. Zabijmy ją.
-Alice trzymaj język za zębami.- usłyszałam szept Chrisa. Chyba mnie poznał dostatecznie dużo, aby wiedzieć, że ja nie dam sobą pomiatać. A powiedział to za późno, więc ja zaczęłam potok słów:
-Pomyślałeś o tym może, że nie zasłużyłeś na cześć. Gdybyście mieli jakieś osiągnięcia. Dla nas. Zwykłych ludzi. Kiedy ostatnio nam pomogliście? Tylko grzejecie tyłki na tym swoim Olimpie. Nawet na nas nie popatrzycie. Więc teraz się nie dziwcie, że tak niechętnie to zadanie przyjmuję. Nic dla nas, ale wszystko dla was. Macie po prostu jedno wielkie ego na swoim punkcie. Więc jak możecie ode mnie żądać, abym ryzykowała życie ludzi?!- zakończyłam.
Bogowie wymieniali między sobą spojrzenia. Widać było, że zaskoczyła ich moja wypowiedź. A moi przyjaciele chyba tylko modlili się aby darowali mi życie. Bo w sumie ja się nie bałam o mój żywot. Miałam ich gdzieś. Może to niemądre, ale obróciłam się na pięcie i wyszłam pozostawiając bogów bez słowa. Nie spodziewali się takiego obrotu sprawy. Byłam już przy windzie kiedy dobiegli do mnie moi przyjaciele.
-Wiesz co właśnie zrobiłaś?! Mogłaś zginąć! Ciesz się, że zapomnieli żeby cię unicestwić!- zaczęła wyprawiać mi kazanie Mea.
-E tam. Miałam gorsze sytuacje ze starszymi ludźmi. Miałam taką nauczycielkę. Straszna jędza. TO był mój największy problem odkąd pamiętam. Poradziłam sobie z nim. A teraz moim największym problemem nie są wkurzeni bogowie, lecz rodzina i wy. Więc daruj sobie Mea. I wy też!- powiedziałam na zakończenie do Chrisa i Kevin, ponieważ zauważyłam,że Chris chce coś dodać.
-To było świetne!- powiedział mimo wszystko Kevin. Lecz to mi poprawiło humor.- Oczywiście nierozważne. Ale świetne. Zostawiłaś ich z otwartymi gębami! Bogów! Masz talent!
-Zaraz ten talent zakończy się rychłą śmiercią- mruknął Chris.
-Przesadzasz.- powiedziałam i uśmiechnęłam się.
-Chodźcie.- pogonił nas Kevin.
Wchodziliśmy już do windy i tym razem jechaliśmy w rytmach typu Lady Gaga.
-Bogowie chyba cię lubią.- powiedział Kevin.
-Na pewno nie Ares. I Atena, Hekate, Nemezis, Posejdon, Afrodyta. Oni na pewno cię nie lubią.
-Nie potrzebuje ich przyjaźni. -odparłam Chrisowi.
Wychodziliśmy już z Empire State Building kiedy podbiegł do nas portier.
-Ej! Zaczekajcie!- dobiegł do nas.- Bogowie przekazują tobie.- tu zwrócił się do mnie.- że proszą abyś to wykonała cokolwiek to jest.
-Powiedz im, że się zastanowię.- powiedziałam.
-Alice, bogom się nie odmawia.- zauważyła Mea.
-E tam. Ktoś musi to zrobić.- odparłam. I poszliśmy dalej nie mając żadnego planu.
Proszę o opis i grafikę do The Best Of
Zaczyna się rozwijać. Tego jeszcze nie było- mieszasz śmiertelników w sprawy Olimpu! Duży plus za „morderczego barana” (Apolla). Tylko PROSZĘ, niech ona jeszcze spotka tego nadętego syna Zeusa i da mu porządnie w mordę. PROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ!!!!!!!! Niech go piorun trzaśnie 😉
P O R Z Ą D N I E!!! Zgadzam się z Arachne. Genialne! Jeszcze się nie zdarzyło żeby wszyscy bogowie lubili jednego Herosa lub jednego ludzia… czy Hestia też tam jest? i czy w tej fontannie jest ofiotaur Nessie? 😉
A ja błagam żeby coś było między nią a synem Nike..! Plis :*
No właśnie! Nie wiem czemu, ale jakoś wyobrażam sobie tego syna Nike jako jakiegoś przystojniaka, idealnego dla niej!!! Niech będzie z Kevinem lub z Troyem proszę!!!
Ale nawet bez tego twoje opo będą wspaniałe. Nie wiem jak ty to robisz, ale wiem jedno- nigdy ci nie dorównam.
ej dobre ta to ma charakterek