Zaczynało świtać, gdy Annabeth opuściła domek Ateny. Wschodzące słońce zalewało świat złotą barwą ogrzewając zmarznięty po nocy świat. Odbijał się w kroplach rosy, które mieniły się jak diamenty. Ciszę spowijającą cały Obóz nie zakłócało nic. Panowała majestatyczna cisza, a świt witał ją z szacunkiem.
Młoda heroska szła przed siebie z bejsbolówką w ręce i z łukiem przewieszonym przez ramię. W nocy z lasu dobiegały jakieś dziwne głosy i dźwięki. Bardzo to zaniepokoiło herosów i Chejrona. Z tego powodu centaur wyznaczył oddział półbogów, aby to sprawdzili. W jego skład wchodzili: Annabeth, Percy, Clarisse i jej rodzeństwo, dzieci Ateny i Hermesa oraz potomkowie Hefajstosa jako zaplecze z bronią i paru satyrów. Mięli zgromadzić się przed lasem, podzielić na zespoły i przeczesać go. Wyeliminować źródło niepokojącego zjawiska i powrócić jako zwycięzcy. Nikt jednak nie miał bladego pojęcia, kto mógł wejść do Obozu nie będąc potomkiem któregoś z bogów.
Przed lasem czekał już spory tłumek. Herosi przyodziani byli w zbroje i broń gotową do użycia. Annabeth rozejrzała się po tłumie szukając Percy`ego. Jednakże nigdzie nie dostrzegła potomka Posejdona. Za to Grover stał razem z pozostałymi satyrami. Po minucie dołączyło do nich troje Hermesowych dzieci, a za nimi zjawił się Percy anonsując swoje nadejście głośnym ziewnięciem. Dziatwa Aresa obrzuciła do przelotnym spojrzeniem i powróciła do rozmowy.
Percy podszedł do Annabeth z długopisem w ręce. Atmosfera powoli stawała się nerwowa i napięta. Nawet zapał Clarisse i pozostałych potomków Aresa nieco osłabł. Słońce stawało coraz wyżej. Zapowiadał się ciepły dzień. Jednak gęste gałęzie drzew broniły dostępu promieniom słońca do niższych partii zielonego królestwa. Żaden heros nie palił się do wejścia do lasu. Półbogowie wpatrywali się w puszczę z pytającym spojrzeniem jakby mięli nadzieję, że źródło hałasu samo do nich przyjdzie.
Mocny głos Annabeth rozszedł się echem po uśpionym Obozie. Zawołała Grovera i jednego z synów Hefajstosa tworząc w ten sposób pierwszy zespół wraz z Percym. Reszta poszła za ich przykładem tworząc trzy i czteroosobowe drużyny. Rozstawili się wzdłuż granicy lasu, by jeden po drugim zniknąć w chłodnym cieniu żegnając słońce.
Grupa Annabeth skradała się wzdłuż strumienia, by w razie potrzeby Percy mógł z niego skorzystać. Cała czwórka chowała się w cieniu drzew starając się być niewidzialnymi. Od czasu do czasu dostrzegali w oddali błysk zbroi innych zespołów. Porozumiewali się znakami i gestami, by nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. Driady włączyły się w poszukiwania grając role zwiadowców. Nawet ptaki milczały świadome intruza w lesie. Po półgodzinnym skradaniu się herosi mięli nerwy napięte do granic możliwości. Jak dotąd nie wydarzyło się nic godnego uwagi. Z jednej strony było to pocieszające, ponieważ być może źródło dźwięków już sobie poszło. Albo tak dobrze się maskowało, że istniała możliwość przeoczenia go.
– Blee! – Wyrwało się Groverowi. Satyr uniósł jedno kopyto, po którym spływało błoto zmieszane z jakąś czerwoną mazią. Szybko odsunął się od niej.
Annabeth pokręciła głową i gestem nakazała mu iść dalej. Grover wsadził kopyto do strumienia, by zmyć błoto i poczłapał za towarzyszami. Nie uszli nawet pięćdziesięciu metrów, gdy dotarł od nich wrzask syna Hefajstosa. Błyskawicznie odwrócili się i z przerażenia wytrzeszczyli oczy.
Nad potomkiem boga ognia unosiła się ponadnaturalnej wysokości postać. Potwór zrobił krok i spod jego stopy buchnął ogień. Jego ciało składało się z błota i czegoś, co jak uświadomiła sobie z odrazą Annabeth, było krwią.
Percy odetkał Orkana i spiżowe ostrze zalśniło w jego dłoni. Jednocześnie Ateńska córka wystrzeliła w jego stronę dwie strzały. To pozwoliło synowi Hefajstosa uciec na bezpieczną odległość. Uruchamiając tarczę z zegarka, Percy natarł na potwora. Osłaniając się przed buchającymi płomieniami zadał pierwszy cios. Odgłosy walki nie niosły się echem po lesie, ponieważ ostrze utknęło w masie błota i krwi będącej ręką stwora. Również strzały Annabeth tkwiły w jego klatce piersiowej niczym kolce jeża. Percy pozbawiony broni już miał sięgnąć po wodę, gdy do ich uszu dobiegł słodki, melodyjny dźwięk. Cała czwórka poczuła się senna. Zanim zamknęły się im powieki, Annabeth dostrzegła zbliżającą się postać z jakimś przedmiotem trzymanym w ręce. Owa rzecz wydała z siebie władczy i silny ton zmuszając potwora do cofnięcia się poza zasięg herosów. Ton jeszcze długo rozchodził się po lesie, ale półbogowie i satyr odpłynęli w krainę snów.
* * *
Percy`ego i Annabeth obudził huk mas wody płynącej bardzo blisko nich. Zerwali się gwałtownie, gotowi do ucieczki.
– Grover! – Percy szturchnął przyjaciela. W odpowiedzi satyr przekręcił się na drugi bok pochrapując. – Co za osioł!
– Niech śpi. – W ich stronę nadchodziła młoda dziewczyna. Ubrana była w legginsy i ciut za duży sweter. Choć uśmiechała się przyjaźnie, w jej oczach czaił się smutek. Najbardziej w oczy rzucała się jej jasna karnacja mocno kontrastująca z czarnymi włosami i ciemnymi tęczówkami. Annabeth spostrzegła, że mimo panującego ciepła nosiła rękawiczki. – Jestem Lirael. Witajcie w Domu Abhorsenów. Waszego przyjaciela słudzy zaniosą do Domu. Chodźce, proszę za mną, postaram się wyjaśnić wam wszystko, co mi wiadomo.
– Woda – wyrwało się Percy`emu.
– Wiosenne roztopy – wyjaśniła Lirael. – Rzeka Ratterlin spływa z Lodowca zabierając ze sobą wszystko, co spotka na drodze. I na sam koniec spada z wodospadu, który znajduje się koło Domu. Pokażę wam.
– Jestem Annabeth – przedstawiła się córka Ateny – to Percy, a ten śpiący to Grover. Skąd się tu wzięliśmy? Pamiętam walkę z jakimś potworem w lesie Obozu Herosów. Potem usłyszeliśmy dźwięki i obudziliśmy się tutaj.
– Mordikant – Lirael pokręciła głową.
– To coś było zrobione z krwi?
– Tak. Jego ciało składa się z bagiennego błota zmieszanego z ludzką krwią. Uformował go i natchnął Wolną Magią jakiś nekromanta, umieszczając w jego wnętrzu ducha Zmarłego, który nim kierował. – Odwróciła się na pięcie i ruszyła w stronę ścieżki na wybrukowany dziedziniec. Zaczynała się tu ścieżka z czerwonych cegieł. Wiła się aż do drzwi wejściowych, które miały wesoły kolor błękitnego nieba i jaskrawo odcinały się od pobielanego kamienia. Brązowa kołatka w kształcie głowy lwa, trzymającego w pysku kółko, połyskiwała metalicznie w wiosennym słońcu.
W hollu tłoczyło się kilkanaście istot ubranych w czarne mnisie habity z kapturami naciągniętymi na głowy. Percy`emu skojarzyły się z więźniami czekającymi na wyrok. Gdy tylko przekroczył próg czworo z nich wyszło na zewnątrz po Grovera. Heros cieszył się, że satyr nie zobaczy, kto przyniesie go z ogrodu. Nie wiedział czy słudzy mają oczy, czy są ich pozbawieni, ale uważnie śledziły każdy krok Lirael. Dziewczyna nakazała im się rozejść, gdy kierowała się ku schodom. Przechodząc obok jednego ze sług Percy dostrzegł, iż jego ręce składały się z masy świetlistych, wyblakłych znaków. Przepływały one swobodnie tworząc ciało służących. Chciał powiedzeń o tym Annabeth, ale dziewczyna podążała za gospodynią na pierwsze piętro. Popędził, więc za nimi.
Przekroczyli próg jakiegoś pomieszczenia pełniącego prawdopodobnie rolę gabinetu i po schodach przeszli przez klapę na wyższy poziom.
– To obserwatorium – wyjaśniła Lirael.
Obserwatorium miało przeszklone wszystkie ściany skąd można było widzieć cztery strony świata. Centralną część pokoju zajmował ogromy teleskop. Obok stał wysoki stołek i pulpit, na którym rozłożona była mapa gwiazd. Nie trzeba było patrzeć przez teleskop, by widzieć, że Dom znajduje się na wyspie ze wszystkich stron otoczony wodą. Rzeka Ratterlin pędziła wartko sięgając prawie do samego krańca muru. Nawet tu dochodził stłumiony huk mas spienionej wody spływającej z wodospadu. Percy spojrzał na podłogę, którą przyozdabiał puchaty dywan przedstawiał konstelacje gwiazd i wirujące planety.
– Stąd nie ma wyjścia – zauważyła Annabeth spoglądając na wartki nurt wody.
– Jest – Lirael wskazała na wschodnią stronę ogrodu. – Tam jest podest, z którego startuje Papierowe Skrzydło, tylko, że nie umiem mim latać.
– Nie ma mostu? – Zdumiał się Percy.
– Są głazy wystające z wody – wyjaśniła Lirael. – Tylko, że przy tym stanie Ratterlinu i tak nie da się przejść.
– Znam sposób – Percy zastanawiał się czy udałoby mu się ją zatrzymać. – A tak właściwie to gdzie my jesteśmy?
– W Starym Królestwie. A niby, gdzie chcielibyście być? – Lirael spojrzała pytająco na swoich gości.
– W Obozie Herosów na Long Island – powiedziała Annabeth. – Wygląda na to, że przenieśliśmy się do innego świata. Jak to możliwe? – Powiodła wzrokiem na wschodnią część ogrodu. Właśnie lądowało tam coś przypominające ptaka, ale na pewno nie był to samolot. Wysiadły z niego dwie osoby i żwawym krokiem skierowały się w stronę Domu. – Czym jest Dom Abhorsenów? – Zwróciła się do swojej gospodyni.
– Domem – Lirael również dostrzegła gości i skrzywiła się lekko. – Normalnym domem. A Abhorseni to osoby czuwające nad tym, by Zmarli nie kręcili się po Królestwie i by trafiali za Dziewiątą Bramę. To ostatni rejon Śmierci. Stamtąd nie ma powrotu. W tym świecie istnieją osoby zwane nekromantami, którzy za pomocą dzwonków – potem wam pokażę – przywracają do życia zmarłe osoby. Zmarli są im posłuszni. Żerują na ludziach, by zabrać ich życie i jak najdłużej utrzymać się w świecie żywych.
– Chodzące trupy? – Percy otworzył usta z wrażenia. – Takie, co wstają z grobów?
– I nie tylko – Lirael zaczęła schodzić na dół. – Istnieją też takie stwory jak mordikant. W Starym Królestwie funkcjonuje magia w postaci Magii Kodeksu. Wszyscy mieszkańcy są magami Kodeksu. Nekromanci posługują się Wolną Magią skrzyżowaną z Magią Kodeksu. Za jej pomocą sieją zło i śmierć.
– Ty jesteś Abhorsenem? – Zaciekawił się Percy idąc za Lirael.
Dziewczyna potwierdziła skinieniem głowy.
W pomieszczeniu poniżej czekały na Lirael, Annabeth i Percy`ego dwie identyczne kobiety. Bliźniaczki uściskały Lirael jak własną siostrę. Miały na sobie białe suknie z luźnymi rękawami. Na głowie opaski z kamieniami księżycowymi. Posiadały przenikliwe niebieskie oczy i długie jasne włosy.
– Witajcie – powiedziały chóralnie kobiety. – Jesteśmy Sanar i Ryelle. Jesteśmy Clayrami i widzimy przyszłość. Nasza droga kuzynka nie zdążyła wam tego przekazać. Ale czas nas goni. Jesteście nam potrzebni w pewnym zadaniu. Kiedy je skoczycie wrócicie do waszego świata. Podejdźcie. – Sanar wyciągnęła z rękawa różdżkę. Ryelle natomiast butelkę, którą odkorkowała. Wylała jej zawartość w linii poziomej, a w tym samym momencie Sanar machnęła różdżką. Woda zamarzła i utworzyła lustro. Zdezorientowani herosi spojrzeli w jego taflę.
Lustro wody przez chwilę pozostało całkowicie matowe. Minutę później zrobiło się przejrzyste i oczom Percy`ego, Annabeth i Lirael ukazała się pieczara.
Między kawałkami trawy znajdowały się tereny wybrukowane. Na każdym z nich spoczywała łódź. Czternaście jednomasztowych łodzi z odkrytym pokładem, których czarne żagle smętnie zwisały z masztu. Za ostatnią łodzią w wodzie pojawił się wir schodzący poza poziom wód. Nad wirem stał ciemnowłosy chłopiec ze spiżowym ostrzem w dłoni. Obok niego stały dwie dziewczyny. Ta wyższa trzymając dłoń na pasie z dzwonkami powoli schodziła w dół wiru. Za nią podążał chłopiec. Blond włosa niewiasta patrzyła za nimi, aż zniknęli w dole, po czym rozejrzała się uważnie. Włożyła czapkę na głowę i również zniknęła. Chwilę później w polu widzenia pojawiło się z tuzin zmasakrowanych ciał z kończynami powykręcanymi w różne strony. Wizja gwałtownie się zmieniła. Chłopak i dziewczyna stali po kostki w wodzie. Znienacka runęła na nich masa wody i…
– Tu się wizja urywa – oznajmiła Ryelle. – Clayry nie widział nic nawet przy zebraniu wszystkich z Darem Widzenia.
– Ja nie łapie, o co tu chodzi – wtrącił Percy. – Czy ktoś może mi to wyjaśnić?
Wszyscy usiedli na podłodze gabinetu. Głos zabrała Lirael. Wyjaśniła, że Sanar i Ryelle pochodzą z rodu kobiet widzących przyszłość. Przeważnie są to fragmenty wizji, które trudno zrozumieć. Ich widzenia zawsze się sprawdzają. Łącznie ponad tysiąc Clayr posiada ten Dar i gdy czegoś nie Widzą, to nie jest to dobrze. Następnie wyjaśniła, kim jest Abhorsen. To osoba, mag Kodeksu, który za pomocą specjalnych dzwonków, odsyła do Śmierci wszystko, co powinno tam być, a usilnie pcha się do świata żywych. Owych dzwonków jest siedem i zaklęte są Magią Kodeksu. Posiadając różne brzmienia i moc. Nekromanci byli odwrotnością Abhorsenów. Korzystali z Wolnej Magii połączonej z mocą Kodeksu. Ciała, które widzieli to Zmarli Pomocnicy – najmniej groźni przeciwnicy. Można spotkać jeszcze Cienie Pomocników, ale ich raczej nie spotkają. Gdy spotka się jakiegoś Zmarłego, najlepiej schronić się za wodą, bo oni się jej boją. Percy i Annabeth zadali jeszcze kilka pytań. Clayry na własny honor przyrzekł, że jeśli im pomogą to wskażą im drogę do ich świata. Powinni ruszyć natychmiast.
Gdy zeszli na piętro zjawiło się czworo sług. Zaprowadzili oni herosów i pozostałych do pokoi, by się przygotować. Sanar i Ryelle udały się razem. W całym tym zamieszaniu półbogowie zapomnieli o Groverze, który smacznie spał nieświadomy kłopotów.
Pół godziny później niewielka grupa stawiła się przy papierowym Skrzydle bliźniaczek. Papierowe Skrzydło w niczym nie przypominało samolotów. Podobne było do czółna, do którego przyczepiono skrzydła i ogon jastrzębia. Kadłub zwężał się spiczasto po obu końcach, a pośrodku wydrążono otwór na kokpit. Po bokach wyrastały długie skrzydła, które nie wyglądały zbyt solidnie. I jak sama nazwa mówiła, było z papieru. Nie tracąc czasu Annabeth wspięła się do środka za Lirael, która bardziej teraz przypominała wojownika niż dziewczynę, którą poznali. Miała na sobie dziwny rodzaj zbroi i opończę w srebrne klucze i gwiazdy. Przez pierś przewieszony pas z siedmioma dzwonkami od najmniejszego do największego. Herosów również wyposażono w zbroje z nieznanego im materiału. Były one lżejsze od tych z Obozu i podobno bardziej wytrzymałe. Gdy zajęto miejsca Ryelle gwizdnęła i machina uniosła się w powietrze płynnie i z gracją jak ptak.
Lot był przyjemny, jednakże woleli mieć już za sobą czekające ich zadanie. Percy`ego niepokoiło, że przyjaciółka ma zostać sama na ziemi, podczas, gdy on i Lirael mają zejść pod wodę. Może gdyby jeszcze nie mięli przybyć Zmarli Pomocnicy, słabiej by się martwił. Miała założyć swoją bejsbolówkę, by stać się niewidzialną, ale mogli ją wyczuć.
Rzeka rozdzielała się już na strumyki, które tworzyły podmokłą deltę Ratterlinu. W delcie było wiele wysp. Papierowe Skrzydło z lekkimi problemami wylądowało w wysokim na prawie pięćdziesiąt metrów wąwozie. Percy, Annabeth i Lirael opuścili Papierowe Skrzydło, a Ryelle uniosła je w górę. Przed zmrokiem miały przylecieć i ich zabrać.
– Zastanawia mnie, skąd się tu wezmą Pomocnicy – powiedziała Lirael idąc szybko przed siebie. – Tu jest masa wody dookoła, a oni się jej boją. Wydaje mi się, że Annabeth, powinna iść z nami. Zmarli ją wyczują, choć nie zobaczą.
– Wejdę na jedną z tych łodzi – zasugerowała półbogini. – To wystarczy?
– To są łodzie pogrzebowe – wyznała Abhorsen. – Jeśli ci to nie przeszkadza, to powinnaś tam być bezpieczna. Masz piszczałkę i miecz zaklęty Magią Kodeksu, więc to cię dodatkowo ochroni. Jesteśmy na miejscu.
Cała trójka zatrzymała się przed wirem za ostatnią łodzią. Lirael poczuła bijące od niej zimno. Położyła dłoń na szóstym dzwonku Saranecie – nakładał on więzy Zmarłym, zmuszając ich do podporządkowania się Lirael. Percy odetkał Orkana nie wiedząc, co go czeka wewnątrz wiru.
– Idziemy w Śmierć – oznajmiła, Lirael. – Jako Abhorsen wiem, jak powinno się przemieszczać w każdym z Dziewięciu Rejonów. Była już tam. Percy idź dokładnie moimi śladami. A ty, Annabeth, wejdź na łódź już teraz. Trochę odstąpimy od wizji Clayr.
Córka Ateny sprawnie wspięła się na ostatnią łódź i podeszła jak najbliżej wody. Założyła czapkę i wzięła do ręki piszczałkę. Wcześniej została poinstruowana jak ma postępować. Z lękiem wpatrywała się jak Percy i Lirael schodzą w dół. Do samej Śmierci. Minęło kilka minut, od czasu, gdy zniknęli jej z oczu. I wtedy dostrzegła nadchodzących Pomocników. Podniosła piszczałkę do ust gotowa w nią zadmuchać.
* * *
Lirael od razu rozpoznała Rejon Drugiej Bramy. Zerwała się do biegu, ale jednocześnie Percy potknął się i runął w wodę. Rzeka płynąca w Śmierci natychmiast to wyczuła i próbowała wciągnąć syna Posejdona głębiej w Śmierć. Jednocześnie potężna fala ruszyła ku śmiałkom wędrującym drogą Zmarłych.
– Stój! – Krzyknął Percy. Zarówno rzeka jak i fala zastygły w miejscu. Chłopak podniósł się opierając o Orkana. Lirael gapiła się na zatrzymaną wodę. W tym Rejonie zawsze trzeba było biec jak najszybciej, by wyprzedzić falę. – Taka mała niespodzianka. Mój ojciec jest władcą wody. Jak widać również tej w Śmierci, a ja po nim to odziedziczyłem. To, co teraz?
– Nie wiem – Lirael rozejrzała się uważnie dookoła. Złościło ją, że Clayry nigdy dokładnie nie mówiły, co trzeba zrobić. Skoro wszystko wyglądało tak jak powinno, to nie było sensu tu tkwić. A jednak coś się nie zgadzało, bo inaczej nie weszliby w Śmierć z własnej woli.
– Spójrz – Percy wskazał ślad na dnie rzeki. Odcisk przypominał kopyto byka ponadnaturalnej wielkości.
Lirael ruszyła w kierunku Trzeciej Bramy, ponieważ ze śladu ciągnęła się mglista nitka. Nigdy czegoś takiego nie widziała, a „Księga Zmarłych” będąca opisem Rejonów Śmierci nie wspominała nic o śladach i mglistych niciach. Percy ruszył za Abhorsen. Dziwnie szło się w wodzie, która stała w miejscu mając za plecami zatrzymaną falę.
Lirael wypowiedziała zaklęcie otwierające wejście do Trzeciego Rejonu.
Było tu stosunkowo spokojnie. Było, ale nie tym razem. Wszystko spowijała mgła. Kłębiła się i skręcała tworząc postać wyglądającą jak skrzyżowanie byka z modliszką. Stwór miał ponad dwa metry wzrostu i szczypce modliszki zamiast rąk. Percy spotkał sporo mitycznych stworzeń i znał ich dość dużo, ale żaden nie wyglądał jak to, co stało przed nimi. Również Lirael nie miała pojęcia, z czym przyjdzie im się zmierzyć. Percy uruchomił tarczę i wysunął się przed towarzyszkę. W każdej chwili gotów od walki albo puszczenia wody w ruch. Abhorsen zacisnęła mocniej dłoń na rączce dzwonka. Wyczuła, że Saraneth bardzo chce być użyty. Najbezpieczniej było zadzwonić i wracać do świata żywych. Ich przeciwnik musiał być silnym duchem skoro utrzymał się blisko granicy z życiem.
– Powoli zacznij się cofać – szepnęła Lirael do Percy`ego. – Gdy zadzwonię pędź szybko za mną w każdej chwili gotów do uruchomienia rzeki.
W tym samym momencie byko-modliszka ruszył na herosa. Syn Posejdona lekko zachwiała się od uderzenia, ale Lirael wylądowała w wodzie. Półbóg zasłonił się tarczą, gdy szczypce przejechały po metalu. Natarł na tarczę i gdy ten trochę się oddalił zadał cios. Orkan trafił w krzyżowane szczypce. Heros odskoczył i zaatakował ponownie. Zamachnął się i ostrze dosięgło monstrum raniąc go w pierś. Zamiast krwi pociekła dziwna substancja przypominająca rtęć. Gdy jedna z kropli spadła do rzeki z jej powierzchni zaczął unosić się dym. Zajęty walką Percy nie od raz zdał sobie z tego sprawę. Natomiast Lirael, która upadając do rzeki, wypuściła dzwonek wyczuła trującą woń gazu. Rozejrzała się w poszukiwaniu dzwonka. Udało się jej go szybko znaleźć, Mocno trzymała jego rączkę.
– Percy! – Krzyknęła. – Do Bramy. Szybko!
Heros wykonał polecenie, a tymczasem Lirael zadzwoniła Saranethem. Jego głęboki i mocny ton rozszedł się echem po Trzecim Rejonie. Potwór zawył z wściekłości, gdy dzwonek narzucił mu wolę Lirael. Dziewczyna wprawnie nałożyła więzy każąc nieprzyjacielowi udać się za Dziewiątą Bramę i już nigdy nie wracać. Upewniła się, że byko-modliszka posłusznie przekroczył następną Bramę i pognała w kierunku towarzysza wykrzykując zaklęcie otwierającą Bramę. Trujący dym rozchodził się po wszystkich Rejonach i bardzo prawdopodobne, że wydostał się na powierzchnię. Pędząc przez zastygłą rzekę w kierunku spiralnych schodów mięli problemy z oddychaniem.. W ich połowie Percy uaktywnił wodę. Ryk uwolnionej fali zabrzmiał jak ryk kogoś, komu uciekła ofiara. Nie oglądając się za siebie dogonił Lirael witając słońce na twarzy.
* * *
Annabeth skrzywiła się na widok Zmarłych wlokących się na powykrzywianych kończynach. Choć nie upłynęła nawet minuta od zniknięcia, Percy`go i Lirael zaczynała się niepokoić. Była niewidzialna, ale Pomocnicy musieli ją wyczuć, bo wydawali z siebie jęki i wycia, że gdzieś tu jest życie, lecz nie wiedzą, gdzie. Za nimi wyłonił się człowiek z takimi samymi dzwonkami, jakie miała Lirael. Z zachowania swoich Zmarłych wywnioskował, iż ktoś się ukrywa. Sięgnął po szósty dzwonek. Ten, który miał ją wywabić z kryjówki. Przezorne zjawy z Domu zapakowały jej zatyczki i teraz włożyła je do uszu. Mimo wszystko jednak słaby dźwięk przebił się przez zatyczki. Annabeth siłą woli zmusiła się do pozostania w miejscu. Z mocą dzwonków jej fletnia nie nadawała się do niczego. Ateńska córka schowała ją do kieszeni i sięgnęła po strzały, zaklęte Magią Kodeksu. Nałożyła strzałę na łuk naciągając cięciwę. Grot zalśnił w słońcu i precyzyjnie wbił się w ramię nekromanty. Ten wypuścił Saranetha z dłoni. Dzwonek zadzwonił swoją własną melodię, po czym umilkł. Do Annabeth dotarło, że zdradziła swoją pozycję. Założyła łuk na plecy i ostrożnie przeszła na inną łódź.
Drewno zaskrzypiało jakby chciało, by nekromanta zapędził Annabeth w Śmierć. Przez moment rozważała skok do wody, ale nie miała pewności jak tu jest głęboko. No i czy coś nie czai się w głębinach. Zezłościła się, że tak łatwo się zdradziła. Musiała szybko działać, bo nekromanta wchodził na łódź, gdzie stała córka Ateny.
W tym samym momencie z wiru zaczął wydobywać się jakiś dym. Chwilkę później wyłonili się Lirael i Percy. Abhorsen trzymała w ręce Saranetha. Sprawnie potrząsnęła dzwonkiem, który spętał Zmarłych i nekromantę. Wszyscy klnąc, wyjąc i wrzeszcząc zeszli w wir, z którego wyłonili się towarzysze Annabeth. Gdy zeszli w Śmierć Percy machnął ręką i woda zamknęła się za tymi, którzy powinni dawno zniknąć ze świata żywych.
Annabeth, Percy i Lirael idąc przed siebie, do miejsca spotkania z Clayrami, opowiedzieli sobie swoje przygody. Lirael podziwiała odwagę ateńskiej córki, która tak długo wytrwała sam na sam ze Zmarłymi.
Sanar i Ryelle czekały na nie z szerokimi uśmiechami na ustach. Za nimi stało Papierowe Skrzydło, z którego wysiadał Grover. Z jego miny można było wywnioskować, że lot nie przypadł mu do gustu. Percy i Annabeth uściskali go. Później przyjdzie czas na opowieści.
– Bardzo dziękujemy za pomoc – powiedziała Sanar. – Teraz śmiało możemy was odesłać do domu. Możecie jeszcze zostać, jeśli chcecie?
– Wracamy – oświadczyła Annabeth z lekkim uśmiechem. – Może jeszcze się zobaczymy?
– Czy to idący wybiera drogę czy droga idącego? – Lirael tajemniczo uniosła kąciku ust.
Bliźniaczki wydobyły z rękawów swoich strojów butelkę i różdżkę. Utworzyły lustro z widokiem lasu w Obozie Herosów. Ryelle gestem wskazała, że mają w nie wejść. Herosi i satyr pomachali nowym przyjaciółkom wchodząc w lodową taflę.
Niech Riordan tego nie czyta, bo popełni samobójstwo.
Jesteś bogiem! Niech się Szekspir schowa! Po prostu brak mi słów! Nie dziwię się, że wygrałaś!
PS. Jak a to książka? Bo nie znam.
Genialne, przegenialne i… No szczerze to epitetów braknie.
Boskie opisy, popieram Arachne
Super! Strasznie wciągające i ciekawe! Ja też nie znam tej książki, a z chęcią przeczytam
extra!!
Świtne a jaka to jest książka ?
Genialne ;D
Arachne, ty zawsze wiesz, co powiedzieć…^^
Właśnie nigdy nie wiem. Ale jak TO przeczytałam, to mnie autentycznie ZATKAŁO.
Super jaka to książka???
Garth Nix ,,Lirael””
o kurczę genialne