Rozdział 2: Zagadki, których nie umiem rozwiązać
Wieść o przybyciu nieznajomej rozeszła się jeszcze przed śniadaniem. Niestety nikt nie mógł wejść do Wielkiego Domu bez pozwolenie z powodu jeszcze kurujących się rannych po bitwie. Chejron pozwolił mi jednak siedzieć przy dziewczynie i sprawdzać czy się nie obudziła. W nocy zajął się jej raną i chyba wracała do zdrowia. Kiedy ją przyprowadziłem na chwilę odzyskała przytomność, ale nie miała na tyle siły by powiedzieć coś o sobie. Napiła się nektaru, dostała trochę ambrozji i ponownie zapadła w sen.
Do pokoju wjechał Chejron na wózku, a za nim szła Annabeth. Odrobinę zarumieniłem się na jej widok. Kiedy podniosła wzrok uśmiechnąłem się, ale ona odpowiedziała tylko słabym skinieniem głowy. Wciąż pamiętała naszą rozmowę pod koniec wakacji, a podczas roku szkolnego nie kontaktowaliśmy się zbyt często. Do tego dochodził temat Rachel, która coraz chętniej i coraz częściej spędzała ze mną czas. W zasadzie to nie było tak, że jej nie lubiłem. Była fajna, otwarta, mogłem z nią szczerze porozmawiać. Ale to było wszystko – była mi potrzebna tylko jako przyjaciółka. Chciałem dać jej delikatnie do zrozumienia, że jeżeli o mnie chodzi, to nie chodzi o nic więcej, nie raniąc przy tym jej uczuć. Kolejny punkt na dłuuugiej liście moich problemów…
Nagle tajemnicza dziewczyna poruszyła się i otworzyła oczy. Rozejrzała się uważnie po sali, chłonąc każdy szczegół. Dopiero teraz dokładnie się jej przyjrzałem. Była starsza ode mnie – miała 19, może 20 lat, wysoka i zgrabna o oliwkowej cerze z wiecznie zaróżowionymi policzkami. Miała długie do łopatek, czarne proste włosy zawijające się na końcach i grzywkę dotykającą długich ciemnych rzęs obramowujących jak wachlarz jej oczy. Miała naprawdę niesamowite oczy – zielone jak wiosenna trawa oświetlona ciepłymi promykami słońca – takie pełne energii i entuzjazmu, a jednocześnie mądrości, odwagi i stanowczości. Była to piorunująca mieszanka. Na jej szyi wisiał mały gwizdek zrobiony z niebiańskiego spiżu, ozdobiony stalowymi różami.
Chejron, nie wiedzieć czemu, dał nam dyskretny znak żebyśmy wyszyli. Z Annabeth spojrzeliśmy po sobie, ale grzecznie opuściliśmy budynek.
– Dlaczego Chejron nie pozwolił nam zostać?- spytałem się dziewczyny, kiedy stanęliśmy na ganku.
– Może uważa, że przy nas nie powiedziałaby wszystkiego…? A może chciał porozmawiać z nią o czymś, o czym my nie mamy wiedzieć? Nie mam pojęcia, ale myślę, że prędzej czy później i tak się dowiemy… Może poczekamy na zewnątrz? Chciałabym z nią później porozmawiać.
– Ok. – odpowiedziałem zaskoczony, że córka Ateny proponuje, żebyśmy zostali sami. Od jakiegoś czasu starałem się jakoś zacząć temat… Nas. Nie umiałem tego określić, ale wydawało mi się, że wtedy na wulkanie St. Helens i w ogóle jakoś tak… Ale zawsze kończyło się to tematem przepowiedni, Luke’a, w oczach Annabeth pojawiały się łzy, zmieniała temat, odchodziła i tak w kółko. Już miałem zadać jej jakieś pytanie z TEGO zakresu, kiedy zobaczyłem w jej spojrzeniu… Błaganie. Jakby mówiła: „Porozmawiamy, ale nie teraz, dobrze? Jeszcze nie jestem gotowa…”. Zamiast tego zapytałem jak spędziła rok, jak układa jej się z rodzicami i czy ma już konkretne plany co do przekazanych jej projektów Dedala. Opowiadała mi o wszystkim, a ja poczułem się szczęśliwy. Znów po prostu byliśmy razem, rozmawialiśmy bez tych wszystkich „spraw”, komplikacji. Miałem ochotę po prostu się uśmiechać, a córka Ateny odpowiadała mi tym samym. Znów przez chwilę wszystko było w porządku.
Nagle drzwi otworzyły się i pojawił się w niech Chejron na wózku. Oboje wstaliśmy w tym samym momencie.
– Wszystko w porządku. Nieznajoma to Rosalie Cassandra Valentin. Na razie pobędzie jeszcze chwilę w Wielkim Domu, jeszcze dzisiaj przeniesie się do domku Hermesa. Jeżeli będzie chciała, odpowie Wam na pytania, ale dajcie jej odpocząć – powiedział mężczyzna po czym ruszył w kierunki pawilonu jadalnego, a my rozeszliśmy się w niemym porozumieniu, że za może 2 godziny razem pójdziemy bliżej poznać Rosalie Cassandrę Valentin.
2 godziny później, stanęliśmy z Annabeth przed wejściem do Wielkiego Domu. Jednak w środku czekała na nas niespodzianka – nowo przybyłej dziewczyny nie było. Poszliśmy do domku Hermesa, ale bracia Hood, wyraźnie zawiedzeni tym faktem powiedzieli, że Rosalie wyszła. Szukaliśmy w pawilonie jadalnym, przy ściance wspinaczkowej, w każdym domku i stajni. Nigdzie jej nie było. I nagle coś mnie tknęło. Poprowadziłem córkę Ateny na arenę do szermierki. Dziewczyna się znalazła. Siedziała na ławce i patrzyła niewidzącym wzrokiem w przestrzeń. Nagle zamrugała gwałtownie i spojrzała w naszą stronę. Uśmiechnęła się i podeszła do nas wolnym krokiem.
– Cześć. Jestem Percy Jackson. A to jest Annabeth Chase – zacząłem.
– Tak, wiem. Chejron zapewne już Wam powiedział mniej więcej kim jestem. Mówcie mi Rose. Nie jestem taką ciekawą osobistością, za jaką bierze mnie cały obóz. Przyjechałam z Connecticut, ale urodziłam się we Francji – jak miałam sześć lat, z mamą się przeprowadziłyśmy. Nie wiem kim jest mój olimpijski rodzic i podejrzewam, że pewnie już się nie dowiem. Nikt mnie tu nie zaprowadził, ale mama powiedziała mi jak dojechać. Nic więcej ciekawego niestety nie mogę o sobie powiedzieć, ale słyszałam, że Wy dwoje przeżyliście całkiem ciekawe przygody. Może wypijemy po kubku gorącej czekolady, a Wy mi o tym wszystkim opowiecie, dobrze?
Ruszyliśmy na gorącą czekoladę, Rose prowadziła. Wpatrywałem się w nią z zaciekawienie i wiedziałem, że Annabeth też myśli o tym samym. Kiedy dziewczyna powiedziała, że „nic ciekawego nie może o sobie powiedzieć”, to tak, jakby rzeczywiście nie mogła, a nie że nie ma. No i mówiła tak pewnie, jakby wcześniej to zaplanowała. I czy nie było to dziwne, że jeszcze była nieokreślona? Wkrótce miałem dowiedzieć się dlaczego…
śśśśśśśśśśśświetne! ! ! soper, pomysłowe i dość oryginalne mistrz z ciebie i tyle!
*super, a nie soper
No właśnie ,ale opowiadanie soper
Soper! 😉 Wytentegowiste! Oryginalne! itd itp
Innymi słowy: PISZ DALEJ!
Cóż mam powiedzieć ? Wszyscy chyba już powiedzieli za mnie 😛
genialne
jak to mówią – HEROSOWE
Zdecydowanie HEROSOWE !!!
Fajne.
fajniusie