Zostałam przydzielona do: Emmy, Diany-córki Afrodyty, Carla i Veronic dzieci Apolla, Matta i Thomasa-synów Ateny, Thizza-syna Hefajstosa, Laury – córki Dionizosa oraz Angeli – córki Demeter i Rose – córki Hermesa. Nikogo nie znałam oprócz oczywiście Emmy. Jak Chejron mógł mi to zrobić?!! Przydzielić do Emmy!? Wie przecież, że się nie znosimy.
Kevin miał podobnie (nikogo nie znał), ale nie miał przynajmniej wroga! I gdzie tu sprawiedliwość!? Po burzliwych rozmowach na kapitanów wybraliśmy Matta i Thomasa. Tłumaczyć chyba nie muszę dlaczego. Samo stwierdzenie – dzieci Ateny robi swoje.
– Kapitanowie drużyn podejdą do mnie! – rozkazał Chejron – Wybierzecie obszar gdzie zaczynacie poszukiwać kawałek złotego runa. Jest on ukryty w obozie, żeby komuś nie przyszło do głowy wychodzić za granicę! Reszta ekipy pójdzie poszukać odpowiedniej broni, a kapitanowie później dojdą do was.
Zrobiliśmy tak jak kazał. Ja nie potrzebowałam innej broni niż tą, którą mam przy sobie. Razem z Emmą postanowiłyśmy się na ten krótki czas zjednoczyć. Oczywiście same od siebie się nie pogodziłyśmy. Interweniowała Angela. Ale to nie znaczy, że tak będzie zawsze. W to nie wierze. Nie w tym życiu. Minute później doszli synowie Ateny.
– Chodźcie. Idziemy na stadion. Tam zaczynamy. – powiedział Matt.
– Co wybrałaś Emma? – zapytał Thomas.
– Włócznie, łuki. Więcej nie ma sensu brać.
– Ale mamy tylko znaleźć to głupie runo. Więc po co nam broń? – spytała Diana. – A propos zaopatrzenia. Ma ktoś pożyczyć lakier do paznokci koloru zielonego?
– Córeczka Afrodyty – mruknęła Emma.
Pierwszy raz się z nią zgadzałam, ale wolałam tego nie mówić bo wyszłoby, że ją polubiłam co ani trochę nie jest prawdą :).
– Chodźcie bo się spóźnimy.
Gdy byliśmy na stadionie Veronica zapytała:
– Czemu nie zaczynamy?
– Czekamy na sygnał od Chejrona. Gdy usłyszycie wycie satyra ruszamy. – wyjaśnił Matt
– Dobra, ale jaki mamy plan w ogóle? – zapytałam
– Idziemy najpierw do lasu. Chejron uprzedził nas, że możemy spotkać potwory. Uważam, że musimy się przygotować do walki z innymi herosami. Runo powinno być w lesie.
– To by było za banalne gdyby to było w lesie. – zauważyłam.
– Znalazła się – prychnęła Emma. – Jak potwory będą w lesie to też w lesie będzie runo. Pomyśl trochę!
– Zobaczymy. Nie mówcie, że was nie uprzedzałam, że to może być tylko pułapka.
Nagle usłyszeliśmy ryk satyra.
– Idziemy fazami. Najpierw Veronica i Carl. Będziecie chodzić po drzewach i w razie czego informować nas o niebezpieczeństwie. Później ja i Emma, Diana i Thizz,Laura i Angela, a na końcu Matt i Alice. Zrozumiane? – wyjaśnił nam wszystko Thomas.
– Ruszamy!
Poszliśmy tak jak mówił Thomas. Nie widziało mi się to, że idę na końcu, ale się nie odzywałam. Nadeszła nasza pora.
-No to ruszamy – powiedziałam.
Przed nami szły Laura i Angela. Usłyszeliśmy dzięcioła. Czyli dzieci Apollo zauważyły niebezpieczeństwo.
– Musimy im pomóc. – powiedział Matt i pobiegliśmy,wyprzedzając Laurę i Angele.
Thomas, Emma, Thizz i dzieci Apollo już walczyły z dwoma ogarami. Zatrzymałam się. Przypomniała mi się tamta dziewczyna, która oddała życie bym mogła teraz tu być. Nawet nie wiem jak miała na imię.
– Alice pomóż nam! – krzyknął Thizz
Ruszyłam na jednego z potworów, z którym walczył Carl i Emma. Diana stała obok i przejmowała się złamanym paznokciem. Veronica leżała nieprzytomna koło drzewa, a Matt,Thomas i Angela.
Próbowałam zaatakować z boku, ale nie udało się i odepchnięta przez łapę potwora odleciałam do Diany.Wspomnienia wróciły.
– Alice co ci się dzieje? – to Matt usiadł koło mnie – Zabiliśmy je. Już spoko. Spotkałaś je kiedyś?
– Te potwory zabiły dziewczynę, która oddała za mnie życie choć nawet mnie nie znała… – wciąż się wpatrywałam w dal.
– Szukamy dalej! Ruszcie się bo nas wyprzedzą! – krzyknęła Emma.
– Tego tu nie ma. Mówiłam – wskazałam na grupę oddalającą się od lasu a idącą w stronę Wielkiego Domu.
– Nie zdążymy! – mruknął Thomas.
– Musimy spróbować – powiedziała Angela.
– Chodźcie!
Pobiegliśmy za tamtą grupą.
– Hej wy! – krzyknęłam – Co tam macie?
Może powinniśmy ich jakoś podejść, ale nie było czasu. Wszyscy jak na zawołanie się obrócili w naszą stroną. Dopiero teraz zauważyłam, że do tej grupy należą m.in. Ann z domku Hermesa oraz Riki z domku Demeter, które poznałam.
– Wy idźcie po runo – rozkazał jeden z nich do chłopaka i dziewczyny młodszych ode mnie.
– Nie pozwolimy wam zabrać runa. Ono jest nasze!
– To o nie walczcie! – krzyknęła Emma.
Zaczęło się. Oczywiście córki Afrodyty leżały od razu z obydwóch drużyn. Jednak reszta dalej walczyła. Mi się trafił starszy chłopak chyba dziecko od Ateny co mi się bardzo, bardzo nie spodobało. Nie miałam z nim najmniejszych szans. On zrobił pierwszy ruch. Jakimś cudem obroniłam się moim mieczem i spróbowałam ciąć po nogach. Nie udało się.
– Ciekawe kogo jesteś dzieckiem? – zaczął się zastanawiać i bez żadnego zmęczenia drążył dalej temat – Jak myślisz?
– Wiesz, nie myślałam o tym jeszcze. – odpowiedziałam ze sarkazmem.
– Walczysz lepiej niż Dionizos, Afrodyta. Widziałem, że nie umiesz strzelać z łuku czyli Apollo wykluczony. Demeter ma bliższe stosunki z przyrodą niż ty. Dla Hermesa jesteś zbyt poważna. Atena odpada z wyglądu… Wielka Trója też się od ciebie różni. Dla Aresa jesteś zbyt miła…
– Czy ty musisz tak wszystko analizować?! – krzyknęłam.
– Cray leć po runo – usłyszałam głos Emmy.
Dopiero teraz zauważyłam co się wokół dzieje. Emma walczyła przeciwko dwóm od Apollo i Demeter, Matt toczył bój z dzieckiem od Aresa, Thomas z córką od Hermesa, reszta leżała, a ci co właśnie z nimi wygrali szli dołączyć do chłopaka z którym walczyłam. Jedyną moją szansą był bieg po runo. Wywinęłam się spod jego ostrza i popędziłam w stronę Wielkiego Domu.
– Tak się chcesz bawić? – powiedział chłopak i pobiegł za mną.
Zauważyłam już dziewczyny,które zostały wysłane po runo. I zrobiłam najgłupszą rzecz jaką mogłam zrobić. Potknęłam się o głupi kamień!
– Cholera – mruknęłam i poczułam ostrze na szyi. Obróciłam się powoli, a na de mną stał syn Ateny.
– Szybka jesteś, ale nie na tyle by być córką Hermesa. Nie łudź się. Dla wszystkich dzieci Ateny jesteś zagadką, którą prędzej czy później rozwiążemy.
– Miło z twojej strony, że mnie uprzedziłeś. Ale dlaczego?
– To proste. Masz złote oczy. Takich nikt nie ma. Żaden potwór, heros, bóg, człowiek. Nikt.
– A wampir?
– Proszę cię, nie rozśmieszaj mnie. Wampir ze złocistymi oczami to tylko legenda. Wampirzyce mają czerwone oczy.
– A jakiś potwór, którego nie znasz? – zapytała i uśmiechnęłam się.
– Nie ma takiego.
– Pomóż mi wstać.I tak już nie mam szans ich dogonić.
Podał mi rękę i wstałam. Jedno mnie bardzo zastanawiało.
– Jak zrozumieliście to, że runo nie jest w lesie? – zapytałam
– Przekupiliśmy satyra.
– Mówiłam im, że runa nie ma w lesie – mruknęłam. – Ale na przekupienie satyra nie wpadłam. A tak przy okazji.Jak masz na imię?
– Chris Router.
– I leci z runem. Kto to? Nie widzę z daleka. – wskazałam ręką na biegnącego chłopaka od strony Wielkiego Domu.
– Kevin Grarpeu.Wydaję mi się, że twój przyjaciel.
– Fakt. Czyli oboje nie wygraliśmy. Chodźmy.
Poszliśmy do Kevina. Razem ze swoją drużyną ,,świętowali” zwycięstwo.
– Runo zdobyła drużyna Kevina. Brawa dla nich. Pewnie się zastanawiacie dlaczego było takie głupie ćwiczenie. Prawda? Chciałem tylko sprawdzić czy potraficie się pogodzić, zażegnać spory lub zaryzykować. Wiedzę że w 59% tak. Możecie odejść.
– Chejronie! Jak udało ci się sprowadzić piekielne ogary do obozu?! – zapytał Matt.
– Jakie piekielne ogary? – zapytał zdziwiony Chejron.
Albo udawał, że nic o tym nie wiedział albo jest niedobrze. Stawiam, że jest niedobrze.
– Alice zwołaj resztę. Przyjdźcie do mnie za 20 minut. Ricka nie szukaj bo leży w szpitalu nieprzytomny.
– Będziemy. – powiedziałam i poprosiłam Chrisa aby mi pomógł ich szukać.
– To lecimy. – powiedział.
Najpierw znaleźliśmy Kevina później Meę, a na końcu Azyla bo uważałam, że jak Chejron kazał nam wszystkim to wszystkim.
– To ja już pójdę.
– Musi pan zostać, panie Router. Pana też to zaczęło dotyczyć. Przykro mi. – powiedział Chejron, który właśnie wyszedł z Wielkiego Domu.
– Jak to?! Chris też?! – oburzyła się Mea.
– Sytuacja się zmieniła Mea. Chodźcie. Wszystko wyjaśnię.
Weszliśmy i usiedliśmy wokół Chejrona. Obok niego siedział Dionizos.
– Herosiki… – mruknął i powrócił do picia soku i częstowania się winogronami, które podawali mu satyrowie.
– Moglibyście wyjść? – spytał Chejron satyrów.
Satyrowie spojrzeli błagająco na Pana D. czekając na jego pozwolenie.
– Wynocha, no już! – rozkazał Dionizos.
– Panie D. to nie było zbyt miłe moim zdaniem. Powinien pan je szanować. – zauważyłam.
– Odezwała się! – oburzył się Pan D.
– Alice, daj spokój. – mruknęła Mea.
Chejron też chyba stwierdził, że zaraz mogę się zmienić w nie wiem co (nigdy nie wiadomo co przyjdzie do głowy temu bogowi)
– Zaczynajmy. Uważam że powinniśmy najpierw wszystko wyjaśnić Chrisowi.
– Jestem śmiertelniczką. Zwykłą istotą ludzką. Co tu dużo mówić – powiedziałam.
– Ty?!?! To niemożliwe!
– To prawda Chris. – powiedziała Mea.
– Czemu mu to mówimy? – zapytał Kevin.
– Ponieważ Rick na wyprawę ruszyć nie może. Musi zostać w szpitalu. Nie ma innego wyjścia. Moglibyśmy czekać aż się ocknie, ale nie ma czasu. Alice nie możesz dłużej tu zostać. Za godzinę jesteście przy sośnie.
– Ale o co tu chodzi? – zapytał Chris.
– Mamy tylko odprowadzić Alice na Olimp. To wszystko. Haczyk jest tu, że przy okazji możesz zginąć – mruknął Kevin.
– Idźcie już. Spotykamy się na wzgórzu. – rozkazał Chejron.
super
Fajne i dłuuugie. Supcio!
G E N I A L N E ! ! ! ! ! !!!!!!! i sssuuuuuuuuuuuuper długie
wszyscy komentujący powyżej mają rację!!!!!!!! nie wiem co jeszcze dodać…
ciekawe