Rozdział ósmy
.
W domu, gdy tylko zobaczyła swojego ojca, nic nie mówiąc, podbiegła do niego i wtuliła się w jego tors. Mężczyzna pogładził córkę po włosach i zapytał:
– Co się stało?
– To… Luke… on działa dla… Kronosa i on… chciał zabić Percy’ego i… – wydukała. Nie miała już na nic sił. Odsunęła się od taty i poszła do swojego pokoju.
Pomieszczenie było duże i przestronne. Dwie ściany były pomalowane na ciemną czerwień, za to pozostałe na przyjemny, brzoskwiniowy kolor. Podwójne duże łóżko, zasłane pościelą, naprzeciwko ogromna szafa na ubrania. Obok stała biblioteka niewiele mniejsza od szafy. Biurko było niedaleko okna, w którym znajdowała się wnęka. Leżało tam kilka poduszek i jedna z ulubionych lektur Blanki. Na biurku pełno kredek, papierów, laptop i nowe podręczniki. No tak, tata zadbał o wszystko, pomyślała z uśmiechem. W ramę lusterka przy toaletce wpięte były fotografie. Na jednej z nich była z tatą, na innej z Thalią i Annabeth, gdzie indziej znowu przestraszony Grover. Ostatnie, największe, na honorowym miejscu, zajmowało zdjęcie z Lukiem. Miała wtedy piętnaście lat, gdy na Obozie Atena i Hermes zawiązali stały sojusz w grze o sztandar. Oboje uśmiechali się do fotografa, jedna ręka chłopaka spoczywała na jej biodrze. Dziewczyna zaś oparła głowę z ufnością o jego ramię. Blanca wzięła zdjęcie do ręki. Tyle wspomnień, marzeń i wszystko na nic. Wkładając je na miejsce, odwróciła je tyłem. Nie chciała więcej tego widzieć. Nie teraz, nie po tym co się stało.
Nie mogła zasnąć. Miała ochotę coś zniszczyć, rozbić, cokolwiek. I wtedy przypomniała sobie o książkach taty. Siedemnaście lat skończyła, mogła tam pójść! Wymknęła się cicho z pokoju i otworzyła drzwi do gabinetu ojca. Zwoje i reszta były tam gdzie zawsze, na najwyższej półce. Otworzyła jeden i zaczęła czytać…
***
Percy w tym czasie wciąż trzymał w garści list od swojej starszej koleżanki. Koleżanki? Nazwałby ją nawet przyjaciółką. W domku znajdziesz coś, co może ci się przydać. Po przeczytaniu tego zdania pędem rzucił się w stronę swojego tymczasowego domu. Na stoliku stały dwa słoiczki i kartka. Jeden wypełniony był żółtą mazią, drugi zieloną. Miały przyjemny, ziołowy zapach.
Percy!
Pewnie nie domyślasz się co to jest. Po przejrzeniu książek Chejrona znalazłam receptury na przydatne maści i eliksiry lecznicze. Ten zielony służy do ran ciętych i tamowania krwotoków. Za to ten żółty działa chłodząco i kojąco oraz przyspiesza zmniejszanie opuchlizny. Użyj go też w wypadku użądleń. O mnie się nie martw, mam tego pełno. Jeśli będziesz ich jeszcze potrzebował pod spodem masz receptury i składniki, które będą ci potrzebne. Wszystkie znajdziesz w lesie.
Blanca.
Miał ochotę ją wyściskać. Te maści pomogą mu przetrwać kolejny rok. Spojrzał na listę. Obok składnika znajdował się misterny rysunek, zapewne wykonany przez nią. Rzeczywiście, niektóre rośliny widział podczas bitwy o sztandar. Zwłaszcza rzucił mu się w oczy łopian, roślina o ciekawym kształcie. Postanowił, że pokaże to wszystko Annabeth.
***
Blanca siedziała na podłodze z porozwalanymi dookoła księgami. Notowała właśnie wszelkie informacje o miejscach pobytu Zakonów, które zamierzała odwiedzić. Najbliższym i pierwszym, w którym powinna się uczyć był Zakon Smoków Ziemi. Magia ta łączyła w sobie wewnętrzny spokój oraz wytrwałość. Ich siedziba znajdowała się w Ameryce Południowej, gdzieś w lasach Amazonki. No tak, jedno z ostatnich miejsc, gdzie dzika przyroda rządziła się swoimi prawami. Obok niej leżała sterta zapisanych kartek, z rysunkami roślin i sposobami przyrządzania leków w dowolnej formie, czy to eliksirów, czy maści. Nie była zmęczona. Chęć zniszczenia Kronosa pojawiła się zaraz po przeczytaniu wojny Narodów, między Smokami, a podopiecznymi, którzy chcieli przejąć władzę. Nauczyciele i Mistrzowie Żywiołów brutalnie rozprzestrzenili bunt i od tego momentu w bardzo rygorystyczny sposób przyjmowali w swe zastępy chętnych. Trzeba było przejść ciężkie zadania wystawiające na próbę upór, wytrwałość a nawet wiarę w samego siebie. Blanca zebrała wszystkie potrzebne informacje i odłożyła księgi na miejsce.
– Jeszcze tylko trzy żywioły i uzdrawianie. – mruknęła do siebie. Roboty było co niemiara. W ciągu kilku godzin zapisała trzy grube zeszyty, naszkicowała na kilku blokach rysunki roślin i niektórych ruchów. Zwoje z magiami schowała do średnich rozmiarów plecaka. Jej ojciec dał jej go, gdy wyruszała z Lukiem w drogę do Obozu. Mieścił wszystko i ważył zawsze bardzo niewiele. Bardzo przydatny w trakcie podróży. W środku były już ubrania na podróż, jedzenie, pieniądze w kilku walutach oraz trzy zdjęcia; jej z ojcem, z Annabeth i Thalią i to z Lukiem. Obiecała sobie, że choćby miał się skończyć świat, nie pozwoli, by jej przyjaciel stał się marionetką Władcy Tytanów. Nad ranem, miała już prawie wszystko. Zostały tylko ostatnie księgi o uzdrawianiu za pomocą wody. Ponoć to ten żywioł przynosił ukojenie rannym i dawał nadzieję na szybki powrót do zdrowia. Blanca postanowiła nie marnować zbyt dużo czasu, więc schowała woluminy do plecaka. Postanowiła jednak wytłumaczyć wszystko ojcu. W końcu mimo zatajonej o swoim pochodzeniu prawdy, kochał ją i zawsze chciał dla niej tego co najlepsze.
***
– Jak myślisz, co z nią będzie? – zapytał Percy Annabeth.
– Ja… nie wiem. Ale mam nadzieję, że dopnie swego. – córka Ateny z drżeniem w głosie zaczęła mówić. – Wiesz, oni tak naprawdę nigdy się nie rozstawali. Zawsze razem w walce, na zajęciach. To dzięki nim Atena zawiązała sojusz z Hermesem i od jakichś dwóch lat to w naszym posiadaniu jest sztandar. Podobnie działo się, gdy przyjeżdżali jej znajomi ze szkoły, którzy okazali się synami Apolla. Blanca grała z nimi we wszystko; w koszykówkę, w siatkówkę, piłkę nożną… Nie było sportu, którego by nie spróbowali. A we wszystko wciągała Luke’a, który dawał się przekonać za jeden jej promienny uśmiech. – na te słowa jej kąciki ust delikatnie się uniosły.
– Ta umiejętność jednoczenia sobie wszystkich… To po Afrodycie, prawda?
– No raczej, Glonomóżdżku. Nie mogę sobie wyobrazić, że odeszła. Jednak dziwi mnie to połączenie. Wiesz, to przez fale mózgowe…
– A może spróbujemy? Żeby sprawdzić, co z nią? – zaproponował syn Posejdona.
– Nie teraz. Blanca wyraźnie napisała, że w wyjątkowych sytuacjach. Czyli na pewno nie teraz. Musimy mieć odpowiedni powód i moment. A te maście? Wiesz, która do czego służy? – zapytała.
– Ta jest na głębokie rany cięte, ta na ukąszenia i opuchliznę. – pokazał jej pojemniczki.
– Jak zawsze zaradna. Za to ją tak wszyscy kochają. Chodź, idziemy porozmawiać z Chejronem co do następnego roku.
***
.
Rozdział dziewiąty
.
– Kochanie, coś się stało? – zapytał ojciec Blanki, gdy jego córka weszła do kuchni z dziwnym wyrazem twarzy.
– Możemy porozmawiać? – wykrztusiła.
– Zrobię herbaty. Usiądź. – uśmiechnął się do niej.
– Bo, tato… Ja wiem, powinnam była cię zapytać o to wcześniej, żebyś nie musiał o wszystkim dowiadywać się ostatni. – wzięła kubek z gorącym napojem i przysunęła twarz w stronę unoszącej się pary. Było jej całkiem dobrze. A jeszcze te ciasteczka od Agnes! Dopiero teraz zauważyła, że jej macocha wyjechała. Obiecała swojej córce, Julii odwiedziny u dziadków. – Jak byłam młodsza, zakazałeś mi zaglądać do swoich ksiąg, pamiętasz?
– Oczywiście. – Tomasz zawsze obawiał się, że ta chwila nadejdzie w niewłaściwym czasie.
– Dziś w nocy przeczytałam te książki. Wyciągnęłam wnioski z zaistniałych sytuacji i podjęłam decyzję. – zamilkła na chwilę. – Wyjeżdżam. Na długo.
– Rozumiem.
– Że co proszę?! Tylko tyle? Nie spytasz, czemu? Dokąd? Nie spróbujesz mnie powstrzymać?
– Dobrze wiem, że od dawna dybałaś na te książki. Wiem, gdzie zamierzasz się udać. Do Doliny Amazonki w Ameryce Południowej, prawda? Chcesz się uczyć magii ziemi. Kochanie, ja to jak najbardziej rozumiem, a nawet pochwalam. Widzisz, nie zdobyłbym tych ksiąg, gdyby nie to… że sam jestem wychowankiem Smoków.
– Jak to?! – dziewczyna z wrażenia o mało co nie upuściła kubka.
– Jak byłem w twoim wieku, moja mama, potomkini Afrodyty pokazała mi kiedyś ich umiejętności. Zafascynowały mnie, poczułem, że chciałbym się spełnić jako Smok. Nazbierałem informacji, zostawiłem jej list i wyjechałem. Podróż była całkiem przyjemna, nie licząc kilku… wypadków. Gdy dotarłem na miejsce, z początku nie chcieli mnie przyjąć. Po tych wszystkich wojnach mieli straszne podejście do nowych, w ogóle nie chcieli mnie przyjąć. Zaparłem się, nocowałem nawet pod klasztorem – uśmiechnął się pod nosem – i chyba dzięki temu pozwolili mi się uczyć.
– Co musiałeś zrobić? Pokazać?
– Najważniejsza u nich jest siła. Musisz pokazać, że nie boisz się przerzucić niedźwiedzia albo czegoś równie ciężkiego. Mam pomysł. Napiszę ci list polecający do mojego znajomego, jest tam mentorem. Sądzę, że odda mi przysługę. Tylko musisz uważać. Ci ludzie nigdy do końca ci nie zaufają, dlatego słuchaj każdego polecenia i wykonuj je co do joty. Jak masz się z kimś zaprzyjaźnić, patrz nie po tym jak są zdolni, lecz czy potrafią dochować tajemnicy i są wierni. Bez tego ci się nie uda.
– Tato?
– Słucham?
– Dlaczego nie kontynuowałeś nauki? Skoro byłeś jednym z lepszych?
– Poprawka. Miałem zostać Lordem i uczyć innych, jednak pojawiło się w moim życiu coś ważniejszego. – uśmiechnął się.
– Co masz na myśli?
– Twoja matka, Atena. Wędrowałem w poszukiwaniu liści do balsamu z mirrą, gdy ją spotkałem. Siedziała przy jeziorze, patrząc w dal. Zapytałem, czy nic jej nie trzeba. Gdy na mnie spojrzała… Zakochałem się.
– Och… To naprawdę… słodkie. A potem urodziłam się ja? – zaśmiała się Blanca.
– Tak. Zostawiła mi ciebie. Na początku nie wiedziałem, co dalej. Zostać, czy wyjechać? Ostatecznie odznaczyli mnie i zamiast wracać do Polski, kraju w którym mieszkałem, wyjechałem do Ameryki. Mieszkałem tam kilka lat, gdyż sam byłem uczestnikiem Obozu, jak ty.
– Tato, ja… Powiedz mi jedno. Dlaczego zabrałeś mnie przed samym dojściem do Obozu? Przecież byliśmy blisko, Grover trafnie odczytał znaki…
– Dla twojego dobra. Mój ojciec, a twój dziadek przekazał mi po cichu, że za wami Hades wysłał swoje sługi. Wystraszyłem się i nie chciałem, by stała ci się krzywda.
– Rozumiem, teraz rozumiem. – dziewczyna wstała od stołu i przytuliła się do ojca. W trakcie wakacji rzadko się widywali, gdyż większość czasu spędzała wśród młodych herosów. Brakowało jej jego ciepłego uścisku i tych ‘mądrych’ rozmów.
– Chodź, pokażę ci coś. – uśmiechnął się. Poszli do jego gabinetu. Mężczyzna przycisnął jakiś przycisk na blacie biurka i biblioteczka przekręciła się o 90 stopni.
– Jak…
– Proszę. – podał jej koralik wyjęty ze szkatułki z tego dziwnego pomieszczenia. Był cały ciemnozielony z wygrawerowanym liściem dębu. – Załóż na bransoletkę i pociągnij za niego. – poradził. Gdy to zrobiła, koralik błysnął delikatnym światłem i zamienił się w sztylet.
– Dziękuję! – rzuciła mu się na szyję. Był to osobisty sztylet jej ojca, którego użył podczas swojej misji.
***
Percy w tym czasie opowiadał swojej mamie o przygodach jakie go spotkały w trakcie tego lata. Kobieta przyglądała mu się uważnie, chłonąc każde jego słowo. Kiedy opowiedział jej historię Luke’a i Blanki, przerwała mu:
– Ona go kocha.
– Słucham? – Percy uniósł brwi do góry. Faktycznie, ta dwójka była ze sobą blisko, jednak nigdy nie widział, by Blanca okazywała jakieś zainteresowanie blondynem.
– Uciekła, bo nie mogła znieść tego, że odszedł, wystawił ją i jej zaufanie. Nie dziwię jej się. Na jej miejscu pewnie też bym tak zrobiła. – powiedziała.
– Tak sądzisz? Ja myślałem, że miała dość siedzenia w Obozie.
– Kochanie, musisz jeszcze się sporo nauczyć o ludziach i ich uczuciach. Najważniejsze jest teraz jednak, abyś odpoczął. Zaraz podgrzeję obiad. A tak na marginesie, zapisałam cię do nowej szkoły. Mam nadzieję, że ci się spodoba. – puściła mu oko i wyszła.
Percy został sam. Miał wrażenie, jakby to wszystko co się wydarzyło wcale nie dotyczyło jego. Ale to do niego Blanca napisała list. Mogła go równie dobrze dać Groverowi lub Silenie, córce Afrodyty, z którą się przyjaźniła. Jego znała niecałe dwa miesiące, a mimo to postanowiła mu zaufać. Czyżby wiedziała coś, o czym go nie poinformowano? Podszedł do biurka, gdzie leżało pudełko po przesyłce zwrotnej z Olimpu. Na nim znalazł zdjęcie, które Annabeth dała mu przed ucieczką Blanki. Byli tam wszyscy jego przyjaciele, nawet Chejron się załapał. Jedyne czego teraz chciał to poznać Blankę, jej przeszłość, coś, co wie każdy ale nie on. Wiedział, że ostatnią deską ratunku są Annabeth i Grover. Tego drugiego łatwiej było pociągnąć za język, jednak to z tą pierwszą mieszkała w domku. Za oknem ludzie trąbili na siebie ze złością. No tak, część wracała z wakacji, pozostali kończyli pracę.
***
Blanca siedziała w pokoju. Po rozmowie z ojcem czuła się o wiele lepiej. Zrozumiała go, jego zamiary i plany dotyczące przyszłości. Zastanawiała się, czego jeszcze będzie potrzebować, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
– Idę! – usłyszała głos ojca. Zeszła po cichu na schody i otworzyła buzię ze zdziwienia. W drzwiach stał Luke. Patrzył nerwowo na jej tatę, ale nie wyglądał na opętanego przez pana Tytanów. Był raczej… zmartwiony i przygnębiony.
– Dobry wieczór. Zastałem Blankę? – jej ojciec rozejrzał się niespokojnie. Widząc swoją córkę spojrzał na nią pytająco. Nie, nie ma mnie! miała ochotę krzyknąć. Pokręciła głową i schowała się.
– Nie, nie ma jej. Przekazać jej coś? – odpowiedział.
– Myślę, że tak. Niech jej pan powie, że chciałbym to naprawić. – opuścił głowę. Nawet mimo tego był wyższy od mężczyzny. – Do widzenia. – i wyszedł.
Blanca leżała na łóżku w sypialni. Przyszedł tu i chciał ją przeprosić. Kiedy go zobaczyła na progu, miała ochotę zbiec i przytulić się do niego. Poczuć zapach tych ulubionych perfum, siłę jego ramion. Jednak wiedziała, że nie dopuści do tego. Choćby miał się skończyć świat, nie wybaczy mu tego, co zrobił. Skierowała wzrok na swój bagaż. Jeden niewielki plecak, w którym zmieściła pół dobytku. Nagle usłyszała trzask gałęzi. Nie zdążyła krzyknąć, bo ktoś zatkał jej usta ręką. Zaczęła się szarpać.
– Blanca… – na dźwięk tego głosu zamarła. Poczuła, jak ulatuje z niej złość. Mogła tak stać bez końca. Po chwili jednak odsunęła się od niego gwałtowanie i wyszeptała:
– Czego chcesz?! Ojciec jest na dole, więc jeśli chcesz rozmawiać, zrób to szybko i cicho.
– Chcę to wszystko wyjaśnić. Proszę, tylko minuta. – spojrzał na nią ze łzami w oczach. Już miała coś odpowiedzieć, gdy jego wzrok padł na plecak. Poznał go. Podróżowała z nim do Obozu.
– Nie… – wyszeptał. – Czy ty masz zamiar wyjechać? Co ty znowu planujesz? – zdenerwował się.
– Co ja planuję?! Spójrz na siebie i odpowiedz mi pierwszy. Masz minutę. Czas start. – powiedziała szatynka. Luke wciąż trzymał ją blisko siebie. Nachylił się do niej i rozpaczliwie szeptał do ucha:
– Blanuś… Musisz mnie zrozumieć. To moja jedyna szansa, by uwolnić się od bogów. Nic dla mnie nie zrobili, myślałem. Dopóki nie poznałem ciebie. Zesłali mi ciebie, gdy cię najbardziej potrzebowałem. Odkryłem, że życie dla bogów może mieć sens. Jednak znalazłem inne rozwiązanie. Dołącz do mnie. Będziemy jak zawsze razem. Razem… – ostatnie słowo wykonało u niej dziwny odruch. Wtuliła się w niego najmocniej jak umiała. Po jakiejś minucie odsunęła się. Podeszła do szafki, wyjęła jakąś kartkę i zaczęła pisać. Luke myślał, że pisze ojcu o swojej decyzji. Częściowo miał rację. Pisała, ale co innego. Gdy już to zrobiła popatrzyła na niego i powiedziała:
– Cóż…Miło było cię poznać, naprawdę. Jednak zbliża się koniec. Nas i naszej przyjaźni. Życzę ci szczęścia, abyś nigdy mnie nie spotkał. Nawet nie próbuj mnie szukać. I tak by nie zrozumiał. – wzięła plecak, podeszła do okna i skoczyła.
– Blanca! – krzyknął blondyn, jednak jej już nie było. Zniknęła w ciemnościach. Wiedział, że jej nie dogoni. Była za szybka, prześcigała nawet driady i nimfy. Został sam w jej pokoju. Bez niej i jej śmiechu, który tak kochał, był pusty, wyglądał na niezamieszkany. Pamiętał jak ją poznał i zaprosiła go do domu, by opatrzyć mu rany.
KOCHAM TO OPOWIADANIE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Jest fajni napisane i długie. Gratuluję talentu i czekam na cd!!!
Totalnie boskie 😉
Przede wszystkim uwielbiam Luke’a a postawienie go w sytuacji NIEzłej to DUUUŻY plus.
Oczy mnie bolą od czytania, ale obiecałam sobie, że ogarnę całe.
Świetne, naprawdę 😀
Boże spięłam się i przeczytała wszystkie. Chyba mi oczy wypłyną, litery latają po ekranie, ale jest boooskie 😉
No. Teraz tych opowiadań dosyć dużo się zrobiło i z ogarnięciem wszystkiego jest problem. Ale to znaczy, że TWORZYMY i TWÓRZMY DALEJ!!!! 😀
Super opowiadanie!!!
Ale, czy mi się wydaję, czy to o naukach żywiołów jest wzorowane na „Ostatnim Władcy Wiatru” lub na „avatarze: legendze Aanga”?
żywioły miałam w planach od dawna, a gdy obejrzałam Avatara i Ostatniego Władcę Wiatru to trochę pozmieniałam. Aczkolwiek, nie jest identycznie 😛
no jak dla mnie to by najmniej nie jest identycznie!!!!!!!! fajne opowiadanko proszę o więcej !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
czekam na więcej! to jedna z moich ulubionych serii opowiadań!
Genialne opowiadanie.
CUDO!!!!!!
Zgadzam się z poprzednikami: to jest boskie, herosowe, genialne, smutne(czasem), zaskakujące, superaśne, megaśne… zabrakło przymiotników;(
Hmm…. CZEKAMY NA CIĄG DALSZY!!! NO HELO!! 😉
Twoje opowiadanie tak długo czeka w kolejce? Bo z tego co widziałam to na forum(raczej wiesz, o które chodzi) widnieje już 17 rozdziałów 😀
Super opowiadanie. Dodaj je tutaj jak najprędzej. Spraw innym radość czytania 😛
Canny, jakoś ostatnio zapomniałam w ogóle je wysłać 😀 zaraz doślę 😛