7. Druga połówka gromu
Dwanaście godzin później Kevin obudził się. Wyglądał na zdrowego i szczęśliwego. Widok jego samochodu bez żadnych uszkodzeń jeszcze bardziej poprawił mu humor. Udawałem tak samo zaskoczonego jak moi przyjaciele. Mama już nie dzwoniła. Jim tak samo. Widocznie mama mu powiedziała lub wymyśliła coś innego. Inaczej nie mogłem postąpić.
Tym razem Amfitryta pojawiła się bez żadnych efektownych wejść. Widocznie Whitney musiała jej powiedzieć, co myśli o jej wejściach. A bogini najwyraźniej poczuła się urażona. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby się więcej nie pojawiła. Ale chyba nie czuła urazy, albo zapomniała, albo dobrze udawała. Mniejsza z tym. W każdym razie zgromadziła nas przy strumieniu. Nagięła trochę pozwolenie Zeusa do odwiedzin córki. Wyznaczony dzień spotkania minął wczoraj, a ona widziała się z nami dzisiaj.
– Musimy się dostać na Olimp. – Palnął na wstępie Kevin. Jemu najwyraźniej nie robiło różnicy, z kim rozmawiał. Gdyby to chociaż była jego matka. Ale tak nie było.
– Osobiście nie mogę was tam zabrać. – Amfitryta unikała patrzenia na mnie. A ja miałem pewność, że ona miała świadomość o mojej wiedzy na temat tego, co kiedyś zrobiła. – Jednak zanim się tam udacie musicie kogoś odnaleźć. Inaczej – Wreszcie na mnie popatrzyła – trudniej będzie wam zrobić to, co zamierzacie. Whitney wie gdzie szukać Olimpu. Muszę wracać. Powodzenia.
– Suuuper. – Kevin wyglądał na zawiedzonego. Spodziewał się chyba, że matka Whitney zabierze nas przed oblicze Hery. To by ułatwiło sprawę mi. Ale komuś innemu by zaszkodziło. – To chociaż gdzie ten Olimp jest?
– Empire State Building piętro 600. – Whitney skupiła swój wzrok na mnie. – Nowy Jork. To, kogo jeszcze szukamy, Wes?
– Dixona. – Odwzajemniłem jej spojrzenie. Chwila prawdy. Ciekawiło mnie jak to przyjmą. Na pewno ich zaskoczę, ale czy tak samo jak wtedy, gdy przyznałem, że wiem kto jest moim ojcem? – Mojego brata. – Kevin wytrzeszczył oczy i rozdziawił usta. Whitney chciała coś powiedzieć, ale jej nie dałem kontynuując. – Też nie wiedziałem aż do wczoraj. To twoja matka jest za to odpowiedzialna. Alison była w tym samym czasie w ciąży, co mama, ale poroniła. A Amfitryta zabrała mojego brata zaraz po tym jak się urodził i dodała Alison. Sprowadziła Mgłę na wszystkich i koniec tematu. Teraz musimy go znaleźć i zabrać z nami, bo we dwóch mamy większe szanse na porozumienie z Herą.
– Do wozu, herosi i inne stwory. – Kevin obrócił się na pięcie i poszedł w kierunku mustanga. Popędziłem za nim wiedząc do czego zdolna jest Whitney gdy się uprze.
Wracaliśmy do Londynu zaledwie po jednym dniu. A miałem wrażenie jakby minęły wieki. Nie miałem pojęcia jak przekonać Dicka żeby z nami poszedł, żeby mi uwierzył. Cała ta historia była mocno naciągana. Moje szare komórki nadal mają trudność z ogarnięciem tego wszystkiego. A jak mam przekonać, że to prawda kogoś, kto nie wie, że jego matka jest jego ciotką, ciotka biologiczną matką, kuzyn bratem, wujek ojczymem, a grecki król bogów biologicznym ojcem? Czeka mnie ciężka przeprawa.
W centrum miasta natknęliśmy się na zjawisko kongestii, czyli potocznie mówiąc korek.
„ – Kevin, kochanie, wierz dobrze, że nigdy nie będziesz herosem jak mój ojciec. – Pani York siedziała na fotelu. Miała na sobie kwiecistą suknię i długie włosy. Cerowała jakąś część garderoby ośmiolatka. – I z tego, co wiem on przyjaźni się z tą dziewczynką spod ósemki.
– Ja to wiem, mamo. – Kevin na podłodze bawił się samochodzikami. Nie mógł mieć więcej niż osiem lat. Jego przydługie włosy i grzywka zasłaniająca bystre spojrzenie brązowych oczu nadawały mu wygląd łobuza. – Chodzi o to, że tylko on się ze mną bawi, lubi mnie. Brakuje mi kolegów z Manchesteru. A tu trudno mi znaleźć kogoś, kto chciałby mieć moje towarzystwo. Wes jest fajny i nie dlatego, że jest herosem.”
„Salon był jasny i przestronny. Okna otworzono na oścież, dzięki czemu do pomieszczenia wpadało słońce, zapach skoszonej trawy, śpiew ptaków. Na stole stał kubek z kawą, a obok blok, kilka długopisów, ołówków i linijek. Pan Bradford właśnie wszedł do salonu. Usiadł na sofie i wziął ołówek. Jednocześnie w korytarzu otworzyły się drzwi i do salonu wpadła Whitney. Plecak rzuciła w kąt i ciężko opadła na fotel.
– Jak było? – Pan Bradford położył ołówek z powrotem. – Wiesz dobrze, że nie musisz tego robić. Powtarzam ci to do małego. Nie potrzebnie się narażasz. Wes nawet nie wie kim jest.
– Wiem, tato. – Whitney przerzuciła nogi przez poręcz fotela. – Wes jest jak młodszy brat, którego trzeba pilnować, żeby czegoś nie zmalował. A ja muszę umieć go bronić bo on sobie nie poradzi. To jedyny powód, dla którego spotykam się z Amfitrytą.”
„ Na placu zabaw nie było nikogo poza Kevinem na huśtawce. Miał na oko z dwanaście lat. Gdy usłyszał czyjeś kroki za sobą odwrócił się. Whiteny szła w jego kierunku, by po chwili stanąć przed Kevienm.
– To o co chodzi?
– Wiem, kim jest Wes. Znam jego PRAWDZIWĄ tożsamość. I mogę ci pomóc.
– Niby jak? I o czym ty w ogóle mówisz?
– Nie przepadasz za mną. A ja za tobą. Ale mam na uwadze dobro Wesa. On jest synem Zeusa. Ja jestem potomkiem Tyche. Ona jest moją prababcią. Hugo Willcox to mój dziadek. Nie sądzisz, że przyda mu się szczęście?
– Zgadzam się.
– Mi też nie jest łatwo.
– Witam w klubie.”
Zdziwiony zamrugałem oczami. We wstecznym lusterku zobaczyłem pytające spojrzenie Kevina. Pokręciłem głową na znak, że wszystko w porządku. Nawet jeśli nie uwierzył, dał spokój.
Co to przed chwilą było? Fragmenty z przeszłości jak nic. Widziałem ośmioletniego Kevina i Whitney, która miała nie więcej niż piętnaście lat. O co tu chodziło? Czyżbym widział przeszłość? Wszystko na to wskazywało. Wczoraj przysnąłem i wdziałem jak doszło do rozdzielenia mojej rodziny. Celem Amfitryty było to, żeby Zeus myślał, że ma tylko jedno dziecko. Ale po co jej to było? Co chciała osiągnąć? Na pewno nie bezpieczeństwo moje i mamy. Agnes sama zadbała bym mógł żyć spokojnie wracając od Europy. A skoro Olimp jest w Ameryce, to tam bogowie szaleją. Mam siedemnaście lat, a w tym wieku herosi już znają swoje zdolności i moce. Dlaczego moje się nie uaktywniły do tej pory? Czemu nadal nie wiem co potrafię? Jak mam stawić czoło Herze nie znając swojego potencjału? Mogłem się tylko pocieszać, że Dick nie umie nad nimi panować jak ja. W sumie chyba jednak lepiej byłoby by chociaż któryś z nas coś umiał. Burzą dużo nie zdziałam.
Ale te wizje miały też drugą stronę. Moi przyjaciele wiedzieli o mnie znaczniej wcześniej niż ja. A mimo to nie odwrócili się ode mnie. Trwali przy moim boku, bym mógł być bezpieczny i nie znać wszystkiego. To dawało mi motywację do poznania samego siebie. Swoich mocy.
Wyjrzałem przez okno. Ludzie powoli wychodzili do pracy. Niebo było wyjątkowo czyste i bezchmurne. Zapewne poprawiało to nastrój każdemu, kto wychodził na dwór. Słońce, błękitne sklepienie. Czego chcieć więcej?
Sznur samochodów ciągnął się w tempie wyścigów żółwia ze ślimakiem. Lewostronni dwupasmówki byli żółwiami (ruszali się szybciej), prawostronni, (czyli tam, gdzie staliśmy my) byli ślimakami.
Dochodziło równo południe, gdy zatrzymaliśmy się przed mieszkaniem ciotki Alison. I po raz kolejny nie wiedziałem, co robić. Skoro Dixon wyglądał jak ja to ciotka zacznie coś podejrzewać jeśli zapukam do ich mieszkania i poproszę rozmowę z nim.
Wygramoliliśmy się z mustanga i rozeszliśmy po okolicy. Przeszukaliśmy teren dość szybko bo mieliśmy ograniczony czas. W każdej chwili mogła wrócić Agnes. Po godzinie spotkaliśmy się przy aucie. Niedaleko był park. To było jedyne miejsce, gdzie mogliśmy go znaleźć. Liczyliśmy na łut szczęścia. W każdej chwili Hera mogła wysłać za nami jakiegoś potwora. W samym sercu zielonego terenu ziścił się mój koszmar
– Krzyżówka! – Zawołałem na widok chimery stojącej przed Dickiem i jego kolegą. Obaj wyglądali na zaskoczonych, ale nie wystraszonych. Na dźwięk mojego głosu Krzyżówka posłusznie spojrzała w naszą stronę i przysiadła na zadzie. Rozłożyła skrzydła zamachała nimi i ponownie je złożyła. W jej spojrzeniu dostrzegłem coś, co przyniosło mi na myśl psa przyłapanego na zjadaniu kiełbasy z lodówki. Czy to możliwe żeby chimera słuchała się człowieka? W sumie to ja się nie zaliczam do zwykłych ludzi.
– Facet! Ty weź uprzedzaj jak ci stary sprezentuje jakiegoś zwierza. – Palnął Kevin. Miałem ochotę go udusić. Jednakże, ku memu zaskoczeniu, jego słowa zrobiły wrażenie na Dixonie i jego kumplu. Fakt ten mógł mi ułatwić przekonanie Dicka do tego, co miałem mu powiedzieć. Jego reakcja świadczyła, że coś wiedział lub podejrzewał. Niespodziewanie Krzyżówka zjeżyła sierść i cicho warknęła. Nie ruszyła się jednak z miejsca, jakby mój głos ją tam zakotwiczył. Sekundę później dotarło do mnie, że mam nad nią władze. Chimera podlegała już tylko mnie. Jeżeli Zeus liczył na jej powrót to się przeliczył. Podbiegłem do niej, a moi towarzysze podążyli za mną.
– O kurde blade. – Kevinowi szczęka opadła. – Lew nemejski! Hera jest psychiczna. Nie ma na Olimpie szpitala psychiatrycznego? Ona jest nienormalna. Psychiczna! Pokój bez klamek. Białe wdzianko.
– Weź się Kevin zamknij. Obrażasz królową bogów. – Odezwała się Whitney. Nie wiadomo skąd w jej dłoniach pojawiły się dwa sztylety. W ręce Kevina zalśniła metalowa włócznia. A ja? Miałem Krzyżówkę za ogon złapać i nią walczyć? Jak nie ptaki to mnie lew nemejski pożre. Piękna perspektywa. Mimo to wysunąłem się na przód mając przyjaciół po każdej ze stron. Dixon i jego kolega zostali z tyłu. Skinąłem chimerze. Zwierze wstało i warcząc stanęło po mojej prawej stronie. Przechodnie i tak nie zobaczą całego zdarzenia. Strzelił piorun, a ja poczułem, że mogę go wykorzystać. W końcu mój stary, jest gromowładnym. Kolejna błyskawica. Zmusiłem ją by skupiła się na mojej wyciągniętej ręce. Zatrzymała się kilka milimetrów nad wyciągniętą dłonią. Powoli zaczął się zwijać tworząc świetlaną kulę. Nadal unosząc się w powietrzu cisnąłem ją w stronę lwa. Zatrzymała się nad jego szyją i powoli, rozczepiła się na dwie części, otoczyła całą szyję lwa tworząc obrożę. Z jej końca wystrzeliła złota iskra, która kreując się w ogniwa utworzyła łańcuszek zakończony kółeczkiem przy mojej szlufce.
– Stary. Jak ty to rozbiłeś? – Kevin stał oparty o swoją włócznię. Błyskawicznie potrafił dostosować się do zmiany sytuacji.
– Wrodzony talent –wyznałem nieskromnie. Krzyżówka zataczała kręgi wokół lwa.
– Wes? – Sztylety Whitney zniknęły. Spojrzała na mnie znacząco.
– Może usiądziemy? – Zaproponował Dixon. – Mam sporo pytań, a wiedzę, że wy znacie na nie odpowiedzi. To mój przyjaciel i ochraniarz, jak każe na siebie mówić. Mark Greene.
– Kevin York i Whitney Bradford – przedstawiłem moich przyjaciół. – Faktycznie czas na chwilę prawdy.
CDN
Czekam na ciąg dalszy. 😉
superaśne
CD, please!
super 😉
cudne
halo!!! kiedy 8 i dalsze części????
super podoba mi się