Nie wiem co napisać… Poprzedni rozdział miał wyglądać inaczej, ale moja wyobraźnia stwierdziła inaczej :). Troszkę smutno, tak bez komentarzy ponieważ, publikuję to opowiadanie tutaj min. po to by ktoś mi wytkną błędy, a ja starała się je naprawić. Chciałabym przeprosić za zatrważając ilość błędów w poprzedni rozdziale, ale o 8 rano, po przeczytanej nocy, człowiek popełnia ich jeszcze większą ilość, normalnie bym to jeszcze raz sprawdziła, ale w tym semestrze niestety późno kończę i nie mam najzwyklej w świecie czasu i sił siąść i napisać na spokojnie rozdziału. Mogę jeszcze dodać, że mija właśnie rok, tak mniej więcej, od mojego zarejestrowania na tej stronie :).
Arion
,,LIST GRANICY”
Annabeth
Leniwie uchyliłam jedno oko, by natychmiast je zamknąć oślepiona słońcem. Wsunęłam się głębiej w kołdrę równocześne próbując pobudzić swój, nadal śpiący, mózg by przypomniał sobie dlaczego się obudziłam po… dwóch? trzech? godzinach snu. Nie mogąc się doszukać na to odpowiedzi z rozkoszą wróciłam do krainy Hypnosa.
,,– …nie żyje.
– Jak?! Przecież nie dalej jak trzy dni temu z nią rozmawiałam…-”
Otworzyłam gwałtownie oczy. To ta myśl minie obudziła nie dając mi spokoju. Szybko, założyłam pierwsze lepsze spodnie i nieco na oślep próbowałam wymacać pod materiałami sukni, leżącej niedbale na ziemi, sukni klapki. Niecierpliwie odrzuciłam suknię i znalawszy japonki wsunęłam w nie stopy. Nie kłopotałam się górną częścią stroju , ponieważ wczo… przepraszam dzisiaj po imprezie zasnęłam w powyciąganej, spranej bluzce z Włoch. Starając się być cicho lawirowałam pomiędzy porozwalanymi ubraniami jak i ich właścicielami. Otworzyłam drzwi domku unosząc je nieco jednocześnie by nie zaskrzypiały. Do domku wtargnęło świeże powietrze, które, na szczęście, nieco mnie rozbudziło. Gdy zamknęłam drzwi puściłam się pędem w kierunku trójki, wymijając dobrze znane posągi na placu przed domkami.
Wpadłam do domku Posejdona bez pukania. Zajęte były tylko dwa łóżka. Mnie interesowało to na którym spał Percy. Potrząsnęłam nim lekko, lecz ten tylko coś mruknął i zakopał się głębiej w pościeli. Westchnęłam cicho, i nie przebierając w środkach po prostu zrzuciłam go z łóżka. Jękną głośniej i schował głowę w kokon. Pokręciłam głową w niedowierzaniu. Jak można tak głęboko spać?! Wiedziałam już, że siłą go nie obudzę.
– Percy… Łaskawa wyjada ci wszystkie niebieskie ciasteczka… – wymruczałam mu z uśmiechem do ucha, i odsunęłam się na bezpieczną odległość w oczekiwaniu na efekt. Chłopak otworzył gwałtownie oczy próbując wyswobodzić się z istnej pościelowej pułapki. Zaśmiałam się na widok jego nieudolnych poczynań, na sekundę zapominając o powodzie dla którego tutaj przybiegłam. Gdy Percy wreszcie rozplątał się i założył koszulkę ( spał powyciąganych dresach), spojrzał na mnie gniewnie. Jednak po sekundzie jego mina zmieniła się diametralnie, wyrażała pełne zaniepokojenie.
– Annabeth, co się stało? – spytał poważnym szeptem. Stwierdziłam, że skoro domyślił się, że coś jest nie tak, to nie będę mu tego tłumaczyć, tylko pokażę. Złapałam go za rękę i wyciągnęłam z domku. Biegliśmy bez słowa, kierując się w stronę infanterii. Zatrzymaliśmy się przy drzwiach. Zdenerwowana otwierając drzwi zrozumiałam, jak syn Posejdona mi ufa biegnąc za mną bez słowa, po gwałtownym wyrwani z krótkiego snu. Musiał czuć, że to naprawdę ważna sprawa. Wpadłam do obozowego szpitala, a Percy za mną. Infanteria była pusta, z wyjątkiem, albo i nie łóżka stojącego w najdalszym kącie i zasłoniętego parawanem. Podbiegłam ta cała zestresowana. I zamarłam. Łóżko było puste. A mogę przysiądź na sowę mojej matki, że nie dalej jak dwadzieścia godzin temu leżał na nim pogrążony w śpiączce Chris Roduguez. Na nienaruszonym posłaniu leżała złożona kartka. Percy bez słowa wyminą mnie i wziął kartkę. Wraz z czytaniem zmieniał się jego wyraz twarzy. Niezrozumienie. Zdenerwowanie. Strach, wręcz przerażenie. Podał mi ją bez słowa. Spojrzałam na tekst i po raz kolejny zmroziło mnie. Poczułam chłód, strach, rozpacz.
,, Sprytne istotki z moich nowych puplków, co nie?
Nie martwcie się, śmierć waszej koleżanki nie była prawdziwa to była… przykrywka.
A ten tutaj… a czekajcie, czekajcie go tutaj już nie ma co nie? To był eksperyment, widzicie, wrzuciłem go do mnie, by pozbyć się tego piekielnego ( wyczuwacie ironię?) ołtarza Hermesa. On już nie żyje, spytajcie się tego słabeusza, syna Hadesa.
To jest ostrzeżenie. Jeśli się nie pospieszycie, ginąć będą wasi półkrwiści przyjaciele. Od najstarszych, po te maluszki. Nie próbujcie żadnych sztuczek, bo nie zaprzestanę… ofiar, a wiem, że macie plan, zbyt łatwo się zgodziliście. Chcę was tylko i wyłącznie zabić.. no może się jeszcze trochę wami pobawić.
Czekam, wasz kochany Koszmar”
Papier zadrżała, a nie to tylko moja ręka. Poczułam jak Percy obejmuje mnie. Wtuliłam się w niego. Ten wyjął mi z rąk delikatnie, upiorny list i wyprowadził z infanterii. Nie zdawałam sobie sprawy gdzie idziemy dopóki Percy nie posadził mnie delikatnie na piasku, a ja dopiero wtedy usłyszałam uspokajający, nieco monotonny szum fal Atlantyku.
Nic nie robiliśmy. Po prostu siedzieliśmy i milczeliśmy, wtuleni do siebie. Nie było w tym nic romantycznego. Tylko rozpacz. Nie dawałam rady. Zawsze starałam się być silan, dla innych i byłam; ale nawet heros ma swoje granice w ciągu dwóch lat przeżyć dwie wojny, przejść, dosłownie, piekło, wykonać samobójczą misję, pozwolić dokonać innym przerażających poświęceń. Nie jestem z kamienia, herosi nie są niezniszczalni, chociaż wielu za takich nas uważa. Każdy ma swoje granice, a ja po tylu przerażających sytuacjach, które zobaczyłam w ciągu osiemnastu lat życia, balansowałam na własnej.
– Co robimy? – szepną mi na ucho Percy. Westchnęłam cicho i odegnałam niechciane łzy. Musiałam być silna, nawet, a zwłaszcza teraz, obozowicze zasłużyli na spokój. Syn Posejdona chyba to zauważył, bo spojrzał mi głęboko w oczy. W zielonomorskich tęczówkach widziałam własne odczucia. Ból strach, determinacją, zmęczenie.
– Annabeth, nie możesz udawać zawsze niezniszczalnej, nie jesteś ze stali, nie dasz rady. Pozwól popłynąć tym łzom, przecież wiem co czujesz, przeszliśmy przez to razem. – Pozwoliłam tym łzom płynąć. Słońce wskazywało na jakąś dziewiątą, a mimo to obóz nadal milczał, wszyscy odsypiali bal. Po kolejnych minutach, tym razem wypełnionych cichym szlochem i uspokajającym głosem Percy’go ogarnęłam się. Podziwiałam go. Gdy ja płakałam, on był dla mnie wsparciem, a przeżył również wiele okropieństw.
– Przepraszam, to było egoistyczne, ja ty sobie ryczę i oczekuję od Ciebie wsparcia, tymczasem, ty też masz uczucia. – Percy nic nie powiedział tylko uśmiechnął się smutno i zapatrzył w dal.
– Co robimy? – pyta po kolejnej chwili milczenia. Zamyśliłam się. Trzeba odszukać Clarisse, Malcolm, przyjechał później ponieważ zepsuł się mu telefon, a jego ojcu samochód.
– Wyruszymy na misje, by odszukać Clarisse, i pojedziemy… Tam – powiedziałam, Percy spojrzał na mnie i kiwną głową. Po chwili jednak jego oczy zabłyszczały nieco złośliwie.
– A ja myślę, że zamkniesz się w łazience, by nie przypominać zombie. – Z przerażeniem zorientowałam się, że faktycznie, moje włosy to istne gniazdo na wpół rozprostowanych, już loków, do tego znoszona bluzka i powyciągane dresy, wyblakłe japonki. A jak wisienka na torcie, wczorajszy, troszkę rozmazany makijaż spod którego, zdążyły pojawić się wory pod oczami. Zerwałam się i pobiegłam w stronę łazienek. Percy widział mnie w mgle śmierci, ale reszta obozowiczów… no cóż dla nich faktycznie mogłabym wyglądać jak upór. Gonił mnie śmiech rozbawionego syna Posejdona. Jasne, ktoś z zewnątrz mógłby uznać za nienormalne takie huśtawki nastroju, ale tylko taki śmiech, w najbardziej ponurych tylko chwilach pomagał nam przetrwać. Herosi jednak są niezniszczalni, choć da się nas zmienić, nawet popsuć, ale nie zniszczyć.
P.S. Czy tylko mi się wydaje, że w tym rozdziale nieco nadużyłam słowa ,,nieco”? 😉
Wow! Chyba trochę zgubiłam się w akcji ale ja się odnajdę. Duuzoo błędów! Na pewno bardziej rażące niż ostatnio. Nie mniej wybaczę. Wartość terściowa – celujący! Pisz i miej Weenę! Może sama coś wstawię:3 Czekam na więcej.