_ Piper _
Jej „nowa” siostra nadal nie mogła się nadziwić ile tu się zmieniło. Widziała to po jej minie i spojrzeniu. Silena odwróciła ku niej głowę i uśmiechnęła się przepraszająco.
-Wybacz. Za każdym razem jak tu wchodzę, to nie mogę się nadziwić ile…
Piper pokiwała głową. Rozumiała ją. Gdyby wróciła po ponad roku nieobecności, też by nie uwierzyła co się wydarzyło. Sama miała już problem jak wróciła z „Argo II”. Na prawdę nie dziwiła się Silenie. Usiadły na jej łóżku, tak jak każdego wieczora i rozmawiały. Obie z zaskoczeniem odkryły, że są do siebie bardzo podobne. Piper wsparła Silenę na tyle ile mogła, chroniąc ją przed Drew, co swoją drogą bardzo dobrze jej wychodziło. Starsi obozowicze z lekkim przerażeniem spoglądali na nowo przybyłych herosów.
-Wrócili.
-Prosto z Tartaru…
-Ethan nas ostrzegał.
-Co teraz?
-Gdzie jest Jackson gdy go potrzebujemy?
Piper również była świadoma tego, że za półtorej tygodnia mija czas, który został im przeznaczony na powstrzymanie tego czegoś co chciało ich zabić. Po kilku dniach od wyruszenia ich przyjaciół na misję, nie otrzymali od nich żadnej informacji. Miała tylko nadzieję, że wrócą żywi. Silena dużo opowiadała jej o obozie sprzed jej przybycia razem z Jasonem i Leo. O misjach Percy’ego i Ann, o zwodach, bitwach o sztandar, o samej sobie i Charlesie. Mimo tego, że część z tego już słyszała, to zupełnie inaczej brzmiało to w jej ustach. Potrafiła czarować samą sobą równie dobrze co Piper głosem. Nie zauważyły jak za oknem zapada zmrok i jakaś nadzwyczajna cisza – rozmawiały dalej. Dopiero gdy usłyszały zduszony krzyk, poderwały się z łóżek i wypadły na zewnątrz. Herosi zgromadzeni w półkolu przy Wielkim Domu przypatrywali się w pełnym wściekłości milczeniu jakiemuś wysokiemu blondynowi. Uśmiechnął się szeroko, ale coś było z nim nie tak – jego oczy pełne były okrucieństwa.
-Stęskniliście się?
Silena poruszyła się. Podobnie jak wszyscy inni, niespokojnie.
-Luke.
Mężczyzna skierował na nią spojrzenie swych zimnych oczu.
-Córka Afrodyty. – rozejrzał się. – Cóż, widzę, że wypada tu wprowadzić nowe porządki.
Klasnął w dłonie. W lasu wyłonili się inni, wyklęci obozowicze.
-Nie łudźcie się, że oni wrócą. Już są martwi.
Piper obudziła się z zduszonym krzykiem. Pot ściekał jej po plechach. Jak to mogło być możliwe?
___ Percy ___
Zbyt łatwo to szło. Zbyt szybko spadli na dół, zbyt szybko znaleźli ślady. Zbyt szybko wyczuli boga Podziemi. Być może to było nie wszystko. Żadnych potworów. Percy czuł się niespokojny i zdenerwowany. Napadły go wszystkie najgorsze wspomnienia. Nico musiał czuć się podobnie bo wysyłał nadzwyczaj mocne fale mroku. Wszyscy szli w ponurym milczeniu. Zanikła potrzeba rozmowy. Sytuacji nie polepszał stan Ann oraz skuta srebrnymi łańcuchami Mina. Podłoże przypominało czarne, magmowe skały. Nie było żadnego sufitu. Czarna górzysta „podłoga” ciągnęła się w nieskończoność. Z oddali co chwilę słychać było potępieńcze wycie i wrzaski, które przejmowały ich dreszczem. Sami zesłali sporą część tych potworów w to miejsce. Nico nagle stanął. Thalia obejrzała się na niego.
-Co jest?
Syn Hadesa zmarszczył brwi.
-To jakby było gdzieś tutaj…
-Twój ojciec? – mruknęła Clarisse. – Jakoś go nie widzę.
-Czuję go – oznajmił bez ogródek Nico. – Musi tu gdzieś być.
Percy rozejrzał się wokół. Niestety też nic nie widział. Jednak czuł pod stopami dziwne wibracje. Miał nadzieję, że to nie jest kolejna grupka potworów, która chce sobie z nich zrobić szaszłyka. Przeczesując wzrokiem podłoże, dostrzegł niewielki dymek wydostający się spod powierzchni. Zdziwił się.
-Nico? – potarł w zamyśleniu czoło.
-Tak? – odwrócił się ku niemu i podszedł. – Czy coś…
-Tam – przerwał mu Percy, wskazując dziwny dym. – Jaka jest możliwość, że twój ojciec siedzi pod ziemią?
Di Angelo podszedł i kucnął przyjrzał się dziwnemu zjawisku. Wyciągnął ręce i rozcapierzył palce. Po chwili westchnął w zdumieniu.
-On tam jest.
-Że co? – Mina prychnęła, ale zaraz została zgromiona przez Thalię i Clarisse.
-Musieli go tam jakoś umieścić. – córka Zeusa pojawiła się koło Percy’ego. – Co tylko oznacza – tupnęła nogą – Że trzeba jakoś to cholerstwo rozwalić.
Stanęli koło siebie, w milczeniu. Julee usiadła niedaleko i zabrała się za wylizywanie swojego drugiego śniadania spomiędzy pazurów. Jak rozbić litą skałę, nie mają żadnych narzędzi? Nawet miecze im się nie przydadzą.
-Nie możesz użyć swoich mocy? – zapytał syn Posejdona. – Wiesz… takie jedno wielkie buum.
Pokręcił głową.
-Zaraz sprowadzilibyśmy na siebie wszystkie potwory z okolicy, po za tym żeby to pękło… nie wiem jakiej ilości mocy bym musiał użyć.
-Gdy brak ci baterii użyj materii – szczeknęła Julee.
Clarisse rzuciła w jej kierunku wściekłe spojrzenie. Percy również poczuł zirytowanie.
-Dużo nam to pomoże!
-Materia pomoże gdy wolę ukorzę. – dorzuciła Thalia. – Nie znacie tego? To jest jeden z starych wierszy Hefajstosa. Gdy przedmiot niepewny użyj przynęty… – zawahała się. – Nie pamiętam co było dalej, ale myślę, że Julee próbuje nam podpowiedzieć.
Nico podrapał się po głowie.
-Że niby ten wiersz? W jaki sposób?
-Czy ta młodzież dzisiaj nic nie wie? – Julee wydała ciężkie westchnięcie. – Nie masz tego czego potrzebujesz, skorzystaj z tego co masz pod ręką. Każdy przedmiot magiczny ma swoją wolę, którą trzeba wyłonić, a zrobi to, co zechcecie.
Percy przyjrzał się Orkanowi z wątpliwościami. Był magiczny w tym sensie, że zmieniał się w długopis i z długopisu w miecz. Był ze spiżu, ale na tym kończyły się jego magiczne właściwości.
-W sensie, że może zadziałać nawet tak jak młot Thora? – zainteresowała się Mina
-Co to jest młot Thora? – zdziwiła się Clarisse.
-Każdy wykuty magicznie przedmiot może zareagować, tylko dawno temu zakazano uczenia tej teorii, przekładania tego na praktykę, bo uznano to za niebezpieczne. Gdyby przedmioty miały walczyć zamiast ludzi… – wilczyca wyszczerzyła kły w imitacji uśmiechu. – Byłoby to ciekawe, ale nie o to chodzi.
-Jak to zrobić? – zapytał syn Posejdona. – Jest jakaś formułka czy coś…?
Spojrzała na niego ze znudzeniem.
-Nie. Wsłuchajcie się w swoje bronie. Dobądźcie ich.
Każdy wykonał polecenie. Wilczyca w końcu wstała i zaczęła wokół nich krążyć, przypatrując się ich ostrzom. Szturchnęła nosem włócznię Thalii.
-Spróbuj ty. Twoja jest potężniejsza od innych w tym gronie.
Córka Zeusa spojrzała na nią uważnie.
-Co mam zrobić?
-Powiedziałam to dwie minuty temu.
-Ale w sensie… – zaczęła, ale nie skończyła widząc przybierające groźny wygląd spojrzenie Julee. Westchnęła. – No dobrze. Spróbuję.
-Innego wyjścia nie masz.
Thalia chwyciła oburącz włócznię i zamknęła ją w dłoniach, zamykając oczy. Zapadła długa, kilkuminutowa cisza. Wszyscy z napięciem wpatrywali się w broń i w dziewczynę. Percy sam zacisnął palce na swojej. Nie wierzył, że może się udać. Nigdy nie widział… działającego samotnie miecza ani jakiejkolwiek innej broni. Pomylili się wszyscy. Nagle ostrze zaczęło jaśnieć coraz bardziej. Poczuli falę ciepła. Cofnęli się zdezorientowani. Wilczyca skoczyła z podekscytowaniem.
-Tak! Tak jest! Teraz czujesz to? Użyj tego by rozbić skałę.
Thalia zacisnęła z wysiłkiem szczękę. Uniosła włócznię i z całej siły wbiła ją w ziemię. Głuchy ryk pękającej skały rozniósł się echem, a oni stracili równowagę i upadli. Alagos utrzymało się w powietrzu razem z Ann. Trzęsienie trwało jeszcze chwilę, po czym spod powierzchni wydobyła się ręką. Zahaczyła palcami o krawędź dziury. Zaraz na zewnątrz przebiła się druga, aż w końcu wyłonił się zakurzony i brudny Hades. Wspierając się na rękach, wydał z siebie potworny krzyk gniewu i wyszedł z swojego więzienia. Thalia cofnęła się parę kroków, a pozostała reszta ostrożnie wstała. Przedstawiał żałosny, a zarazem straszny widok. Jego obłąkane spojrzenie przemykało po nich, a długie czarne włosy były splątane. Ubranie poszarpane i podziurawione nie mówiło już o jego mocy i potędze. Dysząc ciężko, spojrzał na nich.
-Dziękuję – burknął. Jego spojrzenie przekierowało się na Julee oraz na Alagos. – Co wy tutaj robicie?
Lód w jego głosie gdyby mógł, to by zabił.
-Pilnujemy interesów – wilczyca machnęła ogonem. – Pomóż tym dzieciakom. Uwolnili cię. Teraz w zamian pomóż im pokonać Tartara.
-Nie mogę tego zrobić – poprawił swoją marynarkę. – Mogę jedynie wskazać im coś, co może im w tym dopomóc. Na resztę będą musieli sami wpaść.
-Ojcze – cichy głos Nica, rozległ się za plecami Percy’ego. – Czego potrzebujemy?
Hades spojrzał najpierw na syna Posejdona, a potem na Nica.
-Wyłoń się synu zza tego chuderlaka.
Nico niechętnie przepchnął się między Clarisse, a Percy’m.
-Nie wy potrzebujecie – machnął ręką na Jacksona i Annabeth. – Oni potrzebują. Kolejny etap waszej wielkiej misji… – na pewno powiedział to z sarkazmem – Jest znalezienie prawdziwej góry Olimp i dostanie się na nią. Jednak najpierw musicie znaleźć Lajkosa. Lajkos powie co powinniście zrobić. Tartara można pokonać jedynie za pomocą Starej Baśni. Więcej powinniście się dowiedzieć od waszego nauczyciela i mentora – Chejrona.
Herosi przetrawiali długo tę informację. Hades przyjrzał się Minie.
-No, no, no. Dawno nie widziałem półherosa. Wiesz kim jesteś, córko Posejdona?
Percy poczuł się tak, jakby oberwał prosto w splot słoneczny. Zabrakło mu tchu.
-Ona jest moją siostrą?!
Hades uśmiechnął się ponuro.
-Nic nie wiesz, smarkaczu? Mało tego, ona może o tym nie wiedzieć, ale jest również wampirem.
Thalia jednym ruchem zamachnęła się włócznią, ale w tym momencie Percy skoczył przed Minę, ale okazało się to niepotrzebne. Dziewczyna sama sobie poradziła. Ziemia zadrżała ponownie i nagle spod ziemi wydobył się strumień czerwonej cieczy, który uderzył w Thalię. Córka Zeusa wrzasnęła z bólu. Syn Posejdona skrzywił się, ale był zbyt rozgniewany by współczuć. Wiedział dobrze jak działa ognista woda, ale wiedział też, że nie uśmierca. Przynajmniej w Tartarze.
-Przestań! – ryknął na Thalię. – To moja siostra!
-Wampir? – zapytała z niedowierzaniem Clarisse. – Takiego potwora chcesz bronić?
-Hej… – przerwał im słaby głos. Wszyscy spojrzeli na Annabeth.
-Hej! – Nico doskoczył do niej. – Ocknęłaś się.
Uśmiechnęła się blado.
-Nie mamy ważniejszych spraw na głowie niż rozstrzyganie tego kim jest Mina?
-Nie jestem potworem – wydyszała dziewczyna i potrząsnęła kajdankami. – Nie chciałam, nie panowałam nad sobą…
-Wystarczy! – Hades skrzywił się. – Koniec tych rozmów. Musimy stąd się wydostać bo mamy towarzystwo.
Rzeczywiście. Mała armia potworów pędziła na nich z dala. Percy zerknął na Ann.
-Gotowa? – szepnął.
-Tak – wysłała mu pocałunek.
-Wszyscy do mnie! – burknął bóg. – Chwyćcie się mnie i nie marudźcie, bo was tu zostawię.
Nikt nie chciał się przekonać jak to jest być daniem numer jeden dla potworów, więc zgromadzili się wokół Hadesa. Gdy pierwszy potwór miał ich zaatakować rozpłynęli się w powietrzu.
A cały Tartar zatrząsł się, posypały się kamienie i skały.
-NIEEEEEEEEEE!!!!!!!!!
yghm… Niby super, niby fajnie… Ale… Nie wiem. Coś mi nie pasowało. Miałam wrażenie, że jakoś ciężko mi się czyta. I przecinki! O bogowie! Wielka Bogini Interpunkcji, błagam! Spraw, by przecinki znów powróciły do wszelkich ff! Nie mniej, całkiem ciekawe. Sporo się dzieje i na pewno przeczytam kolejne części. WEEEENY!
PS Czytaj na głos swoje prace przed wysłaniem, w tedy powinnaś wyłapać, gdzie powinien być przecinek i czy konstrukcja jest poprawna i zrozumiała. Mnie to w miarę pomaga.
Wybacz xD żartem dodam, że biol-chem mi nie pomaga w konstrukcjach i przecinkach
Hmm… Niestety zgadzam się z Saide (w sensie, że w niefajnej sprawie) ten rozdział był taki… inny? Nie rozumiem dlaczego Percy nagle zaczął bronić Miny… No sorry dziewczyna atakuje Annabeth- dziewczynę Percy’ego, jego partnerce w walce, przyjaciółkę itp i itd… A on ją broni przed Thalią-która defaco jest jego przyjaciółką i kuzynką. Percy taki nie jest, w 2 tomie Percy Jackson i bogowie olimpijscy” nie zaakceptował swojego braterstwa z Tysonem a ten był przez jakieś 10 miesięcy jego jedynym szkolnym przyjacielem. A Mina? Nie zna jej, jest wampirem, rani Ann i próbuje go zabić; do tego ludzie (i herosi) nie zapałają do kogoś miłością brat-siostra, czy nawet dajmy na to siostrzenica-wujek\ciocia, bo się dowiedzieli, że są spokrewnieni. Ok to tyle jeśli chodzi o krytykę…
Mam pytanko czy wspomnienie o Młocie Thora, latającym-samo walczącym mieczem ( który, rzecz jasna NIC mi nie mówi;)) było naumyślne, czy przypadkowe i do niczego nie doprowadzi.
Mam nadzieję, że cię nie uraziłam i życzę ci weny.