Przed wami dodatek do Pomódl się za mnie.
***
Tytuł ma dla mnie dość duże znaczenie i gdyby nie pasował tak bardzo do tego opowiadania, nie wzięłabym go pod uwagę.
Może te słowa nie za bardzo pasują do głównej bohaterki, ale to nie tylko historia o Melanii Regent i jej rozterkach (bogowie, na samą myśl już mam dość. Sama nie wiem jak udało mi się nie zwariować pisząc te 11 rozdziałów)
Pasowało mi to do Ryana, który jest podobny do mnie w tej kwestii. Sama nie jestem zbyt religijna, ale świadomość, że Ktoś z góry nade mną czuwa jest trochę pokrzepiająca.
Czy nie byłoby to prawdopodobne gdyby powiedział coś takiego do Melanii? Do dziewczyny, która z pobożnej katoliczki stała się herosem, który składa ofiary bogom? Wiem, że nie zbyt dobrze to wszystko zostało ukazane w opowiadaniu, ale mogę przysiąc, że taki miałam plan. A, że on nie wypalił i w zamian powstało to co powstało… No trudno.
Znowu przyznaję ci rację Saide. Główny motyw w tym opowiadaniu – Bóg i połączenie go z Obozem Herosów – na rzecz romansu.
Mimo, że nie lubię czytać romansów, bo nie widzę w nich nic ciekawego, a i zakończenie jest oczywiste. Mimo tego nie mam problemu z pisaniem tego typu historii to wiem, że nigdy nie napiszę czegoś w stylu „pod wpływem jego spojrzenia rozbijałam się na atomy”. Chociaż muszę przyznać, że poza tego typu zdaniami, wątek poboczny był sto razy lepszy.
Zeszłam z tematu, jak zwykle zresztą.
To nie znaczy, że nie jestem zadowolona z efektu jaki powstał. Jestem, naprawdę. Nie spodziewałam się, że coś takiego stworzę. Nie jest to do końca romans, ale czegoś tu brakuje.
To jest coś co pisałyśmy wam z Melanią tysiąc razy. To tylko wspomnienia zakochanej kobiety, nic więcej.
Ta zakochana kobieta nie jest zbyt ława do opisania, stworzenia i zrozumienia. Ja sama do końca jej nie rozumiem, a powstała w mojej głowie. Nie jest mną w stu procentach (można tu mówić o jakiś dziesięciu, jak już), ale opisanie jej historii było momentami bardzo łatwe. W następnym akapicie okazywało się, że się myliłam. Były momenty, że jedną scenę pisałam w odstępie dwóch tygodni, bo nie umiałam tego ubrać w słowa i przekazać wam tak jak zrobiłaby to Melania.
Pisanie w taki sposób w jaki jest poprowadzone to opowiadanie jest trudny.
Pisanie w jednoczesnej narracji młodej dziewczyny, a dorosłej kobiety jest prawie nie do zrobienia.
To nie znaczy, że nie powstało kilka świetnych i niewykorzystanych scen. W osobnym pliku mam to wszystko spisane. Niektóre rozdziały powstawały tylko dlatego, że początek miałam spisany dużo wcześniej, a w ten sposób było mi łatwej ruszyć.
Miałam nawet szkic ostatniego rozdziału, który odkryłam dopiero po tym jak go wysłałam. A niestety szkic był chyba lepszy.
***
Ostatni rozdział. Melanie widzi przed domem opartego o samochód Ryana. Dzieci wraz z mężem – który jak co tydzień po rozwodzie przychodzi – bawią się w salonie. Nick zauważa McCrota i każe Melanie iść do niego. Dzieci przychodzą i pytają się kim on jest. Melanie idzie do niego. Kiedy się przytulają Ryan pyta czy jest dla nich szansa. Szansa? Mogłam dać mu ich i tysiąc. Bałam się. Bałam się, że znowu będę płakała co noc w poduszkę. Bałam się, że uczucie, które kiedyś nas połączyło, gdzieś po drodze pomyliło kierunki. Bałam się, ale strach jest dowodem na to, że żyjesz. A moje życie – od dwudziestu jeden lat – składało się z modlitwy za niego. Tak. Mogłam dać mu szansę. Na to, aby znowu wszedł w moje życie. W serce nie mógł. Mieszkał tam od dawna i nie zapowiadało się, abym kiedyś go z tamtąd wyrzuciła. Chyba właśnie na tym polega miłość. Na dawaniu wiecznej ”drugiej” szansy.
Czułam jego ciepły oddech na policzkach, a wzrok jakim na mnie wtedy patrzył, pamiętałam przez bardzo długi czas. Byliśmy tak cholernie blisko siebie, a jednocześnie tak daleko. Wiedziałam, że ze mną gra. Ryan patrzył na ile może się posunąć zanim powiem nie. Był tylko jeden problem – ja nie umiałam mu odmówić.
-
Całowałaś się już, Melanio?
Czy te delikatne pocałunki z moim byłym chłopakiem, które dawał mi na pożegnanie można uznać za prawdziwe? Patrzyłam na usta Ryana, który siedział tak blisko mnie. Chciałam poczuć jak to jest się całować z mężczyzną. Jak to jest poczuć usta drugiej osoby, która przytrzyma cię pewnie za ramiona i nie puści cię. Jak to jest całować Ryana, który na pewno miał w tym duże doświadczenie. Jak to jest poczuć, że świat przewraca się do góry nogami, za sprawą jednej osoby.
-
Tak.
Czy wtedy mnie pocałował? Nie, oczywiście, że nie. Czy tego chciałam? Jasne, że tak. Nie myślcie, że Ryan był dżentelmenem i dlatego tego wtedy nie zrobił. On był kawałem drania, bez dwóch zdań. Chodziło o Francisce Knox. O tą bezwzględną sukę – córkę Afrodyty, która zginęła dwa lata później, zabita przez cyklopy. Dziewczynę Ryana.
Dziewictwo powinno się stracić z osobą, którą się kocha. Czy kochałam Ryana? Niezaprzeczalnie i całkowicie. Czemu jednak czuje, że postąpiłam źle oddając mu nie tylko własne serce, ale i ciało? Czy zdradzam męża porównując go do mojej pierwszej miłości? Kochając się z mężczyzną, z którym mam trójkę dzieci, wyobrażam sobie, że na jego miejscu jest McCrot. Czy to czyni ze mnie złą żonę? A co z potrzebami moimi jako kobiety? Czy posiadam jeszcze prawo do spełnienia się nie tylko jako matka dwójki urwisów, ale i kobieta? Pragnę czegoś więcej niż przelotny pocałunek w policzek na do widzenia i pytanie co na obiad. Poszukuję – na daremno – ciepłych ramion mężczyzny i szeptanego kocham cię, Melanio w zaciszu sypialni. Nie potrzebuję wystawnych kolacji i drogich prezentów. Szczytem moich marzeń w tej chwili jest przyniesiony dla mnie bukiet polnych kwiatów i to bez okazji. Rocznica czy Walentynki są dla niego przypomnieniem, że osoba, która robi mu kanapki do pracy jest też kobietą, z którą wziął ślub. Nie jestem maszynką do robienia dzieci i sprzątania domu. Może właśnie dlatego porównuje męża do Ryana, ponieważ to on mnie doceniał. Przy nim czułam się kochana i ważna.
***
Z tego miejsca chciałabym bardzo podziękować wszystkich (cichym) czytelnikom i osobom, które komentowały rozdziały. Gdyby nie wy tak historia byłaby kolejną, która została przerwana po kilku rozdziałach i miałaby marne szanse na zakończenie.
Jeśli są jakieś pytania, skargi, zażalenia czy podziękowania to odpowiem na każde z nich w komentarzu.
Jesteście najlepszym to mogło mnie spotkać podczas pisania. Niby nie piszę się dla czytelników, tylko dla siebie. Opowiadania tworzone pod publikę są raczej słabe, ale to bzdura.
Bóg stworzył fana, fan stworzył artystę
I tego powinniśmy się trzymać 😉
Miałam napisać jeszcze dwie łatki z punktu widzenia Fransiscy Knox i Simona, ale nie czuję się na siłach i wiem, że nie będzie to co w przypadku łatek z bohaterami Prosto w ogień.
Wiem, że niektórzy liczyli na tą część… Przepraszam.
Jedyne co miałam do zaoferowania dla was w tym dodatku to niepublikowane fragmenty i podziękowania, które płyną prosto z mojego serca do was.
Gdybyście nadal nie mieli mnie dosyć (i moich prac) to serdecznie zapraszam do śledzenie bloga portret-trumienny.blogspot.com
Na razie nie ma tam za dużo rzeczy, niedługo ruszam z nim pełną parą i naprawdę przydałoby mi się wasze wsparcie.
Fanfiction jest z świata Harry’ego Pottera, ale myślę, że nie jest to zbyt duży problem.
PS. Kilka dodatkowych informacji można znaleźć na blogu pomodl-sie-za-mnie.blogspot.com
PS.2 Saide czy nie chciałabyś może zostać moją betą? Nie chodzi mi jedynie o sprawdzanie ukochanych przecinków, ale też o wsparcie. Jeśli byś się zgodziła to mogłabyś napisać na demetria1050@gmail.com ?
Snakix.
Snakix… i Saide…- Alfa i Beta… Ładne brzmi 😉
Przepraszam, że tak późno, ale miałam małe urwanie głowy.
„Może odwaga to tylko maska, którą ludzkość zakłada na zbiorowe szaleństwo?” Myślę, że podejmując się tak ciężkiej narracji, byłaś odważna i szalona jednocześnie. Jak pisałam wcześniej, Pomódl się za mnie było niesamowite pod wieloma względami. Nadal nie wiem, jak to zrobiłaś, że z zapartym tchem czytałam romansopodobne opko. Może właśnie oto chodzi? Stworzyłaś niesamowitą hybrydę, która fascynowała, zaskakiwała i czasem przerażała. Cieszę się, że opublikowałaś „TO”. No właśnie, co?
Wydaje mi się, że to najpiękniejszy rozdział. Bo czytałam o Tobie. Zgadzam się z Tobą, że czasem trzeba pisać dla czytelników (nie „pod”, „dla”). Wydaje mi się, że przez wszystkie części w malutkich kawałeczkach oddawałaś się nam. Pisałaś dla Nas, ale to dużo.
Mam nadzieję, że pomogę Ci, jak na to zasługujesz. Bo nie piszesz od tak sobie. Potrafisz to i chyba lubisz? A to już duża część sukcesu.
Czekam na więcej Twoich prac! WEEEEEEEEENY!!!