22.06… Trochę dawno temu był ostatni rozdział… Wybaczcie!Najpierw byłam za granicą i nie miałam dostępu do opka, a kiedy wróciłam chciałam wysłać. Naprawdę chciałam, wystarczyło zrobić korektę… Ale w trakcie poprawiania doszłam do wniosku, że to było KOSZMARNE! Znaczy… może nie aż tak, ale czułam, że mogę to napisać lepiej. Tak więc na nowo pisałam cały rozdział, który dodatkowo wymusił na mnie dodanie jednej rozmowy, która pojawi się później.
Tak więc przepraszam, ale nie chciałam wstawiać czegoś, co mnie samej się nie podobało.
Poza tym dzięki za komentarze. Cieszę się, że „Coś” się podobał. Kiedyś może wstawię całość, na razie skończmy ten „Cusiek”.
Zapraszam do czytania i komentowania!
Saide
XIII
Najtrudniejsze walki toczymy sami ze sobą. Serce z rozumem, mięśnie z inteligencją, pragnienie z obowiązkiem. Te walki nas wyczerpują. Sprawiają, że łzy stają się krwią- jedynym dowodem po brutalnych wojnach w naszych wnętrzach. Ale blizny na duszach są głębsze i dotkliwsze.
Im jestem starsza , tym więcej mam ran, których nie widać gołym okiem.
Nie płaczę, bo ból głowy uniemożliwia mi myślenie. Nie płaczę, bo ból w piersiach uniemożliwia mi oddychanie. Nie płaczę, bo ból dłoni uniemożliwia mi jakikolwiek ruch.
Płaczę, bo wszystko czego dotknę rozpada się na moich oczach.
Chcę zwinąć się w kłębek. W ciszy popłakać i raz jeszcze uświadomić sobie, jak słaba jestem.
Nie jestem w stanie podciągnąć jednej nogi do brody.
Już kiedyś miałam kontuzję kolana. Wiele lat temu. Pamiętam, jak siedziałam na szczycie ogromnej góry. Właśnie opuszczałam nogawkę, kolano miałam opuchnięte i sine, gdy podeszła do mnie Diana.
-W porządku?- zapytała. Pamiętam, że długi czarny kosmyk wystawał jej spod czapki, a ona owijała go wokół palca. Martwiła się, choć starannie to ukrywała.
-Super- stwierdziłam, bez większego przekonania.- Trochę tlenu mało, ale i tak tu wlazłam… Pierwsza!- podkreśliłam, a dziewczyna wywróciła oczami. Pokazała mi zęby.
-Ale to Thomas pierwszy zje żarcie z ogniska. W sumie to pierwszy i ostatni, bo nam nawet nie da podejść do zawodów!- Wybuchłam śmiechem.- Pośpiesz się, bo albo ogień zgaśnie, albo znikną wszystkie dobroci!
Zebrałam się w sobie i wstałam. W środku krzyczałam z bólu, ale z mojego gardła wydobywał się tylko śmiech. Nie płakałam, bo byłam szczęśliwa, a żaden fizyczny ból, nie mógł tego przykryć.
Nie poddałam się! Wtedy ani nigdy wcześniej! Teraz też się nie poddam. Chciałam żyć, nie płakać. Jestem tak silna, jak o tym sądzę. Nie chcę umierać, nie chcę być kaleką, nie chcę być kukiełką! Chcę być Lilianną Dace! Gdzie się ona podziała? Ta dziewczyna, która trenowała każdego dnia równie ciężko, która brnęła przez życie, która wyłamywała się ze schematu, która sama ustalała zasady, która nie opuściłaby rodziny za żadne skarby, która wolała zginąć, niż się poddać? O nie, ona nie umarła. I nie mam takiego zamiaru.
**
Słońce otacza moje nagie ramiona. Ocieram pot z czoła. Opanowuję oddech.
Raz
Dwa
Trzy
Cztery
Pie…ęć
Miecz wypada mi z dłoni. Nie jestem już w stanie dokończyć sekwencji. Czuję warstwę potu, pokrywającą każdy centymetr mojej skóry. Patrzę w niebo. Trenuję od jakichś trzech, może nawet czterech godzin. Wystarczy.
Idę do domu. Czuję miękką trawę pod stopami, czuję twarde deski, czuję puszysty dywan, czuję chłodne płytki.
Patrzę na swoje odbicie. Opuchlizna już prawie zeszła, połowa twarzy ma tylko siny kolor. Żebra dalej mają paskudny odcień, ale przynajmniej oddycham. Bark i kolano są nadwyrężone, ale są najmniejszym problemem. Jedną dłoń mam szczelnie owiniętą bandażem. Boli mnie samo patrzenie na nią.
Odkręcam zimną wodę. Wpatruję się w nią. Próbuję połączyć ją z moją świadomością. Próbuję, by stała się zależna od moich ruchów. Próbuję być częścią bystrej wody. Próbuję ją usłyszeć i do niej przemówić. Powoli zaciskam pięść.
Nic.
Żadnej reakcji.
Żadnego odzewu.
Żadnej więzi.
Uderzam pięścią w najbliższą ścianę. Czuję, jak całe ramię drży. Rozluźniam mięśnie. Pochylam się nad umywalką.
To nic. Może jeszcze mój organizm nie jest dość sprawny. Albo, co równie prawdopodobne, Posejdon tu nie sięga swoimi wpływami. Są dwie opcje. Obie kończą się tym, że w końcu mi się uda. A teraz muszę być cierpliwa.
Kto by przypuszczał, że sama stwierdzę, że muszę być „cierpliwa”. To dopiero! Thomas byłby ze mnie dumny albo wyśmiałby mnie…
Dzięki bogom za drugą łazienkę w domu Vidy. Pomieszczenie jest mniejsze niż reszta pokoi. Ma białe ściany z abstrakcyjnymi, czarnymi wzorami. Wanna, umywalka i jedna szafka. Całość wytłumiona. Dzięki bogom.
Biorę dwa uspakajające oddechy i wychodzę.
Widzę Vidę, siedzącą w fotelu. Na rękach trzyma maleństwo, karmi je z kolorowej butelki. Uśmiecha się do mnie:
-Dzień Dobry- mówi prostym, przyjaznym tonem.- Na stole stoi kawa i gdybyś mogła obudzić dziewczynki i Malcolma. James wstał dziś wcześniej i nie wyrobiłam się ze śniadaniem- tłumaczy.
-Spoko- odpowiadam i pozwalam na swobodny uśmiech.
Idę do kuchni . Aromatyczny zapach kawy czekoladowej wypełnia całe pomieszczenie. Zgarniam kubek i wchodzę na górę. Czuję ciepło rozchodzące się po moim ciele po każdym łyku.
Dziwne mieszanki kobiety działają. Dzięki nim w ogóle funkcjonuję i wyglądam mniej, jak trup, a bardziej jak dziewczyna. Jednak ani razu nie podała mi już tej, która całkowicie zabrała mi ból. W sumie to dobrze.
W Bazie nauczono mnie, że wszystko jest lepsze, niż zapomnieć, co to ból. To tak jak w szkole. Jeżeli nie powtarzasz materiału, w końcu go zapomnisz i będziesz musiał uczyć się na nowo. Tak samo jest z bólem. W pewnym Momocie odzwyczaisz się i nawet zadrapanie będzie uznawane za „ból”, choć wcześniej byłoby niezauważone.
Zakradam się do pokoju dziewczynek. Ściany są pokryte dzikimi, barwnymi wzorami, wykonanymi rękami sióstr. Po dwóch przeciwległych stronach stoją łóżka. Podchodzę do najbliższego. Z kanarkowej pościeli wystaje tylko ruda czupryna. Pochylam się i lekko potrząsam żółtą kulką.
-Wstawaj- mówię cicho. Odpowiada mi niezrozumiały bełkot. Przewracam oczami i próbuję jeszcze raz..- No już, pobudka!- Nie zwracam się do niej po imieniu, bo nie mam pewności, kogo budzę. Znów odpowiada jakimś mamrotaniem. Poddaję się i idę do drugiego łóżka. Tym razem widzę nie tylko włosy. Widzę piegowatą twarz, drobne ciałko, ukryte w zielonej koszuli na krótki rękaw. Dotykam jej ramienia.- Pobudka! Pora wstawać!- Powtórka z rozrywki. Reakcja ta sama, jak u poprzedniej.
Wstaję i idę do drzwi. Biorę ostatni łyk kawy i mówię głośno:
-Która pierwsza zejdzie do kuchni, po tej sprzątam i zmywam naczynia!
Szybko wymykam się z pokoju. Słyszę, jak się krzątają. Mam jeszcze chwilę. Idę do pokoju Malcolma. Pukam trzy razy i wchodzę. Łóżko stoi pod oknem. Jest puste. Rozglądam się. Jedna szafa, po co komu więcej? Na komodzie stoją miniaturowe repliki broni. Podchodzę do nich. Widzę dziesięciocentymetrowe miecze samurajskie, M-44 wielkości mojego paznokcie u kciuka, małe kastety i dziesiątki innych broni wszystkich rodzajów. Wyglądają na ręcznie robione.
-Lila?!- Malcolm, szlag, zapomniałam o nim. Kto by przypuszczał, że tak mało potrzeba, by mnie rozproszyć- malutkie bronie! Tylko tyle! Ale jedno trzeba przyznać, są suuuuper.
Odwracam się. Patrzę na nastolatka, stojącego w oknie. Szybko wchodzi do pokoju i zaczyna nawijać:
-Błagambłagambłagambłagam! BŁAGAM! Nie mów mamie! Zabiłaby mnie, gdyby dowiedziała się, że wymykam się na dach!- Widzę autentyczne przerażenie w jego oczach. Powstrzymuję uśmiech.- Pozmywam za ciebie po obiedzie!- oferuje. Nawet słowa nie powiedziałam.- I po kolacji!- Nawet nie daje mi szansy odpowiedzieć.- Oj, Lila! Proszę! Tylko tam mogę naprawdę odpocząć!
-Wyluzuj- przerywam mu.- Czemu nie możesz tam chodzić?
-Kiedy miałem osiem lat, spadłem i złamałem nogę, do dziś mam bliznę i mama się boi, że następnym razem nie skończy się tylko na bliźnie- wyjaśnia i wiem, że zaraz znów zacznie mnie błagać.
– Już! Dobra,- wypuszcza wstrzymywane powietrze (ciekawe ile mógłby je tak wstrzymywać?)- …ale chcę którąś z replik!- stawiam warunek. Wiem, że to niezbyt grzeczne, ale skoro mam szanse…- Sam je robisz?
-Tak, na jutro coś zrobię. Jakieś pomysły, prośby?- pyta. Coś czuję, że moje żądanie sprawia mu radość.
-Dałbyś radę zrobić miecz w długopisie?- Widzę, jak oczy zaczynają mu błyszczeć, jak trybiki jego mózgu zaczynają tworzyć obraz przed jego oczami.
-Chyba mam pomysł…
-Dobra, ale teraz chodź na śniadanie- mówię, bo żołądek przypomina o swoim istnieniu. Wychodzę.- A i w M-44 ma trochę krótszą lufę- dodaję i zamykam za sobą drzwi.
**
Czuję zimną podłogę pod gołymi stopami. Biegnę przed siebie, choć bardzie to przypomina skoki. Co raz wybijam rytm uderzając nogami o beton. Śmieję się. Jestem sama. Nikt nie widzi moich dzikich tańców ani nie słyszy niekontrolowanego śmiechu. Dlaczego jestem szczęśliwa?
Bo pierwszy raz rozumiem, że nie mam powodu, by się nie cieszyć.
Poza tym uwielbiam przekazywać dobre wiadomości.
Mamy pozwolenie na misję w Eurazji! Chcę to wykrzyczeć całemu światu! Misja na innym kontynencie! Bez obstawy, bez politycznych gierek, bez problemów. Tylko nasza czwórka i kilkudziesięciu zakładników! Sami na Syberii! Uwolnić, zaprowadzić, przewieść i na koniec pozwiedzać, i przy odrobinie szczęścia… Uda nam się odpocząć i pobyć „normalnymi”.
Pamiętam, jak byłam wtedy szczęśliwa. To nie tak, że chcieliśmy być normalni. Chcieliśmy porobić normalne rzeczy. Zjeść lody, iść do kina czy połazić w deszczu. Nie śledzić kogoś, nie spotykać się z kimś ważnym, nie gonić czy uciekać w deszczu.
Teraz w końcu próbuję normalności. Szkoda tylko, że sama… Obiecuję, że po wszystkim, po całej akcji ze Śmierciami, pójdę z Thomasem na zwykły obiad. O ile będzie chciał ze mną rozmawiać. Ale przynajmniej mam cel, na który mogę czekać. Sprawdzić czy Tommy pójdzie ze mną na obiad na mieście.
Czas przedstawić Śmierciom moje priorytety.
Aaa!.. ,,Pamięć” powraca! 😁😁😁 >tańczy dziki taniec szczęścia wrzeszcząc ze szczęścia <*kilka godzin później przypomina sobie o oddziale legionistów przygotowanych do szturmu na blogowe konto Saide w celu wydobycia tego cuda i odwołuje atak*
A teraz na poważnie… ,,Pamięć", jak zwykle niesamowita, pełna refleksji nad życiem herosa, wspomnień, postanowień, uczuć, przemyśleń, tajemniczości(choć ten rozdział nie był tak mroczny jak niektóre). Podsumowując ,, Pamięć=arcydzieło
P.S. Kończą mi się pomysły na wyrażanie swojego zachwytu 😉
Ale mnie nie koncza sie pomysly na dalsze rozdzialy 😉 Powiem Ci, ze to dobrze, uz w koncu sobie przypomnialas o tych legionistach! Sasiadka sie skarzyla, ze nie moze do drzwi dojsc! 😉 Mam zamiar na razie uspokoic akcje (o ile to mozliwe) Dajmy Lil troche oddechu…