A propos… jest to wątek poboczny
Dwójka ludzi siedziała przy stoliku w ekskluzywnej restauracji na skrzyżowaniu dwóch dużych ulic w Nowym Jorku. Piękna kobieta – ciemnowłosa o szarych, przenikliwych oczach i długiej, czerwonej sukni aż do ziemi, siedziała na przeciw Rodana, który nadal był w białym mundurze wojskowym Japonii.
-Marano – rzekł wesoło. – Rozchmurz się. Na prawdę rzadko się zdarza kolacja w takim towarzystwie.
Kobieta spojrzała w jego ciepłe, niebieskie oczy.
-Owszem. I nigdy jeszcze nie była w tak ryzykownym wykrycia miejscu, jak to.
Rodan uniósł jedną brew, co wyglądało zapewne zabójczo przystojnie, bo inne kobiety natychmiast się na niego obejrzały.
-Obliczasz prawdopodobieństwo?
Jej źrenice zwęziły się.
-Nie pogrywaj, Rodanie. To szaleństwo. Jest jakieś 90% prawdopodobieństwa, że zostaniemy dostrzeżenie, nie licząc czynnika…
-Marano… – przerwał jej, wzdychając. – Dziękuję, że nie jesteś zimna i wyniosła, to przywilej i zaskakujące wydarzenie, ale proszę cię o jeszcze jedną przysługę. Żadnych prawdopodobieństw. Musimy działaś bez tego, bez planu i bez zabezpieczeń. Dopiero wtedy jest szansa, że zrobimy to, co do nas należy.
Przez chwilę siedzieli w ciszy, a kobieta wpatrywała się w okno po ich prawej stronie.
-Nie wiem jakim cudem mogłam się na to wszystko zgodzić. – pochyliła się w jego kierunku. – Ale niech ci będzie. Ten jeden raz możesz zebrać laury. Jeśli się oczywiście okaże, że jest za co.
-Ależ oczywiście, że wiesz, co robisz. – uśmiechnął się. – Zależy ci na Annabeth Chase, tak samo jak mi na Perseuszu Jacksonie. To oczywiste.
-„Z tym argumentem trudno dyskutować”, Rodanie. – mruknęła. – Chyba coś we mnie zmiękło.
-Połączenie działa.
-Nie jestem pewna czy dobrze.
Jej dłoń leżała na stoliku swobodnie, a on nakrył ją swoją. Marana zesztywniała i wbiła w niego zimne spojrzenie.
-To jest bardzo ryzykowny ruch.
-Będziesz mogła to dogłębnie wyrazić w hotelu.
Wstała, wyrywając rękę spod jego.
-Dziękuję za kolację. Rozumiem, że śpisz na podłodze. – spojrzała na niego pytająco.
-Ja? – zapytał zdziwiony, – Przecież starczy dla nas miejsca.
Roześmiała się, a Rodan zdziwił się jeszcze bardziej.
-Zapłaciłeś za jeden pokój, a damie ustępuje się miejsca.
-Przecież to jest łóżko dla dwóch osób.
-W tym przypadku dla jednej. Dobranoc. Jak będziesz chciał wejść, zostawię ci okno, bo drzwi będą zamknięte.
Zanim jakikolwiek śmiertelnik by to dostrzegł, Marana rozpłynęła się w powietrzu.
-Zołza… – mruknął Rodan i dokończył stek.
Hem, hem, hem… Ciekawie, ciekawie… Chętnie przeczytam rozwinięcie.
Taka podpowiedź, kiedy piszesz opko w wordzie ustaw w „opcjach interlini”, by nie było odstępu między akapitami i później rób dwa razy „enter”. Unikniesz wtedy tak ściśniętego tekstu przy wysyłaniu 😉
WEEENY!!!!
Ciekawe, intrygujące, owiane tajemnicą i przyprószone humorem. I… to chyba tyle. WEEENY!