Szlak mnie trafia przy wszystkich opisach, które muszę zrobić do tego posta, ale z wiedzą gdzie co jest i tak dalej, człowiekowi żyje się (i pisze się) lepiej. Także oddaję Wam wszystkim :} ten oto rozdział dwunasty (dzięki Saide za cierpliwe komentowanie każdego rozdziału i za wskazówki). Wiecie – jestem popędliwa i raczej jak już coś zrobię, to nie lubię tego sprawdzać, więc jest walka na „miecze” z moim pendolino. Staram się sprawdzać każdy rozdział… na prawdę no…
(Tak nawiasem… przy opisywaniu Central Parku korzystałam z paru źródeł… warto w mapach google sobie przejrzeć jak on wygląda i w ogóle. Jest na prawdę ogromny.)
____________ Percy ____________
Zatopili się z powodzeniem w tłumie. Percy odetchnął z ulgą. Szli w kierunku galerii Central Parku. Annabeth mocniej ścisnęła jego dłoń.
-Udało im się uciec? – zapytała zmartwiona.
-Miejmy nadzieję, że tak – mruknął. – Dadzą radę. Jest z nimi Nico. Muszą dać radę.
Po za tym podczas ucieczki nie mogą oddalić się od parku. Tutaj mają się spotkać. Syn Hadesa prawie nigdy go nie zawiódł, nie licząc tego razu, gdy Percy miał zanurzyć się w Styksie i wpadł w pułapkę pana Podziemi. Wtedy na krótki okres stracił do niego zaufanie, ale półtorej roku później pokazał, że potrafi dotrzymywać raz danego słowa. Ruch szczytowy na drogach właśnie się zaczął. Samochody jak szalone pędziły w jedną i w drugą stronę. Wśród tego ambarasu przeszli przez 5th Ave Street. Annabeth zatrzymała się przy galerii.
-Percy – pociągnęła go delikatnie. – Myślę, że nic się nie stanie jak na chwilkę wstąpimy do galerii.
Zmarszczył brwi, stając koło niej.
-Co to za galeria? Powiedz tylko, że nie mody.
Uśmiechnęła się lekko.
-Nie. Jest to galeria niemieckiej i austriackiej sztuki od 1890r do 1940r. Najciekawsze w sumie jest to, że zostało ulokowane w pałacyku pewnego przemysłowca Williama Starra Millera. Zbudowany na wzór budowli z czasów…
Zanim zdążyła cokolwiek dalej powiedzieć, Percy pocałował ją w usta, skutecznie kończąc jej wykład na ten temat. Gdy się odsunął, spojrzał z rozbawieniem na jej nieco zaskoczoną minę.
-Ty moja encyklopedio – poprowadził ją do wejścia. – Po prostu tam wejdźmy, a jestem pewien, że wszystko będzie pisać na tabliczkach umieszczonych nad obrazami.
Westchnęła głęboko i odzyskała spokój, który przed chwilą jej ukradł.
-Dobrze. Niech ci będzie, Glonomóżdżku. I tak masz dysleksję, więc niewiele odczytasz. Chyba, że będzie pisało po grecku.
Parsknął tylko i już po chwili znaleźli się w środku. „Ty też.”
Gdy tylko weszli, brązowe schody poprowadziły ich na podest, prosto pod potężne, czarne i pięknie zdobione odrzwia. Za drzwiami, na lewo znajdowały się kolejne schody, a na prawo za gładkim biurkiem siedział siwy już pan z okularami na nosie, przeglądając jakąś gazetę. Annabeth zachwycona się architekturą, rozglądała się wokół, badając każdy najmniejszy element sufitu, ścian i podłogi. Percy w tym samym czasie podszedł do recepcjonisty i chrząknął uprzejmie.
Mężczyzna podniósł wzrok swych brązowych, pokrapianych złotem tęczówek na chłopaka, którego przeszły dreszcze. Takie różnokolorowe oczy można było zobaczyć tylko u Hazel.
-Tak, słucham? – zwinął gazetę i włożył ją gdzieś pod blat. – W czym mogę pomóc?
Percy podrapał się po głowie.
-Prosilibyśmy o bilet, w sumie dwa bilety wstępu do galerii.
-Mhm – teraz dopiero dostrzegł elegancki laptop. Mężczyzna wpisał coś do niego. – Ulgowy -dwanaście dolarów od osoby wraz z dowodem, dla osoby dorosłej dwadzieścia dolarów, dla osoby starszej… – tu przyjrzał się badawczo synowi Posejdona, mrużąc oczy. – też dwanaście dolarów, ale ciebie to chyba jeszcze nie dotyczy.
-Yyy… no nie za bardzo. Prosiłbym dwa ulgowe.
-Dwadzieścia cztery dolary, proszę.
Zdjął z ramienia plecak i zaczął w nim grzebać, w poszukiwaniu mamony. W końcu trafił na nią w mniejszej kieszeni. Odliczył i podał.
-Ekhm… czy…
Staruszek machnął ręką.
-Niech pan idzie z dziewczyną, panie Jackson. Puszczam was bez dowodów. Miłego oglądania.
Percy’ego zmroziło. Skąd znał jego nazwisko? Może był potworem? Rozejrzał się wokół i sięgnął po orkan. Rozwinął go, a tamten znów spojrzał i uśmiechnął się.
-Ładna laska.
Annabeth w tej chwili dostrzegła wreszcie swojego chłopaka i z syknięciem chwyciła go za rękę.
-Co ty robisz?! Ktoś może jeszcze zobaczyć.
-Nic – mruknął. – Musiałem coś sprawdzić.
Córka Ateny pomachała mu przed nosem.
-Obudź się, Glonojadzie. Jesteśmy w muzeum.
Skinął tylko głową i schował długopis do kieszeni. Ruszyli schodami na pierwsze piętro. Znaleźli się w małym, pięknym holu. Wzory czarno – białe na podłodze układały się w szachownicę, a białe ściany sprawiały wrażenie nieskazitelnych. Zdobiona poręcz przedstawiała miliony zakrętów. Percy nie mógł się nie uśmiechnąć na widok zachwytu malującego się na twarzy jego dziewczyny. Zastanawiał się czy ich dzieci też przejmą takie uwielbienie do sztuki i architektury. Wolał co prawda, by skupiły się na surfowaniu po morzu, ale to pierwsze też mogło by być.
Pierwsza sala do której weszli była podłużna a podłogi wykonane były z ciemnego drewna. Ściany białe, podzielone „wtopionymi” marmurami pokrywały obrazy. Po prawej stronie wnęka otoczona marmurem, okazała się być przejściem na korytarz. Po lewej stronie wisiało malowidło Gustava Klimta (co Percy’emu nic totalnie nie mówiło). W głębi pomieszczenia znajdowały się drzwi – jedne po lewej stronie a drugie po prawej. Na samym środku wisiał główny obraz emanujący jakąś dziwną do określenia aurą. Ann podeszła do niego i zaczęła analizować każdy najmniejszy fragment, Percy zaś przyjrzał się powierzchownie kominkowi znajdującemu się poniżej. Za nimi do sali wszedł elegancki mężczyzna w czarnym garniturze. Na prawej kieszeni marynarki miał wygrawerowaną czerwoną łezkę. Syn Posejdona dostrzegł go wówczas dopiero wtedy, gdy poczuł jak coś się o niego ociera. Obrócił się gwałtownie, ale nic nie dostrzegł po za falującym delikatnie powietrzem. Od razu przejął go też jakiś dziwny niepokój i przekonanie, że to wszystko nie ma sensu. Stracą wszystko. Nie powiedzie im się. Potrząsnął głową i zobaczył faceta w czerni, oglądającego jeden z przedmiotów ustawionych na małej komodzie koło obrazu po lewej stronie. Gdy podniósł głowę, zobaczył przyglądającego mu się Percy’ego i uśmiechnął się.
W jego twarzy było coś demonicznego i mrocznego. Wzdrygnął się i chwycił Annabeth za rękę.
-Chodź – szepnął. – Myślę, że już wystarczająco dużo razy obejrzałaś każde włókno tego obrazu.
Dziewczyna spojrzała na niego półprzytomnym spojrzeniem.
-Hm.. Percy myślę, że… – urwała gwałtownie i rozejrzała się, marszcząc brwi. – Widziałeś?
-Co? – rozejrzał się dookoła.
-Powietrze tak jakby…
W tej samej chwili drzwi koło nich trzasnęły głucho, zamykając się. Błyskawicznie odwrócili się i zobaczyli, że drugie oraz trzecie wejście zlewa się z ścianą. Ten sam facet uśmiechał się nadal i nie ukrywał już, że na nich patrzy. Zostali uwięzieni.
Po sali rozniósł się dźwięk wysuwanego metalu. Orkan zalśnił swoim blaskiem, gdy Percy do dobył. Wycelował go prosto w mężczyznę.
-Kim pan jest? – zapytał.
Nieznajomy rozłożył ręce na boki a powietrze wokół niego zafalowało, co tym razem było już wyraźnie widać. Oboje młodych ludzi dostrzegło kłębiące się kule cieni. Ogarnął ich niewysłowiony ból i cierpienie.
-Ann… – chłopak chwycił ją za ramiona. – Nie możesz… stracimy je…
Spojrzała na niego oszołomiona.
-To szaleństwo… – wyszeptała a po jej policzku spłynęła łza.
–Wszystko jest szaleństwem! – osobnik zaśmiał się czystym, wdzięcznym głosem, który przyprawiał człowieka o niepokój. – Jeśli jest ból, jest i szaleństwo. Bywa czasem nieświadome, an marino.
Wtulili się w siebie, a córka Ateny załkała gorzko, dygocząc. Wszystkie negatywne emocje, a w szczególności ból i cierpienie przytłaczały ich niczym kilkutonowy głaz. Percy objął ją mocno i zapytał raz jeszcze, głosem bliskim załamania.
-Kim pan jest?
-Och… kim ja jestem? Jestem waszym niepokojem. Jestem Ponos, a to – wskazał na cienie. – To są moje demony cierpienia i bólu – Algos. An marino!
A nad jego głową pojawiły się ogromne litery: Welcome In The Hell.
Wszystko rozmazało się, jakby było przez coś zasysane. Widoki zmieniły się. Pojawili się na samym szczycie ogromnej góry. Piękne ośnieżone, strome zbocza mieniły się ostrymi błyskami, odbijających się promieni słonecznych w lodzie. O mało co nie zsunęli się w dół. Annabeth zdążyła chwycić Percy’ego nim ten zdążył klapnąć na tyłek. Zaraz koło nich pojawił się mężczyzna, który przedstawił się jako Ponos z ciemnymi włosami i szpakowatą twarzą wraz z swoimi Alagos. Znów uśmiechnął się promiennie, a syn Posejdona nie podejrzewał, że sam uśmiech może być tak bolesny. Zmrużył oczy.
-Gdzie jesteśmy? – rozejrzał się zdezorientowany.
-K2 – odpowiedziała mu Ann. – Najwyższy szczyt zaraz po Mount Everest na pograniczu Chin i Pakistanu, prawda? – zwróciła się do Ponosa.
-Zgadza się – rzekł pogodnie. – Pewno zastanawiacie się po co ja, bóg niepokoju i cierpienia was tu ściągnąłem… No cóż… an marino – westchnął.
-Tak! – warknął syn Posejdona. – I zaraz cię zwalę z tej góry, jeśli zaraz mi tego nie powiesz.
Był zdenerwowany. Nie dość, że zaczepili ich ochroniarze, to teraz na karku musieli mieć jeszcze boga cierpienia i jego przeklęte demony.
-Daruj sobie groźby, Jackson. – usłyszeli chłodny głos.
Za ich plecami zmaterializowała się kobieta w długiej, białej, prostej sukni sięgającej aż do kostek. Odgarnęła swoje długie, wielokolorowe włosy na plecy.
Obaj półbogowie zdębiali na jej widok.
-Nie spoglądaj tak na mnie, półbogini. Morderstwo może mieć wiele kolorów i barw. To akurat, które chciał popełnić twój chłoptaś jest czerwone.
Chłopak pierwszy raz zobaczył jak jej dziewczynie opada szczęka. Nie zdołała wykrztusić żadnego słowa, ale piękna nimfa wypowiedziała je za nią.
-Tak. Jestem Phonoi. Bogini morderstw. Ponosie – powiedziała z wyrzutem. – Czemu nie powiedziałeś tym półbogom dlaczego ich tu sprowadziłeś?
Bóg wzruszył ramionami.
-Chciałem się pobawić.
-Mam nadzieję, że zabawki ci się już znudziły. Czekają nowe an marino.
-Z całą pewnością, ale te też są ciekawe.
Phonoi westchnęła, jakby rozumiejąc, że tak szybko tego nie załapie. Machnęła ręką, a na chwilę wszystko wokół zdawało się stanąć w miejscu.
-O Wielka Bogini Czerwonej Krwi – syn Posejdona z ciekawością obejrzał płatek śniegu, który zatrzymał mu się przed nosem. – Możesz wreszcie zdradzić tę tajemnicę?
-Mogę.
-Jak to zrobiłaś? – brwi córki Ateny powędrowały w górę.
Westchnęła i zignorowała pytanie. Sugestywnym ruchem poprawiła swoją suknię.
-Schodzicie do podziemi. Nie do końca wiecie co może was tam czekać – uniosła dłoń, dając znak, żeby jej nie przerywać. – Wiemy, że z wizytą u Tartara byliście już raz. Na waszym zwycięstwie zależy wielu pomniejszym bogom i możecie mi uwierzyć – również Olimpijczykom. Chociaż być może nie widać tego tak po Królu bogów.
-Zgadza się – Ponos zapalił papierosa, który znalazł się nagle między jego ustami. – Powodzenie misji, którą odbywacie wpłynie na wszystkich i na wszystko. Łącznie z… innymi strukturami boskimi. Lub porażka. Nie możemy na dzień dzisiejszy przewidzieć jak to wszystko się potoczy, a Przepowiednia, z tego co wiem, nie mówi jasno ani o jednym, ani o drugim.
-Inne struktury boskie? – zapytała Annabeth.
Phonoi machnęła ręką.
-To nieważne na dzisiaj. Ważne jest, abyście byli gotowi na ból i cierpienie – wskazała swojego towarzysza. – Po to Ponos. Niestety, nie unikniecie tym razem również i mnie – czyli morderstwa. Nie mogę powiedzieć kto kogo zabije, lecz wiedzcie, że na pewno do niego dojdzie. Musicie sobie radzić z emocjami.
-Z skutkami wydarzeń – dodał bóg. – Od waszej zimnej krwi zależy wynik wyprawy. Ukryć nie można – uśmiechnął się – że jesteście głównym gwoździem programu, an marino!
-Możesz przestać ciągle powtarzać to an marino? – mruknął Percy. – Działa mi to na nerwy.
-O tym właśnie mowa – powiedziała bogini. – Kontrola sytuacji.
-An marino! – zgodził się Ponos.
Annabeth nie zdradzała ani jednej myśli, która kłębiła się jej po głowie. Stała z marsową miną i spoglądała na zbocza gór. Percy podejrzewał, że układa plan i łączy elementy.
-Zostaniecie z nami? – bawiła się swoim naszyjnikiem.
-Nie bezpośrednio, ale tak. – Phonoi jeszcze raz machnęła ręką, a śnieg na powrót zaczął padać. – Dostaniecie naszych pomocników…
-Moje Alagos! – zawołał bóg i jęknął. – An marino!
Kobieta przewróciła oczami.
-Tak i moje zwierzę. Myślę, że będzie wam towarzyszył aż do końca. – zza jej nóg wyłonił się piękny a zarazem groźny wilk. Percy z trudem przełknął ślinę. – To Julee Cruise. Ale uwaga. Ma swoją własną wolę. Będzie wystawiała was na wielokrotne próby. Uważajcie…
Uważajcie…
Uważajcie…
In marino!
-Julee Cruise?! Przecież to…
Wszystko znów się rozmyło i nastała ciemność.
No właśnie… ktoś wie kim była Julee Cruise? 😉
Ja wiem, ja wiem! (bo sprawdziłam) To piosenkarka, ma kilka swoich albumów i grała w serii Twin Peaks! ;-p Świetny rozdział! Ludzie, to nienormalne! Czytam właśnie drugie opko i znów jest motyw szaleństwa! Nie zniszczcie mi psychiki! Sam rozdział SUPER! Czy był jakiś błąd? Może, ale nie sprawił, że nagle wybiłam się z sytuacji. Na początku jest, że Ann „zachwycona się architekturą, rozglądała się…” albo zachwycała się, albo zachwycona architekturą. Jestem wielką fanką poszukiwań w internecie o różnych bogach (choćby moje śmierci) i dlatego bardzo podoba mi się motyw pomniejszych bóstw o wielkiej mocy i dużym wpływie! W skrócie: czekam na więcej i WEEENY! :-*
Intrygujące… Mam tylko jedno małe zastrzeżenie, a mianowicie: w godzinach szczytu samochody zazwyczaj stoją a nie mkną. Ale to trochę czepialstwo (dzięki któremu wykryłam błąd w ,,Ukrytej Wyroczni”:)). Czekam na szybki CD i WENY!
Wii tyle czekałam 😆. I osobiście uważam , że wątek ciekawy bóg cierpienia i bogini morderstwa?! Będzię się działo.
Wesołych świąt i WENYYY
Zawsze ostatni ;(
Znalazłem błąd: „Po to Ponos.” powinno być „Bo”.
Pomijając ten mały błąd to naprawdę dobra robota!
Bardzo podoba mi się, że dałaś nowych bogów, zawsze więcej zabawy. Aha i rekwiruję Hedone i jeśli można 😀
Weny, haiku i czego tam zapragniesz :p Wesołych Świąt!
Kochani! Wam wszystkim również błogosławionych, ciepłych świąt! aa i dziękuję serdecznie ;p