TA DA BUM! Pierwszy rozdział Pamięci II! Cieszy się ktoś? Tak btw, to mam pomysł. Myślałam, by napisać coś w rodzaju wywiadu. Skoro skończyłam Walkę (do której przeczytania, serdecznie zachęcam), to może chcielibyście dowiedzieć się czegoś więcej o bohaterach tego opka? Jeśli macie jakiekolwiek pytania odnośnie tamtej serii, to serdecznie zapraszam do pisania pytań w komentarzach. A odnośnie Pamięci II to… Zapraszam do czytania. Obiecuję, że w następnych rozdziałach będzie działo się ciut więcej 😉
SAIDE
I
Nogi lekko się trzęsą. Ledwo co się poruszam, a każdy mięsień mam napięty. Serce bije nienaturalnie szybko. Boję się zrobić choćby krok. Cisza dźwięczy mi w uszach, a ręce oprawcy nie przepuszczają światła dziennego.
W końcu chłopak zabiera dłonie.
-Wyglądasz inaczej, pięknie, ale inaczej..- cichy głos Thomasa sprawia, że otwieram oczy.
Patrzę w lustro. Mam na sobie turkusową sukienkę z marszczeniami do kostek. Na głowie mam srebrny wianek, przywodzący na myśl diadem. Na nogach mam dwunastocentymetrowe szpilki w kolorze wieńca na głowie. Usta mam lekko podkreślone, a moje morskie oczy są optycznie większe. Bill dokonał cudu.
-No, dobra- mówię i odwracam się w stronę chłopaka o niebieskich włosach i dumnym uśmiechu.- przyznaję, wyglądam całkiem, całkiem, ale…- uśmiecham się zarówno życzliwie, jak i błagalnie.- Czy te szpilki są konieczne, w sumie to je przeżyję, ale obcisła sukienka?
-Liluś… Liluś… Liluś…- Bill kręci głową, jakby musiał tłumaczyć dziecku oczywistą rzecz.- Ta sukienka świetnie podkreśla twoją figurę, a przy tym nie uwydatnia zbytnio twoich mięśni. Materiał jest lekki i przyjemny w dotyku, dzięki czemu będzie ci przyjemnie tańczyć.
-Nie tańczę.- przerywam, a Bill przewraca oczami.
-Lil, daj mu trochę nadziei.- mówi do mnie Thomas z wesołymi iskierkami w oczach.- Niech wierzy, że są choć minimalne szanse, że zatańczysz…- uśmiecha się do mnie, a ja mu odpowiadam tym samym.
-Ughh… Jeszcze czternaście minut i dwadzieścia siedem, sześć, pięć…- zaczyna Bill, patrząc na swojego srebrnego roleksa.
-Wyluzuj, to tylko ślub.- stwierdzam i opieram nie o komodę.- Zostaw tę marynarkę.- ganię go, kiedy zaczyna obciągać marynarkę. Ma na sobie biały garnitur z turkusowym krawatem.
-Tylko ŚLUB? Zobaczymy, co ty zrobisz, kiedy nadejdzie twój dzień!- oburza się Bill, a ja ponownie przewracam oczami.
Od ostatniej rozmowy z Thanatosem minęło kilka dni. Z jednej strony cieszy mnie to, a z drugiej trochę przeraża. Istna cisza przed burzą. Dobrze, że mogę się odstresować. Bill i Sam są na tyle nienormalni, że w niecałe dwa miesiące zorganizowali wielką weselną imprezę. Szczęście ich nie opuszcza. Przyjechałam z powrotem do Stanów dzień przed imprezą. Chłopaki byli wściekli, że tak późno się z nimi spotkałam, a Bill prawie się popłakał, gdy zobaczył, że blizna na twarzy jest znów zaogniona. Nie powiedziałam mu czemu, a on nie drążył tematu. Chip. Nie ma go. Leży bezpiecznie w kieszeni u Thomasa. Niby tyle lat żyłam bez niego, ale ostatnie dni, które spędziłam z tym ustrojstwem w sobie, rozstroiły moją czujność, obojętność, którą wyuczyłam się okazywać na co dzień. To tak, jakby komuś kto od lat śpi na ulicy, nagle dać miękkie łóżko i z powrotem wyrzucić. Chodnik znów będzie twardy, a ziemia zimna. Przez chwilę byłam silniejsza, a teraz znów jestem , jestem… tym kim jestem pierwotnie.
-Bardzo mnie boli, że blizna jest widoczna.- odzywa się Bill, z lekką pretensją w głosie.
-Nie moja wina.- mówię obojętnie i przewracam oczami.- Taka praca.- usprawiedliwiam się.
-Jakoś przez ostatnie lata nie wymagała od Ciebie tego typu rzeczy.- zauważa Bill i zakłada ręce na piersi.
-Dawno nikt nie został porwany.- odpowiadam najspokojniej, jak umiem i zerkam na Thomasa.
-Nie była to moja wina, nie chciałem być porwany.- mówi spokojnie z lekką irytacją, ale taką w jego stylu, ciepłą, życzliwą.
Lubię słuchać jego spokoju. Nawet bardzo. Wtedy mam wrażenie, że nie jestem sama. Mam wręcz pewność, że oprócz mnie jest jeszcze jakiś racjonalny głos. Kiedy zbyt wiele osób na tobie polega, musisz mieć pewność, że dasz radę patrzeć im w oczy. Thomas widział mnie w stanie maksymalnej rozsypki, a ja widziałam go w stanie tak złym, że wielu pomyślałoby, iż już był martwy. Oboje widzieliśmy się nawzajem, widzieliśmy siebie bez masek.
-A odpowiedzialności to was nie nauczono?- drąży pan młody. Oboje z Thomasem z rezygnacją wzdychamy.
-Thomas obiecaj mi, ze jeśli kiedyś z nerwów będę taką zołzą, to trzepniesz mnie w łeb.- mówię kręcąc głową.
-Jak wyglądam?- dopytuje się Bill i przygryza dolną wargę, by powstrzymać się od przeczesania włosów z toną lakieru.
-Świetnie… Tommy, słyszysz to?
-Jakby ptaki?- zgaduje Thomas wsłuchując się w narastające ćwierkanie.
-Niemożliwe.- wtrąca Bill.- Ściany są wygłuszone, ani my nie usłyszymy nic z zewnątrz, ani nikt nas.
-Wsłuchaj się.- polecam. Jestem pewna, że słyszę ćwierkanie. Moja ręka automatycznie rusza do miejsca, gdzie normalnie byłaby kieszeń jeansów, ale nie ma jej. Ostrożnie rozglądam się po pomieszczeniu. Thomas zdejmuje spinkę od krawatu, która przybiera postać długiego, ciężkiego miecza. Ręką szukam Orkana na komodzie. Kiedy po chwili, trzymam go pewnie w ręce i już zdejmuję zatyczkę, ćwierkanie osiąga swoje maximum i kończy się nagłym rozbłyskiem białego światła i podmuchem letniego wiatru. Pierwsze co do mnie dociera to intensywny zapach różanych perfum, a zaraz potem słyszę płynny, melodyjny głos:
-Mam nadzieję, drogie dzieci, że jesteście gotowi!- Afrodyta ubrana w białą suknię z turkusowym paskiem, ozdobionym brylantami, przygląda się naszej trójce.- Co tak milczycie? To przez tę sukienkę? Powinna być krótsza?
-Nie, jest cudowniee.- pierwszy odzywa się Thomas, z powrotem zapinając spijkę.
-Po prostu nie spodziewaliśmy się Ciebie tutaj.- dodaję, rozluźniając mięśnie karku i ramion.
-Jak to?- pyta i robi zdziwioną minę.- Ktoś musi udzielić chłopaczkom ślubu! A poza tym na Olimpie dzieją się same nudy!- skarży się i cmoka z niezadowoleniem, wpatrując się we mnie intensywnie.- Wyglądałabyś o niebo lepiej, gdyby nie ta blizna.- ostatnie słowo wypowiada z nutką obrzydzenia.
-Też jej to mówiłem!- odzyskuje głos Bill.- O Pani, nawet nie wiesz , ja mnie cieszy Twoja obecność! To ogromny zaszczyt!
-No cóż, już czas się zabierać za uroczystość, a Liluśu bądź łaskawa iść do łazienki i przypudruj sobie nosek.- puszcza do mnie oko, a ja czuję dreszcz biegnący mi po plecach.- Za kilka minut zaczynamy.
Co mam zrobić? Kłócić się z boginią? Wejdę do łazienki i wyjdę, może przejdzie.
Stoję przed lustrem. Thomas ma rację, wyglądam inaczej. Próbuję wyobrazić sobie, jak wyglądałoby moje życie, gdyby nie ta blizna, gdyby nie to, że zniszczyłam wtedy chip. Mam wrażenie, że byłoby lepsze. Byłabym twardsza, cudze słowa i czyny nie byłyby tak bolesne. Nie płakałabym, nie cierpiała tyle razy. Wszystko byłoby łatwiejsze.
Palcem delikatnie pocieram swędzącą bliznę. Z każdą sekundą robię to coraz mocniej. Uciążliwe swąd zamienia się w pieczenie. Blizna rozgrzewa się do niewyobrażalnej temperatury. Czuję się, jakby ktoś przystawił mi do twarzy rozgrzany drut. Zaciskam powieki i powstrzymuję się od krzyku. Nagle ból ustaje. Zdyszana opieram się o umywalkę. Otwieram oczy i nie widzę jej. Nie widzę blizny. Nie ma jej.
-Lil, idziesz?- krzyczy przez zamknięte drzwi toalety Thomas.
-Tak!- odpowiadam i ostatni raz zerkam na swoje odbicie.
Powiem bez ogródek, przykro mi. Przykro mi, że od 16.11 nie pojawił się tu żaden komentarz. Ja rozumiem, jest szkoła, praca i tysiące lepszych i ważniejszych zajęć, niż pisanie komentarzy, ale nie zmienia to faktu, że minęły ponad dwa tygodnie, od kiedy ten rozdział jest na stronie. Nie wiem, czy wszyscy są tak zapracowani, czy to opko jest tak beznadziejne, że aż szkoda słów. Może ktoś mnie uświadomić? Osobiście staram się komentować większość postów i bardzo mi przykro, kiedy mam wrażenie, że jestem sama na tym blogu. Gdy nie pojawiające się opka, uwierzyłabym w to. A najgorsze jest to, że kiedy chciałabym zacząć pisać dalej, to nie robię tego, bo nie mam wewnętrznej motywacji, którą zapewniały mi Wasze komentarze. Tylko to chciałam napisać. Poza tym mam już II rozdział, ale czy warto wysyłać, skoro nie ma odzewu?
Komentuję trochę…eee… późno
Weź, rozdział jest super. Jedyne co rzuciło mi się w oczy to niepotrzebne kropki w dialogach, np. „-Bardzo mnie boli, że blizna jest widoczna.- odzywa się Bill”. Znaczy tak myślę, mogę się mylić, bo nie znam się na tym za bardzo 😛
AFRODYTA??? Okej, jak napisałaś, że było słychać ćwierkanie, to pomyślałam, że nadciąga inwazja ptaków stymfalijskich czy coś… Myślę, że Afrodyta też ma coś wspólnego z przepowiednią i Tanatosem, bo myślę, że tak normalnie nie pojawiłaby się na ślubie i że za tym kryje się jakiś spisek.
Co do Walki: PYTANIA:
(Do Ciebie) Skąd wziął się pomysł do napisania „Walki”?
(Do Liama) Jak jest w Obozie Herosów?
(Do Brzozy) Skąd wzięła się ksywka „Brzoza”?
(Do Dębu) Jak to jest być drzewem?
(Do Braiana) Dlaczego jesteś takim idiotą?
Jak wymyślę więcej, to dopiszę.
Weny 😀